Opcje drukowania: Tylko tekst  |  Pełna wersja

MILLER: TEMIDA SIĘ NIE POMYLIŁA

Pilot Millera niewinny. "Mam żal za ponadsześcioletni proces"

TVN24
- Wiedziałem, że nic złego nie zrobiłem – oświadczył ppłk Marek Miłosz (pilot śmigłowca Mi-8, który w grudniu 2003 r. awaryjnie lądował z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie). Wojskowy został w poniedziałek uniewinniony od zarzutu sprowadzenia katastrofy lotniczej. - Bardzo się cieszę. Temida czasem się myli, ale tym razem mam pewność, że się nie pomyliła - skomentował ten wyrok Leszek Miller.
      Mam żal do prokuratury za ten ponad sześcioletni proces. Oczywiście można powiedzieć, że oni to robią z urzędu, ale nie trzeba było tak obstawać przy tym oskarżeniu. Sprzęt, którym dysponujemy bardzo szanuję, ale ma on już ponad 30 lat.      
ppłk Marek Miłosz
Dzisiejszy wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego jest nieprawomocny. Po słowach "niewinny" na sali rozległy się oklaski - brawa biło kilkunastu żołnierzy i oficerów w lotniczych mundurach - kolegów Miłosza z jego eskadry śmigłowców, rodzina pilota oraz b. oficer BOR z ochrony Leszka Millera, który leciał tamtego dnia z Miłoszem.

Prokuratura domagała się dla podpułkownika kary roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 4,5 tys. zł grzywny. Obrona wnosiła o uniewinnienie. Marek Miłosz został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku oraz o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy. Po wyroku prokurator Ireneusz Szeląg poinformował, że "wysoce prawdopodobna" jest apelacja. - Decyzję podejmiemy po analizie pisemnego uzasadnieni - dodał.

Pilot: Mam żal…

Miller: - Koszmar ppłk. Miłosza się skończył
- Mam żal do prokuratury za ten ponadsześcioletni proces. Oczywiście można powiedzieć, że oni to robią z urzędu, ale nie trzeba było tak obstawać przy tym oskarżeniu. Sprzęt, którym dysponujemy bardzo szanuję, ale ma on już ponad 30 lat - mówił ppłk Miłosz dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku. Dziękował też za wsparcie rodzinie, kolegom oraz swoim dowódcom, którzy pozwolili mu powrócić do latania od razu po tym, jak zakończył leczenie po wypadku - niezależnie od trwającego procesu. – Wiedziałem od początku, że nic złego nie zrobiłem – dodał pilot.

Klich: Pilot w sposób brawurowy uniknął katastrofy

Z uniewinnienia pilota zadowolony jest minister obrony Bogdan Klich. - Przyjąłem tę informację z zadowoleniem, ponieważ ppłk Miłosz to jeden z najlepszych pilotów śmigłowcowych; w sposób brawurowy uniknął katastrofy. Należy mu się pochwała, nie nagana i postępowanie sądowe w tej sprawie przyznało mu rację - powiedział minister dziennikarzom w podwarszawskim Sulejówku.

Miller: Jego koszmar się skończył

- Jego koszmar się skończył - mówił tuż po wyroku Miller. Były premier jeszcze raz podkreślił, że gdyby dziś miał wybierać pilota, z którym miałby gdziekolwiek lecieć, "zawsze wybrałby Miłosza". - Ten uniewinniający wyrok satysfakcjonuje pułkownika, ale i nas wszystkich, którzy byli wtedy na pokładzie i którzy zawdzięczają mu życie - zaznaczył.
Minister obrony narodowej zadowolony z wyroku


Silniki padły

Według prokuratury, do katastrofy doszło jednak przez zaniedbanie ppłk. Miłosza. Prokuratorzy podkreślali, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć na trasie śmigłowca występowała temperatura poniżej 5 stopni Celsjusza. W takich warunkach instrukcja zaleca przejście z trybu automatycznego na ręczny. Śmigłowiec Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego rozbił się 4 grudnia 2003 pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki.

