| ARTYKULACJA
Tomasz "Magic" Osiński
"Starałem się zawsze szukać gitar pozwalających na poszerzanie
możliwości a nie na ich zawężanie, dlatego nie kupuję klasycznych gitar" - Magic
Kiedy postanowiłeś zostać gitarzystą?
Będąc sześcioletnim dzieckiem grałem na harmonijce, bo akurat
taki instrument był w domu. Kiedy okazało się, że to mi się
udaje, moi rodzice wyciągnęli bardzo popularne wtedy płyty
z nagraniami akordeonowymi. Harmonijka w C stroiła z tymi
nagraniami, więc grałem na niej do tych bawarskich melodii. To
był chyba moment, kiedy zaszczepiła się we mnie muzyka.
Kiedy miałem jakieś dziesięć lat, brat przyniósł do domu stare
pudło Defila i od tego momentu właściwie nie wypuszczałem
tego instrumentu z ręki.
Cały czas mówimy o grze na starym akustyku?
Grałem tylko na pudle, bo nie miałem dostępu do gitary elektrycznej,
chociaż pudło, które kupiliśmy na spółę z bratem, po
kilku latach przerobiliśmy na gitarę elektryczną. Tak radziłem sobie
do momentu, kiedy pojawiłem się w szkole zawodowej, gdzie
grałem w szkolnym zespole, wyposażonym w typowe dla tamtego
okresu urządzenia, czyli wzmacniacz Eltron 30 i gitarę Samba. To
był rok 1987 czy 1989, ale sprzęt pochodził z roku 1977.
Co fascynowało Cię w tym okresie?
To mogę powiedzieć bardzo precyzyjnie - blues. Słuchałem płyt
Moody Watersa, B.B. Kinga, wychodząc z tego klimatu słuchałem
wielu gitarzystów, którzy grali tylko na pudle, jak Bukka White
czy Big Joe Williams. Jak pojawił się zespół szkolny, zacząłem
drążyć korzenie muzyki rockowej w stylu Led Zeppelin i Black
Sabbath, omijając szerokim łukiem ówczesny nurt metalowy.
W czasie, kiedy Metallica sięgała szczytów popularności takimi
albumami jak "Master Of Puppets", nie słuchałem takiej muzyki.
Jesteś w stu procentach samoukiem?
Uczyłem się sam, przede wszystkim grając z gramofonem.
Puszczałem płyty z muzyką gitarową, nawet z klasyką, płyty
Feldmanów czy Super Duo. To było absolutnie nie do zagrania,
ale jak wyłapałem fragment, który wydawał się prostszy, to
ćwiczyłem go do skutku. Uczyłem się też podkładów, słuchałem, jak
to się robi. Oczywiście nauczyłem się przy okazji bardzo wielu
błędów, ponieważ kiedy edukujesz się sam chwytasz gitarę jak
kij i grasz do końca nie wiedząc, co cię dalej spotka. Kiedy ćwicząc
- na przykład źle trzymasz gryf - możesz co prawda zagrać daną
rzecz dobrze, ale za chwilę uczysz się kolejnych rzeczy i masz do
zagrania jakiś pasaż czy akord w wyższej pozycji, którego z tym
wyćwiczonym błędem technicznym nie jesteś w stanie wykonać.
Żeby iść dalej musisz się tego błędu oduczyć. Droga młodego
gitarzysty, który jest uparty i chce za wszelką cenę grać, jest bardzo
zawiła. Ja taki byłem, przez co z pewnością mam teraz masę
złych nawyków technicznych.
Czy teraz żałujesz, że nie miałeś nauczyciela?
Żałuję, bo potrzeba w pewnym momencie kogoś, kto trzepnie po
łapie. Są różne podejścia do nauki gry. Moje wynika z doświadczenia,
które zdobyłem będąc przez rok w szkole muzycznej drugiego
stopnia, niestety nie na gitarze, a na kontrabasie. Mimo tego, że
nie uczyłem się gry na gitarze, to sama systematyczność chodzenia
na lekcje i ćwiczenia dała tyle, że wykonałem olbrzymi skok i żałowałem,
że to się nie stało dziesięć lat wcześniej. Spotkałem jednak
w szkole ludzi, którzy mówili, że musieli bardzo dużo sił włożyć
w to, żeby się obronić przed naciskami nauczycieli: nie dotykaj gitary
elektrycznej, zetnij te włosy, itd. Szkoła uczy profilu klasycznego
i podziwiałem ludzi, którzy przeszli przez szkołę i zostali
mimo to muzykami rockowymi, jak ludzie z Turbo.
Znalazłeś w końcu swojego mistrza?
