szukaj
 
Dziś jest:
 
DARIUSZ GAWIN

Dziękuję panu Dariuszowi Śmiechowskiemu. Proszę państwa, nie powiedzieliśmy o nagrodach. Pierwsza nagroda 15 000, druga 7 000, dziesięć wyróżnień po półtora tysiąca złotych. Jeszcze jedna informacja: materiały o konkursie (utrwalone na płycie CD oraz regulamin i kartę zgłoszeniową) będzie można kupować po naszej konferencji za 15 PLN. Przygotował je pan Dariusz Śmiechowski, a pani Hanna Radziejowska, z naszego Instytutu, będzie je wydawała wszystkim zainteresowanym za tą opłatą, wynikającą z przepisów prawa.

Aby ugryźć taki temat, który nazwałbym „Tożsamość ideowa a tożsamość ideowa Warszawy”, trzeba go przeprowadzić wokół idei wolności. Jeszcze tylko jedno zastrzeżenie, bo na sali widzę pana Dariusza Bartoszewicza z „Gazety Wyborczej”, który dzisiaj podkpiwał z idei Dzielnicy Łacińskiej w Warszawie, więc ja powiem tak: toutes proportions gardées. Wiadomo, że w Warszawie nie będziemy mieli Dzielnicy Łacińskiej dokładnie takiej, jaka jest w Paryżu, bo to jest kwestia architektury, Sekwany… i jedzenia w knajpach — nie będziemy mieli takiego samego.

Dzielnica Łacińska — jeśli można używać tej analogii — jest to analogia funkcjonalna, a nie architektoniczno-egzystencjalna. To znaczy funkcja tej dzielnicy (na południe od mostu) może być nakierowana na edukację i naukę. Na razie mamy bibliotekę, ale Uniwersytet nam się trochę wdaje. Jest elektrociepłownia, którą kupuje prywatny właściciel, zobowiązany przez miasto do zachowania jakiejś funkcji publicznej w tej części, która podlega ochronie konserwatorskiej. Będziemy mieli Centrum Nauki Kopernik, i może Uniwersytet w końcu coś jeszcze dobuduje, więc zgromadzenie funkcji naukowo-edukacyjnej — jak na Warszawę — będzie spore, jak na Paryż — małe. Tak jak mówię, Sekwany nie będzie, ani tych knajpek, ale za to będzie dużo młodzieży, studentów. Powstanie trochę innych dróg, takich, na których dzisiaj — jak od Świętokrzyskiej do Królewskiej — unosi się, króluje specyficzna atmosfera, tworzona dzięki temu, że jest więcej młodzieży. Z tego też powodu kierujemy nasz konkurs przede wszystkim do młodych. Cieszę się bardzo zainteresowaniem, przepraszamy za niedogodności związane z brakiem miejsca. Na wiosnę zostanie oddana sala kina na sto kilkadziesiąt osób, jak wejdzie tam nas drugie tyle, to może byłoby równie ciasno. Ale tutaj tak krawiec szył, jak mu materiału stawało. Tę salę i tak trzeba było wykroić z hali (po której suwnica jeździła kiedyś z elektrociepłowni) kosztem tego miejsca, które przeznaczone było na ekspozycję.

