Historia Pojezierza Drawskiego
Szlaki, tajemnice, ciekawostki, legendy
Start
Wędrówki
Rozmaitości
Miejscowości
Pocztówki
Archiwalia
Prezentacje
Blog regionalisty
Księga gości
Kontakt, Informacja
Kościół w Stawnie
Zaułki w Kallies
Rynek w Kaliszu Pomorskim
Czaplinek. Pl. 3 Marca
Czaplinecki rynek I
Czaplinecki rynek cz. II
Złocieniecki rynek cz. I
Złocieniecki rynek cz. II
Drawski rynek
Legendy na notgeldach
Tropami złocienieckiej historii
Majówka 2010 - I część
Litografie Dunckera
Ikonografia Drahimia
Miedzioryty Meriana
Miedzioryty Petzolda
Trochę o notgeldach
Wielki Rak w Ińsku
Zapisane na pocztówce
Papierowe publikacje
Litografie Dunckera


 
Aleksander Fryderyk Wilhelm Duncker (1813-1897)

Był niemieckim wydawcą i księgarzem. W 1837 r. założył własne wydawnictwo "Verlag Alexander Duncker". Należał do osób bardzo wpływowych, prowadząc bardzo intensywną korespondencję królem Prus Fryderykiem Wilhelmem IV. Dobr ekontakty miał również z pierwszym cesarzem zjednoczonych Niemiec Wilhelmem I. Od 1841 roku mógł tytułować się "Królewskim Księgarzem Nadwornym". Alekszander Duncker był też doświadczonym wojskowym i walczył na wojnach przeciwko Danii (1864), Austrii (1866) i Francji (1870). Dosłuzył się stopnia podpułkownika. 
Jego życiowym dziełem był zbiór grafik przedstawiających pałace ówczesnych Prus, który wydawany był w latach 1857-1883 („Die ländlichen Wohnsitze, Schlösser und Residenzen der ritterschaftlichen Grundbesitzer in der preußischen Monarchie nebst den Königlichen Familien-, Haus-Fideicommiss- und Schatull-Gütern in naturgetreuen, künstlerisch ausgeführten, farbigen Darstellungen nebst begleitendem Text“). 16-tomowe dzieło zawierało 960 barwnych litografii w formacie 20 X 15 cm. Ilustracje zaopatrzone były w opisy rezydencji pruskiej szlachty.
W 1999 r. Centralna Biblioteka Karajowa w Berlinie nabyła jeden z egzemplarzy dzieła Duncker i dokonała jego digitilizacji. Wszystkie grafiki zostały udostępnione w internecie pod adresem:

http://www.zlb.de/digitalesammlungen/index.php?collection=1

 

Pałac w Bobrowie (niem. Dietersdorf) nad jeziorem Kozy

 
O właścicielach pałacu i ich grobowcu
Na północnym skraju jeziora Kozy znajdował się niegdyś grobowiec rodziny von Knebel-Doberitz. Został jednak zniszczony w latach siedemdziesiątych XX wieku. Pewnego dnia udałem się w te okolice, żeby go odszukać. Poszukiwania zakończyły się sukcesem. Następnego dnia z kilkoma przyjaciółmi wydobyliśmy nawet kamień z wyrytą biblijną sentencją:
„Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."
Decyzją dyrekcji ośrodka wychowawczego, ktory mieści się dziś w pałacu, kamień został ustawiony na postumencie na dziedzińcu i stanowi wyeksponowaną pamiątkę po dawnym grobowcu. Możemy spróbować zidentyfikować osoby, które zostały pochowane w tym malowniczo położonym miejscu wiecznego spoczynku. Małżeństwo pierwszych właścicieli i budwniczych pałacu, Konstantina i Henrietty w 1849 r. dotknęła tragedia - zmarł ich pięcioletni synek Hans. Dziecko to na pewno zostało pochowane w grobowcu rodzinnym nad jeziorem Kozy. W tym samym roku urodził się drugi syn Hans, a dwa lata później trzeci - Arthur. Hans był dość chorowity i w wieku dwudziestu jeden lat zmarł na chorobę płuc (1870 rok). Również on został pochowany w rodzinnym grobowcu. Załamany tą stratą ojciec umarł po dwóch latach, jednak stało się to poza rodzinnym Bobrowem. Henrietta żyła jeszcze 28 lat, gospodarząc w Bobrowie, a po śmierci została pochowana nad jeziorem Kozy. Trzeci syn Arthur służył w 7. Pułku Huzarów w Bonn i studiował gospodarkę rolną i leśną. Był również dobrym gospodarzem, gdyż dokupił majątek Siecino i obszar leśny nad jeziorem Leśniówek (popularnie Perełka). Jego życiową namiętnością było łowiectwo, które uprawiał przez całe życie. Ściany pałacu bobrowskiego były wręcz wytapetowane wszelkiego rodzaju trofeami myśliwskimi, a przy wjeździe do pałacu gości witały dwa wspaniałe posągi jeleni, które dziś możemy zobaczyć w jednostce wojskowej w Budowie. Arthur i jego małżonka Maria zmarli w podeszłym wieku w latach trzydziestych i oboje zostali pochowani w bobrowskim grobowcu.