Raczej trudno to tak określić, spotykałem oczywiście wielu ludzi,
którzy umieli więcej ode mnie i wtedy uczyłem się od nich na
zasadzie podpatrywania. Podziwiam mistrzów gitary, takich jak
Robert Fripp, który jest dla mnie bogiem. Dlaczego nie jest nim na
przykład Steve Vai? Dlatego, że ilość uczucia wbijanego w dźwięk
od lat przez King Crimson jest moim zdaniem niewspółmiernie
większa niż ta, którą dzisiaj wtłacza się w nowoczesne płyty.
Oczywiście, nie siadam na laurach, kształciłem się, kształcę
i będę kształcił, poprawiał swoją grę, bo jedynym gitarzystą, do
którego mam dużo pretensji o nieład i słabe granie jestem ja sam.
Postawiłem sobie też taką zasadę - jeżeli nie umiesz czegoś robić,
to nie rób tego do czasu, kiedy się nie nauczysz.
Twój pierwszy profesjonalny zespół?
Sweet Noise, ale nie był na początku profesjonalny (śmiech).
Przed 1990 rokiem grałem w kilku zespołach garażowych.
Miałem wtedy gitarę Aster Rock, którą specjalnie dla mnie kupiła
szkoła. Poszła fama, że po garażach gra koleś, i tak znalazł
mnie Glaca. Byłem na imprezie w Swarzędzu, wychodząc rano
z imprezy (wiadomo w jakim stanie) spotkałem znajdującego
się w podobnym stanie Glacę, który zaproponował mi wspólne
granie. Kiedy Glaca z Balbiną przyszli na próbę werbować mnie
do zespołu, dla szpanu zacząłem grać solówkę z gitarą na plecach.
Oni siedzieli z takimi znudzonymi minami - niby, że nie robi
to na nich wrażenia. Dopiero po latach przyznali, że kiedy
wybiegli z tej kanciapy, krzyczeli: "K... stary, widziałeś? Grał
na plecach, musimy go mieć!" (śmiech). W ten sposób pojawiłem
się w zespole i poczułem, że w tej ekipie jest wielka pasja.
Brakowało nam wtedy wszystkiego oprócz niej. W tym czasie
bardzo zmieniała się muzyka, którą graliśmy.
Pierwsza płyta była klasycznie metalowa...
Metalowa, a z elementów, jakie były w poprzednim okresie istnienia
zespołu w zasadzie nic nie zostało. Na początku był przecież
rock and roll, kowbojki i kolorowe koszule. Gdzieś ten duch rockowy
zawsze w nas był, zresztą zawsze fascynowały mnie zespoły, które
im więcej mają lat tym więcej mają energii.
W końcu musiałeś kupić jakiś zawodowy instrument?
Moją pierwszą gitarą elektryczną, którą kupiłem około 1993
roku, był Mayones. Moja gitara była przeznaczona dla metalowców,
zblokowana, z mostkiem konstrukcji Mayonesa, zresztą
kiepskim. Żeby wsadzić grubszą strunę musiałem go sobie przewiercać,
bo gitara była przeznaczona najwidoczniej tylko dla
gitarzystów grających w E. Na tej gitarze nagrywałem pierwszą
płytę Sweet Noise. Strasznie się sprzęgała i piszczała, ale miała
kopyto.
Jakich efektów wtedy używałeś?
Przez długi czas nic nie miałem, grałem na pożyczonym wzmacniaczu,
który miał tylko przester. Aby uzyskać czyste brzmienie,
trzeba było przykręcić gałki w gitarze. Tak jak robi to Tony Iommi,
który zresztą mnie nieźle zadziwił podczas koncertu w Polsce z Ozzym,
na którym również graliśmy. Spodziewałem się baterii sprzętu,
a nie zobaczyłem nawet footswitcha, rozumiesz? Grał z przesterem,
skręcał gałę i grał na czystej gitarze, po czym znowu odpalał
sobie przester z gitary. Facet, który ma olbrzymie doświadczenie
stwierdził: nie chcę żadnych efektów, mam tylko kaczkę. I ta
jego gitara robiła niesamowite rzeczy. Grałem w podobny sposób,
chociaż absolutnie nie próbuję porównywać się tutaj z Tommym.
Potem kupiłem pierwszy własny wzmacniacz, mały tranzystorowy
LDM, i paczkę z dwoma głośnikami. Potem dokupiłem kostkę
BOSS DS1, to wszystko.
Na tym chyba nie nagrywaliście pierwszej płyty?
