Strona główna serwisu ...
WALKI NA ŚLĄSKU

Walki pod Mikołowem

  Ckm wz.30 wraz z obsługą na pozycji śląskiej - lato 1939.Natarcie VIII korpusu niemieckiego (8 i 28 dywizji piechoty) na lewe skrzydło grupy operacyjnej "Sląsk" przyjęło charakter zmasowanego działania piechoty i artylerii. W ciągu 1 września wywiązała się bardzo silna walka ogniowa na całym odcinku 55 dywizji od wzgórza 341 (na zachód od Mikołowa) aż do rzeczki Gostyńki. Szczególnie uporczywy nacisk szedł na wyrywę w środku odcinka. Prócz tego oddział rozpoznawczy 28 dywizji niemieckiej przeniknął w głąb ugrupowania polskiego pod Kobiorem, gdzie stawił mu dzielny opór pluton pionierów 201 pp. Około południa przybyło tam i odrzuciło Niemców zgrupowanie dowódcy 201 pp, ppłka W. Adamczyka, w składzie jego podóddziałów specjalnych i batalionu ON "Oświęcim" (z 203 pp), wzmocnione następnie przez 5 baterię 23 pal kpt. J. Sztranca oraz częściami wycofanych z przedpola batalionów mjra W. Mażewskiego i T. Kwiatkowskiego w sile dwóch kompanii z dwoma cekaemami, z zadaniem utrzymania Kobioru za wszelką cenę. O godzinie 17 wyszło na Kobiór pancerne natarcie niemieckie, lecz zostało odparte, a bateria Sztranca zniszczyła 7 czołgów. W czasie walk pod Mikołowem zapisała się chlubnie mikołowska kompania batalionu ON "Katowice" kpt. Tytusa Wikarskiego, składająca się z samych Górnoślązaków, która przez dwa dni broniła bohatersko wzgórza 341, tracąc przy tym 50% swego stanu. Kompania ta mimo skrajnego wyczerpania walką i poniesionych strat prosiła o nieluzowanie jej, lecz pozostawienie na pozycji. Generał Sadowski, utwierdziwszy się w przekonaniu, że nieprzyjaciel kieruje główny swój wysiłek na korytarz "mikołowski" oraz wzdłuż Gostyńki, zdecydował się przesunąć do rejonu Tychy swój główny odwód, to jest gros 23 dywizji w składzie pięciu batalionów piechoty i III dywizjonu 23 pal. Przeznaczony do tego zgrupowania II batalion 11 pp został przewieziony z północnego skrzydła autobusami, w rejonie bowiem Tarnowskich Gór zgrupowanie dowódcy 1l pp płka dypl. Gorgonia dobrze sobie dawało radę ze słabym natarciem czołowych elementów 68 dywizji brandenburskiej. Od rana 2 września na Górnym Sląsku zawiązywała się ciężka i skomplikowana walka grupy operacyjnej gen. Sadowskiego z naporem Niemców na Mikołów, Wyry i Kobiór. Batalion III/73 pp już wieczorem l września przybył do lasu Wyry i wszedł w walkę z nieprzyjacielem, który wdarł się do lasu od rzeki Gostyńki. 
Podpułkownik Sosialuk zdecydował się cofnąć na wzgórze 280 na północny wschód od Żwakowa i tam się bronić. Zważywszy na ciężką sytuację 73 pułku, dowódca 23 dywizji, zarządził przeciwnatarcie 75 pułku przy wsparciu pociągu pancernego nr 54 od stacji kolejowej Tychy wzdłuż toru w kierunku na Żwaków. Przeciwnatarcie 75 pułku ruszyło około godziny 10. Postępowało ono jednak powoli, w godzinach popołudniowych dołączył do niego uderzający z kolumny batalion 1/73 pp. Około godziny 17 opanowano Żwaków i zanim oddziały zebrały się w tym rejonie, zapadł zmierzch. Jednak potężne ześrodkowanie artylerii niemieckiej na Mikołów,przypominające swym natężeniem zmasowany ogień pod Verdun, świadczyło, że tam zmierza główny wysiłek napastników. Toteż gros polskiej artylerii, łącznie 14 baterii, w tym 5 ciężkich i jedna forteczna, kładły swoją zaporę ogniową na kierunku mikołowskim, hamując posuwanie się niemieckiej piechoty. Tymczasem około godziny 13 gen. Sadowski został wezwany do telefonu przez południowego sąsiada, generała Monda, którego oddziały prowadziły ciężką walkę z czołgami 5 dywizji pancernej pod Pszczyną. Nie liczcie -rzekł -na osłonę swego lewego skrzydła przeze mnie, gdyż moja dywizja przestała istnieć; została rozjechana przez czołgi. Resztki zbieram w Oświęcimiu. Bezpośredńio przedtem dowódca grupy operacyjnej "Sląsk" dowiedział się, że działająca na północ od Lasów Swierklanieckich Krakowska Brygada Kawalerii pod uderzeniem 2 dywizji lekkiej opuściła swoje pozycje pod Woźnikami i odeszła na Zawiercie, otwierając tym drogę dla szybkich jednostek niemieckich na skrzydło i tyły grupy. Wobec tego gen. Sadowski skierował do Siewierza swoją kawalerię dywizyjną i kompanię kolarzy 23 dywizji pod dowództwem mjra B. Rostowskiego w celu ubezpieczenia swego północnego skrzydła. Obecnie jeszcze silniejsze zagrożenie powstawało od strony południowej. Broniący się pod Kobiorem ze swym zgrupowaniem ppłk Adamczyk meldował, że ma już czołgi na swoich tyłach. W tym położeniu gen. Sadowski przerzucił transportem samochodowym 203 pp (bez dwóch batalionów) ppłka Rogalskiego, wsparty II dywizjonem 65 pal mjra F. Talarczyka ze stanowisk pod Czeladzią do miejscowości Kosztowy, na południe od Mysłowic, z zadaniem zamknięcia kierunków prowadzących z Pszczyny i zabezpieczenia mostu na Przemszy.

