White House
George W Bush
Illinois State Treasure
Piotr Dabrowski
Hyde Park Czarna
Czarny Humor

Zawody Strzeleckie pisma  "Zew Natury"

 





Czlowiek roku 2000


Man of the year 2000






Polvision.com





 


Listy do redakcji

          Archiwum 



Webmaster


 

   

 

 

WESOLYCH SWIAT !

Szczesliwego Nowego Roku!

Zyczy redakcja

 

 

Autoklub Polski Chicago

 

Najstarsza Polonijna Organizacja Motoryzacyjna

serdecznie zaprasza wszystkich milosnikow motoryzacji ,

rajdow, wyscigow samochodowych do brania udzialu w

imprezach organizowanych przez nas!

Przylacz sie do nas i zostan czlonkiem naszego klubu !!!

 

       Odwiedz nas na internecie i napisz do nas e-mail:

 

  piotrdabrowski@core.com

     www.autoklubpolski.com

    Prezez Jerzy Cienkosz z Klubem zaprasza !!!

 

Tel: (630) 514 9457

Matka i córka

          Powiadają mądrzy ludzie, że miłość bywa wprawdzie nierychliwa, ale zawsze sprawiedliwa - na pewno przyjdzie, tyle, że nie wiadomo kiedy i pod czyją postacią. Czasem, niestety, dość późno. I oto właśnie mamy do czynienia z taką historią, a do szczegółowego opisu skłaniają niezwykłe okoliczności, jakie w wieku mocno już dojrzałym dopadły Jacka W., pana zbliżającego się do pięćdziesiątki. On sam do pewnego momentu przejawiał zaskakująco mało inicjatywy licząc zapewne na to, że to samo jakoś rozejdzie się po kościach, a gdy postanowił zadziałać nieco energiczniej, było już, niestety, za późno. Oto ta wielce pouczająca historia. 

            Kiedy nastąpiły opisywane tu zdarzenia, Jacek W. był statecznym, 48-letnim bezdzietnym wdowcem. Owdowiał cztery lata wcześniej, gdy jego ukochana Halinka nie dała rady najpaskudniejszej chorobie naszych czasów - nowotworowi. Dzieci państwo W. nie mieli, więc Jacek został na tym Bożym świecie sam jako ten przysłowiowy palec. Jacek W. miałby cudowne życie, gdyby nie te dwa poważne mankamenty: najpierw bezpłodność żony, potem jej śmiertelna choroba. W interesach odwrotnie: jego firma specjalizująca się w skomplikowanej elektronice funkcjonowała kwitnąco, więc stać go było praktycznie na wszystko: miał ładny dom z ogrodem, z gustem urządzone wnętrze tego domu, dwa świetne samochody na różne okazje, i liczne wyjazdy wycieczkowe, uwielbiał bowiem poznawanie obcych krajów, i to nie w zorganizowanych grupach, ale indywidualnie, bo jest typem indywidualisty mającego swoje prywatne ścieżki. Znał bowiem języki i w każdej części świata swobodnie mógł się na każdy temat dogadać. 

            Ta samotność po śmierci Halinki bardzo Jackowi doskwierała. Intuicyjnie szukał towarzystwa ludzi, z którymi „nadawał na tej samej fali” i gdzie się dobrze czuł. Tę rolę pocieszycieli samotnego wdowca wzięli na siebie ochoczo dawni przyjaciele - Marta i Wojciech Z., mieszkający w tej samej części miasta. Państwo Z. mają dwie córki - Dorotę i Wiktorię, więc niemal już pełnoletnie panienki Jacka W. traktowały jak prawdziwego wujka, był bowiem w ich domu „od zawsze”. Układ był czysty i zdrowy, a Jacek W. w domu Z. czuł się wyśmienicie. Ta znajomość koiła nie tylko jego ciężko doświadczoną psychikę, miała także znaczenie praktyczne. Chodziło o to, że podczas licznych wyjazdów Jacka, rodzina Z. pilnowała jego domu bardzo sumiennie, delegując ze swego składu do czasowego zamieszkania przynajmniej jedną osobę. Piszę o tym, bo zwyczaj ten w sposób zasadniczy zaważył na losach Jacka W. Ale trzymajmy się chronologii... 