Sprzęt wypożyczyliśmy od pewnej warszawskiej firmy. Do nagrań
użyliśmy głównie Mesy, choć przy solówkach stosowaliśmy Peaveya
5150. Temat realizacji pierwszej płyty wolę pominąć. Uważam te
utwory za kawał dobrej muzy, byliśmy niedoświadczeni, to
prawda, ale w takim przypadku producent tym bardziej powinien
poprowadzić kapelę przez nagranie. Tymczasem okazało się, że
producent nie wiedział nawet, że się dubluje gitary! Nagrywaliśmy
w Izabelinie, w tamtych czasach dobrym studiu, które potrafiło
wypuszczać dobre produkcje, takie jak Houk, no i co? Nasza płyta
brzmi tragicznie i chciałbym ją nagrać na nowo.
Co kupiłeś po wydaniu pierwszej płyty?
Nabyłem głowę Hughes&Kettner Attack 100 z paczką. Niestety nie
kupiłem tego za pieniądze zarobione na zespole. Mimo kontraktu
i wydanej płyty, nie zarabialiśmy wtedy jako zespół, może czasem
wpadał jakiś grosik jak pojechaliśmy na koncert... W tym czasie
kupiłem też drugą gitarę, Mensfelda, która dość fajnie stroiła,
użyłem jej miejscami na płycie "Ghetto". Pierwsza naprawdę
zawodowa gitara, jaką miałem, to instrument firmy RAN Ironbird,
którą mam do dzisiaj i nigdy jej nie sprzedam. To była kopia
gitary BC Rich Ironbird, z jednym przetwornikiem EMG, mostkiem
Floyd Rose i całym osprzętem firmy Schaller. Jest to sucho grająca,
metalowa gitara, mam ją do dzisiaj i jeśli chcę uzyskać naprawdę
porządny cios, wyciągam ją z futerału. Lutnik bardzo fajnie ją wykonał,
pod rękę, bo przymierzaliśmy ją jeszcze podczas produkcji.
Gitara jest naprawdę świetna, na dodatek jest wyjątkowo wytrzymała,
gram na niej wiele lat, sponiewierałem ją na scenie,
skopałem wiele razy, rzucałem nią i ona cały czas gra. Na niej
właśnie nagrywałem większość ścieżek na płycie "Ghetto". Po nagraniu
tej płyty pojawił się u mnie Hughes&Kettner Triamp, którego
również mam do dzisiaj i którego nie zamierzam sprzedawać, bo to
bardzo zacny wzmacniacz. Kiedy zaczęliśmy robić materiał na płytę
"Koniec wieku", zacząłem szukać czegoś więcej w kwestii brzmienia
i Triamp sprawdził się w tym temacie doskonale, gdyż można
było z niego wykręcać bardzo różnorodne i doskonale brzmiące
rzeczy. Dodatkowo uzbroiłem się w delay firmy DOD, który był
wpięty w pętle, oraz w kaczkę Dunlop Cry Baby. Podczas nagrywania
płyty "Koniec wieku" kupiłem G&L ASAT Special i również
do dzisiaj mam tę gitarę.
Kolekcjonujesz gitary? Nigdy ich nie sprzedajesz?
Nie lubię pozbywać się sprzętu, poza tym zawsze jak już coś
kupowałem to długo się nad każdym sprzętem zastanawiałem.
G&L ASAT Special to wiosło o kształcie Telecastera, wyposażone
w przetworniki z podwójną cewką, oferujące bardzo mięsisty
dół. Daje piękny dźwięk, zwłaszcza przy graniu czystych rzeczy,
na przetworniku przy gryfie, dźwięk jedyny w swoim rodzaju
- fenderowski, ale bardzo głęboki, o wiele grubszy. Rzuciłem
ją na Woodstocku i prawie się rozleciała, przez co trzeba było na
stałe wkręcić w gryf śruby. Teraz będę już na nią uważał (śmiech).
Na wierzchu polakierowana była perłowym lakierkiem, a ja kiedyś
na potrzeby show owinąłem ją plastrami. Kiedy zdejmowałem
plastry oddarłem je razem z lakierem, więc musiałem ją na
nowo polakierować, tym razem na czarno.
Dlaczego rzucasz gitarami na koncertach?
Bo czasami tak mnie poniesie, że nie mogę się do końca wyżyć.
Kiedy jest dużo emocji, to czasami po prostu muszę rzucić
gitarą. W życiu jest parę rzeczy, które cię irytują, nasza muzyka
o kwiatkach nie jest... To wynika z naszych przeżyć i zetknięć
z różnymi ludźmi. Kiedy pasja utoczy ci pianę z pyska, to robisz
różne dziwne rzeczy. Raz tylko udało mi się na czas opanować,
kiedy już prawie miałem rzucić mój wzmacniacz ze sceny, powiedziałem
sobie "nie rób tego, jesteś kretynem, nie kupisz go za
chwilę, a jesteś w trasie". Nigdy nie kręciło mnie robienie tego
dla show, nie rzucam gitarami na każdym koncercie. Po każdym
takim wydarzeniu podchodzę do naszego technicznego i nawet
nie zadaję mu pytania, bo wiemy jak ono brzmi, a on odpowiada:
"Nie, tym razem nic się nie stało". Kocham swoje gitary, rzucam
nimi, ale one chyba też to lubią (śmiech). Na Woodstocku gitara
poleciała chyba z pięć metrów w górę i przeżyła.