Pałac w Darskowie (niem. Friedrichsdorf) 


O złych przeczuciach Karola Magnusa, pana na Darskowie
Karol Magnus von Knebel-Doeberitz był ostatnim właścicielem pięknego XVIII wiecznego pałacu w Darskowie (2 km na północny-wschód od Złocieńca). Był człowiekiem mądrym i posiadał silną osobowość, wzbudzając powszechny szacunek. Zaledwie miesiąc po przejęciu odpowiedzialności za majątek ziemski w Darskowie wybuchła I wojna światowa. Karol-Magnus ruszył na front jako oficer pułku kirasjerów. Z wojny wrócił dopiero jesienią 1918 r. Pomimo kłopotów ze zdrowiem po poważnym zatruciu gazami bojowymi wziął się do pracy w swoich majętnościch. Karol Magnus był również bardzo aktywny w działalności politycznej i społecznej. Był jednym z głównych negocjatorów reprezentujących ziemian podczas wielkiego strajku najemnych robotników rolnych. Skutecznie prowadził rozmowy z miejscową radą robotników i żołnierzy, budząc szacunek nawet wśród oponentów. Dojście Hitlera do władzy uważał od początku za wielkie nieszczęście dla Niemiec i zaangażował się w działalność przeciwników NSDAP. Militarne sukcesy nazistów i wielki entuzjazm ludności uniemożliwiły jednak skuteczne przeciwstawianie się Hitlerowi i jego kompanom. Po ataku III Rzeszy na Rosję Sowiecką Karl Magnus mówił znajomym i przyjaciołom, że posunięcie to doprowadzi do klęski i do zniszczenia niemieckiego wschodu. Według Hassona von Knebel-Doeberitz, kuzyna z Gronowa, Karl Magnus przewidział nawet zniszczenie rodzinnego grobowca na darskowskim cmentarzu. Dlatego w swoim testamencie, wbrew tradycji rodzinnej, kazał się pochować obok tego grobowca. Karl Magnus nie doczekał końca niemieckiego Pomorza. W 1942 r. podczas polowania w Darskowskim Lesie dopadł go i zabił atak serca. W miejscu tego zdarzenia ustawiono, krzyż, tablicę informacyjną i kamień o kształcie przypominającym ludzkie serce. Kamień ten leży zresztą do dziś pośród leśnych ostępów. W latach siedemdziesiątych XX w. plotka o rzekomych ukrytych skargach spowodowała, że okoliczni wandale zniszczyli i zbeszcześcili grobowiec rodziny von Knebel-Doeberitz na darskowskim cmentarzu. Przepowiednia Karola Magnusa zrealizowała się 30 lat po II wojnie światowej, tymczasem tablicę nagrobną upamiętniająca Karola Magnusa można podziwiać do dziś 

Pałac w Złocieńcu (niem. Falkenburg)


