Śni mi się po polsku.
Anna Musialik, Radio Katowice
Cansto śni mi się po polsku mówi Sally Sekuła - Schaefer, Amerykanka polskiego pochodzenia, należąca do czwartej generacji urodzonych w Stanach potomków śląskich imigrantów. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy Sally mówiąc o swoich snach, śnionych po polsku, wie co to znaczy? Polska - kraj jej praprastarki i praprastarzika, długo utożsamiała z tym skrawkiem ziemi, który po polsku nazywa się Śląsk.
Dla Sally to zawsze była „ ta Śląska”…tak przecież mówiła jej starka ,kiedy wyjmowała z komody jakiś kapudrok – „to sam trza szanować, bo to jest ze Śląska, a jo nie wiedziała, co to ta Śląska była – dodaje . Sally Schaefer zbiera materiał do słownika gwary śląskiej, który zamierza ukończyć w 2005 roku. Przez długie lata była kustoszem w muzeum w Helenie. Na mapie Teksasu trudno znaleźć tę miejscowość, podobnie jak trudno jest znaleźć Pannę Marię , Kosciuszko, St. Hedwig, Cestohowę. Mało kto też wie na przykład, jakie spory toczyły się w Cestohowie o jedną literkę, bo kiedy ksiądz z Polski kilkanaście lat temu próbował wytłumaczyć mieszkańcom tej miejscowości, że po polsku należy pisać i mówić Częstochowa, to oni po prostu się na niego obrazili- przecież tak pisali i mówili ich przodkowie. Nie można zmienić tej nazwy, nie może się ich Cestohowa nazywać Częstochową, to nie to samo ! O tym konflikcie, wcale nie błahym, uważny przybysz dowie się prędzej czy później, jeśli tylko będzie ciekaw, kim są ci ludzie mówiący, jak to już napisano i powiedziano wiele razy - po polsku ze śląskim akcentem.
Helena nie jest polską osadą w Teksasie jest jednak tym miasteczkiem, przez które prawdopodobnie przechodzili Ślązacy, po przybyciu do portu Galveston w Zatoce Meksykańskiej na statku „Weser”. Później tam załatwiali urzędowe sprawy, tam przyjeżdżali sprzedawać bydło, robić większe zakupy. W księgach rachunkowych, które znajdują się w muzeum w Helenie , zapisano całe kolumny cyfr przy nazwiskach brzmiących bardzo znajomo .John Polok sprzedał krowę za trzy dolary, a Melhior Opiela znaczył swoje bydło trójkątem.
Niedaleko z Heleny do Panny Marii. A o niej w przewodniku po zachodniej części USA przeczytałam, że jest kolebką kultury polskiej w Ameryce. Zdanie z przewodników powtarzają turyści, którzy prawie każdego dnia przybywają do Panny Marii. Chcą zobaczyć miejsce, gdzie założono pierwszą polską osadę , zbudowano pierwszy polski kościół i pierwszą polską szkołę w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej .
Kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, plebania, Visitor Center, czyli centrum informacji turystycznej , malutka poczta - budynek z szyldem „ Groceres F.V. Snoga”, gdzieś dalej kilka domów, na niewielkim wzgórzu cmentarz.