Co dalej w kwestii sprzętu?
Sprzęt, który kupiłem nagrywając "Koniec wieku" nie zmieniał
się przez długi czas, nagrałem na nim także "Czas ludzi cienia",
dokupiłem jedynie TC Electronic G-Force. Niestety nie mogłem
wykorzystywać go w jakiś zaawansowany sposób, raczej
używałem jednego ustawienia na utwór albo przekręcałem presety
ręcznie w trakcie kawałka, bo nie miałem do niego sterownika
nożnego.
To świadomy wybór?
Zespół zawsze był ruchliwy na scenie, ja również i nie chciałem
otaczać się dwudziestoma sterownikami, po pierwsze dlatego,
że łatwo je na scenie rozpieprzyć, po drugie nie lubię myśleć ciągle
o tym stepowaniu. Oczywiście, nie idzie od tego uciec, więc i tak
stepuję, ale chcę, żeby było to jak najprostsze, więc mam układ:
jeden sterownik, w nim pętla, w pętli efekt, wcześniej kaczka
i koniec.
Nie jest lepszym rozwiązaniem, aby efekty odpalał ci akustyk?
Osobista kontrola nad efektem jest ważna, daje większą więź
gitarzysty z dźwiękiem, muzyk wie, co się dzieje. Kiedy zaczęliśmy
grać z klikiem miałem taki pomysł, żeby synchronizować
się z komputerem przez MIDI i w ogóle wszystko zaprogramować,
ale nie chcę tego. Kiedy nie kontrolujesz wszystkiego muzyka
jakby traci na energii, jest to innego rodzaju show. Przez pewien
czas grałem z przekaźnikiem, bo chciałem być wolny od kabla, ale
okazało się to złym pomysłem. Miałem przekaźnik słabej klasy,
łapał prądy ze świateł i inne śmieci.
Na jakich grasz kablach?
Używałem kabla Planet Waves na scenie, ale zerwał mi się przy
pierwszym koncercie. Nie mam pretensji do firmy, moja wina
(śmiech). Kupiłem więc przyzwoity kabel Proel do używania na
scenie, bo stwierdziłem, iż nie będę płacił potężnych pieniędzy
za dedykowane kable, które nie wytrzymują nawet jednego koncertu.
W studiu jednak używam niezbyt długiego kabla Planet
Waves, który zapewnia doskonałą jakość sygnału, ale tu ważne
jest także gdzie nagrywasz gitarę. Całe szczęście, że teraz nagrywmy
większość rzeczy u siebie i wiem, co jest grane, bo zawsze dbaliśmy
o to, żeby tor był prowadzony dobrymi kablami lutowanymi
srebrem przez fachowców.
Jeżeli chodzi o nagrywanie gitar na płyty to nie zawsze rejestrujemy
je u nas, bo niestety w domowym studiu nie ma możliwości
nagrania dwóch albo i trzech paczek. Kiedy przychodziło więc
nagrywać gitary, pojawiałem się doskonale przygotowany na dwa,
trzy dni w studiu, nagrywałem tak jak chciałem i zabierałem sesję
do naszego laboratorium.
Doskonale przygotowany? Jak przygotowujesz się przed nagrywaniem?
Kiedy wiem już jak ma wyglądać partia gitary, ćwiczę ją w domu,
nagrywam ją wiele razy, żeby wiedzieć co mnie czeka w studiu.
Wiem już też, że podkład, do którego nagrywasz, musi być bardzo
dobrze przygotowany, żebyś miał kontrolę nad procesem nagrania.
Nagrywanie gitary do jednego bounce'a jest bez sensu, nie możesz
wtedy wysolować na przykład bębnów albo sciszyć bas czy
zrobić cokolwiek innego. Musisz pracować z osobnymi trackami,
żeby móc ustawić wszystko tak, aby czuć się komfortowo, musisz
słyszeć rytm, musisz słyszeć siebie, itd.
Komponujesz sam w studiu czy podczas prób?