Przełamanie polskiej pozycji pod Pszczyną

Dziesięciokilometrowego korytarza terenowego między Wisłą i Lasami Pszczyńskimi miały bronić w pierwszej linii dwa bataliony 20 Pułku Ziemi Krakowskiej i słaby batalion "Władysław", jako IV batalion 16 pp. W parku pszczyńskim stał I batalion 20 pp, a w miejscowości Piasek -I batalion 16 pp. Reszta tego pułku osiągnęła w godzinach porannych 2 września las Brzeziny, o 7 kilometrów na wschód od pozycji głównego oporu dywizji. Dnia 2 września pod osłoną gęstej mgły, która nisko wisiała nad ziemią, podeszła bezpośrednio pod główną linię obrony 5 dywizja pancerna agresora, grupując się naprzeciwko miejscowości Łąka, i między godziną 8 a 9,jeszcze pod osłoną powoli opadającej mgły, uderzyła na stanowiska polskie. Pierwsze uderzenie czołgów zepchnęło ze stanowisk pod Goczałkowicami 7 kompanię 20 pułku, która tak dzielnie opierała się dnia poprzedniego pod Wisłą Wielką. Następnie o godzinie 10, ciągle jeszcze we mgle,która oślepiała Polaków, po obu stronach szosy pojawiła się wąska, urzutowana wgłąb kolumna kilkudziesięciu czołgów i po prostu przejechała przez cienką linię polskiej piechoty. Potem częsć czołgów zawróciła ku północy na Pszezynę, gdzie natknęła się na silny opór, część zaś uderzyła na stanowiska II dywizjonu 6 pal pod Ćwiklicami i rozbiła je, ponosząc ze swej strony także pewne straty. Na wiadomość o wtargnięciu czołgów w głąb ugrupowania dywizji płk Misiąg rozkazał 16 pułkowi w składzie II i III batalionu (po jego zwolnieniu z odwodu armii) przesunąć Przełamanie polskiej pozycji obronnej pod Pszczyną się z lasu Brzeziny do Ćwiklic na pomoc artylerii. Około godziny 11.30 ruszył 16 pp: najpierw II batalion po obu stronach szosy na Ćwiklice, a nieco później III batalion na prawo w tył. W tym czasie mgła już opadała. W połowie drogi między lasem Brzeziny a Ćwiklicami, na otwartym polu, znajdujący się w ruchu II batalion został najpierw ostrzelany potężnym ogniem czołgów i artylerii, a następnie ruszyła na niego ława czołgów. Wprawdzie odezwała się tu i ówdzie polska broń przeciwpancerna, ale wynik walki był od razu przesądzony. Batalion został po prostu zmiażdżony. Poległo i zostało rannych wielu żołnierzy, zginął również dowódca batalionu, kpt. A. Mikce. III batalion 16 pp, będąc nieco dalej w tyle, swym prawym skrzydłem jeszcze nie wyszedł z lasu, a lewym natychmiast do niego odskoczył z powrotem. Czołgi nie ośmieliły się wejść do lasu, ale ogniem zadał batalionowi ogromne straty i częściowo go rozproszyły, m.in. zginął dowódca batalionu, kpt. H. Libel. Ogółem w tej walce straty dywizji były poważne: około 250 poległych, kilkuset rannych i wiele oddziałów rozproszonych. Z kolei duża grupa czołgów wroga zwróciła się na północ i około południa uderzyła na rozwiniętą w rejonie Jankowic artylerię: I dywizjon 6 pal i 6 dywizjon ciężki, niszcząc je w przeważającej części. Dywizja
gen. Monda została silnie wstrząśnięta i rozproszona. Z 34 dział tej dywizji 19 stracono, a reszta była rozproszona. Przepadła również duża część broni przeciwpancernej i maszynowej. Prawoskrzydłowe cztery bataliony I i II (20 pp) oraz I i IV (16 pp) zostały odcięte i zablokowane w rejonie Pszczyny, Czarkowa i Piasku, a 9 kompania 20 pp odrzucona pod Goczałkowicami nad Wisłę. Drogi na głębokie tyły ku Gostyni pod m. Bojszowy i ku Wiśle pod Górą i Brzeszczami stanęły dla Niemców otworem. Dopiero po południu rozwinął się pod Górą szwadron rtm. Ejsymonta,a pod Brzeszczami III batalion 12 pp ppłka R. Warta. Na szczęście Niemcy nie ścigali, ponieważ w walkach I i 2 września ponieśli znaczne straty wyrażające się liczbą kilkudziesięciu rozbitych i uszkodzonych czołgów. Polskie gniazda cekaemów i dział przeciwpancernych w walkach pod Rybnikiem i Pszczyną biły się aż do zmiażdżenia ich przez czołgi,a artyleria strzelała bardzo skutecznie, dopóki nie została zniszczona na stanowiskach. Tymczasem na południowym skrzydle grupy "Sląsk" trwały nadal ciężkie walki pod Wyrami i Mikołowem. Około godziny 15 nieprzyjaciel zdołał wedrzeć się do Wyr. Rzucony do przeciwuderzenia ostatni batalion odwodowy grupy, II batalion 73 pułku pod dowództwem ppłka W. Kiełbasy, przy wsparciu kompanii TK, odebrał Wyry w ciężkim boju, w którym zginął sam dowódca. Również natarcie 23 dywizji posunęło się naprzód. Zajęto już w tym czasie Żwaków, patrole dochodziły do rzeki Gostyńki,ale nie zdołano nawiązać kontaktu z obroną Kobioru ppłka Adamczyka. W tym położeniu około godziny 15 dowódca armii "Kraków" w rozmowie telefonicznej zawiadomił gen. Sadowskiego, że ma się liczyć z odwrotem ze Śląska, i to już najbliższej nocy. Anons ten stanowił dla dowódcy grupy operacyjnej całkowite zaskoczenie. Jakim wtedy zaskoczeniem był on dla wojska, które nastawiło się na długotrwałą obronę "linii ostatecznego oporu" na fortyfikacjach Śląska? Toteż w godzinę później gen. Sadowski zwrócił się do dowódcy armii z prośbą o przesunięcie terminu do 3 września wieczorem. Jednak gen. Szylling odpowiedział, że położenie operacyjne obu skrzydeł armii nie pozwala na zwłokę.
