Blog w kategorii: Znani blogują     Następny »   Szukaj bloga:   Pisz bloga 


Szukaj
Linki
Napisane dnia...
<Październik>
PnWtŚrCzPtSoNd
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031    
Archiwum
Statystyka
Wejść 78944
Komentarzy 4696


11 października 2007
LiD walczy o głosy promując własny program i nie angażując się w polityczne hece. Tak odpowiadam, kiedy dziennikarze dopytują mnie w sprawach, które wypełniać powinny raczej kroniki towarzyskie niźli relacje z kampanii wyborczej. Mam wrażenie, że naszym konkurentom skończyła się amunicja – stąd proces o honor  Saby i stan ministerialnych mebli, prezentacja (oczywiście apolityczna) filmu z dowodami na korupcyjną działalność doktora G., wyprawa premiera do szpitala (a do pielęgniarek trzeba go było siłą wyciągać...), stąd wreszcie tematy zastępcze, jak choćby wizyta w Szczecinie Jana Rokity czy ślub Jarosława Kaczyńskiego i Jolanty Szczypińskiej.

Mamy tydzień do ciszy wyborczej. Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zajęły nam ostatnie dwa miesiące wojenką między Tuskiem i Kaczyńskim – cytując ich ostatnie inwektywy: między chamem i Urbanem – Samoobrona i LPR zajęły się budową nowego wizerunku z nowymi sojusznikami (Partii Gwałtu wcale to nie pomogło), a wyborcy jak nie mieli okazji poznać różnic programowych, tak nie mają. Nawet spotkania w stacjach telewizyjnych prowadzone są na jedno kopyto: częściej słychać pytania o wzajemne animozje i podteksty niż o różnice programowe.

A Państwo zapewne patrzycie na to z rosnącym coraz bardziej zdziwieniem: o co w tym wszystkim chodzi? Ja też czasami nie rozumiem. Wielu moich rozmówców narzeka na miałkość polityki, na show, jakim się stała, na brak konkretów, pomysłów, dobrych projektów gospodarczych. Tego nie ma, bo polityka przestaje spełniać swoją zasadniczą rolę – przestała być instrumentem sprawowania rządów, a stała się widowiskiem telewizyjnym, walką w kisielu, a niekiedy po prostu kabaretem.

Młodzi ludzie nie garną się do polityki, bo wszystko to widzą znacznie ostrzej niż nam się wydaje. Widzą i po swojemu komentują. To jest rola polityków: dawać przykład, pokazywać nowe przestrzenie dyskusji politycznej, wciągać wyborców do debaty o przyszłości Polski. LiD nieustannie usiłuje skierować kampanię wyborczą na merytoryczne tory, ale zarówno nasi przeciwnicy, jak i media wolą deliberować nad stanem mebli, chorobami i ślubami polityków. Nie ma szans, by w ciągu najbliższego tygodnia debata publiczna skoncentrowała się na kwestiach programowych, co dowodzi słabości jej uczestników i nie zjednuje politykom sojuszników. Efekt? Znowu można się spodziewać niskiej frekwencji, znowu będziemy mieli Sejm wybrany głosami ludzi, którzy głosują w ciemno – z pięknego, obywatelskiego obowiązku – głosując na niewiadomą.

Szkoda. Bo nawet krótka kampania mogła być kampanią merytoryczną.

Wojciech Olejniczak (02:07)
168 komentarzy

08 października 2007
Zapowiedzieliśmy to już wcześniej: Zbigniew Ziobro odpowie przed sądem za niegodziwe wypowiedzi pod adresem SLD, obciążające naszą partię za śmierć Barbary Blidy. To nie tylko skandal o wymiarze politycznym, to świadectwo moralności człowieka zwanego Zerem. Najpierw z jego ust rozstrzelany został doktor G.; do dzisiaj polska transplantologia nie może się pozbierać po nagonce na lekarza – warto przeanalizować tę słynną wypowiedź pod kątem jej wpływu na zmniejszającą się liczbę przeszczepów, a co za tym idzie zagrożeń dla życia i zdrowia Polaków. Później dowiedzieliśmy się, jaką uciechę sprawili sobie sympatyczni chłopcy z CBA, określając kryptonimem „Mengele” sprawę działalności warszawskiego kardiochirurga.

I wreszcie śmierć Barbary Blidy, nie wyjaśnione do dzisiaj okoliczności, dziwne zeznania o zachowaniu się Ziobry składane przez byłego ministra spraw wewnętrznych, przerwany film, pobicie adwokata Leszka Piotrowskiego, ślimaczące się dochodzenie, sprzeczne zeznania świadków, kręcenie funkcjonariuszy aparatu sprawiedliwości. Do tego kompromitacja związana z ekstradycją do Polski Edwarda Mazura. Do tego akcja przeciwko Andrzejowi Lepperowi, nadal chowana pod zielonym suknem ministerialnych gabinetów IV RP. I ten „gwóźdź”, który okazał się zupełnie innym magnetofonem niż ten, z którego rzekomo Ziobro nagrywał Leppera. I te masowe wezwania wolontariuszy PO i LPR przed oblicze prokuratury – w czasie kampanii wyborczej. I te buńczuczne, pełne wyniosłości komentarze pod adresem największych polskich autorytetów prawniczych. I w końcu ta skandaliczna wypowiedź – obciążająca przyjaciół Barbary Blidy winą za jej śmierć.

Ten człowiek, polityk o twarzy cherubinkowego, bezwstydnego cyborga, osiąga wyżyny braku wrażliwości, nie licząc się z odczuciami innych ludzi. Wszystko co on mówi – można przecież powiedzieć spokojnie i z godnością, nie obrażając nikogo. Wszystko można przedstawić, z poziomu ministra sprawiedliwości, z chłodem właściwym dostojności sędziego. Można być politykiem – i mieć klasę. Ale żeby mieć klasę – potrzebna jest przynajmniej odrobina przyzwoitości.

Wojciech Olejniczak (23:06)
122 komentarzy

07 października 2007
Na spotkaniach z wyborcami często słyszę zachętę: zaatakujcie, dlaczego nie atakujecie?! Dlaczego nie próbujecie dopaść PiS-u na kłamstwach i zniszczyć?

Na takie pytania nie ma dobrej odpowiedzi – przede wszystkim dlatego, że po PiS-ie wszelka krytyka ścieka jak woda po kamieniach; PiS jest impregnowany na słowa krytyki. Ta partia, zapatrzona w swojego wodza niemal tak samo jak w Ojca Dyrektora, nie widzi jak jej lider brnie w świat nonsensów i abstrakcji. Wczoraj rosły mi oczy ze zdziwienia, gdy słuchałem Jarosława Kaczyńskiego prezentującego swoją wizję państwa, którego początkiem stał się on sam, które zaczyna się i kończy na Prawie i Sprawiedliwości, które wcześniej nie istniało, nie funkcjonowało, a jeśli już – to było zaledwie układem, grą sił, systemem kolesi, a nie normalnym państwem.  

Jak w tym systemie wyrosło polityczne imperium Kaczyńskiego – tego się już nie dowiadujemy. Kto położył wszelkie inwestycje w Warszawie – też nie wiemy. Kto dokopał się do państwowej kasy, prywatyzując partyjny koncern prasowy, kto pełnił ważne role w aparacie państwa, kto tworzył fundacje zajmujące się politycznym sponsoringiem – tego lider PiS nie objaśnia. I nie mówi też, dlaczego nie pozwał do sądu Andrzeja Leppera, wprost zarzucającego premierowi przekręty. Nie wspomina już czasów świetności swojego rządu, tak silnie podpartego intelektem Romana Giertycha i szefa Samoobrony, który rozpadł się jak domek z kart miesiąc po podpisaniu ostatniej lojalki przez koalicjantów. (Nie wspomina też o innej lojalce, tym razem rodem z telewizji; gdyby dotyczyła prezesa wywodzącego się z lewicy, byłby on już dzisiaj ukamienowany przez Kurskiego...)

Nie mówi również o trójmiejskiej kancelarii, która zasłynęła jako łącznica między politykami prawicy i lokalnym oligarchą, nie mówi o swoich ulubionych ministrach: Lipcu i Kaczmarku, nie wspomina nazwiska Jaromira Netzela, swojego ukochanego prezesa, nie nawiązuje do handlu heroiną w środowisku jego własnego brata ani tym bardziej do koncepcji taniego państwa, której efektem są trzy dziesiątki ministrów, jacy przewinęli się przez jego rząd. Tanie państwo – dla rolników, którym odmówiono ulgi podatkowej – i drogie dla ministrów, których przyjmowano i zwalniano całymi stadami.

Premier nie odpowiada, kiedy go pytać o Telegraf, o Fundację Prasową Solidarności, o majątek osobisty i partyjny. Nie odpowiada, ponieważ zajęty jest cotygodniowym, nieustannym dialogowaniem z samym sobą, sumiennie pokazywanym w godzinach najlepszej oglądalności w telewizji publicznej. Toczy dialog mówiąc do kamery – jestem świetny, jestem piękny, ode mnie zaczął się świat i na mnie się on zakończy. A później choćby potop.

Więc – atakować? Kogo? Zapatrzonego w siebie wodza, który mówi do kamer – nie zważając, że mało kto go słuch
a? Gdyby żył Charlie Chaplin, nakręciłby film o Kaczyńskim.

Wojciech Olejniczak (22:49)
139 komentarzy
Powiem wprost: telewizję publiczną trzeba oddać dziennikarzom i menedżerom – wyrwać ją z rąk polityków, nie oddawać im ani kawałka władzy nad publicznymi mediami, zamknąć im (nam!) drogę do sterowania radiem i telewizją raz na zawsze. Dlaczego?

Naprawdę nie ma żadnego sensu, by udawać, że publiczne media zachowują się w tej kampanii obiektywnie. Informacje o liczbie godzin, jakie telewizja poświęciła poszczególnym partiom, biją na alarm. Są – jak to mówią ludzie PiS-u – porażające. Co mi po wiadomościach, jeśli wiem, że są preparowane na użytek jednego ugrupowania? Co mi po pozorach obiektywizmu, jeśli widzę jaki jest skład komentatorów i jaki jest poziom merytoryczny dziennikarzy? Co mi przychodzi z płacenia abonamentu, jeśli stał się on składką na rzecz promocji jednej partii? Co mi po określeniu „telewizja publiczna”, jeśli równego dostępu do niej nie mają wszystkie ugrupowania polityczne?

To trzeba przerwać. Zapisaliśmy w naszym programie 100 Konkretów wniosek o zmianie modelu funkcjonowania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To chyba za mało, to tylko początek drogi. Media publiczne muszą uzyskać niezależność, wyjść z kręgu wpływów polityki – zarówno wtedy, gdy rządzi prawica, jak i wówczas, gdy rządy sprawuje formacja lewicowa (czyli po 21 października...!).