Teraz dużo materiału powstaje na bieżąco, komponujemy pracując
z komputerem, na który nagrywamy od razu pomysły. Mój
Johnson Millenium ma symulator, więc mogę go wgrywać bezpośrednio
w tor, używam do tego filtrów Shermann i Mutator. Używam
też kostki Metasonix, która przesterowuje gitarę w zupełnie
absurdalny sposób. Producent twierdzi, że używa lamp, które
wyciąga z jakiś neonów. Metasonix wygląda jak kostka gitarowa,
ale nie radziłbym tego wpinać w przedwzmacniacz, bo posyła
taki prąd, że można puścić head z dymem. Bardzo dziwny jest
sposób, w jaki to urządzenie działa, trudno bowiem zagrać
dźwięk, gdyż on szybko gaśnie. Musisz aż zza głowy uderzyć
w struny, aby go wydobyć. Kiedy jednak już go wydobędziesz,
to coś pięknego. Przy pomocy tego urządzenia można uzyskać
zupełnie inne brzmienie niż powszechnie znane. Posiadam
też kilka hi-endowych urządzeń dostarczonych przez firmę Music
Toolz, są to efekty Roger Mayer Voodoo Vibe oraz Vision Wah,
oraz filtr i faser legendarnej firmy MOOG z serii Moogerfooger.
Kaczka Vision Wah jest, jak sądzę, najlepszym tego typu
urządzeniem na rynku, daje niesamowite możliwości kreacji
dźwięku w studiu i na scenie. Podobnie można powiedzieć
o wszystkich efektach MOOG z serii Moogerfooger, których
dźwięk jest plastyczny i potężny. Jednocześnie urządzenia te są
nieprzewidywalne, przez co niesłychanie kreatywnie wpływają
na proces twórczy.
Twój patent na nagrywanie?
Mam patent na nagrywanie, na nakładanie gitar, ale ostatnio
kręci mnie technika nagrywania kilku sygnałów jednocześnie
zamiast tradycyjnego ich dublowania poprzez ponowne
nagranie. Sygnały z kilku źródeł grane jednocześnie sumują się
dając odpowiedni harmoniczny cios. Używam do tego splittera
z krakowskiej firmy WOBO Electronics. Wpinam się do niego
jednym sygnałem, a wychodzę pięcioma, dzięki czemu mogę się
wpinać dalej niezależnie w różne urządzenia.
Nagrywasz używając mikrofonów?
W tym przypadku nie, używam symulatora i preampów. Teraz
czekam na dwa symulatory głośników, które spowodują, że
będę mógł bez użycia mikrofonów nagrywać także Huges&Kettnera,
bo nie można nagrać go niepodłączając do niego paczki, head musi
mieć opór kolumny inaczej może pójść z dymem. Symulator przyjmuje
na siebie opór paczki, na dodatek daje liniowy sygnał bardzo
wysokiej jakości. Symulator naśladuje co prawda jakąś konkretną
paczkę Marshalla, ale Kettner jest tak kreatywnym wzmacniaczem,
że można naprawdę dużo z takiego zestawu wyciągnąć.
Oczywiście jestem zwolennikiem nagrywania wzmacniaczy przy
pomocy mikrofonów, ale nie mam takiej możliwości w naszym
domowym studiu. Jeśli jadę do dużego studia, to nagrywam przy
pomocy technik mikrofonowych.
W jaki sposób to robisz?
Podpinam cały swój system i nagrywam najwięcej jak tylko
mogę różnie brzmiących tracków, żeby móc potem wybrać te, które
mi pasują. Ostatnio w naszym studyjku pojawiło się sporo nowych
rzeczy, które wykorzystuję do nagrywania gitar. Nie miałem
jeszcze okazji pojechać do takiego studia, w którym mógłbym to
wszystko postawić, ale jeśli tylko będę miał taką możliwość, nagram
dźwięk z kolumn i osobnym wyjściem zarejestruję dźwięk
z Metasonixa i innych zabawek. Kreując dźwięk z kilku wzmacniaczy,
możesz pojechać bardzo nisko z gainem, nie musisz
starać się wydobyć wszystkiego z jednego wzmacniacza. W tej
chwili mam trzy wzmacniacze, bo dokupiłem bardzo stary jednokanałowiec
Peavey Butcher, który naprawdę jest rzeźnikiem. Jeszcze
nie miałem okazji go używać w setupie z innymi wzmacniaczami,
ale jestem w trakcie konfigurowania systemu.
Jak dokładnie wyglada twój setup?
Jonhson Millenium jest sterownikiem MIDI całego mojego systemu.
Drugim wzmacniaczem, na którego wychodzę z separatora
jest Huges&Kettner Triamp, który, dysponując przetwornikiem
MIDI, "słucha" Johnsona. W pętli Johnsona jest G-Force, z którego
wychodzę do Kettnera. Johnson-G-Force-Kettner i wszystko
chodzi w MIDI. Teraz naciskam jeden przycisk w footswitchu
i cała konfiguracja zmienia ustawienia tak jak chcę. Gorzej,
kiedy chcesz do takiego systemu dopiąć wzmacniacz starej daty,
jak właśnie Butcher. Dlatego po drodze do niego trzeba wstawić
urządzenie MIDI, które będzie posyłać na niego albo odcinać
sygnał analogowy. Taką kostkę MIDI zamówiłem u Pawła
Kacprzyckiego z Warszawy. Mój separator-splitter ma malutkie
gainiki i można sobie niezależnie dopalić każdy wychodzący
sygnał, zresztą polecam lekki overdrive przed wzmacniaczem,
bo wtedy wszystkie przestery nabierają zupełnie innego smaku.