            Najpierw różni dobrzy znajomi usiłowali Jacka W. jako wdowca wyswatać. Rozumowali logicznie: ten przystojny i niestary przecież zamożny mężczyzna jest wymarzoną wprost partią dla wielu pań samotnie chlipiących w poduszkę, z drugiej znów strony kobieta przy jego boku pozwoliłaby - tak ci przyjaciele skądinąd słusznie kalkulowali - wrócić Jackowi do równowagi nie tylko psychicznej. Nie wiedzieli jednak, że bardzo silnie Jackiem zainteresowana jest Marta Z. On też tego nie wiedział, ale tylko do pewnego czasu.  

Poznał jej zamiary, gdy jednego wieczoru wrócił z kilkudniowego wyjazdu biznesowego na południe Polski. Marta, na którą akurat wypadło (zapewne nie przypadkowo) pilnowanie domu Jacka, przyjęła go w jego własnym domu niezwykle obiecująco. Stół zastawiony był z wyszukaną elegancją, w kuchni prawie gotowa pieczeń z indyka, a nad tym wszystkim czuwała Marta, też jakaś taka dziwnie elegancka, z pewnością w nie powszednim nastroju. Nieświadom niczego Jacek wziął to za dobrą monetę, i tylko mu było głupio, że z tak błahego powodu Marta, którą znał przecież wiele lat, wysila się na takie znakomitości. 

            Ale to jeszcze nic. Prawda wyszła na wierzch jak oliwa zaraz po kolacji. Teraz dopiero Jacek zauważył, że strój Marty był zdecydowanie wyzywający, a pod solidnie wydekoltowaną bluzką nic więcej już nie miała. Jej zachowanie nie pozostawiało żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości. Ona chciała tę okazję wykorzystać, by wreszcie zbliżyć się do Jacka tak, jak to sobie już dawno wymarzyła. Powiedziała mu to wprost, bez skrępowania, zaznaczyła również, że chce to robić możliwie najczęściej, ale z zachowaniem dotychczasowego układu rodzinnego. Słowem - chciała mieć na boku drugiego, bardzo atrakcyjnego faceta, zachowując jednak ciepełko istniejącego dotąd układu rodzinnego. Jej zresztą też nic nie brakowało: jako kobita zaledwie czterdziestoczteroletnia zachowywała atrybuty młodzieńcze, które jednak wsparte były ogromnym doświadczeniem. Taka typowa „rycząca czterdziestka”. Jej autoprezentacja była przekonująca aż nadto: „Ja naprawdę bardzo wiele potrafię, możesz to Jacku sprawdzić choćby teraz...” 

            Jacek, póki co, sprawdzać nie chciał, czym Marcie sprawił niekłamaną przykrość. I, niestety, zaczął się plątać w zeznaniach, w których nie wiadomo dlaczego stale powoływał się na swoją długoletnią przyjaźń z mężem Marty - Wojciechem Z., wobec którego za wszelką cenę pragnął pozostać lojalny. Jakby to było najważniejsze! Marta na te słowa zachowała klasę mówiąc coś o tym, że Jacek winien sobie tę jej propozycję przemyśleć, ona bowiem wierzy, iż po tych przemyśleniach decyzja Jacka może być tylko jedna - padnie w jej szeroko rozwarte póki co ramiona. Wychodząc do domu nawet nie musiała poprawiać makijażu, bo po prawdzie do niczego między nimi nie doszło. 

            Teraz Jacek W. przynajmniej wiedział, że co najmniej jedna pani ma na niego dużą ochotę, on zaś na nią jakby mniejszą, bo okropnie obawiał się komplikacji towarzysko-obyczajowych. W duchu jednak przyznawał, że Marcie niczego nie brakuje, była w jego guście. Pozostał więc czujny, ale życie - pozornie nie zmienione - potoczyło się swoim torem. Najbliższe tygodnie i miesiące pozwoliły mu wrócić do odgrywanej dotąd roli sympatycznego przyjaciela domu Z., gdzie się bywa, pogada, czasem nawet coś wypije i to wszystko. Znaczących mrugnięć Marty Jacek zdawał się nie zauważać lub rozmowę wekslował na tematy neutralne... Wiedział bowiem, że Marty winien się - dla własnego dobra - wystrzegać najusilniej, wszak było jasne, że odrzucona dama bywa bardzo groźna; „te sprawy” załatwiał dyskretnie z innymi paniami drogą niezobowiązujących, chwilowych momentów zapomnienia. 