Władza nad mediami publicznymi daje iluzję posiadania pełni władzy. Można mówić co się chce – i jak się chce. Można sprawować rząd dusz, dopuszczając lub blokując niewygodnych polityków. Doprowadzono w ten sposób do ruiny rzetelność programów informacyjnych, nie osiągając celu: wyborcy, jeśli tylko mają możliwość – przełączają na stacje komercyjne. Bo tam jest barwniej, ciekawiej i prawdziwie. Bo tam może się spotkać Joanna Senyszyn z Januszem Korwin-Mikke. Bo tam można spodziewać się obiektywizmu zamiast nachalnej propagandy.

To jest to, co powinniśmy zrobić dla dobra publicznego: uwolnić publiczne media od władzy polityków. Zrobić to raz, ale dobrze. Może będzie to kosztowało utratę paru punktów w wyborach, może będzie bolało polityków, czyli nas samych, ale per saldo bardzo się polskiej demokracji opłaci. W przeciwnym razie – jeśli zwycięży PiS i jego koncepcja nadużywania władzy w mediach, telewizja i radio publiczne staną się doszczętnie pośmiewiskiem i bolszewickim wydziałem propagandy, a nie źródłem wiedzy o Polsce i świecie.


Wojciech Olejniczak (01:18)
118 komentarzy

05 października 2007
Rzadko zgadzam się z tezami Michała Karnowskiego, publicysty "Dziennika", ale tym razem z częścią jego opinii muszę się zgodzić. W dzisiejszym komentarzu Karnowski napisał o kampanii programowej Lewicy i Demokratów, trochę nam dokładając, a trochę chwaląc - głównie za to, że w ogóle prezentujemy program. I chociaż nie podzielam jego zdania, że zawartość 100 Konkretów można by spokojnie zmniejszyć o połowę - nie każdy projekt np. w edukacji czy kulturze - musi mieć wymiar liczbowy, żeby dało się go określić mianem konkretu - to jednak cenne jest, że Karnowski program zauważył, przeczytał i... docenił.

Problem w tym, że komentarz Michała Karnowskiego powinien być wstępem do znacznie szerszej refleksji. Kampania wyborcza ma w tym roku wyjątkowo karykaturalny. Politycy zajmują się głównie sobą (i stają w obronie swoich psów), robiąc wszystko, by uniknąć realnej debaty programowej. Koncentracja na wymyślaniu grepsów do dyskusji politycznej w telewizji, myślenie kategoriami prezentu, jaki trzeba wręczyć w pierwszej części debaty, wydumane tematy konferencji prasowych i konwencji - wszystko to jeszcze bardziej odstręcza wyborców od głosowania.

Mamy dwa tygodnie do wyborów i konia z rzędem temu, kto wie, jaki program będzie realizowała Platforma Obywatelska. Bo według najnowszego spotu ma to być program "damy wam wszystkim wszystko, o co poprosicie - w ramach cudu gospodarczego". Dajmy tylko dojść do władzy Donaldowi Tuskowi, a będzie wszystko.

To jest Kononowicz a'rebours: u Kononowicza było, że nie będzie niczego. U Tuska ma być wszystko. Można się spodziewać podobnego wyniku wyborczego.

Wojciech Olejniczak (21:10)
158 komentarzy

04 października 2007
Wreszcie jakiś zwrot w kampanii Prawa i Sprawiedliwości! Wreszcie PiS odniósł się do najpoważniejszych wydarzeń! Nareszcie programowy akcent w kampanii PiS – Ludwik Dorn wysłuchał spotu o jego psie, który zżerał majątek państwowy i postanowił – Dorn, nie pies – podać do sądu LiD za znieważenie majestatu. Marszałka Dorna, bo Saba nie wyraziła opinii. Irasiad nie pozwolił?

Otóż bardzo nam się wizja sądowego pojedynku z Ludwikiem Dornem i jego meblożernym psem podoba. To bardzo dobry pomysł: pokażmy światu, jak wygląda praca ministra i jego psa. Wskażmy na palący problem: urzędy i ministerialne rezydencje trzeba przysposobić do pobytu czworonogów, zamontować legowiska, wyznaczyć miejsca na toaletę, wytyczyć ścieżki spacerowe, zatrudnić opiekunów (wszak minister i marszałek muszą trochę popracować), a następnie – uruchomić rezerwę budżetową. To przecież tanie państwo! I jeszcze pozwólmy każdemu urzędnikowi trzymać swój zwierzyniec w miejscu pracy. Pan Marszałek Ludwik Dorn już dał przykład.

Tak, Panie Marszałku, opowiedzmy wyborcom historię Pańskiego psa. Pokażmy jak się wiodło Sabie w czasach Pańskiego urzędowania. Zróbmy to – opinia publiczna czeka!

Tak  oto psia sensacja zgrabnie przykryła politycznie kompromitującą, a moralnie – skandaliczną wypowiedź Ziobry o związku lewicy ze śmiercią Barbary Blidy. W przykrywaniu własnych afer PiS jest mistrzem. Tę – próbował przykryć psią mordą. Biedna ta Saba.
 

Wojciech Olejniczak (23:31)
81 komentarzy
Jarosław Kaczyński nie ma poczucia humoru. To wiadomo od dawna. Ale dzisiejszym swoim komentarzem ustrzelił dziesiątkę w strzelnicy na odpustowym konkursie ponuraków. Premier – przywołując słynny esemesowy greps „schowaj babci dowód” – uznał, iż wszyscy, którzy kolportują takie żarty podnoszę rękę na naród polski. Oni nie żartują, nie przesyłają sobie dowcipnego tekstu – oni podnoszą rękę na naród!

Przypomina to słynne powiedzenie o ręce, która zostanie odrąbana przez władzę ludową, gdy ktoś pochopnie podniesie ja przeciwko władzy. Widać, że premier dobrze odrobił lekcję wychowania obywatelskiego z lat głębokiej komuny, bo dziś strzela grepsami naprawdę na miarę tamtych czasów.

Premier zauważył ponadto, że autorzy tekstu „drwią sobie z naszego narodu, kpią z jego tradycji, drwią z tego co jest w nim tak naprawdę najlepsze” – i chyba wypada podzielić jego smutek. Po poniedziałkowej debacie wiemy, że to co jest w Polsce najlepsze, to rząd, Prawo i Sprawiedliwość oraz osobiście premier Kaczyński. Można więc śmiało uznać, że autorzy żartów kpią sobie i z rządu, i z PiS-u, i z Jarosława Kaczyńskiego, i że to właśnie tak mocno irytuje premiera. (Szkoda, że autorów nie można zamknąć...)

A swoją drogą, przecież wystarczyłoby użyć zjednoczonych mózgów Bielana i Kamińskiego, i wypuścić kontresemesa; choćby z tekstem: „Wszyscy chcemy wstąpić do PiS-u. Wstąp i ty!”... To dopiero byłby ubaw.


Wojciech Olejniczak (00:08)
214 komentarzy

02 października 2007
Dużo się dzieje – czasem brakuje wolnej chwili, żeby napisać, za co przepraszam. Dzisiaj zbieramy uwagi i komentarze po wczorajszej debacie, którą wygrało dwóch przeciwników – każdy przecież ogłosił zwycięstwo – a tak naprawdę wygrała ją opinia publiczna. Dziesięć milionów ludzi oglądało spotkanie dwóch polityków, których aktywność i wpływ na losy Polski nie podlegają dyskusji. Z tego punktu widzenia Jarosławowi Kaczyńskiemu należy się szacunek – bo nie tylko odważył się przyjąć wyzwanie, ale jednocześnie dzielnie próbował mu sprostać.

Według mnie, o czym mówiłem już wczoraj, to starcie wygrał Aleksander Kwaśniewski, przegrali go natomiast komentatorzy polskiej sceny politycznej, wyciągając wnioski zgodne z linią programową ich środowisk lub redakcji. Można było ze stuprocentową pewnością przewidzieć kto jaką opinię zaprezentuje – z tego więc punktu widzenia debata nie popchnęła nas do przodu. Wyjaśniła natomiast bezspornie, że w Polsce istnieje jedyna racjonalnie określona alternatywa wobec rządów PiS i że jest nią formacja Lewicy i Demokratów. I nie ma najmniejszego powodu do wściekłości Donald Tusk, który najpierw ogłosił projekt „wielkiej koalicji” od lewa do prawa (od Sasa do lasa...), a potem znów żalił się, że nie został dopuszczony do stołu rozmów. Dwóch na jednego dałoby pewnie większą psychiczną przewagę koalicji PO-PiS, ale nie zmieniłoby oceny zdarzeń: to Kaczyński miałby w duecie z Tuskiem rolę wiodącą – dziś, dzień po debacie, kiedy opadły emocje, widać to gołym okiem.

Nie będzie też, o czym donosi jak zawsze uprzejmie donoszący tygodnik „Wprost”, dogrywki w debacie Aleksandra Kwaśniewskiego z Jarosławem Kaczyńskim, bo taka dogrywka w niczym nie zmieniłaby publicznej pozycji obu konkurentów i nie zmieniłaby słabnącej pozycji Donalda Tuska.

Teraz nadeszła pora, by wszystkie partie przedstawiły swój program... A tu bryndza! PiS organizuje premierę nowego spotu, Platforma – nowego billboardu, może zresztą jest odwrotnie, już nie wiem, bo się gubię, zaś wyborcy nie wiedzą, na którego aktora mają głosować... Bo nawet w spotach bratnie partie wykorzystują tych samych ludzi. Jak to w rodzinie: sięga się do wspólnych znajomych. Mnie jednak mocno dziwi ta programowa posucha, LiD przedstawił swoją ofertę 100 Konkretów i już zbieramy bardzo korzystne dla nas oceny tego programu; jak doniosły media – z programem wystąpił też Waldemar Pawlak, i tylko dwie zwalczające się niemiłosiernie partie nie kwapią się z podobnym otwarciem.

Może one zapomniały, że to jest kampania wyborcza – a nie wyścig po nagrody w Hollywood? Może więc Panowie przypomnielibyście wyborcom – co Was łączy?
 
Wojciech Olejniczak (22:46)
146 komentarzy

30 września 2007
Dziś przedstawiliśmy nasz program. 100 Konkretów - to nie jest wyborcze hasło, to jest zbiór projektów we wszystkich dziedzinach życia społecznego, politycznego i gospodarczego, które dziś przedstawiliśmy pod ocenę wyborców. W wielu kwestiach poszliśmy bardzo daleko, w wielu pokazujemy, że można tworzyć zupełnie odmienną alternatywę, że można składać całkowicie odmienną ofertę polityczna dla Polski. I to nas różni od Prawa i Sprawiedliwości, od Platformy Obywatelskiej.