Przykładem ci, którzy mają Marshalla, ale ich Marshall brzmi jak
żaden inny, dlatego że wstawili przed nim preampik. Notabene
miałem też kiedyś wzmacniacz Marshall Slash Signature, ale
sprzedałem go niestety Kozakowi z Pidżamy Porno, którego
pozdrawiam! Niech się cieszy, bo to doskonały wzmacniacz, razem
z paczką. Paczka marshalla była dedykowana do Jonhsona, dzielona
i w układzie stereo. Chciałem używać kolumny stereo, efektów
ping-pong delay czy flanger, ale nagłośnienie pojedynczej paczki
zawsze daje przesłuch. Rozwiązałem ten problem zamawiając
dwie paczki u pana Jerzego Włodarczaka z Puszczykowa.
Naprawdę polecam tego gościa, on robi paczki na głośnikach
Greenback Eminence. Kolumny jego projektu są bardzo sztywną
konstrukcją zrobioną z litego, sprasowanego drewna, głośniki
nie są wkręcane w deskę tylko w tulejki które są wbite w deskę,
co powoduje że cała paczka jest mocno izolowana. Zapięte
do Johnsona, który jest twardym, tranzystorowym wzmacniaczem
z triodą na preampie brzmią rewelacyjne, w konfrontacji
z paczką stereo Marshalla spowodowały, że ten od razu wyjechał
(śmiech). Grają szerokim pasmem, dużo dołu, dużo góry,
ale w niczym nie ma przesady, w piękny sposób zaokrągliły
Johnsona no i do tego są bardzo skuteczne. Wymyśliłem sobie
system w którym w środku stoi Kettner ze swoją paczką, a po bokach
ustawiłem te dwie kolumny stereo napędzane przez Johnsona.
Teraz dodaję do tego wszystkiego Metasonixa jako preamp
do wzmacniacza Butcher, i buduję wspomniany system sterowany
przy pomocy MIDI. Fajnie, że teraz są takie możliwości,
że można budować systemy gitarowe sterowane via MIDI
i używać w ich ramach starych wzmacniaczy. Konstruowanie
setupu zeżarło mi trochę nerwów, bo nikt nie daje przepisu
czy instrukcji jak taki system zbudować. Wbijam się w tę zabawę
z pełną świadomością, tak samo jak wbiliśmy się wcześniej
w komputer.
Kupujesz nadal gitary?
Oczywiście, niedawno nabyłem gitarę Dean Cadillac, niestety
licencyjną, z Korei. Nagrałem na niej kilka fajnych rzeczy, a jako że
jest miękka, rewelacyjnie nadaje się do solówek. Moim ostatnim
nabytkiem i chyba największym osiągnięciem w kwestii instrumentarium
jest Fernandez Ravelle Elite. Ta gitara ma wbudowany
sustainer, rewelacyjne narzędzie, które polecam każdemu.
Przetwornik przy gryfie spełnia dodatkową funkcję, a mianowicie
emituje z przystawki przy mostku sygnał, który wychwytują struny.
Powstaje pętla, przez co wzbudza się dokładnie ten dźwięk, którym
grasz, do tego trwa to tak długo, na ile pozwala bateria. Działa
w dwóch trybach, normalnie (wzbudzając dźwięk, który grasz)
i w trybie, w którym dodaje kwintę w górze. Nawet przy szybkim
graniu, gdy nie ma czasu, aby usłyszeć wzbudzenie od sustainera,
urządzenie to narzuca na dźwięk pewne harmoniczne, przez
co ma się wrażenie, że gra się na czterech gitarach naraz. Teraz
prawie wszystko nagrywam na tej gitarze, bo ma wszystkie brzmienia
jakich potrzebuję.
Posiadasz w domu komputer, ministudio?
Moim domem jest studio, gdzie bywam codziennie i spełniam się
w stu procentach. W domu nie mam nawet zwykłego komputera,
bo wszystko robię właśnie w studiu. Nie chcę pracować w domu
z tego względu, że i tak nie mogę spać, bo mi muzyka cały czas zawija
się wokół głowy. Robimy tak różne rzeczy, że nie ma problemu
żebym siedział i nagrywał coś zupełnie innego niż robi zespół
Sweet Noise. Nie ma takich wymogów podczas korzystania ze
studia. Jeżeli mam jakikolwiek pomysł na zrobienie jakiejś muzyki,
to robimy, obojętnie co to będzie. Chcesz robić disco? Rób disco.