            Ale nadszedł właśnie maj i czas jego tradycyjnej wycieczki na południe Europy, bardzo bowiem lubił prowansalski początek lata. Tym razem domu Jacka pilnowała starsza córka państwa Z. - Dorota, teraz już studentka na modnym kierunku architektury wnętrz. Była właśnie przed sesją, więc ta samotność miała jej się przydać na pilną lekturę wybranych lektur przedegzaminowych, tudzież wewnętrzne nastawienie przed ważnym dla studentki czasem. Nikomu do głowy nie przyszło, że Dorotę zaprzątają zupełnie inne myśli. Myśli związane, co wcale nie jest takie oczywiste, z Jackiem W., właścicielem zajmowanego przez nią chwilowo domostwa. 

            Z francuskiej Prowansji Jacek wrócił naładowany energią i nowymi wiadomościami o czasach starożytnych, odwiedził był tam bowiem miedzy innymi antyczny teatr w Orange, oraz pięknie zachowane bardzo stare centrum Avignonu, że pomniejszych atrakcji nie wymienię. Był lekko opalony i fantastycznie zrelaksowany, bo wszystko w tej cudnej Prowansji układało się po jego myśli. I by nie było żadnej niespodzianki, z lotniska zadzwonił do domu, czyli do Doroty, że będzie na miejscu za najwyżej pół godziny. Nie wiedział, że Dorota na tę ważną chwilę przygotowywała się od wielu dni, i właściwie była gotowa na ten przyjazd od ładnych paru godzin... 

            Darujmy sobie nieistotne dla sprawy szczegóły, godzi się natomiast napisać, że jego powrót do domu był bardzo podobny do tego, jaki przeżył kilka miesięcy wcześniej, a który już znacie, z Martą, mamą Doroty, w roli głównej. Dorota, dziecię, które niegdyś Jacek W. nosił na rękach jako niemowlę jeszcze, przygotowała wspaniałą kolację, a gdy nieświadom niczego Jacek już sobie podjadł i sięgał do torby po drobny suwenirek dla córki przyjaciół, Dorota rzuciła mu się w ramiona tak natarczywie, że doświadczony życiowo facet po prostu zbaraniał. Bądźmy szczerzy: Dorota rolę pani uwodzącej pana odegrała o wiele lepiej, niż jej mama, czyli Marta. Była bardziej spontaniczna i lepiej naładowana energią. Spontaniczna, ale też o wiele bardzie zdeterminowana. 

            Najpierw zdumionego Jacka zagłaskała używając przymilnie określenia „wujek”, co go trochę uśpiło, wierzył bowiem naiwnie, że to ciągle to samo dziewczątko, które w zamiarach swoich nie ma żadnych podtekstów oprócz czczej dosłowności działań. I to go właściwie zgubiło. Dorota umiejętnie stopniowała napięcie, a gdy Jacek zorientował się, do czego ta rezolutna panna zmierza, było już za późno. Wtedy, już lekko ugotowany w erotycznym sosie, dowiedział się od Doroty, że zawsze był jej idolem i absolutnym wzorcem mężczyzny, jak ten metr z Sevres pod Paryżem. A ona, Dorota, właśnie takie wzorce lubi, przy czym różnica wieku nie ma dla niej absolutnie żadnego znaczenia. Panna poszła w swych zwierzeniach nawet dalej: ona rozumie - tak perorowała - że Jacek (teraz już zapomniała o „wujku”) ma za sobą ciężkie przeżycia po stracie ukochanej cioci Halinki, ale w razie czego ona jest gotowa w każdej chwili tę ciocię zastąpić, choćby nawet zaraz... 