Miłosz, dowódca załogi (wtedy w stopniu majora), zdołał awaryjnie wylądować, stosując manewr autorotacji. Według komisji badającej przyczyny wypadku silniki zgasły wskutek oblodzenia. Komunikaty meteorologiczne, którymi dysponowała załoga, nie wskazywały na ryzyko oblodzenia, nie stwierdzili go także piloci samolotów lądujących krótko przed Miłoszem na Okęciu. Na trasie lotu występowało silne zjawisko inwersji, czyli wzrostu temperatury wraz z wysokością.

- Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy, po jego rozważnej ocenie, nie pozwolił przypisać oskarżonemu zawinienia całej sytuacji i jej następstw - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Mirosław Kolankowski. Podkreślił, że należy całą sprawę oceniać na podstawie wiedzy pilota w trakcie lotu, a nie późniejszych ekspertyz i wiadomości (o to samo wnosił w ostatnim słowie oskarżony ppłk Miłosz).

Sąd: Oni zawdzięczają ppłk. Miłoszowi życie

Prokuratura domaga się roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata dla ppłk... czytaj więcej »
Sąd uznał, że ppłk Miłosz miał prawo nie wiedzieć o niekorzystnych warunkach pogodowych panujących 4 grudnia 2003 r. wokół Warszawy. Mówiła o tym cywilna prognoza meteo, ale oskarżony nie miał do niej dostępu, bo korzystał z wojskowej, która nie ostrzegała przed możliwością oblodzenia. To właśnie oblodzenie spowodowało wyłączenie pracy silników maszyny i konieczność awaryjnego lądowania w trybie autorotacji.

Sędzia Kolankowski podkreślił, że w wyniku tego manewru udało się przekierować maszynę z terenu zabudowanego na las i że wszyscy przeżyli przyziemienie oraz że wszyscy poszkodowani zakończyli już leczenie. - Uczestnicy lotu podkreślali, że zawdzięczają ppłk. Miłoszowi życie – dodał sędzia.

Brak współpracy

Z ustaleń sądu wynika, że załoga w czasie lotu sprawdzała temperaturę, a jej odczyty nie rodziły konieczności włączania instalacji przeciwoblodzeniowej. - Oskarżony nie wiedział jednak (i nie mógł wiedzieć), że termometr ma błąd pomiaru plus minus trzy stopnie Celsjusza - podkreślił sąd. W procesie wyszedł też na jaw brak współpracy wojskowych i cywilnych służb meteo oraz to, że piloci mają bardzo wiele zadań i mogą być zmęczeni - ale to ostatnie nie miało według sądu znaczenia dla oceny winy oskarżonego.
Były premier Leszek Miller, zeznając jako świadek w procesie ppłk. Marka... czytaj więcej »


Dodatkowo - jak potem ustalono - przed Warszawą wystąpiło bardzo silne zjawisko inwersji temperatury (polega na tym, że nietypowo wyższa temperatura jest nad ziemią niż przy gruncie). "Oskarżony jest pilotem, a nie meteorologiem. Trudno oczekiwać, by to przewidział - dodał sędzia Kolankowski.

"Oskarżony sam mówił, że nie jest samobójcą"

Sąd przyjął na korzyść oskarżonego, że system RIO3 (automatycznej sygnalizacji oblodzenia) był niesprawny - biegli nie mogli ustalić jak było naprawdę tym bardziej, że ta instalacja została przez prokuraturę uznana za nieprzydatną i skreślona z listy dowodów już w kwietniu 2004 r. Zarazem stwierdzono, że instrukcja lotów na śmigłowcu Mi-8 zabrania włączania instalacji przeciwoblodzeniowej wtedy, gdy oblodzenie już występuje - należy to robić wcześniej, na podstawie wskazania temperatury.

- Oskarżony sam mówił, że nie jest samobójcą i dla jednego przełącznika nie zaryzykowałby życia swojego i pasażerów, nad którymi powierzono mu pieczę - mówił sąd, który ocenił, że Miłosz postąpił prawidłowo.

ŁOs,mkg,tka/k/tr/iga/kwj

Publikacja: 15:48 22.03.2010 / PAP, TVN24
© TVN24
« powrót