Muszę zrobić zastrzeżenie, nie jestem architektem, ale oczywiście zdajemy sobie sprawę — układając ten konkurs — że były robione pewne próby wyobrażenia sobie, jak ten teren będzie wyglądał. Za prezydentury Pawła Piskorskiego były warsztaty projektowe (w latach dziewięćdziesiątych), podczas których myślano o tym terenie. W bibliografii do naszego konkursu podajemy odnośniki, tam też są zawarte te materiały z lat dziewięćdziesiątych. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że w trakcie rozmyślań w czasie tamtych warsztatów projektowych punktem wyjścia był teren, a nam chodzi bardziej o idee. Tutaj pan Śmiechowski mówił o tym, że to się może kojarzyć politycznie. Broń Boże politycznie. Mnie się wydaje, że miasto — każde duże miasto, a stolica szczególnie — odstrasza pewną formą narracyjną poprzez miejsca, pomniki, budynki. Poprzez założenia urbanistyczne opowiada się tożsamość wspólnoty, z którą związane jest dane miasto. Każda stolica jest taką strukturą narracyjną. Spacerując po Paryżu chodzimy poprzez historię Francji, wiemy czym jest ta wspólnota, która Paryż zbudowała. W takiej samej sytuacji jest Londyn. Nie przypadkowo będziemy mówili dzisiaj o Berlinie, mieście które przypomina według mnie ostatnio Warszawę — i po raz kolejny w historii — na nowo buduje swoją tożsamość. Berlin robi to już, o ile mnie pamięć nie myli, piąty raz. Potem był Berlin bismarckowski i Berlin zjednoczonych Niemiec. Następnie Berlin III Rzeszy, potem były dwa Berliny: Berlin Zachodni i Berlin komunistyczny, które na nowo próbowały zbudować po swojemu wersję stolicy Niemiec — i teraz to się robi piąty raz w zjednoczonych Niemczech. Niemcy na nowo budują siebie. Zastanawiają się czym jest demokracja. Z tej perspektywy odpowiedź Normana Fostera oznacza, że demokracja jest transparentna, ona przysporzyła Reichstagowi kopuły, która stała się symbolem Berlina. Żeby dostać do kopuły w Reichstagu trzeba stać w bardzo długiej kolejce, jej atrakcyjność i popularność nie jest porównywalna z niczym w tym mieście. W Warszawie, moim zdaniem, nie należy bać się poszukiwań, stawiania pytań ideowych: jaka jest tożsamość historyczna tego miasta i jak ją wyrazić? I teraz kluczem dla mnie jest słowo wolność i pojęcie demokracji. Żyjemy w wolnej Polsce, nie musimy już innym opowiadać ani o swoich cierpieniach, ani o swoim bohaterstwie. Nie oczekujemy od innych współczucia dla naszego cierpienia, ani podziwu dla naszego bohaterstwa. Chcemy respektu dla naszej historii, którą po swojemu opowiadamy.

