Wywiad z Kasią [wywiad] Źródło: Peryskop Autor: Ania Porzeczka Porzuczek Data: 2004-04-01
Jakie wrażenia po koncercie? Jak zespół HEY czuje się przyjęty przez wadowicką publiczność?
Było bardzo miło, naprawdę.
A same Wadowice jak oceniasz?
Wjechaliśmy do miasta i tak naprawdę to nie było ani czasu ani okazji, żeby dokładnie zagłębić się w charakter tej miejscowości. Natomiast z chwilą, kiedy pojawiliśmy się tu w garderobie, przyszedł pan, który przyniósł kremówki i powiedział, że świadczy honorem i krwią, że to są te oryginalne. I oczywiście odbiegały od tych tradycyjnych, które można np. w Warszawie nabyć. Rozkosznie pyszne, aczkolwiek tuczące.
Przeczytałam w jednej z relacji z Waszych koncertów, że jedyne emocje wzbudza na scenie Kasia Nosowska, która rozbraja swoją nieśmiałością i "słodkością". Taka jesteś naprawdę, czy to tylko sceniczna kreacja?
Sceniczna kreacja (śmiech). Żartuję! Nie, nie zgadzam się z pierwszym członem wypowiedzi, że chłopcy nie przeżywają. Być może po prostu nie ma czegoś takiego jak uniwersalna, pozytywna forma ekspresji. Myślę, że każdy na swój sposób reaguje. Są osoby bardziej pragmatyczne, które nie są jakby w stanie hasać i miotać włosami po scenie po to, żeby zamanifestować swoje zadowolenie. Oni akurat nie należą do tego grona muzyków, którzy hasają, pląsają i uwodzą choreografią publiczność. Ja również do takich osób nie należę. Myślę, że te zarzuty są całkowicie bezpodstawne. Aczkolwiek takie opinie są w jakimś sensie krzepiące, ponieważ lepiej jest wzbudzać skrajne emocje niż obojętność. Te pozytywne opinie muszą być zrównoważone tymi negatywnymi, wtedy wszystko jest w porządku. Sądzę, że jesteśmy na tyle uczciwi wobec publiczności i samych siebie, że gdyby okazało się, że udajemy przesadnie, to po prostu byśmy tego nie robili. To nie ma najmniejszego sensu.
HEY jest zespołem dość znanym w Polsce. Jak radzisz sobie z popularnością?
Ludzie są w Polsce w miarę dobrze wychowani, więc nigdy nie rzucają się na szyję bez ostrzeżenia. Czasami się ta popularność przydaje, np. w niektórych urzędach, ale nie we wszystkich. Bo czasami się zdarza, że jest pani, która pasjami nie znosi naszej muzyki i w tym momencie załatwienie sprawy w urzędzie jest dosyć kłopotliwe. Także to ma swoje dobre i złe strony. Ale myślę, że jesteśmy takim zespołem, który nie wytworzył na przestrzeni tych wszystkich lat takiej relacji z publicznością, która by prowokowała do tego, żeby histerycznie na nas reagować. Przecież jesteśmy normalni i ludzie o tym wiedzą, więc jakby nie czują tego typu potrzeby. Nie utrudniamy kontaktu. Jeżeli po koncercie jesteśmy wolni, mamy chwilę czasu, to nie ma problemu, żeby się z nami spotkać. W jakimś sensie ten dystans zostaje przełamany.
W jednym z Twoich felietonów dla "Filipinki" przeczytałam, że podczas koncertów w Twojej garderobie zamiast kanapek, kawy i piwa mają znajdować się napoje izotoniczne i przynajmniej podstawowy zestaw do ćwiczeń. Czyżby to było odejście od rockendrollowego stylu życia? Utrzymujesz taką postawę nadal?
Teraz jakby przeżywam rozkwit fascynacji siłownią i przyrządami. Po prostu raczej jestem w sensie aktywnie i psychicznie uzależniona od tego typu odreagowania stresu i tak dalej. Jest to bardzo miłe i szczerze mówiąc, polecam tę formę spędzania czasu. Bo nagle uświadomiłam sobie, że wysiłek fizyczny jest w stanie przynieść wiele dobrego umysłowi. Wcześniej wiedziałam o tym, że umysł i praca nad sferą mentalną owocuje pozytywnymi reakcjami ze strony ciała, okazuje się, że to jest obustronna współpraca, że jeśli człowiek pracuje nad ciałem, to również psychika czuje się całkiem nieźle.
A skoro jesteśmy przy "Filipince". No właśnie, dlaczego z nią współpracujesz?
Tekst jest niezwykle ograniczającą formą wypowiedzi. Przyjemną, ale tam za dużo nie można wcisnąć w te wersy. W związku z tym, że jestem gadułą, a nie mam specjalnie wielu okazji, żeby się wygadać, to taki felieton wydawał mi się przyjemną formą komunikowania się ze światem, gdzie nikt mi nie przerywa wypowiedzi i mogę sobie coś powiedzieć do ludzkości. To w jakimś sensie rozwija i uczy.