            Jacek W. zbaraniał jeszcze bardziej. Teraz, gdy na poły byli już rozebrani, a chucie zaczynały forte grać swoją wielką symfonię cis-dur, nie bardzo umiał się przystosować do tej nowej dla siebie i wielce nietypowej sytuacji. Czy on, dojrzały facet, może jak kobietę traktować pannę, którą kiedyś niemowlęciem nosił na rękach? Różnica wieku, delikatnie licząc, wynosiła prawie trzydzieści lat! Burząca się krew, nieodłączny znak czegoś, co zwykle dzieje się bez udziału naszej świadomości, te bezskuteczne rozważania przerwała. Jacek dał się ponieść - jak mawiają poeci - emocjom. Ostatecznie - rozważał resztką sił logicznych - znane są liczne przykłady takich zróżnicowanych wiekowo związków.  

            Zanim rzucili się zachłannie w wir pożądania, Dorota kontrolowała niepisany scenariusz tego wieczoru. Najpierw zadzwoniła do domu, że wujek Jacek zawiadomił ją z Francji, iż jego powrót nieco się opóźni, o jakieś trzy-cztery dni, więc ona, Dorota, jeszcze w jego domu pozostanie przez ten czas, zresztą dobrze się składa, bo chce wyszlifować materiał do egzaminów na uczelni. Ma co jeść, więc niech kochani rodzice o nią się nie martwią. Tym sposobem mieli spokój na cztery dni. 

            Z wiarygodnych źródeł wiemy, że Dorota Z. i Jacek W. czas ten wykorzystali bardzo akuratnie i skrupulatnie. Właściwie z łóżka nie wychodzili. Lodówka była pełna, starczyło na przeżycie. W obowiązkowych przerwach regeneracyjnych Jacek pozwalał sobie na myślenie o tym, co go spotkało. Były to wnioski bardzo krzepiące: po pierwsze - sprawdza się jako mężczyzna u boku bardzo młodej dziewczyny, co zawsze u mężczyzn w jego wieku niesie z sobą ogromne ryzyko kompromitacji, po drugie - na bok trzeba odrzucić staromodne konwenanse i dlatego nie widzi powodów, dla których nie miałby się z Dorotą związać mocniej i na dłużej, po trzecie wreszcie - swoim temperamentem i umiejętnościami Dorota przerasta zapewne matkę (tego nie był do końca pewien, bo matki wszak nie sprawdził, lecz tylko się domyślał), co stwarza mu na przyszłość doskonałe warunki bytu, tym bardziej, że dziewczyna nie stroni od prac czysto domowych. 

            Cztery dni minęły jak z bicza strzelił. Były wyznania wielkiej miłości, skądinąd prawdziwe, były zapewnienia stałości, było nawet planowanie świetlanej przyszłości we dwoje pod jednym dachem. Ale nadszedł w końcu czas wyjścia z tymi wszystkimi rewelacjami na zewnątrz, głównie zaś do państwa Z., przyjaciół Jacka i rodziców Doroty. Jacek o mało nie stchórzył i prawie, że uciekł z poobiedniej kawy z plackiem. Dorota przytrzymała go na miejscu niemal siłą. W tym krytycznym momencie to ona wzięła na siebie najtrudniejszą rolę, a jak się z niej wywiązała, zobaczcie sami: 

            - Ostatni tydzień był w moim życiu, kochani rodzice, zupełnie przełomowy. Na początek zdałam trzy bardzo ważne i trudne egzaminy, co tok moich studiów posuwa znacznie do przodu. Ale było też coś jeszcze ważniejszego - zakochałam się!.. 

            - Nareszcie, chwała Bogu! - nie wytrzymała Marta Z., którą dotąd szczerze martwił fakt, że starsza córka nie ma chłopaka. 

            - Tak, to prawda. Jestem w siódmym niebie, a więc bardzo szczęśliwa, bo wiem, że trafiłam na tego jedynego wymarzonego... Nie macie pojęcia, jakie to wspaniałe uczucie. 

            - Wiemy coś na ten temat, bo też to czuliśmy, ale oczywiście cieszymy się razem z tobą. Na tę szczęśliwą okazję napijemy się szampana! Wiesz dobrze, że dla nas rodzina, ta podstawowa komórka społeczna, zawsze była najważniejsza - mama Marta trajkotała jak najęta, lekko od rzeczy, bo i jej udzielił się nastrój szczególnego podniecenia. Ale Dorota konsekwentnie parła do przodu: 

            - Nie chciałam wam głowy zawracać, więc ustaliliśmy z moim kochanym - pobierzemy się najdalej za dwa miesiące. Moim mężem będzie obecny tu Jacek W., dotychczas wujek, a od teraz mój kochany Jacuś... 