Konflikt dwóch zapalczywców
W połowie XVI w. włascicielem zamku w Złocieńcu i wielkich okolicznych włości był wielki magnat Matzke von Borcke. Były to czasy, kiedy Nowa Marchia stała się samodzielnym państwem ze stolicą w Kostrzynie. Władcą tego państewka był energiczny, lecz zapalczywy Johan I.
Matzke von Borcke wdał się w serię konfliktów z krewkim władcą Nowej Marchii Już 1542 roku doszło do pierwszego sporu między margrabią Johanem z Kostrzyna a dumnym Matzke. Chodziło o prawa własności do Starego Reska. Poważniejszy konflikt powstał później i dotyczył podatku krajowego. Borkowie uzyskali w 1516 roku przywilej ściągania tego podatku i wykorzystywania środków na własne cele. Margrabia Johan nie uznał tych praw i zażądał przekazania środków do swojej kasy. Nakazał też przeprowadzić dokładne wyliczenia, z których wynikało, że Matzke von Borcke zebrał o 1 400 guldenów podatku więcej, niż przekazał do kostrzyńskiej kasy. Po uzyskaniu tych wyliczeń Johan zareagował gwałtownie i zarzucił Borckemu malwersację, co głęboko dotknęło tego ostatniego. Oburzenie Matzkego było uzasadnione, gdyż różnica nie wynikała z malwersacji, lecz z różnego oszacowania ilości podlegających opodatkowaniu łanów. Jeszcze poważniejszy spór rozgorzał wokół podatku piwnego. Poprzednik Johana - Joachim I - uwolnił powiaty świdwiński i drawski od płacenia tego podatku. Margrabia zwrócił czterem miasteczkom sumę, którą wcześniej wpłaciły, ażeby uwolnić się od podatku piwnego i przywrócił podatek. Władca nakazał swojemu lennikowi Matzkemu von Borcke zwrot miastu Falkenburg sumy 113 guldenów. Borcke odmówił. Tak czy inaczej miasto zwyczajowo wpłacało podatek najpierw właścicielowi miasta, który był zobowiązany do wpłaty ryczałtowej sumy do kasy margrabiego. Fakty wskazują, że Borcke musiał zachować część zebranej sumy dla siebie. Tego było za dużo dla rządzącego twardą ręka Johana. Nie tylko wezwał mieszkańców miasta do niepłacenia tego podatku za pośrednictwem von Borckego, lecz również zabronił świadczenia powinności należnych właścicielowi miasta. Wypełnienia tych rozkazów dopilnować miał wójt Franz Neumann. Matzke potraktował próbę wypełnienia tych rozkazów przez Neumanna jako próbę naruszenia praw prywatnego miasta. Sprawa trafiła do sądu. Borkowie wnieśli pozew do sądu całej Rzeszy Niemieckiej, tymczasem margrabia wniósł oskarżenie do swojego lennego sądu w Kętrzynie. Wynik był więcej niż oczywisty. Sąd Rzeszy rozstrzygnął spór na korzyść von Borckego. Oczywiście sąd lenny uznał von Borckego winnym zaboru należnych władcy podatków. 16 września kostrzyński sąd ogłosił też utratę przez Matzkego całego lenna w Nowej Marchii. Margrabia energicznie przystąpił do egzekwowania wyroku. W Drawsku wyznaczono punkt zborny wojsk, które miały wymusić realizację wyroku. Do miasta ściągały ze wszystkich stron miejskie i rycerskie oddziałki różnej maści, zaciężni, żołnierze margrabiego oraz puszkarze z artylerią. Do dowodzenia szykował się wójt Franz Neumann, ale ostatecznie przybył we własnej osobie energiczny margrabia Johan ze znacznym oddziałem piechoty zaciężnej i artylerią. Wszystkie armaty zebrano na drawskim rynku i skierowano lufami na wschód. Następnego ranka rozpoczął się dziwaczny spektakl. Margrabia rozkazał strzelać ze wszystkich dział, tak żeby kanonadę usłyszał Matzke w Złocieńcu. Demonstracja odniosła skutek i Matzke udał się do majątku Pansin, unikając walki. Kiedy następnego dnia pod murami Falkenburga pojawił się Neumann z wojskiem, przedstawiciel Matzkego von Borcke otworzył mu bramy miasta. Minął kolejny dzień i do miasta wjechał zwycięski Johan.



