POLITYKA

Niedziela, 7 sierpnia 2011

Polityka - nr 36 (2261) z dnia 2000-09-02; s. 52-54

Kultura

Marek Oramus

Jedynie słuszny wizerunek wiedźmina

Niespodziewana kłótnia o obsadę pierwszego polskiego filmu fantasy

Film o wiedźminie według opowiadań Andrzeja Sapkowskiego jest pierwszym od lat obrazem fantastycznym kręconym w Polsce. Nie jest to prestiżowa ekranizacja klasyki ani przeniesienie na ekran kolejnego narodowego dramatu – a jednak niespodziewanie wzbudził emocje nieproporcjonalne do znaczenia tej bądź co bądź czysto rozrywkowej produkcji.

Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć pod koniec lipca ukonstytuował się Komitet Obrony Jedynie Słusznego Wizerunku Wiedźmina. Stało się to po ogłoszeniu obsady filmu: tytułową rolę gra znany z tak głośnych ostatnio filmów jak „Ogniem i mieczem” i „Pan Tadeusz” Michał Żebrowski; jego ukochaną, czarownicę Yennefer – Grażyna Wolszczak, zaś barda Jaskra – Zbigniew Zamachowski. Choć jest to czołówka aktorów polskich, nie wzbudziła akceptacji protestujących. Szczególnie wiele pretensji kierowano pod adresem Żebrowskiego: że amant, bawidamek, że nie pasuje do tej roli. – Wiedźmin z niego taki jak z koziej dupy trąba jerychońska – podsumował dosadnie jeden z dyskutantów tej ważkiej kwestii na specjalnej liście dyskusyjnej w Internecie.

Szczególnie wytykano Żebrowskiemu, że w niczym nie przypomina posępnego wiedźmina: za młody, za chudy, „słodki chłoptaś”, „cacuś”, wypacykowany – a więc całkowite przeciwieństwo osobnika nocującego byle gdzie, jadającego byle jak, gardzącego wykwintnym strojem i nienagannymi manierami, ale za to dobrze robiącego mieczem w słusznej sprawie. Ktoś troskał się, czy taki aktor będzie w stanie oddać paskudne uśmiechy i spojrzenia wiedźmina, na widok których cisza zalegała po karczmach. Fanom Sapkowskiego osobowość Żebrowskiego po prostu nie pasowała do wiedźmina. Zarzucano też, że został wybrany ze względów komercyjnych: chodziło o roje kobiet, które ten właśnie aktor po raz kolejny miałby przyciągnąć do kina. Podobnie dostało się Grażynie Wolszczak: że nie posiada przymiotów Yennefer, a w szczególności jej fiołkowego spojrzenia i olśniewającej urody, a tak w ogóle to jak może mieć „skórę 16-latki” (tak podobno stoi u Sapkowskiego) kobieta, która ukończyła 42 lata? Bard Jaskier w wykonaniu Zamachowskiego też wzbudził zdrową porcję narzekań (znowu za stary); jedynie Ewa Wiśniewska jako Calanthe doczekała się niechętnej akceptacji.

Z całego tego szumu można odnieść wrażenie, że fanowie mają pretensję o to, iż filmowcy nie podchodzą do Sapkowskiego na klęczkach. Coś na kształt mieszaniny furii i politowania wywołała wieść, że liczni członkowie ekipy nie tyle się nie zachwycają prozą idola, co jej w ogóle nie znają. (Przyznała się do tego m.in. Wolszczak). Najlepiej, gdyby taki film w ogóle nie powstał, gdyż nie ma mowy, by była to rzecz udana. „Szykuje się straszny chłam, komercja i kompromitacja fantastyki”, grzmiało w ulotkach, które rozdawano w Krakowie. Sam Komitet Obrony Wiedźmina zwracał uwagę w proklamacji, że przy ekranizacji „Władcy Pierścieni” starano się nic nie uronić z klimatu Tolkiena, a tu nawet o realia Sagi nie dba się kompletnie. Kwestionowano nawet to, czy w Polsce znajdzie się reżyser zdolny (czytaj: godny) zrobienia filmu o wiedźminie, a wszak nie ma nic gorszego niż „spapranie genialnej książki nakręceniem beznadziejnego filmu”.