  Cóż się więc wydarzyło w ciągu niespełna 36 godzin wojny na skrzydłach armii "Kraków"? Na północnym skrzydle 4 dywizja pancerna natknęła się na zdecydowany opór Wołyńskiej Brygady Kawalerii pod Mokrą i Ostrowami. Natomiast 1 dywizja pancerna korpusu Hoepnera nie napotkała na swej drodze znaczniejszych sił polskich, a jej tempo posuwania się przyhamowały jedynie niszczenia Straży Granicznej, zwłaszcza wysadzenie wiaduktu kolejowego pod miejscowością Panki. Dywizja ta l września około godziny 18 zajęła po walce z tamtejszym batalionem Obrony Narodowej Kłobuck, a następnego dnia, omijając Częstochowę od północy, skierowała się na Radomsko. Dwie niemieckie dywizje piechoty ( 14 i 46 ), nacierające na 7 dywizję wprost od zachodu, złamały po południu opór jej oddziałów wydzielonych i posunęły się do wieczora l września na bezpośrednie przedpole Częstochowy. Pod Lublińcem zaciętą walkę z oddziałami 4 niemieckiej dywizji stoczył I batalion 74 pułku pod dowództwem mjra J. Pelca. Gros pułku trwało tymczasem w obronie na wschód od Kochanowic,a zebrawszy szczątki batalionu majora Pelca. zdołało uskoczyć z okrążenia pod Częstochowę, przechodząc do odwodu dywizji. Elementy rozpoznawcze niemieckiej dywizji wniknęły głęboko między obronę Częstochowy i Krakowską Brygadę Kawalerii, przerywając w ciągu nocy między nimi łączność. Na północnym skrzydle pozycji częstochowskiej Polacy prowadzili przez cały dzień 2 września skuteczne walki z grupą czołgów niemieckich pod Kiedrzynem. w których zniszczyli około 40 maszyn nieprzyjaciela, w czym dużą rolę odegrał solidny r"Odwrót spod Pszczyny" mal. Wł. Borowickiów przeciwpancerny. Jednak nie powstrzymało to parcia wroga naprzód. Dnia tego nastąpiło pogorszenie sytuacji na froncie brygady kawalerii. W porannej mgle piechota 2 niemieckiej dywizji lekkiej natarła na pozycję pod Woźnikami, gdzie doszło do zaciętego starcia w obrębie stanowisk. Odwód brygady odzyskał w przeciwnatarciu pozycję pod Floriańską Górą, ale dalej na północ 8 p.uł. został zepchnięty falą około 40 czołgów i nieprzyjaciel wtargnął w rejon stanowisk artylerii. Dwa czołgi dotarły do stanowiska dowódcy pułku, płka Dunina-Żuchowskiego, który oczekiwał na nie z karabinem w ręku. Generał Piasecki nie miał już odwodów do dalszej walki, zarządził więc około godziny 9 odskok brygady na rzekę Wartę pod Myszkowem i Zawierciem, oddalając się jeszcze bardziej od 7 dywizji pod Częstochową. Tymczasem rozgorzały walki na froncie beskidzkim, na południu. Silny korpus pancerny gen. Kleista nacierał swą 2 dywizją pancerną na Górę Wysoką i Górę Ludwiki, a oddziałem rozpoznawczym armii, wzmocnionym czołgami 4 dywizji lekkiej na Chabówkę. Uderzenia niemieckie zasilały stopniowo oddziały 3 dywizji górskiej. Siódma niemiecka dywizja piechoty kierowała się od strony Czacy na Żywiec, atakując od godzin popołudniowych 2 września rygiel polski pod Węgierską Górką, którego bronił batalion KOP "Berezwecz" mjra K. Czarkowskiego w oparciu o cztery schrony bojowe, obsadzone przez kompanię forteczną "Węgierska Górka" pod dowództwem kpt. T. Scmika. Dowódca armii "Kraków" już pierwszego dnia wojny rozdysponował swoje odwody. Toteż na jego interwencję Naczelne Dowództwo skierowało wieczorem l września do armii "Kraków" przemyską 22 dywizję piechoty górskiej płka dypl. Endel-Ragisa. Generał Szylling, licząc się z zagrożeniem sił pancernych od północy, rozkazał tej dywizji wyładować się w rejonie Trzebini i rozwinąć obronnie pod Olkuszem. Co do frontu beskidzkiego, to pokładał on nadzieję w działaniach opóźniających 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej wraz z 1 brygadą górską i 12 pp na Podhalu. Jednak katastrofa 6 dywizji pod Pszczyną gwałtownie pogorszyła położenie armii. Generał Boruta-Spiechowicz pchnął jedyny swój odwód: 111 batalion 12 pp na przeprawę pod Górą, aby nie dopuścić do przeprawienia się czołgów przez Wisłę, ale nie dawało to gwarancji zażegnania kryzysu. Generał Szylling jedyny ratunek dla swej armii widział w natychmiastowym odwrocie. 