Wobec tego w wolnej Polsce nie musimy już podkreślać wagi barw narodowo – wyzwoleńczych, ani martyrologii, ani powstań i cierpień. Możemy się odwołać do innej idei, która jest konstytutywna dla każdego nowoczesnego, wolnego społeczeństwa. I tą ideą jest idea wolności i demokracji. To jest moja propozycja, którą staram się przeprowadzić, bo ktoś może z sali powiedzieć, że z jego punktu widzenia tożsamość warszawska jest zupełnie inna. To jest także uprawomocniony punkt widzenia. Ale jak z tej perspektywy przeprowadzić taką tezę? Na początku bym powiedział, że Warszawa dojrzała do tego, żeby odsuwano na bok pewnym, pańskim, gombrowiczowskim gestem pewien zasób stereotypów i jałowych komunałów, które się opowiada o Warszawie. Wszyscy jak tu siedzimy, na tej sali, znamy te zarzuty i stereotypy: że miasto jest brzydkie, że mieszkańcy to sami przyjezdni, że wielka wiocha itd. Takie komunały które, jak mi się zdaje, wszyscy mają po dziurki w nosie, bo klepane są bezrefleksyjnie jak pacierz i w ten sposób uniemożliwiają dotarcie do czegoś, co jest sensem tego miasta i co jest interesujące. Wskazanie na wolność i na demokrację pozwala przekroczyć pewne z tych komunałów i pokazać, że to, co uznawane jest za wady Warszawy w rzeczywistości stanowi jej wielkie zalety. Na przykład Warszawa jako miasto przyjezdne – każda stolica, która jest stolicą demokratycznego, dynamicznego społeczeństwa ma wielką moc inkluzji i włączania przyjezdnych w swoje środowisko, korzystania z ich pracy i uznawania ich wysiłku. Tym samym czyni z nich elementy tej społeczności, w której żyją. Warszawa, odkąd funkcjonuje, żyje z przyjezdnych, jest miastem, które wchłania nieprawdopodobne ilości przybyszów. Tak się nie dzieje tylko od czasów PRL-u, jak mówi stereotyp, tak się dzieje od czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego. Kiedy miasto w przeciągu, już dzisiaj, jednego pokolenia skoczyło z niewielkiej stolicy Saskiej Rzeczpospolitej Sarmatów do stutysięcznego miasta europejskiego. Miasta, które ma duże przedsięwzięcia urbanistyczne, wysoki rozwój kultury polityki itd. Przecież to się nie odbyło poprzez przyrost naturalny, tylko poprzez wchłonięcie wielkiej liczby ludzi. Potem proces się powtarzał, największy skok w ogóle demograficzny w historii w Warszawie to była II połowa XIX wieku, kiedy miasto skoczyło z około 30 tysięcy do prawie miliona, i znowu — przed wybuchem I wojny światowej. Czy rozwój Warszawy był efektem przyrostu naturalnego? Oczywiście nie. Tacy wielcy warszawiacy jak Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski i wiele, wiele innych postaci rodzili się a to na Kielecczyźnie, a to w Lublinie, a to gdzie nie bądź i przyjeżdżali tutaj, robili karierę. Co więcej, niektórzy z nich robili arcywarszawskie rzeczy, takie jak Lalka Prusa. Prus, który jest przedstawiany jako arcywarszawski pisarz, przecież nie jest rodowitym warszawiakiem. To były kolejne fale ludzi, którzy wybrali Warszawę za swoje miasto i tutaj realizowali marzenia zawodowe. Mieli dzieci i wnuki, którzy już uważali się za rodowitych warszawiaków. To wielkie miasto bowiem ma w sobie ogromną moc inkluzji, wciągania, jest prawdziwie demokratyczne. Każdy, kto zna Kraków, wie, jak ciężko obcemu zahaczyć się w tym mieście, jeżeli nie ma środków, jeżeli nie zna środowiska. Niech państwo popatrzą na tych, których nazywa się warszawką i policzą ile z tych osób, które są uznawane za kwintesencję warszawskości, jest rodowitymi warszawiakami. Tak naprawdę są to ludzie, którzy się pojawili ileś lat temu, zaczęli pracować i zostali potraktowani jak swoi. W Warszawie bowiem, jeśli jesteś dobry i potrafisz udowodnić, że to miasto może mieć z ciebie pożytek, to jesteś nasz, a twoje dzieci będą traktowane na równi z rodowitymi warszawiakami. Jest to po prostu taka moc, którą każde duże, demokratyczne miasto ma w sobie. Taki jest Paryż, taki jest Londyn, zachowując panie Dariuszu wszystkie proporcje, żeby pan w poniedziałek nie napisał, że znowu tutaj marzymy, snujemy wielkie plany itd. Tak, Warszawa jest małym milionowym, dynamicznym miastem, ale mechanizm dynamiki i funkcje wielkomiejskie tego miasta, odpowiadają dynamice i funkcjom wielkomiejskim, które są tożsame z innymi dużymi miastami. Ta wolność przekłada się na kilka rzeczy, to jest miasto wolne dlatego, że jest stolicą polskiego wolnego rynku i kapitalizmu i płaci za to swoją cenę. Dlatego, że w latach dziewięćdziesiątych rozwijało się równie chaotycznie jak w czasach Bolesława Prusa, kiedy rodził się polski kapitalizm. Jak państwo obejrzą zdjęcia przedwojennego Nowego Światu, to zobaczą, jak wyglądały tamte kamienice, jak różniły się one od kamienic z początku XIX wieku. Budowano je bardzo potężne — po 10 pięter, które burzyły zabudowę, dlaczego?

