Ostatnie kilka dni zgubiłam gdzieś na drodze, kolekcjonując kilometry między Opolem a Krakowem, w ciągłym pośpiechu i z bagażem cudzych problemów. Wracając w czwartek z Opola byłam już tak zmęczona, że po raz pierwszy w życiu czułam jak zasypiam za kierownicą. Zjechałam na przydrożną stację i zasnęłam na godzinę kamiennym snem. O godzinie trzeciej po południu, co tylko świadczy o tym, że mój poziom zmęczenia osiągnął dno.
Bardzo męczą mnie emocje, zwłaszcza cudze.
Poukładałam sobie jakoś swoje, trzymam je jakoś w ryzach, od czasu do czasu tylko pozwalając na kontrolowane wybuchy "dla zdrowotności", ale z tymi cudzymi muszę zmagać się codziennie i jestem tym zmęczona. Wiem, że to moja praca, sama dokonałam kiedyś tego wyboru. Ale teraz jakby zrobiłam się delikatniejsza? Bardziej wrażliwa? Tak trudno zachować zawodową obojętność na ludzką krzywdę. Nie drgnie mi powieka, ale dusza wyje.
Ostatnio odnalazł mnie mój kolega z klasy licealnej. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez 20 lat, zobaczyliśmy się dwa lata temu na spotkaniu pomaturalnym, a niedawno zadzwonił z prośbą o pomoc. Nie wiem dlaczego do mnie, może łatwiej o rodzinnych problemach opowiadać komuś, kogo się zna? Walczy o dzieci, jedno już jest z nim i nie chce słyszeć o powrocie do matki, która piła, biła, ciągnęła za włosy, szantażowała, terroryzowała, zmuszała do milczenia przed ojcem, kłamania na temat pochodzenia siniaków, dziecko smutniało, aż sięgnęło po narkotyki. A mój kolega, człowiek dobry do bólu kości, uciekał w pracę po 15 godzin na dobę i niczego nie zauważył, albo niestety udawał że nie widzi. Trzeba było wielkiego krzyku dziecka w postaci ucieczki z luksusowego domu, by nareszcie otworzył oczy szeroko zamknięte.
Teraz mieszka osobno razem z 15 letnią córką, która nie chce widzieć matki i walczy o prawo do opieki nad drugą, 6-letnią.
Pojechałam do tego Opola, spotkałam się z jego ciągle jeszcze żoną, próbowałam z nią rozmawiać, ale poziom zaciętości, zawziętości i nienawiści w tej kobiecie jest w szczytowej fazie rozwoju i będzie opadać do zera przez całe życie aż do śmierci.
Wiem już, że wygramy tę wojnę na poziomie wyroku sądu, ale na poziomie emocji przegrali oni i przegrały dzieci. Każda z tych dziewczynek jest potwornie skrzywdzona- starsza toksyczną relacją z matką, młodsza walką matki, by nie mógł jej widzieć ojciec. Starsza tęskni bardzo za swoją młodszą siostrą, ale nie chcąc widzieć matki, nie widzi siostry. Młodsza od kilku miesięcy odizolowana od ojca, nie może z nim nawet rozmawiać przez telefon. Rozmawiałam ze starszą dziewczynką, to nad wyraz dojrzałe i smutne dziecko, prosi ojca by porwał jej młodszą siostrę. Ja w sumie miałam ten sam pomysł, bo dopóki nie jest rozstrzygnięta kwestia władzy rodzicielskiej, każde z rodziców ją ma, ale kolega chce oszczędzić młodszej drastycznych scen. Z miłości do niej.
Bardzo smutna i bardzo typowa sprawa.
Z durnymi dorosłymi dzieci nie wygrają.
A moje córki kolejny weekend spędzają bez swojego ojca, który może je zabierać gdzie chce i kiedy chce, ale nie chce.
Ot, życie.
Li.
|