Twoje teksty, zarówno te muzyczne jak i publicystyczne, wywierają duży wpływ na młodych ludzi. Czy czujesz się odpowiedzialna za tych ludzi, za to, co chcesz im przekazać?
Tylko na takim poziomie, że staram się nie przekazywać niesprawdzonych i złych sposobów na życie. Pod tym względem staram się być odpowiedzialna. Natomiast, nie miałam nigdy potrzeby cenzurowania się dość przesadnie. Więc moja opinia na temat świata i tego, co nas otacza jest dosyć negatywna. Natomiast, na pewno nie staram się namawiać do jakiś ostatecznych i słabych rozwiązań na życie.
Wiem, że napisałaś kilka tekstów na najnowszą płytę Zalefa. Jak się układała współpraca?
Jakby trudno mówić o współpracy, bo spotkałam się z nim raz, przed przystąpieniem do pracy i było to bardzo miłe spotkanie. Krzysiek to bardzo miła osoba, taka przyjemna i dobrze rokująca na przyszłość. To bardzo młoda osoba, jestem od niego o wiele lat starsza, więc trudno mówić o owocnym porozumieniu od razu na wstępie. Natomiast, myślę, że jeżeli będzie się rozwijał z pokorą w tym kierunku, w którym zaczął się rozwijać, kiedy go poznałam, to myślę, że będzie bardzo fajnym kolesiem. Jest niepokorny, wie, czego chce. W jakimś sensie idzie pod prąd, ponieważ muzyka, którą proponuje jest, moim zdaniem, średnio popularna, więc ma pewne zasady, którymi mi imponował. Dlatego spróbowałam, aczkolwiek ciężko się pisze dla kogoś, kto ma 19 lat, inne podejście do życia.
Były jakieś rozbieżności w Waszej współpracy?
Nie, żadnych! Bo ja po prostu stwierdziłam, że spróbuję, ja jako ja napisać coś, co byłby w stanie wyśpiewać człowiek tak młody. A on jakby przyjął tę proporcję; praktycznie bez żadnych zastrzeżeń.
A kto wyszedł z inicjatywą współpracy?
No on. Ja się zazwyczaj nie pcham komuś do tekstów.
Wypowiedziałaś się o Zalefie w pozytywny sposób. A jak postrzegasz innych młodych wykonawców?
Ja myślę, że jeżeli mają coś szczególnego, a nawet nie może szczególnego tylko w miarę sprawnie do powiedzenia, to jestem za. Natomiast, jeżeli kombinują w złą stronę, zaczynają zrealizowanie swojej pasji od konstruowania dziwnego planu działalności, to jest to przykre. Jeżeli ktoś się koncentruje głównie na splendorach, nagrodach, popularności, brawach itd., to uważam, że to złe podejście. Wydaje mi się, że tak naprawdę trzeba pracować od podstaw, czyli rozpoznać w sobie pasję i jakąś taką absolutnie niepodważalną potrzebę wypowiadania się w takiej formie. I po prostu to realizować. Natomiast popularność, ewentualne pieniądze- w dzisiejszych czasach to jest bardzo ciężkie do osiągnięcia, splendor, nagroda to są efekty uboczne występowania w człowieku pewnej pasji. Jeżeli tak to jest skonstruowane, to jestem absolutnie za i popieram, bardzo mnie to interesuje, cieszy itd. Natomiast, jeżeli motywy postępowania, pobudki są ściemnione, dziwne i skierowane głównie na bzdury, to mi się to nie podoba.
Ile osiągnęłaś jako kobieta, a ile jako artystka?
Myślę, że jako kobieta to prawie wszystko. Sądzę, że ludzie, którzy umieszczają poprzeczkę na przysadnie niskim poziomie, osiągają ten cel, to są bardzo biedni. Myślę, że cały czas należy zachowywać się do maximum, do osiągnięcia wszystkiego, co proponuje, że tak powiem firma, los. Powiedzmy, że jest to taki efekt, kiedy nie wypada narzekać, aczkolwiek nie należy zaprzestawać.
Podobno masz najtwardszy tyłek w polskiej wokalistyce popularnej?
(Śmiech!!!) No, pracuję. Chodzę na siłownię (śmiech). (Stwierdzenie o najtwardszym tyłku pochodzi z jednego z Kasi felietonów, w którym opisywała trasę z Dezerterem- przyp. red.). Nie bierzmy tego tak dosłownie, przesadnie. (I w tym momencie kolega z zespołu uderzył ją w tyłek, na co Kasia: Kamień, nie?) Ogólnie człowiek, który wybiera się w te rejony na wycieczkę powinien mieć pupę impregnowaną solidnie. Tak naprawdę czyha wiele niebezpieczeństw na człowieka. I trzeba po prostu być przywdzianym w odpowiedni rodzaj odzieży roboczej, kombinezonu, żeby przetrwać.