            Uruchamiamy teraz wszelkie możliwe pokłady wyobraźni, by uzmysłowić sobie wrażenie, jakie te słowa wywarły na Marcie i Wojciechu Z. Z jednej strony Jacek omal nie zapadł się pod ceramiczną podłogę, ze strachu naturalnie, z drugiej znów Marta prawie, że zemdlała z tego wrażenia. Wojciech pozostał niemy jako ten słup soli. Dłuższą chwilę trwała dręcząca cisza, a gdy wreszcie jej echo przebrzmiało, blada jak ściana Marta trzęsącym się głosem wykrztusiła:  

            - To wy... zamierzacie się pobrać? Ja chyba śnię, a moja córka plecie jakieś niedorzeczności! Jacek, powiedz coś! Powiedz, że to jakaś kosmiczna pomyłka lub kawał. Jeśli chcieliście mnie nastraszyć, to owszem, już wam się udało, a teraz odwołajcie wszystko... 

            - Nie, to nie pomyłka, ani żaden kawał. Tak, Marto, zamierzamy się pobrać i chcę niniejszym  prosić was o rękę córki - słowa Jacka zabrzmiały spokojnie i kategorycznie, on sam się zdziwił, skąd mu się to wzięło, bo stremowany był ogromnie. 

            Rozmowa, jaka po tych słowach wywiązała się w living-roomie państwa Z. była długa i burzliwa, i trudno ją wiernie zrelacjonować. Stanęło w końcu na tym, że postawieni pod ścianą państwo Z. wyrazili zgodę na ślub córki z wdowcem Jackiem W. On z kolei zapewnił przyszłych teściów, że ich córce zapewni możliwie najlepsze warunki bytowania, i tu akurat nie mylił się ani trochę, bowiem stać go na to było. Marta jednak nie wytrzymała i w końcu zażądała krótkiej rozmowy w cztery oczy z przyszłym zięciem. Po prawdzie to nie była rozmowa, tylko skondensowany treściowo monolog: 

            - Ogromnie się na tobie zawiodłam, ale trudno, rozumiem - wybrałeś młodość. Ale stawiam sprawę jasno: ja też chcę coś z tego mieć! I tu mam jasną propozycję: przynajmniej raz w miesiącu umożliwisz mi wizytę u siebie, gdy Doroty nie będzie i dasz to, czego tamtego pamiętnego wieczoru nie dostałam, choć bardzo chciałam. Możesz oczywiście odmówić, ale lojalnie uprzedzam - będziesz tego bardzo żałował. Ja nie cofnę się przed niczym i życie obrzydzę ci tak, że pożałujesz do końca dni swoich. Proponuję klarowną ugodę. No co, zgoda? 

            Jacek chciał kategorycznie odmówić, ale w porę się powstrzymał. Wyszło mu bowiem na to, że nie warto brykać, bo przy dobrym zbiegu okoliczności może tylko zyskać. Odpowiedział więc pojednawczo: 

            - Zgoda, nie mam wyjścia, ale zastrzegam sobie prawo do pełnej dyskrecji. Marto, nie gniewaj się na mnie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie oparłby się takiej nawale namiętności, jaką zaserwowała mi Dorota. A na ciebie też ciągle mam ochotę, jak na kobietę dojrzałą i doświadczoną, choć ochotę tę hamowały liczne obawy, znanej tobie natury. Teraz sobie odbijemy, byle ostrożnie...  

             Jak te ochoty kochankowie realizowali nie będziemy roztrząsać, to w końcu ich prywatna sprawa. Pointą tej historii jest krótka rozmowa Doroty, teraz już pani W., ze swoją młodszą siostrą, jaka zdarzyła się już po przeprowadzce Doroty do okazałego domu Jacka W. Wiktoria rzekła jej wtedy: 

             - Mogę ci tylko pogratulować. Sama starannie przygotowywałam się do tego samego, ale ty byłaś szybsza. No cóż, mam nauczkę na przyszłość, że to dziedzina życia, w której trzeba się spieszyć i nie wolno zostać w dołkach...       

Włodzimierz Paluszkiewicz

 

  A to gałgan!