Ponieważ w telewizji publicznej transmitowano mszę, a telewizje komercyjne coraz mniej kwapią się do pokazywania konwencji programowych polskich partii politycznych (a szkoda), postanowiłem przedstawić tu Państwo główne tezy moich dzisiejszych wystąpień. Cały program LiD-u mają Państwo na naszej stronie lid.org.pl

Dzień dobry Państwu! (...) Mam takie marzenie. Marzy mi się Polska, w której nikt na nikogo nie krzyczy. W której nie ma miejsca na pogardę dla ludzi. W której rząd rządzi - a nie spiskuje. W której politycy dotrzymują obietnic, a ludzie nie boją się podsłuchów. Marzy mi się taki czas, w którym nasze dzieci będą dumne z Polski. (...)

Widzę Polskę tolerancyjną, szanującą wiarę i Polskę z Kościołem, który nie wtrąca się do polityki i nie zamienia twarzy Jana Pawła II na twarz ojca Rydzyka. Widzę kraj szacunku do sąsiadów, z którymi prowadzimy dialog i których traktujemy jak partnerów, a nie jak wrogów. (...) Mam 33 lata. Jestem przewodniczącym SLD i wierzę w przyszłość centrolewicy w Polsce i Europie. I mam prawo do marzeń. Więcej - mam wielką szansę zrealizować te marzenia! Wspólnie z Wami! Właśnie zebraliśmy pół miliona podpisów pod naszymi listami wyborczymi. Pół miliona - w pięć dni! To jest dowód naszej wielkiej siły. I kiedy mówimy o marzeniach, to właśnie pół miliona podpisów staje się świadectwem, że marzenia mogą się spełniać.

Szanowni Państwo! Polsce potrzebna jest taka formacja jak LiD. Polsce potrzebna jest demokratyczna lewica i demokratyczne centrum. (...) Jestem tu razem z Wami, ponieważ chcę żyć w państwie silnym, ale silnym wolnością swoich obywateli. W państwie prawa, rządzonym przez najlepszych fachowców. W państwie świeckim, w którym rolę Kościoła regulują umowy międzynarodowe, a nie tajemne dyspozycje.

Jestem tutaj z Wami, bo chcę, byśmy powiedzieli to głośno i jednoznacznie - nie pozwolimy się wpędzić w kanon ciasnych, konserwatywnych wartości. Mamy siłę być Europejczykami. Polska potrzebuje nowoczesnego patriotyzmu, a nie wojen na słowa. Dosyć tego! Polska potrzebuje oddechu, świeżego powietrza, a nie zaściankowej agresji.

Mamy odwagę mówić o sobie - jesteśmy centrolewicą! Oni - ukrywają swoją prawicowość pod płaszczykiem socjalnych obietnic i w cieniu politycznej demagogii.

Szanowni Państwo! Wystarczy pięć minut. Wystarczy poświęcić ojczyźnie pięć minut Waszego czasu!

Pięć minut w niedzielę, 21 października - w ciągu tych pięciu minut można zmienić naprawdę wszystko! Proszę! Zróbmy TO! Zróbmy TO razem! My mamy odwagę mówić - chodźcie z nami! Chodźcie z nami - głosować na pogodną Polskę, na Polskę uśmiechu i konkretów. Macie prawo widzieć w nas alternatywę. Jedyną alternatywę dla rządu nieudaczników i neobolszewików! My jesteśmy alternatywą! Jedyną alternatywą.

 
Wojciech Olejniczak (20:30)
135 komentarzy

29 września 2007
Debata Aleksandra Kwaśniewskiego z Jarosławem Kaczyńskim nie rozgrzewa wyborców tak mocno, jak grzeje polityków. Kiedy widzę rozżarzone oczy posła Nowaka, który próbuje odwrócić uwagę od poniedziałkowego spotkania liderów, kiedy słyszę jak mocno deprecjonuje znaczenie tej debaty, to myślę – o co ten cały rejwach? Dlaczego Platforma po prostu nie wzruszy ramionami i nie pójdzie dalej własną drogą? Kraj wytapetowany tysiącami czarno-białych i biało-niebieskich billboardów, wszędzie obietnica, że wszystkim będzie żyło się lepiej – więc czym się martwić?

Wyzłośliwiam się, bo aż śmieszne mi się zdaje to wypełnione żalem aspirowanie do zaszczytu przystąpienia do rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim. Jeszcze nie zniknęły mi z pamięci te spotkania po ostatnich wyborach, kiedy przed kamerami telewizyjnymi nieudolnie montowano rząd Kaczyńskiego i Tuska – wtedy panowie mieli dużo czasu dla siebie i jakoś nikt z nich wsparcia ani tła dla siebie w Aleksandrze Kwaśniewskim nie poszukiwał. A teraz słyszę, jak z jednej strony czoło przed byłym prezydentem chyli Jacek Kurski, jak komplementuje go („szef”) Jarosław Kaczyński i jak bardzo, z drugiej strony, do rozmowy z premierem pali się Donald Tusk. Nagły przypływ sympatii? Cztery butelki wina z bliźniakiem premiera nie wystarczyły? Toż panowie Kaczyński i Tusk szansę nawet codziennych spotkań dostali od wyborców przed dwoma laty – i co? I zmarnowali ją, jak to na prawicy: kłócąc się o zabawki.

Pora zatem, by powiedzieć to, co na politycznych salonach słychać od dawna: rządzona przez Tuska Platforma Obywatelska słabnie z dnia na dzień. Poseł Nowak nie uratuje jej kolejnym tysiącem bezbarwnych billboardów i wojną na spoty w serialu „mordo ty moja”, senator Gowin nie podniesie notowań zaklęciami przeciwko lewicy, a Stefan Niesiołowski nie poprawi jej wizerunku jeszcze jednym żartem z premiera. Platforma bierze ostry zakręt po odejściu Rokity; poseł Palikot już w swoim blogu prorokuje, że rodzi się nowy rządowy tandem Marcinkiewicz-Rokita, tworzony na ewentualność porażki Tuska... Powoli, powoli... żegnamy Platformę, złaknioną kontaktów z PiS-em.

Na tym tle faktycznie tylko dwie partie wydają się mieć jasno sprecyzowane cele i konkurentów. Lewica i Demokraci  niczego nie udają, nie kombinują. My mówimy wprost od dawna: jesteśmy jedyną alternatywą dla rządów Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli nie chcesz, by dalej rządziło Prawo i Sprawiedliwość – głosuj na LiD, to proste. Donald Tusk tak sprawy nie stawia, nie buduje alternatywy wobec rządu Kaczyńskiego. Kunktatorstwo nie popłaca.
 

Wojciech Olejniczak (00:41)
118 komentarzy

27 września 2007
Z gospodarską, niezapowiedzianą wizytą przybył do Łodzi premier Jarosław Kaczyński. Powitały go chlebem i solą koparki ściągnięte na plac budowy z całego miasta, służące za rozwojowe tło Czwartej Rzeczypospolitej. I tak jak w czasach Władysława Gomułki, tak i teraz – władza rządowa i jej lokalna ekspozytura błysnęły malowaną na zielono trawą, pokazały ludzkie oblicze stojąc pośrodku zwolenników i ochroniarzy, przy czym ochroniarzy było zdecydowanie więcej niż tłumu.

Jedynym zgrzytem były – jak to bywa, niestety – obywatelskie głosy z zewnątrz, jawnie dyskredytujące dokonania PiS-u w Łodzi i wyszydzające sztuczność politycznej maskarady, jaką wymyślił duet doradców politycznych premiera – Bielan & Kamiński. Nie przewidzieli, że do premiera może zwrócić się (ratunku!!!) przedsiębiorcza mieszkanka, żądająca od lokalnych władz przyzwoitego tempa prac modernizacyjnych. Nie przewidzieli, że do premiera może pokrzykiwać szeregowy obywatel, żądając budowy drogi S-8. Można go było potraktować szorstkim „spieprzaj dziadu!”, ale chyba zabrakło konceptu i jak donoszą media: z powodu tych dwojga natarczywych intruzów impreza okazała się kompletną klapą.

Gdyby premier jeździł po kraju częściej niż raz na dwa lata, przy okazji kampanii wyborczej, wiedziałby, że takich problemów obywatele mają znacznie więcej i że władza jest dokładnie po to, by je rozwiązywać i umieć o nich rozmawiać. Premier Kaczyński był rozmową z łodzianami wyraźnie zaskoczony: przywykł do wojskowego drylu, do tego, że premierowi nikt nie podskakuje – a tu masz! Tak było dobrze, tak dobrze wyglądały te sprowadzone zewsząd koparki i nagle szlag wszystko trafił. Niedopatrzenie prezydenta Kropiwnickiego, niedopatrzenie wojewody, skandal, trzeba natychmiast wyciągnąć wnioski: to zadanie dla ministra Ziobry.

Spotkanie Kaczyńskiego na Piotrkowskiej to znakomita lekcja pokory dla ludzi, którzy przez dwa lata albo skakali z dyskoteki na dyskotekę (Marcinkiewicz), albo zaszyli się w swoich gabinetach ze strachu przed wyborcami. Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż nigdy.

PS. Premier zażyczył sobie dzisiaj, by Donald Tusk przysiągł, iż nigdy nie zawiąże koalicji z Lewicą i Demokratami. Można i tak, choć warto by przypomnieć słowa Jarosława Kaczyńskiego, że z ludźmi marnej reputacji żadnej koalicji zawierać nie będzie – ich pointą stała się niemal dwuletnia symbioza z Lepperem i Giertychem. Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby więc postawienie Donaldowi Tuskowi żądania następującego – niechby przysiągł, że Platforma Obywatelska przystąpi do sojuszu z PiS-em. Taka deklaracja jest na rękę Tuskowi i może dlań stanowić przepustkę do telewizyjnej rozmowy z Kaczyńskim...

Wojciech Olejniczak (23:21)
71 komentarzy

26 września 2007
Dziś byłem w sądzie, czyli w miejscu osobliwie dość bliskim mojemu przeciwnikowi politycznemu – Andrzejowi Lepperowi. Lepper dobrze wie, na czym polega lawirowanie w gąszczu przepisów, już od kilku lat udaje mu się wszak unikać kontaktów z wymiarem sprawiedliwości i świetnie się z tym czuje.

Ale tym razem chyba poczuł się nieszczególnie – on, słynący z grubiaństwa, z bezpardonowego języka, obrażający ludzi na prawo lewo („partia zboczonych kobiet...”) i miotający bezpodstawne oskarżenia, on więc nagle poczuł się jako ta panna, której delikatność skóry przebiła szpilka krawiecka – i zapłakał nad swoim losem, ciężko skrzywdzonego przez Olejniczaka. Jakiż wydelikacony jest pan wicepremier od czasu rozstania z Jarosławem Kaczyńskim, jakiż wrażliwy...