A jak układała się współpraca z Dezerterem?
Świetnie. Ja uwielbiam zespół Dezerter i bardzo lubię z nimi współpracować.
Jak wygląda życie rockowej mamy?
Normalnie. Tak, jak każdej innej. Czyli rano się wstaje, wyprawia się dziecko do szkoły, potem się oczekuje z niecierpliwością na jego powrót, potem się robi lekcje, karmi, pierze, prasuje, sprząta te rzeczy. Absolutnie wizerunek mamy rockowej jest nieodmienny od wizerunku zwykłej kobiety, która ma dziecko.
Zabierasz niekiedy syna na trasę?
Nie, dlatego, że on ma obowiązki w postaci szkoły itd. A poza tym tak naprawdę myślę, że to jest średnio miła forma spędzania wolnego czasu dla młodej osoby. Uważam, że on ma czas na tego rodzaju eskapady, ocieranie się o życie. Ma swoje zabawki, swoje plany. Jestem wrogiem zabierania dzieci na trasę. Tym bardziej, że jest późno, co widać. O tej porze dzieci normalnie śpią, a gdyby był ze mną, to musiałby się gdzieś tutaj pokładać pomiędzy tymi fotelami. Uważam, że to jest absolutnie nieodpowiedzialne ze strony rodzica brać dziecko na taką przygodę.
Skoro jesteśmy przy dzieciach, młodości. Pozostało coś w Twoim życiu ze szkolnych lat? Mam na myśli malarstwo...
Nie. Nigdy nie malowałam jakoś tak z wielką pasją. Ja miałam bardzo na wysokim poziomie utrzymany rysunek w swojej szkole w związku z tym, ja go musiałam w pewnym momencie rysować i prace przedstawiać. Natomiast, nie rozpoznałam tego jako pasji, jakiegoś planu na życie.
Jak się odniesiesz do hasła: "Precz z zasadami"?
Jest to najbardziej debilne hasło, jakie w ostatnim czasie usłyszałam. Trzeba mieć zasady. Bez tego nie da się żyć.
Ale to jest przecież tytuł jednego z Twoich felietonów...
Tytułów ja nie wymyślałam, tylko redakcja. Ja pisałam felieton i oddawałam go do druku. Jest to prawdopodobnie zdanie wyciągnięte z kontekstu i hasło samo w sobie: "Precz z zasadami" absolutnie nie powinno być brane poważnie. I to jest właśnie podstawa. Trzeba mieć bardzo solidne zasady. Wtedy można mówić o jakiejś odpowiedzialności i rozsądku.
A to, że dzisiaj na koncercie mówiłaś o książce Dalajlamy, nie uważasz tego za reklamę?
Nie. Mówiłam to, bo akurat ją kupiłam. A wydaje mi się, że jakieś takie hamowanie się nie jest konieczne. Kupiłam książkę, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Oczywiście zaznaczyłam, że nie ma sensu traktować jej w kategorii jakiejś wyroczni.. To nie jest sposób na życie. Natomiast, to jest książka, dzięki której, jeżeli się ją uważnie przeczyta, można naprawdę zmienić swoje podejście do pewnych kwestii, nie do wszystkich. Dlatego wydaje mi się, że powinnością człowieka jest dzielić się tym, co jest dobre. Jeżeli znajdziesz coś dobrego, podziel się tym ze swymi znajomymi, wtedy będziesz w porządku.
Masz może jakieś hasło na życie? Jakąś taką myśl przewodnią?
Nie mam. One się zmieniają. (Tu się wtrąca kolega z zespołu, mówiąc: "Mistrzem Polski jest Legia". A Kasia dopisuje się do tej wypowiedzi.)
Czujesz się wolną osobą?
Całkowicie. Ale nie w sensie w ogólnym, bo np. mam dziecko i nie mogę zrealizować swojego planu, który wiąże się z długimi podróżami, ponieważ to byłoby nieodpowiedzialne, bo dziecko musi chodzić do szkoły itd. Natomiast myślę, że będę czuła się całkowicie wolna w momencie, kiedy przetrwam pewien okres, który wymaga ode mnie pewnych postaw. Potem będę miała czas dla siebie i będę realizować pasje. Myślę, że przy odrobienie szczęścia będę w stanie.
A te pasje to głównie, co?
Chciałabym podróżować, zwiedzać. Wszędzie. Np. na Litwę, do Łotwy, na Estonię, bo wiem, że tam, kiedy się człowiek naprawdę postara, może otrzeć się o jakiś taki kręgosłup, o sedno, o esencję, która towarzyszy ludziom żyjącym tam. To mnie bardzo interesuje. Myślę, że najbardziej fascynującą lekcję życia można pobierać poprzez podróże.
Rozmawiała: Ania Porzeczka Porzuczek
PERYSKOP nr 82
marzec 2004
Materiał zgromadził(a): Szlachcic
|