Taką muzykę robi teraz zespół?
W tej chwili powstają właściwie trzy płyty Sweet Noise. Jedna jest
gotowa, druga i trzecia w trakcie, a po drodze mamy wiele ciekawostek,
które można by wydać w zupełnie innym stylu muzycznym.
Materiału jest mnóstwo, bo muzykę robimy właściwie codziennie.
Nastały czasy, które zmusiły nas do robienia muzyki samodzielnie,
z komputerem. Nie mogliśmy grać codziennie z bębniarzem, więc robiliśmy
bębny w komputerze, używając samplerów, siedzieliśmy we
dwóch z Glacą przy komputerze i komponowaliśmy. Teraz chcemy,
żeby już nic nas nie ograniczało. Nie zakładamy, że musi powstać
kompozycja - niech nie powstaje, niech rodzi się hałas, który
zwolnimy, przerobimy pluginami, itd. Możliwości są nieograniczone,
z komputerem można robić nieprawdopodobne rzeczy, trzeba
tylko otworzyć głowę.
Jak stroisz gitarę?
Cis, a ostatnią strunę przestrajam do B, żeby była kwinta. Czasami
gram w normalnym stroju opuszczonym do Cis, co fajnie
brzmi na płytach, które robiliśmy do tej pory. Teraz, kiedy często
używamy basu elektronicznego myśleliśmy o podwyższeniu stroju,
ponieważ syntezatory w B nie brzmią za dobrze na dole. Inna
sprawa, że to jest akurat tonacja, która pasuje Glacy. To jest bardzo
ważne, bo wokalista nie musi się wysilać, co czasami widzimy
w różnych kapelach, kiedy gitarzysta ma świra i koniecznie
chce grać w A bo akurat tak lubi, a wokalista wydaje wtedy dźwięki
na pograniczu falsetu. Jest to bez sensu, bo jako gitarzysta
niszczysz wtedy zespół tylko dla swoich ambicji.
Grasz na grubych strunach?
Gram na komplecie 10-56, ale jak na dzisiejsze czasy nie są już
to bardzo grube struny. Ludzie przecież grają na sześćdziesiątkach,
a niedługo pewnie zaczną wsadzać struny od fortepianu
(śmiech). Słyszałem o próbach grania na strunach od gitary
akustycznej i uważam, że jak najbardziej, eksperymenty w każdą
stronę, ale coś takiego dziwnego dzieje się z przesterem kiedy
grasz na bardzo grubych strunach, staje się jakiś taki sztywny,
co nie do końca mi odpowiada. Oczywiście, jeśli grasz w niskim
stroju musisz mieć grube struny, żeby ci ta ostatnia nie leżała na
podłodze. Mój komplet 10-56 jest dosyć dziwny, bo do góry
jest komplet od dziesiątek, więc w sumie od niezbyt grubych
strun, gram tam solówki i jest wtedy wygodnie. Na dole zestaw
kończy się na 56, 44, 36, które są dość grube, ale nie aż tak, żeby
pokrwawiły mi palce. Używałem zawsze strun DR, a obecnie jest to
Ernie Ball.
Zajmujesz się sam gitarami czy masz lutnika?
Mam lutnika, jest to Szymon Mela, który pracuje między innymi
dla zespołu Acid Drinkers. Szymon ma w Lwówku swój warsztat
i jeśli mam problem, z którym nie mogę sobie poradzić, jadę do
niego. To doskonały fachowiec, zna się zarówno na naprawie, jak
i produkcji gitar.
Twoje ulubione przetworniki?
Rzadko kiedy kręciłem w gitarach. Kiedy decydowałem się na
gitarę z danym przetwornikiem, to wiedziałem, że chcę właśnie
tego a nie innego związanego z nim brzmienia. Jedyna gitara
w której wymieniłem przetwornik to Dean, w którym były Rio
Grande, niezłe, ale grały dla mnie za miękko, więc wymieniłem je na
stare DiMarzio, które mają niezłe kopyto.
Jaki typ mostka preferujesz?
