MIASTO ŻYWYCH TRUPÓW
(Paura Nella Citta Dei Morti Viventi)

Mort


Reżyseria:
Lucio Fulci

Scenariusz:
Lucio Fulci
Dardano Sacchetti


Obsada:
Christopher George
Catriona MacColl
Carlo De Melo


Kraj:
Włochy

Rok produkcji:
1980

Czas trwania:
87 minut

Zrecenzowano:
26.09.2003

          Kiedy w 1980 roku Fulci wziął się za kręcenie "City Of The Living Dead", wszyscy spodziewali się powtórki z "Zombie 2". Włoski reżyser poszedł jednak w troszeczkę innym kierunku, czym chyba w pewien sposób zawiódł fanów. Niemniej jednak jest to film, który śmiało zaliczam do jednych z jego najlepszych.
          W małym miasteczku Dunwich, miejscowy ksiądz popełnia samobójstwo, otwierając tym samym wrota do piekła. Nowojorski reporter i kobieta-medium próbują przeciwstawić się Złu i zapobiec całkowitemu opanowaniu świata przez powstałych z grobów martwych...
          Główną rolę w tym filmie odkrywa niesamowity, zaczerpnięty jakby z koszmaru sennego, klimat. Aura tajemniczości, wszechobecnego Zła połączona z lekko apokaliptyczną wizją nadaje temu filmowi nierealny wymiar grozy. Zombie są tu tylko pewnym dodatkiem i niejako nie jest im podporządkowana całość akcji. Stanowią tylko pewne narzędzie służące pogłębieniu atmosfery nierealności i przerażających zdarzeń. Nastrój budowany bardzo sprawną ręką Fulci'ego uzupełnia oszczędna, ale za to świetna muzyka autorstwa Fabio Frizziego, jednego ze stałych współpracowników włoskiego reżysera. Szkoda tylko, że Fulci ma dziwną manierę przerywania poszczególnych kawałków muzycznych w ważnych momentach, co dla mnie np. było dość denerwujące i nie pozwalało w pełni uzyskać idealnego klimatu grozy. Niemniej jest to kawał naprawdę ciekawej muzy. Dobra przyznaję, że w tym filmie roi się od nielogiczności, a czasami z ekranu wieje lekką taniochą, ale dla mnie nie miało to większego znaczenia. Fulci to taki reżyser, który mimo takich wad prawie zawsze wychodzi z tego obronną ręką (najczęściej oczywiście za pomocą niezwykłych scen). Po prostu dobrze się go ogląda, bo facet miał jednak niewątpliwy talent to tworzenia ciekawych obrazów. Dlatego też odstawcie na bok logikę, aktorstwo, a nawet samą historię i nastawcie się na krwistą, ale też i klimatyczną ucztę. Zwróćcie też uwagę na samego reżysera, który wystąpił w epizodzie patologa (to ten koleś co gada z policjantem o śmierci dziewczyny ok. 32 minuty). Ciekawą rzeczą jest końcówka, niewątpliwie pesymistyczna, jednak niedopowiedziana w taki sposób, że jest przez to lekko niezrozumiała. Zresztą to właśnie o tą ostatnią scenę ludzie najczęściej się czepiają. Chyba niesłusznie. Wersja, którą widziałem była nieocenzurowana, więc miałem okazję obejrzeć jedne z najsłynniejszych scen gore w historii gatunku. Zarówno dziewczyna wymiotująca własnymi wnętrznościami (mniejsza o to, że w zbliżeniach widać, że to plastikowa lalka, efekt jest zajebisty), jak i krwawa, porażająca sekwencja, w której ojciec młodej dziewczyny przebija wiertłem głowę chłopaka (i kto by pomyślał, że jest to, według słów reżysera, scena symbolizyjąca nietolerancję!) robią naprawdę piorunujące wrażenie. Odpowiedzialny za te sceny Gino De Rosi, twórca efektów m.in. do "Zombie 2", "The Beyond" i "Cannibal Apocalypse" bez dwóch zdań rządzi ! Niestety, wersja wydana w Polsce jest potwornie okrojona i właściwie pozbawiona tych najbardziej mocnych kawałków, z których tak naprawdę znany jest ten film. Na otarcie łez polskim fanom zostawiono słynny deszcz robaków, ujęcie w którym na głowy aktorów poleciały ich dosłownie tysiące. Mimo to jednak, nie polecałbym oglądania dostępnej u nas wersji. To tak jakbyście zobaczyli zupełnie inny film. Bez sensu. Zwłaszcza w przypadku Fulci'ego, ktory to przecież słynnie z tego, że posoka i flaki zalewają ekran. Tak więc zaopatrzcie się w wersję nieokrojoną, bo ten film nie dość, że sam w sobie jest dobry, to stanowi doskonałe preludium do jego późniejszych, po prostu niszczących filmów - "Domu przy Cmentarzu" ("The House by the Cemetery") i "Hotelu Siedmiu Bram" ("The Beyond").

Ocena
4+/6