Bo oczywiście nie było władzy politycznej, pilnującej porządku. Były władze carskie, które sto lat temu nie pozwoliły francuskiemu konsorcjum zbudować bulwarów nad Wisłą. Dlatego, że nie zezwolono tutaj także na założenie Towarzystwa Wioślarskiego i zbudowanie gmachu użyteczności publicznej. Za warszawskie pieniądze, który wypracowywał polski kapitalizm w wieku XIX i XX, budowano petersburskie, wielkie założenia architektoniczne i urbanistyczne. Między innymi za te podatki Warszawa pracowała na wielkość innych miast (a nie na swoją), w czasach, kiedy stolice europejskie porządkowały się, robiły bulwary, relingi, planty, budowały uniwersytety, gmachy bibliotek, parlamentów itd., czyli to czego my w Warszawie nie mamy. Z tej perspektywy straciliśmy wiek XIX. Za warszawskie pieniądze budowano w Petersburgu, budowano gdzie indziej — imperium. Czyli jest to stolica kapitalizmu. Jest to zatem stolica polskiej przedsiębiorczości, ale i kulturalnej kreatywności. Bo tam, gdzie jest tak wielkie nagromadzenie pieniędzy i energii jest też i kreatywność. I Warszawa od pewnego czasu, jeśli tak można powiedzieć, nie tylko pod względem cyfr wydaje najwięcej w Polsce na kulturę z największych miast, ale jeżeli to się przeliczy na głowę mieszkańca to otrzymamy wielokrotność tego, co się wydaje w innych polskich miastach. Taka jest rzeczywistość. Ale to nie tylko jest instytucjonalna kultura dlatego, że Warszawa jest stolicą działalności offowej kulturalnej, chociaż państwo jako młodsi znacie o wiele lepiej ode mnie osobę, która dorastała w PRL-u. Tutaj to nie są tylko kwestie funkcji… Ta wolność Warszawy nie wynika tylko z funkcji, którą Warszawa pełni w polskim wolnym rynku, czy w polskiej kulturze. Ta funkcja wynika przede wszystkim ze stołeczności Warszawy. Warszawa jest stolicą, czy miastem, które zrobiło karierę tylko dla tego, że w Polsce w sposób unikalny narodziła się w XVI wieku specyficzna koncepcja demokracji, jeśli tak można powiedzieć, republikańskiej wolności. Stąd wynika podstawowa różnica architektoniczna i tożsamościowa pomiędzy Krakowem a Warszawą. Jeżeli państwo spojrzą na Kraków, to Kraków jest stolicą solidnego patrymonialnego królestwa, które ma regularne średniowieczne założenie i wielki średniowieczny zamek, w którym monarcha dziedziczył swoją władzę. Warszawa była stolicą demokracji i z tego powodu jest o wiele mniejsza i bardziej chaotyczna, bo nie było silnej władzy. Warszawa zawsze była dynamiczna – rozwijała się „żywiołowo”. Tak było od XVII wieku i tak jest od dzisiaj, bo po dziewięćdziesiątych latach w Warszawie został (i do końca świata trwać będzie) pomnik urbanistycznego nieładu, pamiątka czasów, kiedy Warszawa rozwijała się bez należytej kontroli urbanistycznej jako stolica Polski, stolica kapitalizmu. Po XVII wieku w układzie przestrzennym miasta została między innymi ulica Marszałkowska i wiele innych rzeczy, które są — przepraszam za wyrażenie — „strachami” odciśniętymi po ustroju Pierwszej Rzeczpospolitej.