Na użytek kampanii – wszystko można. Na użytek kampanii nawet Donald Tusk wraz ze swoją gwardią odłożyli pod tapczan męską dumę i wyskakują jak Osioł, sympatyczny skądinąd bohater „Shreka”, z okrzykiem – ja!, ja!, wybierz mnie!, wybierz mnie! Rzecz idzie o debatę Aleksandra Kwaśniewskiego z Jarosławem Kaczyńskim, a głównie o to, że do rozmowy nie zasiądzie Donald Tusk. Padają argumenty, w których przeważa uczucie zawodu – dlaczego Kwaśniewski, a nie Tusk? Dlaczego nie lider Platformy? Czyż to nie on jest najsilniejszym przeciwnikiem Kaczyńskiego?

Otóż nie jest. A niby dlaczego ma być? Jeśli przez dwa lata głosuje się wspólnie z PiS-em w wielu  sprawach, w tym dotyczących lustracji, CBA a nawet Świątyni Opatrzności, jeśli między dwiema rzekomo rywalizującymi partiami stale przepływają politycy, jeśli różnice programowe obu partii pozwalają na swobodne przejście takich osób jak Zyta Gilowska i Zbigniew Religa, jeśli przez cały czas wisi nad nami widmo koalicji PO-PiS, to pytam: jaki ma sens publiczna debata kolegów z tej samej ekipy? Czym się różnią i jak bardzo te różnice mogą ekscytować opinię publiczną?

Niczym się nie różnią. Nie dziwi mnie zatem, że w imieniu formacji PO-PiS głos pragnie zabierać Jarosław Kaczyński i że to on został wskazany przez Aleksandra Kwaśniewskiego jako rozmówca w debacie o przyszłości Polski. Donald Tusk może walczyć na bocznym ringu. Taka jest cena politycznej nijakości.


Wojciech Olejniczak (22:52)
104 komentarzy
Premier Kaczyński jest winien zapaści w służbie zdrowia. Nieodpowiedzialna polityka rządu doprowadziła do tego, że już za kilka dni w polskich szpitalach może zabraknąć lekarzy i pielęgniarek. Dlaczego? Bo Jarosław Kaczyński – zajęty pozorowaniem rządzenia – nie potrafił znaleźć czasu, by spotkać się z protestującymi przedstawicielami tych grup zawodowych. Bo przedkładał walkę polityczną i zbieranie haków na swoich politycznych sojuszników oraz przeciwników ponad problemy społeczne. Bo to było łatwiejsze: PiS realizował politykę niszczenia a nie budowania, ignorowania problemów, a nie szukania najlepszych sposobów ich rozwiązywania.

Efekt? Lekarze złożyli trzymiesięczne wypowiedzenia, których termin mija z końcem września. Wielu dyrektorów szpitali dwoi się i troi, by nakłonić ich do powrotu, wielu nie ma na to żadnych szans – szpitale są bez pieniędzy, lekarze nie maja nadziei i wolą wyjeżdżać do pracy na Zachód niż czekać na łaskawe zainteresowanie ze strony premiera.

Premier zajęty jest teraz kampanią wyborczą. Rozumiem go – ma opiekę medyczną zagwarantowaną, lekarze w rządowej klinice są gotowi pomóc premierowi w każdej chwili. Co ma jednak zrobić zwykły obywatel z Rzeszowa, któremu z dnia na dzień może ubyć połowa wyższego personelu medycznego? Ma pisać do Kaczyńskiego prośby o pomoc? Czy może powinien pójść na wiec Prawa i Sprawiedliwości, by tam przy dźwięku fanfar dowiedzieć się jak jest dobrze i jak dobrze będzie, i komu marzy się stan wojenny.

Panie Premierze, czas, by na koniec swojego urzędowania zabrał się Pan wreszcie za robotę. Może trzeba zejść z mównicy, może trzeba wreszcie zmierzyć się z prawdziwymi problemami, a nie zlecać produkcję kolejnych reklamówek, którymi chcecie przykryć niewygodne dla was fakty. A one mówią same za siebie: jeśli wskutek braku personelu medycznego umrze w Polsce choć jedna osoba, ta śmierć obciąży Pańskie konto. Dokładnie tak samo, jak śmierć Barbary Blidy obciąża konto Pańskiego rządu.

Wojciech Olejniczak (00:07)
106 komentarzy

24 września 2007
W Łodzi i Kielcach – w ciągu zaledwie dwóch dni – usłyszałem setki głosów poparcia dla naszego umiaru, spokoju, programu i sposobu działania. To najważniejsza wiadomość, której nie przyćmi nawet największa telewizyjna kampania pokazująca kijowski incydent z udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego. Dla mnie te dwa spotkania były dowodem trafności naszego wyboru sprzed kilkunastu miesięcy: utworzenie Lewicy i Demokratów było odpowiedzią na realną potrzebę wyborców, którzy szukają lewicowego skrzydła w centrum polskiej sceny politycznej. To słychać przede wszystkich w bezpośrednich rozmowach. Nie wtedy, kiedy na użytek telewizyjnej transmisji stajemy na scenie i wygłaszamy płomienne przemówienia. To jest element kampanii wyborczej, zgadzam się, ale solą działania politycznego są i pozostaną bezpośrednie spotkania.

Także takie, jak nasze spotkania na blogu. Czytam wszystkie komentarze. Nie, nie cenzuruje ich ani Onet, ani ja sam – po prostu mechanizm wprowadzania wpisu jest taki, że każda naniesiona zmiana automatycznie kasuje część komentarzy, a ponieważ dwukrotnie zdarzyło mi się nanosić drobne poprawki – znikała część Waszych postów. Sorry, to pewnie moja sprawka – są w blogowaniu takie detale techniczne, w których nie czuję się specjalistą.

Paru osobom winien też jestem wyjaśnienia. Blogującemu na wielu forach 100sikowi, który najczęściej wojuje z klerem, odpowiadam, że LiD opowiada się za rozdziałem Kościoła od państwa, za zniesieniem m. in. zasady wliczania ocen z religii do średniej oceny w szkole, ale jesteśmy zdecydowanie przeciwni politycznej walce z Kościołem. Nie ma sensu rozwijać tej myśli, stanowisko polskiej centrolewicy od lat jest w tej kwestii niezmienne – my po prostu musimy umieć dzielić się z Kościołem naszymi rolami. Jest rolą polityków dbać o świecką stronę życia w państwie, jest rolą duszpasterzy nadawać temu życiu duchowy wymiar – w stosunku do ludzi, którzy tego potrzebują, pragną, chcą.

Nie wyobrażam sobie powrotu do stanu partii walczącej z Kościołem, partii ulegającej Kościołowi, partii naigrywającej się z nauki Kościoła. Ale też nie wyobrażam sobie sytuacji, w której organy państwa rządzonego przez LiD stają się przedłużeniem duchowej władzy np. księdza Rydzyka. Ten duchowny spełnia olbrzymią i pozytywną rolę w budowaniu społeczności katolickiej, a jednocześnie jest czystej wody politykiem, czy wręcz – używając terminologii postgomułkowskiej, tak bliskiej Jarosławowi Kaczyńskiemu – oligarchą. Żadna ze spraw, którymi zasłynął w ostatnich latach ksiądz Rydzyk – obrażanie głowy państwa i jego żony, cegiełki Stoczni Gdańskiej czy antysemickie wystąpienia – nie została przez organy państwa wyjaśniona, ani nawet dogłębnie zbadana. Nie są zbadane źródła pochodzenia majątku i wpływów ojca dyrektora, tak jak nie są zbadane jego rzeczywiste związki z polityczną hierarchią IV RP.

O takim wpływie Kościoła na życie państwa – nie ma mowy, nie pod rządami LiD-u. I w tym kontekście proszę traktować nasz program nader jednoznacznie: jesteśmy i będziemy przeciwko państwu kościelnemu, opowiadamy się natomiast za państwem szacunku do indywidualnych poglądów, państwem wielu kultur i za religijną tolerancją.


Wojciech Olejniczak (23:32)
145 komentarzy

23 września 2007
Do niebywałej pogróżki posunął się wczoraj Jarosław Kaczyński, grożąc opozycji wprowadzeniem stanu wojennego. Jak inaczej można zrozumieć słowa, że "jeśli 21 października zwycięży szykująca się do władzy Platforma Obywatelska oraz Lewica i Demokraci, to będzie nowy 13 grudnia 1981 roku".
 
Komu Pan grozi, Panie Premierze? Naprawdę jest Pan zdolny wprowadzić stan wojenny tylko po to, by zachować swoja władzę? Tak bardzo Panu zasmakowała? Tak trudno się Panu oderwać od stołka? Tak bardzo boi się Pan porażki, że gotów Pan jest użyć siły - byle nie doprowadzić do zwycięstwa opozycji?
 
Nie wiem, co premier Kaczyński robił 13 grudnia pamiętnego roku; ja wiem, co będę robił 21 października 2007 roku - pójdę głosować w pełnym przekonaniu, że tego dnia władza Kaczyńskiego przejdzie do historii. I jest mi obojętne, czy w swoich wizjach Jarosław "Gomułka" Kaczyński chciałby do historii wjechać na czołgu, na bujanym koniku czy przejść pieszo z szabelką w dłoni. W każdej formie: jest to śmieszne i żałosne zarazem.
 
Wojciech Olejniczak (11:35)
226 komentarzy

20 września 2007
Pan Andrzej Lepper - kolejny w Polsce człowiek z zasadami, swego czasu przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego i lidera skrajnie prawicowej Ligi Polskich Rodzin - właśnie poinformował, że buduje lewicową partię. Koń by się uśmiał.

Lepper powiedział dziś między innymi: SLD upadł - jeśli na czele LiD-u jest liberał Aleksander Kwaśniewski, albo Marek Borowski, to co tam zostało z lewicy? I zaraz potem podkreślił, że Samoobrona jest prawdziwą, patriotyczną, polską lewicą.

Od kiedy, Panie Przewodniczący? Od dnia, kiedy padliście sobie w ramiona z Kaczyńskim? Czy od dnia, w którym planował Pan rządy waszej bratniej koalicji na pięć kolejnych kadencji? Od dnia, w którym pozbawiono Pana ministerialnych apanaży, dostępu do stanowisk, synekur i wpływów? Czy może od momentu, w którym cała Polska przeczytała, jak traktowane są pracownice Samoobrony?

Informuję Pana, że na lewicy takie numery nie przejdą. Tutaj nie gwałci się kobiet.

Pewnie Pan tego nie wie, na lewicy nawet gwałt na prostytutce określany jest mianem gwałtu.  