Wśród moich gitar tylko RAN ma mostek typu Floyd Rose. Ma
zalety, ale wiadomo co się dzieje, kiedy pęknie struna. Kiedy
chcę zjechać ze strojem pół tonu w dół, to przy Floydzie muszę
od razu kręcić przy sprężynach, podobnie przy zmianie kompletu
strun. Jeśli decydujesz się na profesjonalne granie na tego typu
gitarze, to musisz ich mieć kilka. Ja mam jedną i dlatego myślę,
że następną gitarą jaką kupię, będzie Fernandez z Floydem,
ponieważ dźwięk tych gitar jest naprawdę rewelacyjny. Porównywałem
go z Gibsonem Flying, z dobrym Gibsonem, któremu nic
nie brakowało, i Japonia wygrała ze Stanami jeden zero. Fernandez
daje zupełnie inny, nowoczesny rodzaj dźwięku. Podobnie, kiedy
bierzesz do ręki PRS-a i uderzasz w struny na dowolnym
piecyku, od razu wiesz, że to jest ten nowy sond, niektórzy mówią
"new metal".
Patrząc na twoje gitary widzę, że nie szukasz oldskulowych
brzmień. Nie chciałeś mieć nigdy prawdziwego Stratocastera?
Mnie kręci modyfikowanie dźwięku gitary efektem do tego
stopnia że ludzie mówią: "fajny syf" (śmiech). Dlatego kupiliśmy
mnóstwo efektów, dzięki którym eksperymentujemy. Starałem się
zawsze szukać gitar pozwalających na poszerzanie możliwości
a nie na ich zawężanie, dlatego nie kupuję klasycznych gitar.
Podobają Ci się symulacje wzmacniaczy pracujące w komputerach?
Mamy w studiu Guitar Riga, z którym jest taki problem, że
stosowanie go w warunkach scenicznych wymaga od gitarzysty
wewnętrznej przemiany. Musisz odrzucić ryczący za plecami
wzmacniacz i pozwolić, by znalazł się tam laptop. Używałem
Guitar Riga nagrywając ostatnią nasza płytę i sądzę, że jest to
doskonałe urządzenie, oczywiście jeśli masz pojęcie o kręceniu
gałkami prawdziwych sprzętów. Dzięki temu, że możesz sobie
tego pozapinać do woli, możliwość kreowania dźwięku jest
nieograniczona. Jest niezaprzeczalnym faktem, że można teraz
osiągnąć doskonałe brzmienie gitary opierając się tylko
i wyłącznie na laptopie, można wejść z nim do studia i realizator
zdziwi się skąd ten sound się wydobywa. Na dodatek można
zabrać sobie laptopa i gitarkę na wakacje.
Co teraz inspiruje Cię muzycznie poza pracą w studio?
Przede wszystkim klasyka. Miałem sporo starych analogowych
płyt i kaset, więc kupiłem sobie w komisie dobry magnetofon
i gramofon. W klasyce urzekła mnie kwestia budowania
platform muzycznych, akordów, przewrotów basowych do akordów.
Teraz skupuję płyty z klasyką, które często można dostać
w idealnym stanie. Oczywiście śledzę, co się dzieje w muzyce
rockowej, ale z nowoczesnych rzeczy niewiele mi się podoba.
Razi mnie to, że wszystko od razu zmierza w kierunku określonego
stylu. Od bardzo dawna nie wbiłem się w płytę muzyka
rockowego, choć wyjątkiem jest ostatnia płyta System Of A Down
- fajna, bardzo dynamicznie wyprodukowana muzyka. Powstaje
teraz bardzo dużo zbyt jednolitych produkcji, przez co przy
siódmym kawałku nie wiesz,czy to już było, czy płyta gra od
początku. Ostatnio ulubionym dziełem jest dla mnie "Szeherezada"
Korsakowa - to jest prawdziwa opowieść, przy której
zamykasz oczy i jesteś naprawdę prowadzony przez dwór sułtana.
Uwielbiam muzykę, która bawi się emocjami i sprawia, że się
wystraszę, uśmiechnę, poczuję smutno itd. Emocje są najważniejsze.
Słucham tych największych dzieł i staram się dowiedzieć,
dlaczego ludzie od tych trzystu lat tak chcą tego słuchać
i twierdzą, że to jest najlepsze. Na ostatniej płycie używaliśmy
dużo barw padowych, syntezatorowych, smyków i podobnych
historii, i układanie ich jest łatwiejsze, kiedy masz w głowie
muzykę klasyczną. Bardzo podoba mi się wtrącanie harmonii
z muzyki poważnej od rocka.
Najbliższe plany?
Nasza najnowsza płyta, która chyba nie będzie wydana w Polsce,
bo próbujemy sobie przetrzeć nią szlaki za granicą. Płyta
jest w całości anglojęzyczna, chcemy wystartować z tamtej
strony i nie będę więcej mówił, ale dzieje się w tym kierunku
sporo. Materiał jest zamknięty i chciałbym, żeby trafił pod
dobre skrzydła, żebyśmy dostali budżet, aby nagrać niektóre
rzeczy jeszcze raz, a przede wszystkim należycie tę muzykę
wypromować.
<< wróć |
|