Rzeczypospolita miała pewną ideę wolności. Wolności politycznej, skierowanej do ludzi i wspólnoty obywatelskiej jako takiej. Była ośrodkiem wspólnoty obywatelskiej. I stąd te wspomnienia — oczywiście, że pani Joanna Choińska-Mika, która się zajmuje tymi kwestiami na Uniwersytecie Warszawskim, wskazała, że centrum tej idei stanowi Zamek Królewski. On jest dla nas istotny w tym konkursie i wybieramy ten obszar nie tylko dla tego, że jest to ładny obszar położony nad Wisłą, w kontakcie z przyrodą. Leży on w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca, w którym od końca XVI wieku koncentruje się idea polskiej wolności. Dlatego, że Zamek Królewski — z tej perspektywy — nie jest ważny jako siedziba polskiego monarchy, tylko jako miejsce, w którym odbywały się sejmy, gdzie funkcjonowali królowie z senatem, gdzie jedyny raz w historii Europy prezentowano zwycięskiemu Królowi i jego parlamentowi — cara, który się dostał do niewoli.

W tym sensie to miejsce nie było siedzibą monarchy, tylko przestrzenią, w której funkcjonowała idea republikańska i idea politycznej wolności. To jest miejsce, w którym uchwalono drugą konstytucję napisaną na świecie, a pierwszą w Europie, czyli Konstytucję 3 Maja (bo to tam ją uchwalono). Niedaleko znajduje się kościół, gdzie otwierano każdy Sejm w sensie religijnym, czyli katedra Świętego Jana. I wiele, wiele innych takich rzeczy, które są z tym związane i chodzi o to, że — jak już powiedziałem — nie jest to tylko miejsce, promieniujące swoją kulturą i dziedzictwem architektonicznym, wartością estetyczną. To jest centrum tej idei, o którą nam chodzi i z tego powodu obszar z nim sąsiadujący musi uwzględniać także bliskość wybitnego dzieła architektury, dziedzictwa narodowego itd. Jednak z naszej perspektywy ważniejsze jest myślenie o tym, że to jest centrum polskiej historii, miejsce kształtowania się idea poprzez którą chcemy odczytać tożsamość Warszawy. Dokładnie z tego powodu, przez jedno pokolenie w Polsce Ludowej, władze komunistyczne nie odbudowywały Zamku, bo się kojarzył z tą ideą wolności, suwerenności Rzeczpospolitej i z drugiej strony — nigdy nie podkreślały, nie budowały (jeśli tak można powiedzieć) takiego sposobu odczytania tego miejsca, bo było ono „politycznie niebezpieczne”. Odczytywano Zamek Królewski wyłącznie jako wielki zabytek, a nie jako miejsce poprzez które wyraża się idea suwerenności i wolności Polaków. Jest tutaj jeszcze jedna istotna rzecz, żeby sobie wyobrazić, że ten Zamek symbolizuje funkcjonowanie wolności Polaków, trzeba spojrzenia na Polaków jako naród polityczny, a nie etniczny. Tamta Rzeczpospolita była wielonarodowym, wieloetnicznym państwem. Ona była Rzeczpospolitą szlachecką i w tym sensie była demokracja szlachecka, ale szlachcicem był mówiący po niemiecku szlachcic spod Gdańska, mówiący po rusku szlachcic z Wołynia, Tatar, mahometanin, który uzyskał prawa szlacheckie. Mówiący po polsku szlachcic żyjący na Mazowszu, to był naród polityczny, jak to mówili Rusini: „z rodu rusińskiego, narodowości polskiej, ale narodowości politycznej”. Ten zamek, w tym miejscu, symbolizuje pewną ideę, która kształtowała nie tylko Polskę jako byt etniczny, ale pewną wielokulturową, wieloetniczną całość danej części Europy. Z tego punktu widzenia to może być także propozycja, którą Warszawa dzisiaj — jako stolica kraju, który jest członkiem Unii Europejskiej i jednocześnie sporym miastem w tej części Europy — na powrót może zaoferować, łącząc tę część Europy. To znaczy, myśląc o jakimś miejscu nie sądzimy tylko po pierwsze: że to warszawiacy którzy myślą o swoim mieście, ani że Polacy myślą o swojej stolicy, tylko że Polacy (w szerszym tego słowa znaczeniu) czują się odpowiedzialni za ideę wolności, która jest istotna także dzisiaj. Bo ona jest realizowana obecnie w Unii Europejskiej. Są z nią duże problemy na wschód od nas, na tych terenach, dla których tamta Warszawa była stolicą polityczną w szerszym tego słowa znaczeniu.