To w Samoobronie linczowano ludzi, szantażowano ich wekslami i przyjmowano do pracy sekretarki - w zamian za seks. To Samoobrona bała się zakazu wprowadzenia do parlamentu osób z wyrokami. To w końcu lider tej lewicującej, patriotycznej Samoobrony wprowadzony został do kręgu podejrzeń w sprawie brania łapówek. I to Pan całkiem niedawno całował w kitę lisa - własną koalicję z LPR. Już Panu przeszła ta miłość? Teraz już nie prawica, a lewica ma Panu dać kolejną szansę uprawiania warcholstwa w parlamencie?

Partia Gwałtu - to jest najlepsza nazwa dla nowej formacji Leppera, gwałtu na zdrowym rozsądku, nazwa adekwatna do czynów i ideałów - dopiero występując pod takim szyldem Andrzej Lepper da nam pewność, że tym razem nikogo nie próbuje ocyganić.

 
Wojciech Olejniczak (13:41)
210 komentarzy
Świat chyba zwariował.

Zobaczcie Państwo na wiadomości z głównej strony Onetu, w środę przed północą. Co wiadomość, to szok, zdziwienie, osłupienie: Miller jedynką Samoobrony, Sikorski odrzuca oszczerstwa i urojenia premiera, znana prezenterka wychodzi z Wydarzeń po tym, jak skasowali jej partnera, PiS wije się w konwulsjach, Gilowska okłamała poznaniaków, policja przesłuchuje działaczy PO, Kaczyńscy przypominają mi faszystów...

Gdzie my jesteśmy? Dokąd doszliśmy? Proszę poczytać sobie część komentarzy pod moim blogiem, proszę zobaczyć to ściekowisko nienawiści, chamstwa, ordynarności - u ludzi, którzy najwyżej stawiają zasady, moralność, którzy mówią o sobie - my jesteśmy inni niż postkomuniści, my jesteśmy lepsi...

Dokąd doszliśmy? Jeśli prezydent i premier nie potrafią zgodzić się z powszechnie przyjętymi standardami zachowań politycznych, bo bardziej wolą schlebiać hucpie, arogancji i politycznemu chamstwu. Jeśli nie ma dnia bez wyciągania noży przeciwko politycznym przeciwnikom, Jeśli nie ma dnia bez oszczerstw i draństwa.

Panie Premierze Kaczyński, to Pańska retoryka podzieliła kraj na dwa nienawidzące się coraz mocniej obozy. To Pańska polityka doprowadziła do konfrontacji, w której sięga się po wzorce rodem z najgorszych, stalinowskich czasów. To Pańscy ludzie - sami w białych rękawiczkach, posługując się swoimi podwładnymi dworzanami w służbach specjalnych, prokuraturze i policji - budują w Polsce państwo policyjne, państwo, w którym pojawiają się słowa "faszyzm", "konwulsje", "oszczerstwa", "urojenia".

Panie Premierze Kaczyński, proszę się opamiętać. Gdzieś jest kres tego szaleństwa, które dzień w dzień widzę w Pana oczach. Wszyscy je widzimy.


Wojciech Olejniczak (00:16)
179 komentarzy

19 września 2007
Ponownie wzywam Pana Prezydenta Kaczyńskiego i Pana Premiera Kaczyńskiego – proszę opowiedzieć się za lub przeciw zasadom Karty Standardów Politycznych... Czy te zasady są tak odległe od politycznej praktyki Prawa i Sprawiedliwości, że nie jesteście Panowie w stanie przełamać fizycznego oporu przed ich podpisaniem? A które z zasad najmniej Panom odpowiadają?

Wyborcy – i ja sam – czekamy na reakcję Panów: Prezydenta i Premiera. Reakcję posła Cymańskiego poznaliśmy już wczoraj – poseł Cymański z PiS nie podpisze się pod zasadami Karty Standardów Politycznych. Bo nie pochodzą z prawego łoża...

Panie pośle, a Pan? Z którą z zasad nie chce Pan się identyfikować? Z zasadą – nie kłam? Z zasadą – dotrzymuj obietnic wyborczych? Z zasadą – nie korumpuj i nie pozwól, by korumpowali Ciebie? Która z zasad Panu posłowi tak mocno nie odpowiada, że nie jest w stanie wyksztusić z siebie słów: jestem ZA?

Porozmawiajmy o zasadach, Panowie. Ale na poważnie. A nie na billboardach.

Wojciech Olejniczak (12:42)
112 komentarzy

18 września 2007
Karta Standardów Politycznych. Dzisiaj opublikowaliśmy jej tekst, dziś wezwaliśmy polskich polityków do poparcia tej ponadpartyjnej idei. Proszę zerknąć na stronę www.kartastandardowpolitycznych.pl i jeśli Państwo zechcecie - poprzeć naszą inicjatywę. To poważny projekt. To dobry sposób, by ryba już nigdy nie psuła się od głowy. Podobne standardy i rzecznika stojącego na ich straży można znaleźć np. w Kanadzie, deklaracje etyczne mają ogromne znaczenie w krajach Unii Europejskiej, a w parlamencie Zjednoczonej Europy standardy, choć nie spisane w postaci Karty, przestrzegane są bardzo skrupulatnie.

Opublikowaliśmy zasady działania polityków, jakie chcemy wprowadzić już od pierwszego posiedzenia parlamentu. Spisaliśmy zestaw żelaznych standardów, których przestrzeganie powinno podnieść jakość życia politycznego w Polsce i jakość zarządzania państwem. I...? I żadnej reakcji ze strony polityków innych partii.

Nie bójcie się, obrońcy zasad! Ogłoście wyborcom, że wam także zależy na wypełnianiu misji publicznej w jak najlepszym kształcie!

Oczekuję jasnego, publicznego stanowiska premiera Kaczyńskiego - czy pan popiera listę zasad wyrażonych w Karcie Standardów Politycznych i zamierza stosować je w swojej praktyce politycznej? Czy Pańska partia poprze Kartę Standardów Politycznych? Czy Pański przyjaciel polityczny Jacek Kurski będzie stosował zasadę "nie zabijaj słowami" w swojej działalności publicznej? Czy Ludwik Dorn przestanie obrażać wyborców ("ścierwojady", "łżeelity"...), szanując postanowienia Karty?

Czy Pan Jarosław Kaczyński przyzna się, że wypowiadając w Białymstoku zabarwione nacjonalizmem słowa o "Polsce jednego narodu", naruszył podstawowe kanony Konstytucji? Czy taka szczerość i przyznanie się do błędu nie byłoby dzisiaj najlepszą formą ujawnienia politycznej klasy?

Apeluję do Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego - proszę publicznie poprzeć inicjatywę stosowania Karty Standardów Politycznych. Proszę pokazać, że stoi Pan ponad podziałami politycznymi i że bliskie Pana sercu są te zasady etyki, o które walczyła "Solidarność", a które nagminnie potrafią dziś łamać politycy. Proszę pokazać, Panie Prezydencie, że potrafi Pan choć raz poprzeć inicjatywę przeciwników politycznych Pańskiego brata - zwłaszcza wtedy, kiedy dąży ona do szlachetnego, ponadpartyjnego celu.

Panie Prezydencie Kaczyński, Panie Premierze Kaczyński - jako młody człowiek i polityk mocno wierzący w ideały politycznej uczciwości, szlachetności i bezinteresowności, jako lider najpoważniejszej partii opozycyjnej - wzywam obu Panów: opowiedzcie się publicznie za lub przeciwko Karcie Standardów Politycznych.
 

Wojciech Olejniczak (22:03)
69 komentarzy

17 września 2007
Zapytano mnie dzisiaj: co z polską polityką wobec euro? Już zaczynałem mówić, że musimy budować stadiony, drogi i koleje nie tylko z powodu Mistrzostw Europy, gdy po chwili okazało się, że pytającego interesuje nie piłka nożna, lecz waluta. Kiedy wejdziemy do strefy euro? Kiedy przystąpimy do Europejskiej Unii Walutowej i dlaczego politycy tak rzadko zabierają głos w tej sprawie?

Chciałbym, żeby nastąpiło to możliwie szybko. Tak zresztą napisaliśmy w naszym programie: to jeden z priorytetów, o tym chcemy rozmawiać. Gospodarka rozwija się dynamicznie – na przekór braciom Kaczyńskim – polskie firmy dużo eksportują, szukają szans zbytu na swoje produkty w krajach Unii Europejskiej i to im, w pierwszej kolejności, a także importerom surowców i produktów zależy na stabilnym kursie waluty. Huśtawka kursu narodowej waluty względem euro i dolara, a także idące w ślad za nią spekulacje na rynku finansowym, nigdy nie pozostawały bez wpływu na stan polskiej gospodarki. Kiedy euro taniało – martwili się eksporterzy, kiedy drożało – drżały firmy importujące towary z obszaru Unii. Stabilizacja na tym rynku pozwoli na planowanie rozwoju w dłuższym horyzoncie czasowym, ograniczy ryzyko inwestycyjne i poprawi konkurencyjność polskiej gospodarki.

To są jednak makroogólniki, które nie docierają do Kowalskiego, bo on myśli inaczej: nie chce, żeby za chleb (w uproszczeniu) trzeba było płacić 1 euro zamiast 1 złotówki. I ja to rozumiem. Polska waluta musi być najpierw odpowiednio silna, by mogła doczekać wymiany na walutę Unii Europejskiej. Ta operacja nie może dotknąć ludzi najuboższych, pracowników najemnych, ludzi sfery budżetowej. Sam byłem obserwatorem procesu wzrostu cen towarów w Niemczech czy Włoszech i pamiętam, jakie opinie wygłaszali wówczas mieszkańcy tych państw. Ale wiem też, że wzrostowi cen towarzyszyły ruchy płacowe, związane z poprawą stanu gospodarki i potencjału rozwojowego tamtejszych przedsiębiorstw.

Tak widzę dzisiaj filozofię nowoczesnej lewicy: gospodarka musi się rozwijać, żeby była w stanie zapewnić odpowiednie zasoby finansowe budżetowi państwa, a co za tym idzie – wesprzeć wielkie grupy społeczne, które są konsumentami budżetu. Siła finansów państwa – czyli wielkości wydatków na edukację, służbę zdrowia, bezpieczeństwo, wojsko czy aparat administracyjny – musi się opierać o siłę gospodarki. To są naczynia połączone, a rolą formacji lewicowej jest ich umiejętne łączenie. Pracodawca potrzebuje wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, zdolnych i dobrze wyedukowanych menedżerów, ale oni wszyscy – wymagają odpowiednich wynagrodzeń, zaplecza socjalnego, szacunku dla swojej pracy i zabezpieczenia na przyszłość.

Tak widzę nowoczesną polską centrolewicę.

