Polonika
   Czwartek, 27 Września 2007: Damiana, Mirabeli, Wincentego

Nowości | Bieżący numer | Informator | Archiwum | Fotogaleria | O nas | Prenumerata | Reklama | Redakcja
Bieżący numer

  


   SZUKAJ W ARCHIWUM
Pokaż informacje z dnia:

        

Szukaj w archiwum:

Pokaż archiwum z roku: 2003
2004
2005
2006
2007


Jak szukać w archiwum?


"Każdy człowiek ma w życiu do zdobycia swój Mount Everest".

fotoWanda Rutkiewicz była jedną z najwybitniejszych himalaistek świata. Jej silne związki z Austrią wynikały nie tylko z racji wspinaczek w Alpach. W 1982 r. poślubiła austriackiego chirurga, dr. Helmuta Scharffetera i wkrótce otrzymała obywatelstwo austriackie. Kilka lat mieszkała w Patsch koło Innsbrucka. Miała wielu przyjaciół wśród Austriaków. Do najbliższych i najbardziej zaufanych należała dr Marion Feik, prawniczka z Wiednia, która pełniła jednocześnie rolę agentki i menadżerki silnie zaangażowanej w organizowanie wypraw Wandy. Inną bliską osobą była Gertruda Reinisch, autorka książki biograficznej o naszej himalaistce* i organizatorka kilkudniowej imprezy u podnóża Dachstein (29.05-02.06.2002) poświęconej pamięci 10 rocznicy śmierci tej niezwykłej kobiety.

Wanda Rutkiewicz, z domu Błaszkiewicz, urodziła się 4 lutego 1943 r. na Litwie, w niewielkiej miejscowości Płungiany, rodzinnym majątku swych dziadków. Wywłaszczenie Państwa Błaszkiewiczów przez Rosjan sprawiło, że cała rodzina przeniosła sie w 1946 r. najpierw do Łańcuta, a następnie do Wrocławia.
Od najmłodszych lat wykazywała zainteresowanie sportem, w szkole średniej uprawiała kilka dyscyplin lekkoatletycznych, intensywnie trenowała siatkówkę. Jej zainteresowanie górami rozpoczęło się w czasie studiów na Politechnice Wrocławskiej. Pewnego dnia jeden z kolegów, uprawiający już od kilku lat wspinaczkę zaproponował jej w rewanżu za notatki z matematyki wyjazd w Skałki. pod Jelenią Górą. Wydarzenie to miało decydujący wpływ na całe jej dalsze życie. Pierwszy dzień w "Skałkach" przyniósł mi doznania, które osłabiły wszystkie moje dotychczasowe fascynacje. Odnalazłam coś dla siebie i wiedziałam, że przy tym pozostanę..
W 1962 r. ukończyła szkołę taternictwa, gdzie poznała tajniki wspinaczek górskich. Kierownicy kursów nie traktowali poważnie kobiet zajmujących się wspinaczką. Przyszłym adeptkom alpinizmu pokazywali makabryczne fotografie z wypadków w górach aby odstraszyć je od uprawiania tej dziedziny sportu. Wspinaczki zawsze uchodziły i nadal zresztą uchodzą za dyscyplinę typowo męską i wielu alpinistów uważa, że kobiety się do tego nie nadają.
W wieku 21 lat Wanda rozpoczęła pracę zawodową w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych we Wrocławiu, w tym samym roku uzyskała tytuł inżyniera. Czasu na góry miała coraz mniej, ale spędzała w nich każdą wolną chwilę.
W roku 1964 wyjechała po raz pierwszy w Alpy, do których zresztą później co kilka lat powracała. Odniosła tam wiele znaczących sukcesów, m.in. w 1967 r. pokonała wschodnią ścianę Augille du Grepon (3482 m), w 1973 r. dokonała drugiego kobiecego wejścia na Eiger, a 1978 r. pierwszego kobiecego przejścia zimą północnego filaru Metternhornu.
W roku 1968 wraz z Haliną Krüger-Syrokomską były pierwszymi kobietami , które weszły filarem wschodnim na Trollryggen w Norwegii. Wyprawa ta miała bardzo dobrą reklamę, dzienniki informowaly o poczynaniach obydwu alpinistek, które stały się bohaterkami wielu wywiadów prasowych i telewizyjnych. Pobyt w Norwegii nie oznaczał jednak tylko pasma sukcesów. Podczas jednej ze wspinaczek Wanda Rutkiewicz uległa wypadkowi, którego skutkiem było pęknięcie kości skokowej i powrót w gipsie do Polski. Nie była jednak w stanie żyć bez gór. Pojechała o kulach w Skałki, gdzie wspinała się stosując niemal cyrkową technikę.
W kwietniu 1970 r. wyszła za mąż za Wojciecha Rutkiewicza. Małżeństwo to nie należało do udanych i trwało tylko trzy lata. Mąż nie podzielał fanatyzmu wspinaczek Wandy, jej ambicje nie odpowiadały powszechnie przyjętemu modelowi małżonki.
Wyprawy w góry najwyższe rozpoczęła w 1970 r. zdobyciem Piku Lenina (7134 m.) w Pamirach. Był to jej pierwszy udział w ekspedycji wieloosobowej, który pozwolił poznać mechanizmy działające w tak specyficznym organizmie społecznym jakim jest wyprawa wysokogórska. Atmosfera panująca wśród uczestników daleka była od życzliwości i wzajemnej akceptacji. Wanda skonfrontowana została z zazdrością, brakiem tolerancji, bezlitosną oceną niepowodzeń. Innym problemem, z jakim zetknęła się podczas kolejnych ekspedycji była kwestia kobiety-partnera w zespole męskim.. Często podkreślała, że kobieta podlega nieustannej ocenie ze strony mężczyzn, a w sytuacjach stresowych drażni swą innością i wywołuje nieuzasadnioną agresję.
Wanda zaczęła organizować zatem wyprawy z grupami kobiecymi. Kolejnym olbrzymem górskim, którego szczyty zdobyła w 1972 r. był Noszak (7482 m.) w górach Hindukusz, a trzy lata później Gesherbrunn III (7952 m.) w Karakum, co okazało się polskim kobiecym rekordem wysokości.
W roku 1978 wyprawa, w której brała udział, zdobyła Mount Everest. Tego samego dnia w Watykanie Polak został wybrany papieżem. Podczas spotkania z Wandą powiedział: Dobry Bóg tak chciał, abyśmy tego samego dnia zaszli tak wysoko.. Na wierzchołku Mont Everestu była pierwszą Polką, pierwszą Europejką i trzecią kobietą na świecie, której udało się tam dotrzeć, przed nią stanęła tam tylko Japonka i Tybetanka.

