Przejdź do informacji o dostępności Przejdź do strony głównej Przeskocz do menu Przeskocz za menu Przeskocz do głównej treści Przejdź do mapy strony

Comber Babski

Kto jest bardziej skłonny do swawoli, mężczyzna czy kobieta? Z pewnością odpowiedź będzie zależała od wielu czynników, z których płeć osoby pytanej nie będzie bez znaczenia. Przedstawicielka płci pięknej uzna za większych swawolników mężczyzn, przedstawiciel płci brzydkiej skłonność tą przypisze płochym niewiastom. Wiele jednak wskazuje na to, że w Małopolsce "baby" jak nazywano dawniej córki pramatki Ewy, potrafiły dokazywać i rozrabiać nie gorzej niż drwale w karczmie po wypłacie. Dlaczego tak sądzimy? Ano dlatego, że tutaj właśnie, aż do połowy XIX w. hucznie obchodzono święto "babskiej swawoli" czyli inaczej Comber Babski.

Comber, jak czytamy w Encyklopedii Popularnej PWN z 1982 r. to "Mięso z kością z części lędźwiowej grzbietu zwierząt rzeźnych i łownych". Może więc być comber zajęczy lub króliczy ale babski?!!! Comber Babski to stara ostatkowa tradycja, której nazwa pochodzi z języka niemieckiego. Combrzyć bowiem, w innym znaczeniu tego słowa to tyle samo co swawolić, tęgo swawolić dodajmy.

Jak wyglądała owa tradycja? Dokładnie nie wiemy, bowiem najdokładniejsze przekazy zachowały się jedynie dla obchodów tego specyficznego święta w Krakowie. Czy tak samo bawiono się we wsiach i miasteczkach małopolskich? Na pewno podobnie, choć każda społeczność lokalna mogła do scenariusza wnieść określony koloryt i szczególny przebieg.

Popatrzmy jednak wpierw na Comber Babski w Krakowie. We wtorek przed środą popielcową przy kościele Matki Bożej na Piasku (róg ul. Karmelickiej i Garbarskiej) zbierały się podkrakowskie ogrodniczki i handlarki jarzynami. Niewiasty te przebierały się tego dnia wymyślnie, strojąc się na wielkie damy. W miejsce atłasów, tiulów i jedwabiów używały jednak siermiężnych worów, w miejsce koronek - słomy, a w miejsce starannie układanych loków, wplatały sobie we włosy wióry. Tak pociesznie przebrana armia ruszała następnie w stronę Bramy Szewskiej, wkraczając w obręb murów miejskich i wprawiając w rzeczywisty popłoch wszystkich mieszkających w Krakowie mężczyzn. Nic zresztą dziwnego. Manewr wtargnięcia do miasta, poprzedzony wcześniejszą mobilizacją, dawał kobietom efekt osiągnięcia przewagi ilościowej nad zaskoczonym odwiecznym rywalem. Na czele babskiego pochodu niesiono wielką słomianą kukłę, wyobrażającą mężczyznę, zwaną combrem. Za tą kukłą kroczyła ta z przekupek, która w danym roku sprawowała funkcję marszałka. Na krakowski rynek pochód docierał około południa, biorąc w posiadanie miasto i jego obywateli. Kraków zamieniał się w Rzeczpospolitą Babską. Podchmielone i nadmiernie wesołe baby ruszały na polowanie. Zwierzyną stawali się mężczyźni, najlepiej młodzi i urodziwi lub przynajmniej bogaci. Złapanych dzielne amazonki "combrzyły" tzn. szarpały za włosy, wiązały powrozami, przewracały na ziemię a na końcu przykuwano ich do olbrzymiej kłody drewna, którą ku uciesze gawiedzi musieli włóczyć po ulicach. Cóż było robić!? Złapani do niewoli musieli się wykupić. Urodziwi buziakiem, szpetni dukatem.

Po kilku godzinach łowów, rozochoceni obywatele Krakowa, już bez różnicy płci, spotykali się na rynku gdzie odbywały się wspólne tańce, wspólne i gęsto zakrapiane ucztowanie. Jeszcze w XIX w. zdarzało się tak, że kolisko tańczących na rynku stawało się tak wielkie, że trzymając się za ręce otaczano cały gmach sukiennic. A co z naszym słomianym combrem? Przychodził czas i na niego. Na dany znak, baby rzucały się na kukłę i w mgnieniu oka rozszarpywały ją na strzępy. Nie oznaczało to końca imprezy, która czasem przeciągała się do środy popielcowej ku zgorszeniu wielu.

Comber Babski przetrwał w Krakowie tylko do końca istnienia Rzeczpospolitej Krakowskiej. W 1846 r. policja austriacka zakazała dalszych obchodów. Przez kilkadziesiąt lat przetrwał jeszcze obyczaj combrzenia na wsi małopolskiej. Tam jeszcze u schyłku stulecia zdarzyło się widzieć w ostatki młodych chłopców, którzy mozolnie wlekli po drodze kłody drewniane, do których byli zakłuci. Podobno "zaszczyt" ten dotyczył jeno kawalerów i był swoistą zachętą do szybkiego podjęcia decyzji o ożenku przed następnym combrem. Noszono także po wiejskich dróżkach kukłę mężczyzny, którą przy towarzyszeniu rubasznych, lub nawet sprośnych przyśpiewek rozszarpywano, polując szczególnie na niektóre części słomianego ciała.

Dziś obyczaj combrzenia tu już od dawna historia. Czy tradycja ta zanikła dlatego, że "chłop" boi się "babskiej" swawoli?