A Państwa wszystkich zapraszam we wtorek do śledzenia doniesień informacyjnych: LiD przedstawi ofertę polityczną, która powinna wpłynąć w przyszłości na kształt i jakość zarządzania państwem. To będzie test dla wszystkich partii politycznych w Polsce – czy są zainteresowane uczciwymi, kompetentnymi, prawymi, sprawiedliwymi i nieprzekupnymi rządami? Bardzo jestem ciekaw – kto odpowie, a kto odrzuci naszą propozycję...


Wojciech Olejniczak (23:06)
71 komentarzy

16 września 2007
Czytam informację na portalu gazeta.pl: o godzinie 14.40 trzeci program Telewizji Polskiej przerwał transmisję meczu piłkarskiego Lechia-Warta, po czym połączono się ze studiem w Warszawie, a stamtąd – wyemitowano relację na żywo z białostockiego spotkania zwolenników PiS.

Czy to jest jeszcze żart – czy już skandal? Żart, bo Jarosław Kaczyński wpisuje się w gomułkowski styl zarządzania państwem i walki z przeciwnikami politycznymi. Już nie tylko barwa głosu, gestykulacja i sposób argumentacji upodobniają premiera Kaczyńskiego do sekretarza Gomułki – w tej chwili do gomułkowszczyzny można porównać jego obsesyjną chęć zawładnięcia umysłami mas. Za każdą cenę, nawet za cenę ośmieszenia.

Sprawę uznaję jednak za całkowicie skandaliczną. Telewizja Polska wpisuje się od długiego czasu w strategię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. To, co zrobiono dzisiaj jest gwałtem na misji publicznej telewizji, za który konsekwencje powinien ponieść prezes Urbański. Już dawno przestaliśmy liczyć na parytet w dostępie do tego medium, już dawno przestaliśmy mieć nadzieję na obiektywizm TVP, ale jeszcze do dziś miałem nadzieję, że są w telewizji „rzeczy święte” – widowisko sportowe, transmisja mszy – których po prostu przerywać nie wypada. Zwłaszcza, gdy powodem przerwy ma być relacja z podrzędnego wydarzenia, jakim jest kolejna feta na cześć nowego Gomułki.

To żywy skandal, zwłaszcza w toku kampanii wyborczej. To jednocześnie wyraz wielkiego strachu, jaki musi zaglądać w oczy ekipie Kaczyńskiego – jej aparatczycy tak boją się porażki, że za wszelką cenę próbują przypodobać się sekretarzowi. Było już malowanie trawy na Śląsku przed spotkaniem z górnikami, było podlizywanie się rolnikom w Wierzchosławicach, teraz mieliśmy hucpę z przerwaniem meczu. Bo taka była wola sekretarza Kaczyńskiego lub tak odczytali ruchy jego warg usłużni dworzanie.

Mam nadzieję, że kibice Lechii i Warty podziękują sekretarzowi. Bo my – prezesowi Urbańskiemu podziękujemy na pewno.


Wojciech Olejniczak (20:49)
164 komentarzy
Andrzej Lepper wyciągnął przed kamerami telewizyjnymi dwie kserokopie przelewów z podpisem Jarosława Kaczyńskiego. Mają być dowodem na finansowanie Porozumienia Centrum przez Fundację Prasową Solidarności, a tym samym – potwierdzeniem pośredniego finansowania działalności politycznej Kaczyńskich ze środków publicznych.

Ciężki to zarzut i choć dotyczy 1991-92 roku, bracia będą musieli ustosunkować się do niego. W przeciwnym razie cała ich wojna z oligarchią stanie się wielką kpiną i zasłona dymną przed próbami zajrzenia do portfeli Prawa i Sprawiedliwości.

W kampanii wyborczej, jak widać, cofamy się do historycznych sporów o to, kto bardziej wydoił Trzecią Rzeczpospolitą. (Roman Giertych piętnujący PiS i z satysfakcją przyglądający się dowodom Leppera też miałby coś do powiedzenia o działalności pewnego banku spółdzielczego w Wielkopolsce, ale o tym pewnie woli milczeć.)

A ja czekam kiedy zaczniemy spierać się o programy i sam proponuję pierwszy temat debaty: Irak! Problem powrotu polskich wojsk z kraju objętego niechcianą dziś przez wszystkich wojnę wydaje mi się po wielokroć ważniejszy niż nieustające wyciąganie trupów z szaf; ma je każda partia i niechże one pokazują się, ale nie przesłaniając ważniejszych spraw.

Irak to miejsce, w którym nasza armia zaznaczyła swój ślad krwią własnych żołnierzy, ale jest to jednocześnie pole ogromnego spustoszenia i świadectwo nieudanej, w sensie politycznym, operacji budowania ustroju demokratycznego. Amerykanie nie wiedzą, jak się z Iraku wywikłać, dla nas w Polsce sprawa powinna być znacznie prostsza: wyjedźmy stamtąd!

Nie oceniam przyczyn, jakie legły u podstaw decyzji o wysłaniu wojsk do Iraku – stało się, był czas, kiedy większość opinii publicznej jednoznacznie opowiadała się za interwencją. Teraz jest inaczej. Dociera do nas, że problemu światowego terroryzmu nie da się rozwiązać metodami siłowymi, a przynajmniej – że nie będzie to rozwiązanie bezkrwawe. Wydaje mi się, że lekarstwem może być partnerskie traktowanie świata arabskiego, nacechowane zrozumieniem dla jego światopoglądowej, kulturowej, religijnej i historycznej odmienności. Tę odmienność trzeba uszanować i układać stosunki z narodami arabskimi według innych kryteriów: tolerancji, szacunku, współpracy – a nie z pozycji siły.

Powróćmy z naszymi żołnierzami do Polski. Wykonali swoją misję znakomicie, nie dali się wciągnąć w wir nienawiści, nie sprowokowali terrorystów do ataków na obiekty w naszym kraju, odnosili się z wielkim respektem do ludności irackiej, poznali rzemiosło wojenne na placu boju – i wystarczy. Jednym z punktów programu LiD jest powrót polskich żołnierzy z Iraku do Polski. Bezwzględny i szybki. Takie właśnie stanowisko przedstawiamy w publicznej debacie. Trzeba przedyskutować tę misję, jej efekty, ale trzeba, by dyskusja odbywała się z udziałem polskich żołnierzy stacjonujących w macierzystych koszarach. Tu, w Polsce.

Dosyć tej wojny, po prostu dosyć. 
 
Wojciech Olejniczak (13:43)
118 komentarzy

15 września 2007
Muszę odnieść się raz jeszcze – i robię to już ostatni raz – do postaci Leszka Millera, który odszedł dziś z SLD. Bardzo mu chyba zależało, by mieć takie samo wyjście, jak wczoraj Jan Rokita – stąd te zaciśnięte we wzruszeniu usta i boleść na twarzy. Leszek Miller odegrał rolę twardziela, któremu serce łka na widok staczającego się w przepaść własnego dziecka.

Doprawdy, dramatyzm godny spotów PiS, świetna scena, tyle że za dużo w niej fałszu i wyuczonego cynizmu. Leszek Miller powinien z równie obolałą twarzą patrzeć w oko kamery i w oczy członków SLD, gdy prowadzona przezeń partia trwoniła kapitał 41 procent społecznego poparcia, jakie uzyskała w 2001 roku. Dzisiaj musimy tę zwycięską wówczas partię pchać pod górę sondaży – często wbrew nastrojom opinii publicznej, zniesmaczonej stylem władzy, której symbolem został LM – a były lider budzi aż 80% negatywnego elektoratu i do ostatniej chwili nie rozumie, że stał się hamulcem, kulą u nogi, nie zaś lokomotywą.

To jest realna ocena sytuacji. W trudnych chwilach trzeba wołać: wszystkie ręce na pokład, jednak Leszek Miller w ostatnich dniach zamiast własnych rąk wolał wyciągać głównie epitety. Było tchórzostwo, były hieny, młode wilczki i jak to mówią w telewizji, parcie na szkło. Była urażona ambicja zamiast realistycznej diagnozy. Była próba dezintegracji środowiska, która w obliczu kampanii mogła się okazać próbą samobójczą. Nie ten czas, nie ta akcja, nie ten bohater...

Decyzję o odsunięciu kandydata Leszka Millera podjął statutowy organ partii i jeśli Leszek Miller tego oczekuje, proszę tę decyzję przypisać mnie. Biorę ją na własną odpowiedzialność. Tak trzeba było zrobić, dla dobra wspólnego. My chcemy tę kampanię wygrać, chcemy pokazać naszym przeciwnikom politycznym, że Lewica i Demokraci są rzeczywistą, a nie farbowaną alternatywą dla rządów frustratów i nieudaczników. Leszek Miller w budowaniu potencjału tej alternatywy nie chciał uczestniczyć. I dlatego musiał odejść. A może po prostu w porę zrozumiał, że środowiska partyjne muszą liczyć się z wolą wyborców, szanować ją i składać ofertę polityczną na miarę jej oczekiwań.

Dziś więc faktycznie można było poznać, co znaczą słowa: mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą... Leszek Miller skończył – Państwo mogą ocenić, jaki z niego mężczyzna.


Wojciech Olejniczak (21:28)
181 komentarzy

14 września 2007
Ledwie wylądowałem, a już pytają mnie dziennikarze: panie marszałku, co pan sądzi o odejściu Rokity?!

A co Państwo sądzicie?

Niewątpliwie, zrobił to z klasą. Zrobił to, na co wielu polskich polityków nie stać: ocenił własną sytuację, usunął się w cień i wytłumaczył wyborcom swoją polityczną decyzję. Jakie miał rzeczywiste powody – trudno dociec. Można spekulować, że to wielka miłość do żony i chęć poświęcenia się w obliczu jej kariery u boku Pana Prezydenta. Można przypuszczać, że Rokita – już od dawna nie mogąc spełnić się w rządzeniu – po prostu się wypalił. Być może silniejszy od Rokity okazał się krakowski układ, o którym mówił dzisiaj w radiu Tok FM. I wreszcie – być może Jan Rokita wie coś, czego my nie wiemy, a co wynika z jego przenikliwości, znajomości faktów lub zdolności analitycznych.

Otóż być może Rokita kalkuluje w ten sposób... Sejm po najbliższych wyborach nadal targany będzie sprzecznościami, będą ogromne trudności z wyłonieniem rządu i normalną pracą w parlamencie, a większość parlamentarna będzie krucha. Więc może lepiej przeczekać ten trudny czas, poczekać – jak Marcinkiewicz – aż sytuacja po prawej stronie sceny politycznej wyklaruje się, a wtedy  nadejdzie odpowiednia pora na powrót w iście piłsudczykowskim stylu. Rokita wróci, tego jestem pewien, wpólnie z Marcinkiewiczem podejmą próbę reanimacji prawicy, która w tych wyborach zmniejszy swój stan posiadania.