fotoPo siedmiu latach zdobyła następny ośmiotysięcznik. Nabierała coraz większego doświadczenia, wierzchołki górskie stały się miejscem, gdzie najintensywniej odczuwała obecność Stwórcy. -Kocham Naturę, jest ona najwspanialszym kościołem świata. Kiedy w rozrzedzonym powietrzu każdy krok jest olbrzymim wysiłkiem, czuję wyraźnie, że ktoś mi pomaga; może to moja Mama, która modli się za mnie w domu, a może bliskość Boga..
Wiosną 1981 r. na Elbrusie, najwyższym szczycie Kaukazu złamała kość udową, mimo to nie zwątpiła w powrót do swej życiowej pasji. Już podczas pobytu w Klinice Akademii Medycznej w Warszawie organizuje kolejną wyprawę kobiecą na K-2 (8616 m.), drugą co do wysokości górę świata. Prowadzi intensywną korespondencję, spotyka się ze współorganizatorami przyszłej ekspedycji.
Po długotrwałej rehabilitacji i dwóch kolejne operacjach, dokonanych w Insbrucku przez dr. Helmuta Scharffetera, poślubia swego chirurga, niestety również tylko na kilka lat. Wraca do Warszawy, przyznając, że wypełnianie obowiązków rodzinnych nie leży w jej naturze i nie stanowi treści jej życia. Mimo że wciąż utyka, nie odstępuje od planu wyprawy w Himalaje, która dochodzi do skutku w lipcu 1984 r. Wanda bierze w niej udział znów o kulach. Wie, że nie będzie w stanie zaatakować wierzchołka, ale marzy by dokonały tego inne uczestniczki wyprawy. Zaskakuje je jednak tragedia. Z niewiadomych przyczyn umiera nagle jedna z koleżanek i ekspedycja zostaje przerwana. Wszyscy są zaszokowani. Austriacy z sąsiedniej ekspedycji pomagają znieść ciało i pochować je na prowizorycznym cmentarzu u podnóża góry.
Śmierć Haliny Krüger-Syrokomskiej wywołała burzliwą dyskusję na temat celowości uprawiania himalaizmu i stała się pożywką dla antyfeministów. Według nich najwyższe góry powinni zdobywać tylko prawdziwi mężczyźni, uzyskując tym miano romantycznych bohaterów, kobiety zaś, w analogicznych sytuacjach, to egoistki, dążące za wszelką cenę do sukcesu.

K-2, górę uważaną przez himalaistów za najtrudniejszą zdobyła Wanda dopiero w 1986 r. W tym samym czasie jeszcze kilka innych wypraw równolegle zamierzało wejść na szczyt. Zginęło przy tym 17 osób, wśród nich wielu przyjaciół Wandy. Przyczyną zgonu większoœci ofiar było zbyt długie przebywanie w strefie śmierci, znajdującej się powyżej 7000 m. Niedostatek tlenu na tym obszarze jest dla organizmu ludzkiego wyniszczający, ciało odmawia posłuszeństwa, występują halucynacje. Udzielenie pomocy jest prawie niemożliwe, pozostanie przy umierających oznacza to samo, co skazanie siebie na śmierć..
-"Do śmierci w górach jesteśmy przyzwyczajeni, w każdym z nas bowiem gdzieś głęboko tkwi myśl, że i mnie może ona dosięgnąć. Choć tak naprawdę nikt w to nie wierzy, w górach zawsze giną inni. Góry kształtują bardzo silną więź między wspinającymi się partnerami, uczą solidarności. Ale przy wyższym stopniu umiejętności występuje pewne zobojętnienie na los partnera i niebezpieczństwo. Stajemy się trochę zadufani we własne siły i wierzymy, że każdy z tych dobrych da sobie radę. Niebezpieczeństwa chcemy pokonywać wspólnie, ale zostawiamy każdemu jakby pewną strefę indywidualną na przeżywanie go. Bo każdy tego trochę potrzebuje: samotności w działaniu i przeżywaniu, zdawaniu egzaminu górskiego tylko przed sobą".