Smigły-Rydz, powiadomiony o godz. 14.30 o tej sytuacji, zwlekał z decyzją. Następna rozmowa o godzinie 16 odbywała się już w dramatycznych okolicznościach: w czasie nalotu bombowego na Kraków i po otrzymaniu meldunku o silnym natarciu 2 dywizji Pancernej na Wysoką. Generał Szylling nadawał telegrafistce słowa swego sprawozdania wśród brzęku rozsypujących się szyb okiennych i opadającego ze ścian tynku. Marszałek Smigły-Rydz rozkazał, aby decyzję do odwrotu wstrzymać do wieczora, do nadejścia meldunków z całodziennych walk armii, ale już obecnie przygotować odpowiednie rozkazy do pierwszego odskoku. Żądał on wywarcia na dowódców najbardziej kategorycznego nacisku, "by dali z siebie i z wojska najwyższy wysiłek". Dwie godziny do następnej rozmowy z Warszawą stanowiły dla sztabu armii "Kraków" okres szczególnie ciężkiej próby nerwów, nie o wysiłek bowiem dowódców i wojska chodziło, lecz o czas. Zwarcie się wojska z nieprzyjacielem w razie przełamania skrzydeł przesądzało o istnieniu armii. Wreszcie w rozmowie o godzinie 18 Smigły-Rydz wyraził zgodę na odwrót, wyznaczając jako granicę ostatecznego odskoku linię rzek Nidy i Dunajec, o 120 kilometrów na wschód od dotychczasowych pozycji armii na Sląsku. Wycofanie wojska odbywało się w nastroju wielkiego przygnębienia. W niektórych miejscach (w Katowicach, Bielsku i pod Pszczyną) wystąpiła niemiecka dywersja, która utrudniała rozkazodawstwo, opóźniała ruchy oddziałów, a w Bielsku-Białej np. zadała wycofującym się oddziałom straty. Z braku czasu nie udało się ewakuować zapasów amunicji, specjalnie zgromadzonych do walk obronnych w Białej. W Czechowicach pozostały duże zapasy ropy i benzyny, które tylko częściowo zdołano zniszczyć. Pozostawiono też w większości kabel telefoniczny, bogato rozwinięty na pozycji stałej, co w dalszym rozwoju działań zaważyć miało na mniejszej sprawności i skuteczności ognia artylerii. W grupie operacyjnej "Sląsk" trudności manewru odwrotowego polegały na tym, że drogi na zapleczu grupy w rejonie Bierunia i Bojszowy były silnie zagrożone przez broń pancerną. Dlatego też zarówno 23, jak i 55 dywizja musiały wykonywać odwrót łukiem przez Murcki i Katowice. Grupa forteczna pułkownika Klaczyńskiego skierowała się wprost na zachód do Będzina, a grupa płka Gorgonia miała przejść z rejonu Tarnowskich Gór do Ząbkowic. Zgrupowanie 201 pułku pod Kobiorem było uważane już za stracone z powodu silnego związania w walce, toteż zniszczono na jego tyłach przeprawy przez Gostyńkę. Jednakże płk Adamczyk po otrzymaniu o godzinie 23 rozkazu do odwrotu oderwał się od nieprzyjaciela, przeszedł o świcie przez most, szybko położony przez swoich pionierów, i skierował się na Broszrowice, osiągając przed innymi linię obrony przejściowej na Przemszy III. Odcięte również bataliony 6 dywizji zdołały pod osłoną ciemności wycofać się do tyłu. Część III batalionu 20 pp, głównie zaś 9 kompania ppor. Szola, wytrwała na południowym skrzydle odcinka pod Goczałkowicami do godziny 19 po czym cofnęła się, przeszła Wisłę pod Dziedzicami i skierowała się na Kęty, w rejon 21 dywizji. I batalion tego pułku oraz część II batalionu, jako grupa mjra L. Bałosa. trzymały się pod Pszczyną do wieczora. a następnie spłynęły wraz z taborem przez Lasy Kobiorskie ku Gostyńce pod Myrczkiem. W rejonie Piasku I i IV batalion 16 pp jako zgrupowanie mjra Ryby dopiero o godzinie 22 odeszło lasami ku przeprawie pod miejscowością Harmięże zmierzając na Oświęcim. Grupa ta zapadła na dzień 3 września w lasach koło Międzyrzecza. Niemcy nie ścigali. Dopiero pod wieczór 2 września ich kolumna pancerna ruszyła na północ. w kierunku Bojszowy-Chełmek. a kolumna zmotoryzowana na północny wschód na Broszkowice. 