Co odejście Jana Rokity oznacza dla LiD? Absolutnie nic. Platforma ma blisko do PiSu niezależnie od miejsca, jakie zajmuje w niej „premier z Krakowa”. PO nie wygra w Krakowie, to już pewne, bo Janowi Widackiemu startującemu z listy LiDu mógł zagrozić jedynie Jan Rokita. Bo przecież nie zwaśnieni panowie z rządu, specjaliści od podsłuchów i wanien.


Wojciech Olejniczak (22:42)
82 komentarzy
Jak tak dalej pójdzie, kampania wyborcza przeniesie się do kin: nasi przeciwnicy polityczni robią oficjalne premiery prasowe swoich spotów wyborczych. Jeszcze chwila, a przyćmią one premierę najbardziej oczekiwanego filmu roku – „Katyń” według Andrzeja Wajdy. Będzie to znaczyło, że ideał sięga bruku: w warszawskich kinach, obok światowej kinematografii pokazuje się obecnie kicze filmowe w reżyserii pałacu prezydenckiego i Platformy Obywatelskiej, ku wielkiej radości mediów...

W ten sam sposób (na szczęście jeszcze w ramach świeckiego obrządku) odsłaniane są billboardy. Czekam na moment, gdy nasi konkurenci zrobią uroczyste odlewy świętej dłoni premiera i ulokują je w alejach gwiazd politycznych jednego sezonu – jako pomnik męczeńskiej walki Jarosława Kaczyńskiego z przyjaciółmi jego brata. Bo ten pan z cygarem na spocie PiS, tak ładnie sportretowany, to wypisz-wymaluj kolega Pana Prezydenta...

A ja wysyłam te słowa z Pragi, gdzie uczestniczyłem w spotkaniu liderów Socjaldemokracji Europy Środkowej, bardzo udanym i skutkującym podpisaniem deklaracji w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Opowiadamy się za takim wdrożeniem tego projektu, które poprzedzone zostanie rozmowami w ramach NATO i państw Unii Europejskiej, a nie w ramach dwustronnych negocjacji z USA. To mądre rozwiązanie. W poniedziałek będę na ten (między innymi) temat rozmawiał z Angelą Merkel.

Prawdziwy hit szykujemy jednak na wtorek. Nie, to nie będzie pokaz kolejnego spotu ani happening przy billboardzie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie to dzień wielkiego testu dla całej polskiej klasy politycznej.

A wszystkim, którzy pytają mnie o kandydowanie z listy LiD do Senatu Pani Jolanty Kwaśniewskiej, odpowiadam, że to bardzo dobry pomysł... I nic więcej nie powiem.


Wojciech Olejniczak (17:54)
78 komentarzy

13 września 2007
Jeszcze nie wiem, czy wyemituje je Polskie Radio.


 


Wojciech Olejniczak (22:34)
51 komentarzy

12 września 2007
Posłuchajcie Państwo załączonego tu spotu „Listy do Pana Prezydenta”. Zgodnie z wymogami Ordynacji Wyborczej, został on oznaczony – prawda, w niekonwencjonalny sposób – nazwą komitetu wyborczego, który jest jego nadawcą. Naszym zamiarem było zwrócenie uwagi na czterosekundowy dodatek do głównej części spotu, który zwykle nie podlega żadnym ocenom i odbierany jest jako pusty przekaz w komunikacji. Tym razem jest inaczej; jak – proszę posłuchać...

Słowa „LiD. Lewica i Demokraci” pojawiają się w tym spocie dwukrotnie, w tym raz w zestawieniu ze skrótem KKW. Wygłoszone są wyraźnie i bez problemów można z nich zorientować się, kto jest nadawcą. Tymczasem, jak pisze Tadeusz Przeździecki z Agencji Reklamy Polskiego Radia, „przyspieszone elektronicznie i w konsekwencji zniekształcone oznaczenie owych reklamówek jest zdecydowanie niewyraźne i nieczytelne”, co sprawia, że Jedynka „nie może przyjąć do emisji nadesłanych wersji spotu”.

Czy to jest jeszcze brak życzliwości, przemęczenie słuchającego, niechęć – czy też już po prostu polityka? W ordynacji wyborczej nie określono sposobu oznakowania materiału wyborczego. W radio można to oznaczenie wygłosić głosem grubym, cienkim, falsetem lub basem, można je wyśpiewać, przeliterować, wyszeptać lub wykrzyczeć – ważne, aby materiał nie budził wątpliwości kto jest jego nadawcą.

Ciekawi mnie, czy Państwo też będą mieli problem z prawidłowym odbiorem informacji o pochodzeniu spotu. Proszę o szczerą wypowiedź.



Wojciech Olejniczak (22:26)
137 komentarzy

Czytałem rano informację prasową, że ksiądz – taki zwykły ksiądz z Torunia – Tadeusz Rydzyk kupił sobie audi a6, warte ponad 250 tysięcy złotych. Zważywszy, że w Polsce rozpoczęła się nagonka na ludzi, którzy posiadają cokolwiek więcej niż opla astrę lub poloneza, chciałbym animatorowi tej nagonki – Jarosławowi Kaczyńskiemu – postawić jedno pytanie.

Czy ksiądz Tadeusz Rydzyk jest oligarchą?

Czy fakt dokonania zakupu auta za ćwierć miliona złotych stawia ojca dyrektora w kręgu oligarchii, czy też krąg podejrzanych oligarchów zaczyna się dopiero od poziomu Pana Ryszarda Krauzego, dobrego znajomego Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Kto jest oligarchą, Panie Premierze? Czy kościelna oligarchia, to także oligarchia, z którą będzie Pan niezłomnie walczył?

 


Wojciech Olejniczak (13:27)
160 komentarzy

11 września 2007
Podobno 31 sierpnia był ostatnim dniem ligowych transferów. Ale – jak się okazuje – nie w pierwszej polskiej lidze. Nie w ekstraklasie politycznej...

Gilowska skoczyła do PiS-u razem z Religą już jakiś czas temu, dziś tworzy wizerunkowy duet tej partii i różnicę pomiędzy programami politycznymi obu partii rozpoznaje po sposobach całowania. Premier – Pan Premier, jak mówiła u Moniki Olejnik – całuje z takim lekkim wahaniem, subtelnie, Donald zaś – Donald, nie Pan Przewodniczący – całuje zamaszyście, sposobiąc się do odgryzania palców. Jak rozumiem, więcej różnic między PiS-em i Platformą pani wicepremier nie dostrzegła, choć można przypuszczać, że będąc w PO wyśmiałaby propozycję rządu dotyczącą planu wydatków budżetowych na służbę zdrowia. Ale teraz wspiera rząd i populizmem się nie brzydzi.

Nie wiem jak całuje premier Kaczyński, ale słyszę, że zwolenników z Platformy przybywa mu coraz więcej. Od pewnego czasu mówi się o Janie Rokicie, teraz padają kolejne nazwiska. Maciej Płażyński, ojciec założyciel PO, też trafi na listy PiS.

Z kolei całowanie z odgryzaniem palców musiało się spodobać panu posłowi (posłu??? to nowy standard?) Mężydło, który zdecydował się na transfer z PiS do PO. Znamienny był argument, jakim się posłużył: że zapisywał się do partii Prawa i Sprawiedliwości (PiS), a nie Partii Ojca Rydzyka (POR). Coraz bliżej do Platformy ma Kazimierz Marcinkiewicz, podobnie marszałek Bogdan Borusewicz i Paweł Zalewski...

Czego dowodzą te dwustronne transfery? PiS-PO-PiS... PO-PiS-PiS... jaka to różnica... dla kogo? Od dawna powtarzamy, że obie partie to w sumie jedna drużyna i przemieszczanie się polityków pomiędzy tymi ugrupowaniami jest niczym innym, jak przejściem napastnika w meczu piłkarskim z jednego skrzydła na drugie. Zresztą, przywykliśmy już do tego, że jeśli ktoś w Polsce zmienia barwy klubowe, to głównie politycy prawicy – czy ktoś zliczy, w ilu partiach był Jan Rokita albo Artur Balazs? Ten ostatni –dziś, a jakże – blisko pierwszego miejsca na partyjnej liście PiS...


Wojciech Olejniczak (17:09)
142 komentarzy
Ponieważ nie wszyscy z Państwa słuchają tych rozgłośni, w których umieszczamy reklamy LiD, będę co pewien czas umieszczał na swojej stronie co ciekawsze fragmenty "Listów do Pana Prezydenta"... Ot, żeby sprowokować uśmiech bądź refleksję.

A teraz jedziemy do Piły - tam spotkania wyborcze z mieszkańcami, a jutro start do wyścigu na trasie Piła-Poznań. Na razie do rywalizacji z LiDem nie chce stanąć żaden polityk... Pod tym względem tylko Marcinkiewicz miał charakter. Ale czekamy! Jutro na starcie - jesteśmy w gotowości. Może Jacek Kurski? Panie Pośle - zapraszam na wyścig! Proszę się nie obawiać, to będzie etap przyjaźni.




Wojciech Olejniczak (14:52)
70 komentarzy

10 września 2007
Leszek Miller jest człowiekiem, którego drogę życiową szanuję, a którego jednak nijak w ostatnim czasie zrozumieć nie mogę. Wydawało mi się, że osoba z tak ogromnym doświadczeniem powinna mieć politycznego nosa pozwalającego w porę rozpoznawać nastroje przedwyborcze, orientować się w preferencjach wyborców, poznawać ich prawdziwe oczekiwania i dobrze szacować szanse. Wydawało mi się również, że lista przeszkód, hamulców i hamulcowych jest nam obu dobrze znana i że wiemy jak grać, aby zagwarantować LiD-owi sukces.

My taki sukces osiągniemy.

Otóż więc Panie Premierze – chcę, by to zabrzmiało z pełną atencją wobec Leszka Millera – czas na zmiany. Wszak to między innymi Pan lansował tezę, że w polskiej polityce musi nadejść poważna zmiana pokoleniowa. I ona właśnie nadchodzi, staje się – na Pańskich i moich oczach. Obaj przed nią nie uciekniemy. Może to boli, może taka jest smutna kolej rzeczy, że teraz jest czas Wojciecha Olejniczaka, demokratycznie wybranego lidera partii – i w tym kontekście mogę rozumieć Pański żal – ale poza tą konstatacją niczego więcej obu nam nie wypada powiedzieć. Proszę więc odłożyć na bok tę retorykę o braku przywództwa, o marginalizowaniu lewicy w życiu politycznym kraju – i proszę o odrobinę wiary w ugrupowanie, którego jest Pan założycielem. My mamy wystarczająco dużo wewnętrznej, zbiorowej siły, by zwyciężać. Z Panem lub wbrew Panu.