„Film będzie wpadką, fantasy filmowe się nie bronią”, powiedział Andrzej Sapkowski w lipcowej „Machinie”. Potem odciął się od tych słów, a dziennikarza „Machiny” oskarżył o manipulację.

Jakkolwiek by traktować te obawy fanów, świadczą one o jednym: elektryzująca, bardzo sprawna językowo i dowcipna w dialogach proza Sapkowskiego wydaje się trudna do sfilmowania. Oto powody, dla których sądzę, że ekipa reżysera Marka Brodzkiego (drugi reżyser przy „Liście Schindlera” i „Panu Tadeuszu”) porwała się na ambitne przedsięwzięcie:

• Zawsze przy przekładaniu dzieła literackiego na język filmu ma miejsce daleko idąca redukcja wątków, przesuwanie akcentów, zmiana scenografii lub modyfikacja głównych bohaterów. Czytelnicy Sapkowskiego odczują takie manewry niezwykle boleśnie, gdyż dzieło swego idola uznają za kultowe i nie wymagające żadnych poprawek. Nie najmniej ważne jest i to, że każdy czytelnik tej prozy zdążył sobie wykreować w wyobraźni własny wizerunek wiedźmina, Yennefer, Jaskra itp., osadzonych w konkretnie umeblowanym świecie. Film, chcąc odnieść sukces, musi zacząć od zburzenia tych konstrukcji, by na ich miejsce zaproponować własne. Tego bodaj najwięcej boją się fanowie: że dojdzie do zrujnowania tak pieszczonych wizji, a to co przyjdzie na ich miejsce, nie będzie warte tego, co się utraciło.

• Proza Sapkowskiego jest oparta w głównej mierze na języku. Jest to najlepiej piszący w tej chwili autor spośród polskich fantastów, a i w konkurencji ogólnoliterackiej nie byłby bez szans. Jeżeli prozę tę odrzeć z walorów języka (co scenariusz, jak mi się zdaje, czyni z dość daleko posuniętą beztroską), pozostanie standardowy zbiór rekwizytów i motywów fantasy. Pod pokładem bowiem gier i struktur językowych literatura Sapkowskiego jest dość konwencjonalna i zachodzi obawa, że film może tę jej cechę zdemaskować.

• W wypowiedziach przedstawiciele ekipy podkreślali, że film (wersji kinowej ma towarzyszyć 12-odcinkowy serial emitowany w TV w godzinach największej oglądalności) ma być adresowany do szerokiej widowni, czyli także (przede wszystkim?) do dzieci. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że proza Sapkowskiego nie powstawała z myślą o dzieciach i usunięcie z niej licznych u tego autora elementów erotycznych, rubaszności, a nawet narkotyków, którymi wiedźmin wspomaga swe zmysły, jest zubożeniem i zafałszowaniem wizji autora. Co gorsza, dzieje się tak ze względów pozaartystycznych, bo komercyjnych i „pedagogicznych” (dzieciom nie można pokazywać narkomana, bo go zaczną zaraz naśladować). Boska Yennefer nie będzie zatem miała okazji do zaprezentowania swych słynnych wdzięków (a było z niej niezłe ziółko). Nic natomiast nie słyszymy o tym, jak zostaną pokazane sceny szlachtowania przez wiedźmina jego przeciwników. Z prozy Sapkowskiego wiadomo, że „wiedźmin zabija okrutnie” – no ale dzieciaki wychowane na krwawych porachunkach w grach komputerowych nie takie rzeczy widziały. Należy ich strzec przed widokiem kawałka gołego biustu, ale nie przed płataniem żywych ludzi na dymiące połcie.