5 dywizja pancerna nie mogła zapuszczać się zbyt głęboko na tyły polskie, jak długo na jej własnych tyłach pod Pszczyną utrzymywały się polskie oddziały. Przygotowywała ona na nie dodatkowe natarcie na dzień 3 września. Dzięki temu duża część rozbitków mogła przedostać się nocą przez Wisłę i Sołę do własnych oddziałów. Generał Vietinghoff. dowódca 5 dywizji pancernej, miał jednak nadzieję szybkiego posunięcia się południowym brzegiem Wisły przez Oświęcim. Prawy jej brzeg pod Górą-Brzeszczami był pusty, toteż oddziały niemieckie przekroczyły tu Wisłę bez przeszkód. Motocykliści ruszyli szybko naprzód by uchwycić Oświęcim i Zator. Jednak wschodni brzeg Skawy obsadzali już Polacy. Tylko pod Chełmkiem nad Pobojowisko po bitwie ... Przemszą czołgi uderzyły na grupę podpułkownika Rogalskiego, do której dołączyło zgrupowanie ppłka W. Adamczyka, i zmusiły ją do odstąpienia od Wisły i cofnięcia się na zachodni skraj lasu Bobrek, gdzie jednak i same utknęły w swym rozpędzie. Generał Vientighoff, który przybył na Sołę osobiście aby energiczniej pchnąć swoje czołgi do przodu, z wściekłością patrzył na wzburzone fale Soły, na której Polacy zerwali wszystkie mosty. Ponadto spuścili wodę w Porąbce, co znacznie utrudniało budowę mostów i uniemożliwiało użycie podręcznych środków przeprawowych. W tej sytuacji musiał on wstrzymać działania wysuniętych elementów rozpoznawczych. Front polski, który udało się wczoraj przełamać, znów zagrodził mu drogę na Kraków. Oddziały gen. Sadowskiego wykonując odwrót łukiem ku północy, dopiero koło południa 3 września osiągnęły Sosnowiec i Będzin, a straż tylna 55 dywizji ON pod dowództwem płka, J. Gizy opuszczała w tym czasie Katowice. Przemarsz śląskich batalionów Obrony Narodowej w dzień świąteczny przez miasto przy pięknej pogodzie, bez przeciwdziałania nieprzyjaciela przypominał rewię z czasów pokojowych. Nastrój ten podniosła radosna wiadomość o wypowiedzeniu wojny przez Anglię.
Ludność, zorientowawszy się. że wojsko opuszcza Sląsk, wynosiła na ulice żywność oraz papierosy i obdarowywała żołnierzy. Tylko ostatnie szeregi wycofujących się oddziałów zostały zaatakowane przcz grupę Volksbundu i Jungdeutsche Partei z gmachu Banku Niemieckiego. 
Wkraczającym do Katowic wojskom niemieckim i oddziałom "Freikorps" stawili bohaterski opór śląscy harcerze 112 i członkowie Organizacji Młodzieży Powstańczej. Stosunkowo nicliczne, lecz pełne determinacji oddziały powstańcze utrzymywały w mieście porządck przez cały dzień 3 września. Po południu tego dnia odbył się uroczysty pogrzeb sześciu żołnierzy polskich, zmarłych w szpitalu wojskowym, którym honory oddała pozostała jeszcze w mieście kompania powstańcza por. Kruczka. Nie opuścił też miasta batalion powstańczy Nikodema Renca, komendanta katowickiej grupy szturmowej wczasie powstań śląskich, tudzież kilka grup ochotniczych. Na Załężu pozostała jeszcze kompania forteczna kpt. Tułaka. którego plutony pod dowództwem poruczników Fracha i Kościelniaka dokonywały na samochodach ciężarowych wypadów do Hajduk, Świętochłowic i Chorzowa, wypierając podchodzące oddziały niemieckie. W Chorzowie po odejściu wojska pozostała jeszcze 3 kompania powstańcza Edmunda Mańki. W chwili gdy miała już odmaszerować na wschód, nadeszła wiadomość, że od strony Bytomia podchodzą Niemcy. Miejscowa ludność niemiecka przystąpiła już do dekorowania gmachów hitlerowskimi flagami. Mańka odkłada odejście kompanii i wyrusza z nią naprzeciw podchodzącym w kolumnie Niemcom. Nagły napad ogniowy odnosi piorunujący skutek: kolumna rozsypuje się na wszystkie strony, a Niemcy uciekają bezładnie za granicę. Równocześnie z ulic Chorzowa znikają swastyki, a pojawiają się znów biało-czerwone flagi, przedłużając o kilka godzin polską suwerenność państwową w Chorzowie. Podobnie rozwinęły się wydarzenia w Hajdukach Wielkich. Już rankiem do opuszczonego miasta wjechała tryumfalnie kolumna motocyklistów SA z Freikorps "Ebbinghaus", witana owacyjnie przez miejscowych Niemców. Pojawienie się polskich samochodów z grupami powstańczymi przegnało kolumnę, a kilku dywersantów dostało się do niewoli. Po południu powstańcy stawili zbliżającym się oddziałom niemieckim pełen determinacji opór. Szalę chwilowego zwycięstwa przeważył przybyły na ciężarówkach pluton żołnierzy z Załęża pod dowództwem porucznika Kościelniaka. Do Katowic podeszły oddziały niemieckiej 239 dywizji dopiero wieczorem, napotkawszy jednak zorganizowany opór, cofnęły się ze stratami. Równie nieudane były wieczorne próby opanowania miasta przez jednostki Freikorps. W ten sposób drobne oddziały wojska, wsparte akcją powstańców i ochotników, stworzyły dla wycofujących się dywizji całkowitą osłonę, pozwalając im na uporządkowany i spokojny odwrót. Wycofujące się spod Tarnowskich Gór zgrupowanie płka Gorgonia z 23 dywizji dotarło do Ząbkowic dopiero po południu. W czasie odwrotu dowództwo