Na koniec, podsumowując.
Zachęcamy państwa do wyobrażenia sobie, jak ukształtowanie urbanistyczno-architektoniczne, ale nie pozbawione odwołania do dziedzictwa historycznego i nie rozumiane na sposób antykwaryczny, jest dziedzictwem żywym, w sensie źródłowym. Źródło to jest coś, co leży w przeszłości — gdzieś tam, w górze rzeki, ale jednocześnie jest stale obecne. W tym sensie — dla każdego ustroju demokratycznego i dla każdego wolnego społeczeństwa — idea wolności, to jest idea, która bije cały czas, cały czas musi być opowiadana. Ona była opowiadana na swój sposób w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego, potem jeszcze była opowiadana w Królestwie Kongresowym, w którym Polacy sami mogli sobie opowiadać poprzez swoje miasto te idee. W czasach zaborów nie mogła być opowiadana. Na nowo z wielkim rozmachem była opowiadana w II Rzeczpospolitej, kiedy znowu można było poprzez miasto opowiadać polską wolność. W PRL-u — wiedzą państwo, jak z tym było. I w III Rzeczpospolitej znowu mamy taką możliwość, bo żyjemy w wolnym kraju. Nie musimy na sposób antykwaryczny traktować historii. Żyjemy jako wolni obywatele w wolnym kraju, możemy na nowo sobie opowiedzieć polską wolność w miejscu, które jest ładne, ważne. W miejscu, które zawsze będzie budziło kontrowersje, bo większość Polaków powie, że tam trzeba schować Wisłostradę w tunelu za 100 milionów, a na górze posiać trawę i organizować festyny. My proponujemy debatę na temat tego, jak to można urządzić. W jaki sposób sprawić, żeby to był kawałek miasta, który można sobie wyobrazić jako rzeczywisty kawałek miasta z poszanowaniem tradycji historycznej, bo oczywiście nie poszukujemy tam genialnego pomysłu na wybudowanie 500 metrowej szklanej wieży, obrośniętej bluszczem, która będzie wyrażała idee wolności skrzyżowaną z szacunkiem dla natury. Chodzi o coś, co — jak powiedziałem na początku — jest odważne intelektualnie i estetycznie, ale zarazem szanuje okoliczności, w których proponuje ten swój projekt. I w tym sensie ten teren jest dość szczególny. Proponujemy wspólną nad nim pracę, wspólny wysiłek.

To tyle na temat przeprowadzenia idei wolności jako konstytutywnej części budowania tożsamości w Warszawie. To jest propozycja. Teraz, żeby pogrozić trochę palcem ze strony konserwatora zabytków, krótka historia tego miejsca.

Z mojej perspektywy, jestem historykiem z wykształcenia, miejsce historyczne ma wielką, bardzo bogatą historię, ale historycznie tam nic istotnego nie było. Mówię to tak na stronie, w tym sensie, że nie było tam wielkich założeń urbanistycznych. Z rzeczy historycznych są ogrody zamkowe, które będą odrestaurowane, rekonstruowane i zmienią charakter tego miejsca. Nie ma tam zabytków do odbudowania, wielkich pałaców ani gmachów użyteczności publicznej, takich z przeszłości. Historycznie była to dzielnica pod tym względem raczej pośledniejsza.


» Drukuj
 
 
Muzeum Powstania Warszawskiego ul. Grzybowska 79, 00-844 Warszawa
tel.:(22) 539 79 01 (22) 626 95 06; fax: (22) 621 05 94 e-mail: kontakt@1944.pl
Konto Bankowe: Bank Pekao SA XIII O. w Warszawie 59 1240 2034 1111 0010 0305 0115
© 2005 Wszelkie Prawa Zastrzeżone | Redakcja