Jest taka piosenka Perfectu, w której Grzegorz Markowski śpiewa: „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym” – i ja Panu z wielką życzliwością ten utwór dedykuję. A gdybym miał odwzajemniać złośliwą retorykę, zacytowałbym inny, znany Panu utwór z lat powojennej Polski – „to idzie młodość, młodość, młodość!” W każdej z piosenek mowa jest prawie o tym samym, z tym, że „prawie” robi tu jednak wielką różnicę...

* * *

Miejsce ludzi takich jak Leszek Miller i wielu innych, nadal obdarzanych dużym zaufaniem społecznym, powoli staje się miejscem doradcy, mentora, komentatora. To nie musi oznaczać politycznej emerytury – to oznacza inną rolę. W partii, w jej strukturach, ale także w europarlamencie, w zespołach doradczych. Byłbym nieroztropnym liderem partii i mało odpowiedzialnym liderem LiD-u, gdybym nie chciał słuchać wszystkich głosów z własnego otoczenia. Ale tak jak chcę samodzielnie wsłuchiwać się w opinię wyborców, tak jak chcę z uwagą poznawać opinię doradców i krytyków – tak samo też chciałbym pozostawić sobie prawo do podejmowania decyzji. I myślę, że Leszek Miller dokładnie wie, o czym mówię: to przecież on zyskał przydomek „Kanclerz”. Kiedy to było...?

PS. Z wielką radością informuję - zaczęło się! Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała Koalicyjny Komitet Wyborczy LiD - Lewica i Demokraci.

Wojciech Olejniczak (17:08)
158 komentarzy

09 września 2007
Ciężki, udany dzień. Spędzam czas między stacjami telewizyjnymi i politycznymi spotkaniami, to dzisiejsze miało jednak wyjątkowy charakter. Konferencja programowa LiD, w czasie której zaprezentowaliśmy wspólny program naszych czterech partii, pokazała nowe kolory tej kampanii i nową jej jakość, a sam program, jeśli znajdziecie Państwo czas na jego przeczytanie, dał jednocześnie nadzieję...

„Nowa polityka. Nowa nadzieja”. Tak się nazywa projekt programowy Lewicy i Demokratów. Fakt, że powstał pod auspicjami Aleksandra Kwaśniewskiego, że pisali go ludzie z różną polityczna przeszłością i że powstawał w duchu merytorycznego sporu o kształt przyszłości Polski, dodaje temu dokumentowi wielkiego znaczenia. To nie jest pisany na kolanie zestaw pobożnych życzeń, to jest strategia, jaką chcielibyśmy zrealizować. Piszę: strategia, bo dokumentom tej wagi – jak w biznesie – muszą towarzyszyć projekty o wymiarze średnio- i krótkoterminowym. I takie dokumenty, takie projekty wkrótce przedstawimy.

Prezydent Kwaśniewski powiedział dziś wiele ważnych zdań, a wśród nich jedno – trawestujące słynną wypowiedź Winstona Churchilla – brzmiące niezwykle aktualnie. Jeszcze nigdy tak wiele nie zależało od tak wielu...

To absolutna prawda. Możemy się spierać – i na tym blogu dokładnie widać, jak przebiegają w Polsce linie podziału (pozdrawiam przeciwników!) – możemy toczyć spory, wojny intelektualne, ale zawsze warto pamiętać, że to nieobecni nie mają racji. Zdanie Kwaśniewskiego odczytuję jako klarowny przekaz: idźmy do wyborów. Idźmy. Głosujcie Państwo za głosem serca – kto serce ma po lewej stronie: na lewicę! :-)  – ale głosujmy. Żeby potem znowu nie wróciło pytanie: kto ich wybrał???

Pozdrawiam serdecznie. Jutro jadę do Łodzi, to podróż, o której można powiedzieć, że ma konteksty. Ale ja się kontekstów nie obawiam. A w środę... Tour de Pologne! Przejedziemy cały etap z Piły do Poznania – zapraszam na rowery wszystkich polityków, z każdej strony Sejmu. Całkiem niedawno wyprzedziłem w biegu ulicznym samego Kazimierza Marcinkiewicza, który dostał zadyszki i dobiegł pięć minut po mnie, teraz też rzucam wyzwanie – startujecie, Panowie? Chcecie wygrać z LiD-em? No to jazda, ścigajmy się!


Wojciech Olejniczak (23:28)
188 komentarzy

08 września 2007
Hmmm... Czytam dzisiejsze wpisy i myślę, że nie wiem czy przypadkiem Państwa nie zawiodę? Widać na tym forum wyraźną chęć do udziału w politycznej debacie, w jakiejś rozprawie między prawicą i lewicą, a ja chciałem po prostu o meczu napisać... O piłkarzach: kiedy piszę te słowa, wychodzą na murawę i zaczynają walczyć – mam nadzieję, że szczęśliwie.

I od razu proponuję: tym żyjmy! To jest świetna przestrzeń do wyrażania emocji, tam lokujmy swoją uwagę – na wydarzeniach, które generują pozytywną energię. Wiem, że to może dziwnie zabrzmieć, ale naprawdę czasami mam serdecznie dosyć tej nieustannej wrzawy towarzyszącej działaniom polityków. Tak, tak, wiem, że to nasz zawód i wiem, że tego Państwo od nas oczekujecie, ale przecież równie wielkie emocje może wywoływać dyskusja o nowej książce, o muzyce, o sporcie.

Nie wariujmy z polityką, ona zawładnęła mediami i można czasem odnieść wrażenie, że w Polsce nie toczy się inne życie. Otóż – toczy się! Ludzie nie żyją samą polityką, to raczej media próbują z politycznych tematów uczynić główny nurt  swojego przekazu. Nie wyrzucam tego dziennikarzom, lubię dziennikarzy, tylko marzy mi się taki dzień, w którym pięć pierwszych informacji w serwisach pochodzi spoza polityki. Prawda, że pięknie? Bez Leppera, bez Kaczyńskiego, Giertycha, Tuska, bez Olejniczaka – to by znaczyło, że kraj normalnieje.

Ale z drugiej strony – ja tu apeluję o więcej luzu i dystansu do politycznej wirówki, a sam dziś żyłem polityką, pytany głównie o Leszka Millera i wczorajszą decyzję Sejmu. Jutro... coś mi się zdaje, że niewiele się zmieni. Ale na tę niedzielę akurat bardzo się cieszę: LiD podczas konwencji programowej przedstawi swój plan działania na najbliższe lata. Naszą wizję państwa, nasz pomysł na Polskę. To będzie prezentacja strategii, długoterminowego programu działania. W tej kampanii Lewica i Demokraci zaskoczą Państwa jeszcze kilkoma takimi projektami.

Ale teraz – sorry – siadamy przed telewizorami. Niech będzie chociaż 1:0, ale niech będzie dla Polski. O Leszku Millerze, o polityce, o innych sprawach... później... zgoda?  

No. Dzięki. Prawdziwi internauci siedzą teraz z nosem na boisku. ;-)


Wojciech Olejniczak (22:22)
56 komentarzy

07 września 2007
Panie i Panowie, Szanowni Państwo – melduję wykonanie zadania. Lewica i Demokraci, głosami posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, dokonali właśnie zamknięcia okresu beznadziejnych rządów Jarosława Kaczyńskiego, jego politycznych sojuszników i pomagierów. Panom już podziękowaliśmy i zapowiadamy – LiD wraca do przyszłości. Tak, DO PRZYSZŁOŚCI. My już nie chcemy się oglądać wstecz, grzebać w odpadach historii, snuć jakieś intrygi przeciwko naszym słabym już bardzo przeciwnikom politycznym. Mówimy: chcemy dyskutować o przyszłości, a grzechami ludzi, którzy pogrążali Polskę w chaosie, bezprawiu – kimkolwiek są i skądkolwiek pochodzą – niech zajmą się sądy, historycy, wyborcy.

Przede wszystkim – wyborcy!

To z Państwem chcę rozmawiać. Jestem młodym człowiekiem, politykiem, marszałkiem Sejmu. Bywam – internautą, choć muszę przyznać, że mam na to coraz mniej czasu. Za namową przyjaciół postanowiłem pisać wyborczy blog. Rozmawiać z Państwem, tłumaczyć naszą kampanię, opowiadać o celach, które nam przyświecają, czasem pożartować, a czasem podzielić się z Państwem refleksją o Polsce, świecie, o takich samych ludziach jak my tutaj, bezimienni internauci.

Wiedziony doświadczeniem moich koleżanek i kolegów, którzy prowadzą swoje blogi od dawna, spodziewam się... wszystkiego najlepszego. Czyli mieszanki merytorycznej rozmowy z populistycznym błotem. I ja się na to godzę. Jeśli mnie i Państwu spodoba się ta forma komunikacji, być może z blogowania w okresie kampanii wyborczej zrodzi się coś bardziej trwałego.

Nie chcę, żeby moje zapiski w tym miejscu odczytywali Państwo jako głos całego porozumienia Lewicy i Demokratów. Nie, to jest mój głos, a ja nazywam się Wojciech Olejniczak i mam prawo do własnych poglądów i tak jak każdy internauta – prawo do ich nieskrępowanego wygłaszania. Ja piszę, Państwo komentujecie, tworzymy mikrospołeczność, która – przede wszystkim – wzajemnie się szanuje. Możemy się spierać, ale proszę: róbmy to spokojnie. Nasi sympatyczni Panowie Z Rządu i część opozycji pokazywali nam przez długie miesiące, jak  NIE NALEŻY dyskutować – nie idźmy w ich ślady.

A zatem: skasowaliśmy rząd Prawa i Sprawiedliwości, skasowaliśmy nieudolność tria Kaczyński-Lepper-Giertych (jakiż to egzotyczny był zestaw, prawda?) oraz ich pułkowników: Ziobry, Kaczmarka, Kuchcińskiego, Zyty Gilowskiej i Dorna oraz sierżantów – Lipca, Lipińskiego, Łyżwińskiego, Bestrego... To oni rządzili Polską, drodzy Państwo, ten sort polityczny – a dziś usiłują udawać, że nigdy ich przy władzy nie było...

My – LiD – zaczynamy dzisiaj naszą kampanię. I gramy, zapowiadam to już dziś, o najwyższą stawkę. Wytniemy numer PiSowi, Platformie... zrobimy niespodziankę – wspólnie z Wyborcami: Lewica i Demokraci nie będą trzecią siłą.

Dzisiaj jesteśmy na trzecim miejscu w sondażach, ale to tylko oznacza, że musimy starać się trzy razy mocniej!

Z ukłonami i uśmiechem, bo to dobry dzień dla Polski –

Wojciech Olejniczak.
(Ale na tym forum proszę
 do mnie pisać: Wojtek.)

Wojciech Olejniczak (22:15)
412 komentarzy
ostatnie posty

Copyright 1996-2007 Grupa Onet.pl SA (system)
Wojciech Olejniczak(treść i ilustracje);