 

Historyjka z życia wzięta,

jak się pewien pan pałętał

gdzieś, w toplesie, porą cudną,

a że było panu nudno

podzielił się dobrym słowem,

zełgał ktoś, z imć Gałganowem.

 

Ponoć były i wódeczki,

doszło więc do ostrej sprzeczki,

bo chciał wyłgać z kwaśną miną

pan się, że przypadek ino,

zwykła plotka, śmiechu warte...

jak wół idzie wciąż w zaparte.

 

Już Temida spod opaski

zerka...wlepić czy akt łaski?

Pan kraśnieje nam od wzruszeń,

życie pisze scenariusze.

Gwarno w mediach i co chwila

szala groźnie się przechyla

 

Tylko Temida uradowana,

gdy sprawa warta gałgana.

 

                          nona

 

 

 

Wybory 2004 - komentarz...
Wyniki wyborów w kraju wprowadziły w zdumienie obserwatorów. Spodziewano się zwycięstwa Platformy Obywatelskiej i tak się stało. Platforma wygrała wybory w cuglach, pokazując, że jest w tej chwili najsilnieszą partią polityczną. Przed wyborami zdając sobie sprawę z....     
 

Czy Go będziesz pamiętać...?
Ci, co odchodzą
Wciąż z nami są
I żyją sobie obok nas...

(R. Rynkowski "Jawa")
Chciałam, żeby to wspomnienie było swojego rodzaju peanem na cześć Wielkiego Człowieka, ale ciągle nie dociera do mojej wiadomooci, że Jego naprawdę już nie ma. Był zawsze, od kiedy pamiętam, śpiewało się "Pod papugami", "Dziwny jest ten świat" czy "Sen o Warszawie".         

Eurocentryzm stosowany czyli „50 lat za murzynami”
Wśród krajów przystępujących do Unii Europejskiej nie ma gorzej przygotowanego do członkostwa niż Polska. Nie jesteśmy przygotowani w ponad pięćdziesięciu obszarach negocjacji – pisze dziennik „Rzeczpospolita”. Dziennik powołuje się na raport wysokiej rangi dyplomatów „15-stki”, który w pełni przedstawiony będzie 5-go listopada. Wynika z niego, iż następnemu w kolejności kandydatowi Komisja Europejska wytknęła trzy razy mniej niedociągnięć niż Polsce. Jeżeli nie nastąpi rzeczywista poprawa , stracimy wiele korzyści płynących z integracji. Czy raport ów to...      

Dyskretny Urok Oligarchi
Nie ulega wątpliwości, że warunki w naszym kraju w ostatnich latach stają się coraz gorsze. Coraz większe bezrobocie, brak stabilizacji ekonomicznej, brak jasnej i trwałej polityki społecznej państwa wywołuje wśród ludzi strach o jutro, zagubienie i depresję. Nie wszystkich jednak problemy dotykają jednakowo. Są gdzieś ci „szczęściarze”, którzy umieli schronić się...      

Reaktywacja
Przez blisko czternaście lat wydawało się nam, że ziścił się sen o wolnym państwie. Demokratyczny kraj z aspiracjami na „tygrysa Europy” – to wmawiano nam przez trzynaście lat choć zmieniały się rządy, padały kolejne sektory gospodarki, a nędza wychodziła na ulicę - fascynacja wolnością oślepiała i otumaniała nas wszystkich. Wydawało się, że wszystko zmierza w jednym kierunku, że w kilka lat dogonimy Irlandię czy Hiszpanię. Tylko zakaszemy rękawy – a Polak potrafi – stworzymy wolny kraj, w nim wolny rynek, kapitalizm i polskich kapitalistów. Każdy nowy sklep w miejsce straganu na polowym łóżku utwierdzał nas w przekonaniu, że....

DEMOKRACJA - MADE IN POLAND
W specjalnym przemówieniu wygłoszonym z pokładu USS Abraham Lincoln w dniu 1 maja Prezydent George Bush ogłosił zakończenie głównych operacji wojennych w Iraku. Polska – aktywny koalicjant sił sprzymierzonych – wygrała wojnę, i choć formalnie Stany Zjednoczone nie ogłosiły jeszcze jej końca, to już  prowadzone są przygotowania do stabilizacji regionu oraz odbudowy Iraku. Kraj ten wg planów amerykańskich ma być podzielony na........        