W 1986 r. Wanda poznała Dr Marion Feit, austriacką prawniczkę, która zafascynowana osobowością naszej himalaistki i siłą jej pasji, zaangażowała się w organizowanie finansów, stojących u podłoża każdej wyprawy. Po pewnym czasie stała się nie tylko agentką i menedżerką Wandy, między obydwoma paniami rozwinęła się wielka przyjaźń.
W roku 1990 Wanda miała na swym koncie 6 ośmiotysięczników. Zapragnęła wejść na szczyty pozostałych ośmiu. Swój plan nazwała karawaną marzeń.

Do tej pory zdobycie całej Korony Himalajów udało się tylko dwóm osobom, Tyrolczykowi Reinholdowi Messnerowi i naszemu rodakowi Jerzemu Kukuczce. Wśród kobiet najlepszym rezultatem były trzy ośmiotysięczniki. Gertrude Reinisch, przyjaciółka Wandy, austriacka reżyserka i dziennikarka wspomina w książce biograficznej*: "Wanda usilnie starała się namówić mnie do udziału w wyprawie wysokogórskiej argumentując, że mogłabym być pierwszą Austriaczką, która zdobyła ośmiotysięcznik. Kiedy jej odpowiedziałam, że to właśnie ona jest tą pierwszą, odparła oburzona: - Nie chcę, żeby ludzie się dowiedzieli, że mam austriacki paszport. Jestem Polką!"
W rozmowie z "Poloniką" Gertrude Reinisch powiedziała: "Wyczynowy alpinizm stał siê dla Wandy treścią i sposobem na życie. Zamierzała wykorzystać zdobytą przez organizm aklimatyzację i niejako niejako "przeskakiwać" z wyprawy na wyprawę. Nie chciała tracić czasu na organizowanie kolejnych ekspedycji i kompletowanie ekipy. Nie chciała uwzględnić czasu potrzebnego na odpoczynek i regenerację organizmu. Znajdowała się w nieustannym stresie, także pod naciskiem sponsorów, którzy finansując wyprawy oczekiwali wyłącznie sukcesów. Była wręcz chorobliwie ambitna, niechętnie korzystała z pomocy przyjaciół. Powtarzała: - Mam jednakową zasadę w górach i w życiu, muszę być na tyle dobra, żeby samodzielnie osiągnąć cel..

We wrześniu 1991 r. zdobywa Cho Oyu (8201 m.), w październiku Annapurnê (8091 m.). W maju 1992 r. wyrusza na podbój Kanchenjungi (8595 m). Dwie poprzednie próby wejścia na ten szczyt były nieudane. Wyprawę prowadził doświadczomy alpinista meksykański Carlos Carsolio, z którym Wanda była zaprzyjaźniona i odbywała już wcześniej wyprawy. 12 maja po wspólnym śniadaniu wyruszyli z obozu IV na atak wierzchołka. Wanda szła dużo wolniej, Carlos doszedł doń sam. Przy zejściu spotkał ją na wysokości 8300 m . Podczas rozmowy była całkowicie przytomna , postanowiła zabiwakować i dopiero następnego dnia wyruszyć na szczyt. Była bez śpiwora i bez picia, ale zdecydowana na zdobycie góry. Każdy, kto był z Wandą na wspinaczce wiedział, że żadne argumenty nie mogły przekonać jej do zmiany planu. Carlos trzy dni czekał na nią w obozie II, co na wysokości bliskiej 8000 m było dowodem wielkiej, alpinistycznej solidarności. Zostawił tam dla niej w pełni wyposażony namiot i zszedł do obozu bazowego. Wanda nigdy niestety z tego namiotu nie skorzystała.. Nie wiadomo, czy w ogóle opuściła miejsce biwaku, czy też zasnęła i nigdy się już nie obudziła. Gdzie i w jakich okolicznościach zmarła, pozostanie na zawsze tejemnicą.
"Nie chcę umierać, ale nie mam nic przeciwko śmierci w górach. Jestem z nią obeznana, byłoby to dla mnie łatwe po tym wszystkim, co przeżyłam. Większość moich przyjaciół czeka tam na mnie, w górach.."

* Gertrude Reinisch, Wanda Rutkiewicz. Karawane der Träume., Bergverlag Rother, München.

Polonika, nr 90/91.


Urszula Ghoshal

















  design by NET-LINE © polonika.at     Nowości | Bieżący numer | Informator | Archiwum | Fotogaleria | O nas | Prenumerata | Reklama | Redakcja