To jest właśnie Panna Maria, założona przez Ślązaków przybyłych do Ameryki w 1854 roku, z Płużnicy, Strzelec Opolskich, Toszka, i kilku innych okolicznych miejscowości. Przyszli za ojcem. Leopoldem Moczygembą, franciszkaninem, rodem z Płużnicy Wielkiej. Nazwali to miejsce Panna Maria z pewnością dla uczczenia Tej, która prowadziła ich przez tę niewyobrażalnie trudną drogę w nieznane. Historycy natomiast przypominają, że 1854 był rokiem, w którym papież Pius IX ogłosił dogmat Niepokalanego Poczęcia NMP , stąd też nazwa kościoła , który rok później wybudowali osadnicy .Mieszkają tu przeważnie starzy ludzie. Dzieci wyjechały do miast, ukończyły szkoły, uniwersytety. Ale Panna Maria to symbol, to źródło, z którego czerpią ich dzieci i wnuki mieszkające w amerykańskich miastach, żyjące w zawrotnym tempie tego kraju. Wydaje się, że czas jakby się tu zatrzymał, choć w tym roku mocno przyspieszył. Do jubileuszowych grudniowych uroczystości -150 lecia Panny Marii -przygotowywali się już od dawna. Obecny proboszcz parafii Wojciech Reisch rodem z Kluczborka i ks. Franciszek Kurzaj rodem ze Sławięcic, który swoją pracę duszpasterską w Stanach rozpoczynał w Pannie Marii, opowiadają o tych przygotowaniach.. W tym jubileuszowym roku zorganizowano dwie sesje naukowe poświęcone śląskiemu osadnictwu w Ameryce, które odbywały się tak na uniwersytecie w San Antonio, jak i w Opolu.
Towarzytwo Historyczne Panna Maria i Fundacja im. Ojca Moczygemby wydały już drugi tom Silesian Profiles, starannie opracowanej genealogii śląskich rodzin, które przybyły 150 lat temu do Teksasu. Moczygembów, Dziuków, Jantów, Labusów, Pawełków, Rzepów, Urbańczyków, Zajonców, Snogów – nie sposób wymienić tu wszystkich, wraz z dokumentacją, znajdzie czytelnik w tych książkach . Zada sobie też pytanie o przeszłość tych ludzi, o ich początki na tej nieprzyjaznej ziemi, porośniętej opuncjami, straszącej grzechotnikami, którą obłaskawiali latami. Pod historycznym dębem, który pamięta pierwszą pasterkę odprawioną przez ks. Leopolda Moczygembę 150 lat później - 11 grudnia o godz. 11:00 rozpoczęła się uroczysta Msza św., której przewodniczył kardynał Adam Mayda – arcybiskup Detroit. Wśród biskupów byli obecni również :John Yanta z diecezji Amarillo- potomek śląskich imigrantów, biskup Jan Wieczorek ordynariusz diecezji gliwickiej , który na te uroczystości przybył z 40 osobową delegacją ze Śląska. Księża z innych stanów, przedstawiciele Kongresu Polonii Amerykańskiej, przedstawiciele Polish National Alliance i ok. tysiąca wiernych uczestniczyło w tej Liturgii. Ciepły słoneczny dzień stanowił dopełnienie wszystkiego. Nieco my się martwili o pogoda- mówi Loreta Niestroj ,ale jest piyknie! I tak było w istocie. Jednym z podniosłych i zarazem wzruszających momentów tej uroczystości było przekazanie daru delegacji śląskiej. Ślązacy ofiarowali Pannie Marii dzwon, który powstał w ludwisarni braci Felczyńskich w Gliwicach, a podczas gali konkursu gwary „Po naszymu, czyli po śląsku” w Zabrzu w październiku tego roku, został poświęcony przez abp. Damian Zimonia. Będzie im przypominał Polskę, gdzie od lat w mniejszych lub większych grupach przyjeżdżają razem z ks. Frankiem Kurzajem.
Cieszą się, że pracują wśród nich księża z Polski, którzy potrafią też mówić gwarą, a kazanie po amerykańsku nie jest tak cieżko piykne jak to po polsku. Biskup diecezji opolskiej Alfons Nosol wspomina jak to przygotowywał dla nich homilię w gwarze, bo o taką właśnie prosili, kiedy do nich przyjechał . Chcą, żeby rozmawiać z nimi po polsku, po naszymu, nie po warszawsku.
Sally opowiada o swojej nauce polskiego w University of Wisconsin.