Pałac w Karwicach (niem. Karwitz) nad jeziorem Lubie


Antydemokratyczny obiad
Historia miejscowości Karwice sięga XIII wieku, lecz najbardziej spektakularne zdarzenie miało tutaj miejsce stosunkowo niedawno. 30 września 1994 r. na poligonie drawskim odbywała się narada metodyczno-szkoleniowa najwyższej kadry dowódczej Sił Zbrojnych RP. Zorganizowano wtedy w pałacu w Karwicach uroczysty obiad, na którym zjawili się zwierzchnik Sił Zbrojnych, prezydent Lech Wałęsa i szef sztabu generalnego gen. Tadeusz Wilecki. Po obiedzie miało dojść do wypadków, które zbulwersowały całą Polskę. Generałowie zachęceni przez prezydenta do szczerych wypowiedzi dotyczących stanu armii i reform, poddali druzgocącej krytyce działalność cywilnego Ministerstwa Obrony. Podobno odbyło się też dziwaczne głosowanie oceniające ówczesnego ministra Piotra Kołodziejczyka, co przypominało rodzaj sądu kapturowego.
Było to poważne naruszenie demokratycznej zasady cywilnej kontroli nad wojskiem. W październiku 1994 r. doszło do burzliwego posiedzenia sejmowej komisji obrony, podczas którego minister Kołodziejczy zarzucił prezydentowi i gen Wileckiemu chęć pozakonstytucyjnego odwołania go z funkcji. 


Pałac w Siemczynie (niem. Heinrichsdorf) 


O pałacu w Siemczynie można przeczytać tutaj


Pałac w Suliszewie (niem. Zuehlshagen)


Wariactwa Gerda z Suliszewa
Gerd von Knebel-Doeberitz objał majątek w Suliszewie po tragicznej śmierci swego brata. Był osobą niefrasobliwą, prowadzącą hulaszczy tryb życia. Był częstym gościem w kasynach gry, a nawet w domach uciech. Jego osobiste długi rosły gwałtownie do dnia, kiedy wezwano go przed oblicze surowej rady rodzinnej. Jego długi zostały spłacone, pod warunkiem wyjazdu młodzieńca do Niemieckiej Afryki Wschodniej, gdzie podjąć miał służbę wojskową. Tak też się stało. 
Gerd brał udział w walkach z Anglikami w oddziałach wybitnego niemieckiego dowódcy Paula von Lettow-Vorbecka.
Kiedy Niemcy przegrali afrykańską wojnę, Gerd powrócił na Pomorze i wrócił do gospodarzenia w Suliszewie. Niestety, z miernym efektem. Gerd był człowiekiem, który w pogoni za bogactwem brał się za zupełnie nieracjonalne przedsięwzięcia, a jako doradców słuchał zwykłych hochsztaplerów. Jeden z nich podający się za astrologa przepowiedział ziemianinowi, że wydobycie torfu przyniesie mu wielkie bogactwo, ale tylko wtedy kiedy surowiec ten będzie wydobywany i transportowany przy pełni księżycowej (!). Jak można było przypuszczać z interesu nic nie wyszło, a torfu nikt nie chciał kupić niezależnie od tego, kiedy był wydobywany. Tymczasem kredyty trzeba był spłacać.
Innym razem Gerd zakupił na aukcji w Lodynie siwego konia, który miał należeć do wyjątkowej rasy. Wydał na to ogromną sumę. Kiedy cudowne zwierze przybyło do Suliszewa okazało się, że jest chore i kiepskiej krwi. Gerd padł ofiarą oszustów. Nie zniechęciło go to jednak do dalszych działań i zainwestował znaczne sumy w hodowlę koni, co ostatecznie doprowadziło do upadku majątku ziemskiego w Suliszewie. Losy Gerda i jego suliszewskich włości stały się tematem tabu w rodzinie von Knebel-Doeberitz. Obowiązywała zasada: „O kuzynie Gerdzie nie mówi się niczego”.  Tej zasady trzymał się również autor rodzinnej monografii, który wspomniał jedynie oględnie o nietrafionych inwestycjach.
Po licytacji majątek w Suliszewie zakupił doktor Sinnhuber, który pochodził z Berlina i prowadził duży interes wędliniarski.