grupy operacyjnej "Słąsk", przemianowanej w nocy z 3 na 4 września na grupę "Jagmin", usiłowało tak pokierować przemarszami oddziałów, aby w głębi obszaru zebrały si~ w ręku poszczególnych dowódców ich macierzyste jednostki. W ten sposób do 55 dywizji dołączył zorganizowany naprędce w Dąbrowie Górniczej 204 pułk Obrony Narodowej pod dowództwem ppłka. W. Eichlera. Pułk ten miał na swym uzbrojeniu 1990 kb, 12 cekaemów, 27 erkaemów i 3 działka ppanc. Jednak ogromne zatłoczenie dróg prze1 uchodźców w większości paraliżowało nie tylko
te porządkujące pociągnięcia, lecz także sam odwrót. Zapóźniony w odwrocie III batalion II pp mjra. J. Bajtlika i I dywizjon 23 pał mjra J. Moczarskiego zostały niemal doszczętnie rozbite pod Trzebinią niespodziewanym uderzeniem czołgów kierującej się na Chrzanów i Olkusz 5 dywizji pancernej. 

Katastrofa 7 DP pod Częstochową

7 dywizji polskiej, wycofującej się spod Częstochowy na Janów-Złoty Potok, nie udało się uniknąć katastrofy. Dowódca armii, pragnąc ułatwić jej odwrót i przeciwstawić się niemieckiej 2 dywizji lekkiej na osi Szczekociny-Jędrzejów, podporządkował 7 dywizję dowódcy Krakowskiej Brygady Kawalerii, gen. Piaseckiemu, nakazując mu przesunąć się wciągu nocy z 2 na 3 września z brygadą do rejStanowisko przeciwlotniczego ckm wraz z obsługą - lato 1939onu Pradeł i obiema jednostkami uderzy koncentrycznie w kierunku Lelowa na nieprzyjacielską dywizję lekką, zmierzającą przez Żarki na Szczekociny-Jędrzejów. Rozkaz ten dotarł do 7 dywizji, gdy jej czoło podchodziło już do Janowa. Był zatem spóźniony, 3 września około godziny 10 gen. Gąsiorowski rozłożył w swym miejscu postoju mapy, aby wyznaczyć zadania poszczególnym pułkom. W tym czasie z kierunku Lelowa rozległa się gwałtowna strzelanina. To oddziały 2 i 3 dywizji lekkiej uderzyły od Lelowa i od Żarek na tyły oraz środek ugrupowującej się w rejonie Olsztyn-Janów-Złoty Potok 7 dywizji. W krótkim czasie artyleria, zajmująca właśnie stanowiska, została zdezorganizowana, a dywizja pokawałkowana. Około godziny II gen. Gąsiorowski dowodził już tylko odwodem dywizji, złożonym z 74 pp płka W. Wilniewczyca, II dywizjonu 7 pal, 7 dywizjonu ciężkiego i kawalerii dywizyjnej. Ta część dywizji broniła się na zachód od Złotego Potoku, niszcząc swoją artylerią kilkanaście czołgów i samochodów pancernych wroga. Około godziny 14 dowódca dywizji nakazał natarcie lesistym terenem w kierunku Szczekocin. Po chwilowym sukcesie natarcie załamało się w morderczym ogniu nieruleckim, który zadał Polakom krwawe straty. Zginął m.in. dowódca III batalionu, mjr J. Wrzosek, oraz kilku dowódców kompanij. Niemal całkowicie wyginęła kompania sztabowa. Oddziały po dwu godzinach cofnęły się do lasu, gdzie walka trwała do zmroku przy zupełnym okrążeniu przez 2 dywizję lekką od pułudnia i wschodu oraz 4 i 14 dywizje piechoty od północy i zachodu. Okrążony 74 pp zdecydował się wieczorem przebijać w kierunku Pilicy udało się to dość licznej grupie żołnierzy pułku i kawalerii dywizyjnej, z płkiem Wilniewczycem i mjrem Pelcem. Natomiast inna grupa tego samego pułku natknęła się na silny opór, została zatrzymana i odrzucona do punktu wyjściowego, przy czym dowodzący nią zastępca dowódcy pułku, ppłk dypl. S. Wilimowski, został ciężko ranny i zmarł w szpitalu niemieckim w Lublińcu. Zdołały się też przebić nieznaczne grupy 25 i 27 pułku dywizji wraz ze swymi dowódcami, płkiem dypl. A. Switalskim i ppłkiem B. Pankiem. Natomiast dowódca 7 dywizji ze sztabem dostał się do niewoli 117. Co gorsze, zachodziło prawdopodobieństwo, że w ręce niemieckie wpadły szyfry, którymi posługiwano się we wzajemnych rozmowach juzowych i radiogramach. Generał Piasecki dla odciążenia 7 dywizji wysłał 8 pułk ułanów płka Dunina-Żuchowskiego na Nakło i Szczekociny, aby zamknąć Niemcom drogę na Jędrzejów. Czas był najwyższy, równolegle bowiem ku Szczekocinom toczyła się całą siłą motorów szpica pancerna 2 niemieckiej dywizji lekkiej. Zetknięcie