WITHIN THE WOODS
(Within the Woods)

grzEGOrz


Reżyseria:
Sam Raimi

Scenariusz:
Sam Raimi

Obsada:
Bruce Campbell
Ellen Sandweiss
Scott Spiegel
Mary Valenti


Kraj:
USA

Rok produkcji:
1978

Czas trwania:
32 minuty

Zrecenzowano:
15.03.2005

          Sama Raimiego nikomu nie trzeba przedstawiać. Kto nie zna kultowej tryglogii "Evil Dead", musiał przez ostatnie dwadzieścia lat leżeć w śpiączce, albo zaczął oglądać dobre filmy ledwie wczoraj. Dzisiejsze poczynania tego nader zdolnego reżysera mogą budzić u fanów gatunku pewne wątpliwości, co do kierunku obranej drogi. Ale nie brakuje takich, którym podobają się jego późniejsze dzieła. Tym razem jednak chciałbym wrócić do korzeni twórczości Raimiego. "Within The Woods", bo o nim tu mowa, to jego krótkometrażowy debiut. Nakręcił go na studiach, żeby pozyskać sponsorów, którzy wyłożą fundusze na realizację pełnometrażowego obrazu. Ten ostatni zawojował kilka lat później świat, w tym polski rynek pirackich kaset wideo (tu pod tytułem "Złośliwy nieboszczyk"). Lecz na początku był...
          Bruce Campbell, który dla niepoznaki gra tu postać o imieniu Bruce, wyrusza wraz ze swą dziewczyną na piknik w lesie. Przez przypadek ściągają na siebie klątwę indiańskiego demona, który wkrótce opęta chłopaka. Dziewczyna zapada w sen, gdy się budzi Bruce'a nie ma obok niej, za to w lesie czai się zło. Szuka więc schronienia w chacie, do której przyjechała wraz z paczką znajomych. Tam wkrótce pojawia się też jej opanowany przez złe siły chłopak. Zaczyna się dramatyczna walka o przetrwanie... Sensu wielkiego nie ma dokładne opisywanie fabuły, bo już na pierwszy rzut oka widać, że "Within The Woods" i dwie pierwsze części "Evil Dead" to wariacja na ten sam temat. Dla widza, który zwyczajnie szuka rozrywki, fund-raiser Raimiego nie jest najlepszym wyborem na wieczorny seans. Ale cała rzesza fanów i krytyków z zaciekawieniem prześledzi jak ewoluowała koncepcja nawiedzenia, demonów i roli głównych bohaterów.
          Zasadniczo widać, że już w 1978 roku Raimi miał ogólną koncepcję tego, jak chce, żeby wyglądało jego dzieło. Wszystkie podstawowe elementy są obecne w tej 30. minutowej fabule. Miejsce akcji jest znane, fabuła raczej niczym nie zaskoczy (może oprócz tego, że Bruce jest tu czarnym charakterem i ma pecha...), warto więc zwrócić uwagę na rozłożenie akcentów. Porównać na przykład jak wykorzystano motyw ręki w "Within The Woods", a jak zostało to zrobione dziesięć lat później. Widać, że pewne rozwiązania i patenty są konikiem reżysera. A sam film?.
          Nieco ciężko oceniać. Biorąc pod uwagę, że było to dziełko, które miało przyciągnąć sponsorów, nie można do niego podchodzić jak do normalnego filmu (nawet krótkometrażowego). "Within The Woods" jest obietnicą reżysera, pewnego rodzaju wizytówką czy portfolio. Dlatego nie można się zżymać, że postacie są cokolwiek płaskie i nijakie. Ale widać w tej studenckiej etiudzie (Raimi miał wtedy 19 lat!!!), że twórca to człowiek utalentowany. Lekkość w prowadzeniu kamery, bezpretensjonalny styl i dość przemyślana konstrukcja (długość "WTW" jest w sam raz, akcja zbudowana według klasycznych schematów) to niejedyne jego atuty. Dość ciekawie i całkiem wiarygodnie prezentują się efekty specjalne. Co musi budzić choć cień podziwu, szczególnie uwzględniając budżet i porównując z dziesiątkami innych, często znacznie droższych, produkcji. Tak się zastanawiam, po co komu CGI, skoro za niewielkie pieniądze można zrobić bardzo przyzwoicie wyglądające efekty. Chociaż istnieje możliwość, że to, co wydaje mi się dobre jest wynikiem koszmarnej kopii filmu, którą dane mi było oglądać.
          "Within The Woods" nie jest dziełem, które należy polecać, czy poświęcać mu szczególną uwagę. Chociaż... To bardzo sprawnie zrealizowana krótkometrażówka, zrobiona z polotem i lekkością oraz zadziornością, która często jest charakterystyczna dla debiutantów, nieskrępowanych systemem produkcji czy osiągniętym statusem. Od Raimiego mogłyby się uczyć całe zastępy twórców niskobudżetowych filmów, szczególnie Polacy. Podczas gdy często oglądając produkcje amatorskie, z niższej półki, debiutanckie, widz ma do czynienia z rozdymaniem filmu przez filmowanie pejzaży, długie najzady kamery i inne sztuczki, które są zwykłą watą - wypełniaczem. U Raimiego nawet gdy kamera prześlizguje się po zawartości kosza piknikowego, to co widać na ekranie buduje klimat opowieści. Oglądając ten debiut czuć rękę przyszłego mistrza - dynamiczny obraz, świetnie zmontowany, miejscamy krwawy i czasami zabawny. Mam jednak trudności z oceną, bo jak już wspomniałem - to obietnica, którą reżyser zrealizował w pełni w "ED" lub "ED 2" (to już zależy od konkretnego widza, osobistych preferencji, która część wydaje mu się najlepsza). Dla miłośników gatunku na pewno ciekawa lekcja poglądowa. Dla przyszłych twórców wręcz lektura obowiązkowa. A dla tych, dla których horrory to tylko w kinie i z dziewczyną/chłopakiem... no cóż, niekoniecznie.

Ocena
3+/6