Mamy plany - czyli co dwie głowy to nie jedna.
Wydawało się, że już nic nie pomoże polskiej gospodarce, i że stagnacja zabiła wszelkie odruchy działania u większości rodaków. Wysokie koszty, wysokie podatki, wysokie odsetki, destrukcja władzy, niesamowita korupcja i na dodatek długa zima sprawiły , iż na przednówku tego roku bezrobocie rzeczywiste sięga czterech milionów Polaków czynnych zawodowo co stanowi około 25% , a wokół toczy się coraz więcej paranoicznych dewagacji politycznych . Co jakiś czas ogłasza się kolejny plan strategiczny dla Polski. I co z tego ? Oderwanie polityki od realiów życia w Polsce jest szokujące, a straty finansowe ogromne. Co nas czeka w najbliższym czasie ? Oto zrodziły sie w łonie rządu dwa odrębne programy gospodarcze dla Polski : ministra Kołodki i ministra Hausnera . Czy to przejaw roztropności ,czy bezradności ?    

NARODOWY FUNDUSZ ZDROWIA czyli.... reanimacja nieboszczyka
Sejm uchwalił a Prezydent podpisał ustawę o Narodowym Funduszu Zdrowia. Kolejny „knot ustawowy” i kolejny zmarnowany czas i pieniądze podatników, a przede wszystkim kolejne niezliczone ofiary śmiertelne w toczącej się w Polsce wojnie o ochronę zdrowia.
O ile dotychczasowe niepowodzenia na arenie służby zdrowia tłumaczono zaszłościami starego, niewydolnego i zcentralizowanego systemu, i o ile wielka reforma...     

TRYPTYK PERSKI - TRIADA
Teza. Część1.
Po atakach terrorystycznych 11 września 2001 na WCT świat zawiązał koalicję antyterrorystyczną. Najbardziej zdeterminowane w tym działaniu Stany Zjednoczone wydały bezwzględną  wojnę fanatykom z al.- Kaidy i wszelkim innym ugrupowaniom terrorystycznym na świecie. W swoim pierwszym orędziu o stanie państwa wygłoszonym 29 stycznia 2002 roku George W. Bush oświadczył, ze Irak, Iran i Korea Północna tworzą „oś zła”.  Podkreślił szczególnie ważną rzecz, a mianowicie..... 

Jaka centroprawica ?
Jeżeli nowocześni, prorynkowi i europejscy politycy wywodzący się głównie z dawnego KLD i Ruchu Stu pozbędą się z Platformy Obywatelskiej niereformowalnych, AWS-owskich pozostałości oraz przeprowadzą lifting tej partii po swojemu – będziemy mogli mówić o szansie na zbudowanie sensownej - odpowiadającej europejskim standardom – centroprawicy, a nawet prawicy.....

Oglądajcie polskie seriale – „Rywingate” .
Nowy serial jaki możemy ostatnio oglądać w naszych telewizorach za sprawą wiodącej na rynku medialnym „Gazety Wyborczej” i znanego producenta filmowego Lwa R. bije rekordy popularności. Sprzyja ku temu rozgłos i reklama jaką codziennie publikują wszystkie niemalże środki masowego przekazu, wszystkie serwisy informacyjne. Możemy śledzić dokładnie losy naszych bohaterów, ich rozterki, zwątpienia, rozgoryczenia, obawy, i ich tragedie. Pora emisji dostosowana z najwyższym znawstwem do potrzeb...    

OFFSET czyli jak dogonić Europę.
Rozstrzygnięcie przetargu na samolot wielozadaniowy nakłada na firmę Lockhed Martin - producenta F-16 - obowiązek zainwestowania w polski przemysł kwoty co najmniej równej kosztowi zakupu samolotów, czyli jak dotychczas szacowano, około 9,8 miliarda USD. Z najnowszych informacji wynika, iż na pewno amerykanie...

 
 Poland in the world news
 

 Polish News from Poland in English

POLISH INFORMATION AGENCY
Polish Agency of Information


Polish Official Statistics


The Warsaw Voice

 Business Week Poland
Business Week Poland

Warsaw Business Journal
Warsaw Business Journal

Polonia in Numbers
 

Chicago News