nastąpiło tuż pod Szczekocinami, gdzie 2 szwadron rtm. Szawłowskiego spędza z drogi szpicę, szybko dochodzi do zachodniego wylotu miasta, wyrzuca Niemców i organizuje przyczółek mostowy. W tym czasie 4 szwadron rtm. Matuszka: dochodzi do Nakła,lecz nieoczekiwanie zostaje zaatakowany od Szczekocin przez wycofujące się samochody pancerne nieprzyjaciela. Zostały one spędzone ogniem działka ppanc., jednak już w tym czasie od zachodu nadciągało gros sił niemieckiej dywizji. Rotmistrz Matuszek organizuje zaporę ogniową na szosie przez rozwinięcie rusznic ppanc. i erkaemów. Niestety, jedyne działko wycofuje się przedwcześnie na Szczekociny. Zapora trwa na stanowiskach do godz. 17, po czym wycofuje się za osłonę Siedlisk. Tymczasem Szczekociny r stają w płomieniach pod silnym ogniem artylerii. Mimo trzykrotnych nalotów obrońcy trzymają się twardo. 2 szwadron odrzuca Niemców dwukrotnie na bagnety. Gdy o godz. 18 przychodzi rozkaz do opuszczenia miasta, szwadrony musiały przebijać się przez patrole niemieckie. Dowódca pułku organizuje nową linię na wschód od miasta, po czym wycofuje się na Jędrzejów-Kielce, tracąc do końca wojny kontakt z resztą brygady. Wraz z 8 p.uł. wycofują się: I bateria 5 dak, bateria plot. brygady i 51 dywizjon pancerny, skutkiem czego Krakowska Brygada Kawalerii została osłabiona . Według oceny dowódcy brygady gen. Piaseckiego, ten "odśrodkowy" odwrót nie znajdował uspra wiedliwicnia. Gen. Piasecki wysyła na pomoc 8 Pułkowi im. Księcia Józefa Poniatowskiego 3 pułk ułanów płka Chmielewskiego, jednak Niemcy już opanowali przeprawę i pułk powrócił do brygady, która wśród dramatycznych okoliczności przekroczyła w nocy Pilicę i podjęła swe pierwotne zadanie osłony armii "Kraków" od północy na linii Jędrzcjów-Chmielnik. Na odcinku pszczyńskim oddział majora Ryby. przekroczywszy szczęśliwie Wisłę i przeczekawszy dzień w lesie pod Międzyrzeczem, ruszył następnej nocy dalc_i. Przed świtem 4 września natknął się on we dworze Rajsko pod Oświęcimiem na sztab 5 dywizji pancernej. Gen. Vientighoff przeżył kolejny atak wściekłości, gdy zaskoczeni we śnie Niemcy ponieśli dotkliwe straty: zabitych 3 oficerów i 13 szeregowych. Reszta broniła się zaciekle, alarmując stojące wokół oddziały. W dalszym rozwoju walki Polacy zostali ostatecznie okrążeni i przyparci do rzeki- Tylko mjr Ryba z pocztem najbliższych żołnierzy zdołał dotrzeć do swoich, większość utonęła w rzece lub dostała się do niewoli. Epizod ten w literaturze niemieckie i został wyodrębniony w oddzielnym punkcie jako "Bój pod Oświęcimiem": wpłynął on na opóźnienie pościgu, gdyż gen. Vientighoff musiał wezwać na pomoc kolumny wysunięte. 

Obrona Węgierskiej Górki

W dziejach polskiego oręża na trwałe zapisała się bohaterska obrona Węgierskiej Górki. Cztery nie wykończone schrony bojowe (na 16 planowanych) obsadziła tu kompania forteczna kpt. Tadeusza Semika w sile 4 oficerów. 14 podoficerów i 52 szeregowych z 2 działami 75 mm, 3 działkami ppanc., l0 cekaemami, 3 erkaemami. Ckm wz.30  w bunkrze na pozycji ślaskiej - lato 1939. Ten 70-osobowy zespół ludzi,w przeważającej części górali żywieckich i podhalańskich, zmusił niemiecką 7 dywizję piechoty do rozwinięcia sił głównych i 20-godzinnej krwawej walki, zanim mogła posunąć się dalej w głąb Polski. Część niemieckiej dywizji przeprowadził przez Bielsko na Korbielów i przez Lipowską na Węgierską Górkę konfident niemiecki, Gustaw Pustelnik- Druga część uderzyła czołowo na oddział KOP kapitana Gruchały. który bronił się na przełęczy Jabłonkowskiej i w Zwardoniu. Po złamaniu polskiego oporu Niemcy z impetem ruszyli naprzód, lecz tu zatrzymał ich ogień fortów Węgierskiej Górki i batalionu KOP "Berezwecz". Trzeba było montować nowe działanie. Natarcie niemieckiej 7 dywizji rozpoczęło się około godziny 14.00 drugiego dnia wojny. Silna artyleria niemiecka starała się zniszczyć fortyfikacje na linii wzgórz Węgierska Górka-Żabnica. Z polskiej strony strzelały 3-działowa bateria górska kpt. A. Dunilla-Żuchowskiego i bateria haubic z III dywizjonu 65 pal kpt. J. Podczaskiego. Po dwóch godzinach kanonady Niemcy ruszyli do natarcia, lecz znów zostali zmuszeni do wycofania się