Jo była ciekawo jako to idzie po tym warszawsku, nie żeby zmienić moja gwara - mówi Sally, Trocha mnie to pizło, bo nauczycielka zapisała mnie do pierszy klasy. Jo poszła wtedy do starego profesora na tym uniwersytecie i on pytoł mnie o rozmaite polskie słowa. Pokazywoł obrozki i pytoł ,co to jest : na obrozku był … mrowiec, - nie mrówka?, pytał profesor- nie mrowiec, odpowiedziała Sally a to? –na obrazku były stokrotki -gęsi pempki, padła odpowiedź.
A znasz ty słowo kłopot, problem?, pytał stary profesor,- my rządzymy turbacyjo…
Profesor powiedział Sally, żeby nie wstydziła się nigdy swojej gwary, a wasze słowa są starsze niż na Warszawie , powtarza jego słowa Sally. Kiedy zapytać ich o grzechotniki, odpowiedzą, że szczyrkowa jest very dangerous , ale może ją „zaślepić kot, on się jej nie boi.
Szczyrkowa od słowa z gwary „szczyrkowka”, czyli grzechotka, zaślepić znaczy zahipnotyzować. Często wypowiadane jest też słowo: zaszanować, zaoszczędzić. Komuś nie znającemu gwary śląskiej potrzebny jest przewodnik po tym języku. Choć i gwara nie zna wielu słów, które wymyślili po to, aby nazwać nowe, z którym się spotykali. Kiedy pojawiły się samoloty to zostały nazwane „furgaczami” od gwarowego „furgać”-latać.
Sally wspomina jak to wspólnie z nazbieranym chórem pojechała do Polski w 1973 roku.
Każdy, podobnie jak ona, chciał zobaczyć ta Śląska .Pojechali do Międzyzdrojów na międzynarodowy festiwal chórów i zniszczyli Ave Maria Józefa Świdra, bo przecież tak na prawdę to nie potrafili dobrze śpiewać. Teraz przyjeżdżają do Polski co roku. Ksiądz Franciszek Kurzaj od lat organizuje wyjazdy teksaskich Ślązaków . Loreta Niestrój była już w Polsce osiem razy. Ale Denis Jarząbek pojechał niedawno po raz pierwszy. Kiedy father Frank ( tak nazywają ks. Kurzaja, nie tylko jego parafianie z Holy Name w San Antonio) dał mu kopię odpisu z księgi chrztów z kościoła w Płużnicy Wielkiej, w którym był ochrzczony jego praprapradziadek , Denis po prostu się rozpłakał.
Sally, która zbiera słowa do swojego słownika , podobnie jak wielu innych nie nauczyła swoich dzieci języka starzyków. Teraz mi idzie o to, nam wszystkim idzie oto, żeby nasze dzieci rządziły po polsku. Sally mówi w imieniu swoich sąsiadów tych z Panny Marii , Kościuszko, z Cestohowy.
Polscy księża, którzy przyjechali do nich ze Śląska pragną utrzymać bardzo już kruche więzi z krajem przodków, stąd te wycieczki do Polski, stąd polskie nabożeństwa, stąd też na przykład konkurs gwary śląskiej w San Antonio! Już drugi , po sześciu latach, obył się w niedzielę 12 grudnia 2004 r. To było bardzo barwne spotkanie z przeszłością, nieco egzotyczne, bo towarzyszący nam zespół Silesia z Łubnian na opolszczyźnie pięknie śpiewający dawne śląskie pieśni przeplatali Mariaci, o meksykańskich korzeniach , nie zabrakło również kowbojskich piosenek w wykonaniu kowboja Billego Matty. Lauretką została 71 letnia Adelina Ciomperlik z Kosciuszko, która rządziła o swoim dzieciństwie, a opowiadaniem o chodzeniu do szkoły rozśmieszyła publiczność do łez.
Kiedy pytałam o to dlaczego chcieliby zachować ten język, dlaczego teraz na nim im zależy?
Odpowiedź bywała bardzo prosta i jedna do drugiej podobna : nie wiem czamu to jest takie ważne ale tak mi się w sercu zdo…że to trza zachować.
Anna Musialik
Radio Katowice |