na podstawę wyjściową. Postanowili zdobywać każdy fort oddzielnie. W tym celu utworzyli specjalne grupy szturmowe, wzmocnionc drużynami saperów i miotaczami płomieni. Pod ogniem polskiej obrony bardzo powoli posuwali się naprzód i o zmierzchu zalegli przed zasiekami. Dopiero pod osłoną ciemności zdołali w kilku miejscach przeniknąć na tyły obrony. Około godziny 19 płk Gaładyk rozkazał opuścić pozycję i wycofać się do Oczkowa. Z kompanii "Węgierska Górka" tylko załoga fortu artyleryjskiego "Waligóra" odeszła z batalionem KOP "Bcrezwecz". Brakło jej zresztą amunicji artyleryjskiej. Natomiast załogi pozostałych trzech schronów bojowych wraz z fortem centralnym "Wędrowiec", którego bronił kpt. Semik z czterema podoficcrami i 15 strzelcami, oraz część batalionu KOP nie otrzymały rozkazu i broniły się dalej w okrążeniu. Forty nie miały połączcń telefonicznych między sobą ani tcż z dowództwem. W nocy pod fort dowódcy kompanii podeszło od tyłu 40 szturmowców, załoga ledwie zdołała zaryglować drzwi. W walce wręcz wytłuczono granatami wszystkich Niemców, z polskiej strony padli strzelcy Kulpa i Flis,a rany odnieśli Kostruba i Kozak. Nieprzyjaciel jeszczc trz; razy usiłował obezwładnić obrońców, ale bezskutecznic. Od rana, 3 września wokół schronów słychać było detonacje granatów ręcznych. Niemcy, wykorzystując martwe pola ognia, dostawali się w bezpośrednie sąsiedztwo fortów; dawał się boleśnie odczuwać brak ruchomych kopuł. O godzinie 8.30 padł na zachodnim brzegu Soły fort "Włóczęga", broniony przez 17-osobową załogę pod dowództwem ppor. Małkowskiego. Już po poddaniu fortu zdrajca Strauch zastrzelił kpr. Wiśniewskiego, a Niemcy zabili strz. Sprychę. Zamilkły również pozostałe z batalionu "Berezwecz" dwa gniazda cekaem, które dotychczas zadawały Niemcom dużc straty z doskonale zamaskowanych stanowisk. Lewoskrzydłowy fort "Wąwóz" pod dowództwem ppor. Chludzińskicgo został porażony zniszczcnicm działka ppanc.i odtrąccniem lufy od cekaem. "Wędrowiec" bronił się w osamotnieniu, bez pomocy ogniowcj sąsiadów. Niemcy przedostawali się na strop schronu i przez szczelinę wrzucali do środka wiązki granatów lub dynamit. Od czoła działka pepanc. biły bezpośrcdnio do strzelnic i drzwi panccrnych. Sierżant Raczyński usiłował z wierzchu fortu oczyścić przedpole, lecz został przeszyty serią. Dla załogi "Wędrowca" zaczęły się najcięższe chwile. Najdzielniejsi jak kaprale Kułilga i Kamiński oraz st. strzelcy Michalski i Bykowski, a wreszcie i strzelec Kaproń, trwali na stanowiskach ogniowych. Reszta załogi siedziała w wewnętrznej komorze. Kapitan Sernik strzelał z działka ppanc. w kierunku szosy, gdzie ukazywały się pojazdy mechaniczne. Nieprzyjaciel kolejno unieszkodliwiał karabiny i działka. O godzinie 16 celny strzał oderwał lufę armatki, zabił st. strz. Michalskiego, dowódca zaś doznał silnej kontuzji. Żołnierze zaryglowali stanowisko i trwali nadal. Dopiero gdy saperzy niemieccy wsunęli od tyłu ładunek trotylu, detonacja podrzuciła schron do góry, a przez otwory trysnęła ziemia ze strumieniami ognia poddali się czarni i oślepieni od wybuchu. Nieprzytomnego dowódcę wyniesiono na noszach. Niemcy w wybuchu wściekłości zabili strz. Tlałkę. Resztę 9-osobowej załogi uchronił przybyły major niemiecki. Długo kiwał głową i uderzał się w czoło, albowiem kapitulację garstki Polaków Niemcy musieli okupić stratą około 500 zabitych i rannych. Załoga schronu "Wąwóz" dotrwała do zmroku i opuściła go, gdy i Niemcy odeszli do tyłu. Do zmroku też pozostały na zajmowanych stanowiskach l i 2 kompanie batalionu "Berezwecz" pod dowództwem kapitanów: A. Chrzanowskiego i T. Kadego. Pod osłoną ciemności odeszły one przez Lipowe, Pietrzykowice i Sołę na Oczków. W drodze natrafiły
na kolumnę niemiecką i stoczyły z nią we wsi Zadziele zacięty bój, w którym poległo 16 żołnierzy polskich i 47 Niemców. Części tych kompanii przebiły się do Andrychowa i dołączyły do 21 dywizji górskiej gen. Kustronia. Inne części wycofały się do Beskidu Sląskiego i walczyły na głębokich tyłach Niemców do połowy września.

Na podstawie: "Bitwy polskiego września" A.Zawilski

Copyright: Bolek Rosiński, Łódź 2001-02. Wszelkie prawa zastrezżone !!!