• Ekipa dysponuje na potrzeby filmu kwotą 20 mln zł; jak na krajową produkcję są to spore pieniądze. O sukcesie takiego filmu decyduje jednak poziom efektów technicznych, które we współczesnym kinie zostały wywindowane do niebotycznych granic. Film taki jak „Wiedźmin” nie uzyska sukcesu kasowego ni artystycznego, o ile nie pokaże tych wszystkich strzyg, mantykor, bazyliszków i innych potworów, na które poluje Geralt, w sposób realistyczny i wizualnie wiarygodny. „Wiedźmin” nie może sobie pozwolić na coś, co stało się udziałem „Klątwy Doliny Węży” Piestraka – że na widok zrobionej z bibuły gęby straszliwego węża widownia buchała gromkim śmiechem.

Ekipa nie zamierza komentować żadnych protestów, nie chce też żadnych dziennikarzy na planie. Ekipie wydaje się, poniekąd roztropnie, że powinna w spokoju robić swoje, czyli kręcić. Dezawuowanie z góry rezultatu tej pracy wydaje się ekipie nie w porządku.

Indagowany w sprawie filmu Andrzej Sapkowski powiada, że scenariusz do filmu czytał i miał do niego sporo zastrzeżeń; po dyskusji niektóre zostały uwzględnione. Skoro sprzedał prawa do filmowania „Wiedźmina”, to obowiązuje go lojalność wobec ekipy i tego się będzie trzymał.

Po opublikowaniu w połowie sierpnia w Internecie dwóch zdjęć wiedźmina Żebrowskiego fanowie skupili się na ich analizie. Zdaje się, że wydając zawczasu jęk protestu nie docenili możliwości kreacyjnych kina: lalusia z „Pana Tadeusza” przeobrażono migiem w długowłosego blond (siwego?) rycerza o odpowiednio posępnym obliczu. I bruzdy, i blizny są na tej twarzy gdzie trzeba i w odpowiedniej ilości. Nadto Żebrowski podczas zdjęć spadł z konia i rozciął czoło, co naznaczyło go dodatkowo. Komitet Obrony Jedynie Słusznego Wizerunku Wiedźmina wyhamował więc impet protestu na blisko 900 osobach z całej Polski.

– Trochę to wszystko przycichło – ocenia Michał Szczerbic, autor scenariusza.

Szkopuł jednakże w tym, że wiedźmin spod Kielc, gdzie trwają zdjęcia do filmu, zdumiewająco przypomina wizerunek z komiksów, jakie w pierwszej połowie lat 90. do scenariuszy Macieja Parowskiego rysował Bogusław Polch. On też był autorem większości okładek do książek Sapkowskiego i ilustracji, na których wiedźmin został ukazany w całej okazałości.

Począwszy od pierwszego opowiadania „Wiedźmin” były opisy postaci Geralta, ale dozowane po aptekarsku – mówi Polch. – Sapkowski odmówił sugestii w tej mierze, by w końcu wyznać, że wyobraża sobie w tej roli Kevina Costnera. Zewnętrznie Geralt jest dość słabo opisany, autor zostawił pole dla wyobraźni.

Polch nigdy nie powie, że jego Geralt jest najlepszy i niezastąpiony. Aktorsko najbliższy jego wizerunkowi byłby Willem Dafoe. Największe podobieństwo z wiedźminem-Żebrowskim Polch widzi w twarzy: koła pod oczami, bruzdy policzkowe, blizny. – Dla filmu powstał inny Geralt, ale twarz posługuje się moimi chwytami plastycznymi. Bardziej wydaje się mój niż nie mój, ale musimy zobaczyć więcej, żeby to przesądzić.

Wybór Żebrowskiego uważa za trafiony – spośród krajowych kandydatur ta była najlepsza. Co do protestów – wrzask podnosił się także podczas rysowania komiksów, mówiono, że Polchowi powinno się łeb obciąć, zanim się zabrał za robotę.

Maciej Parowski próbuje bronić prawa Michała Szczerbica do odmieniania scen, postaci i znaczeń u Sapkowskiego. Jest to opowieść o walce wiedźmina z wiedźmiństwem o odzyskanie człowieczeństwa. – Czuć tu trochę „Krzyżakami”, poszukiwanie Ciri przez Geralta jest jak poszukiwanie Danusi przez Zbyszka. Ten film i serial obsłużą też inne proste instynkty: jest tu piwo, koń, trakt, wybite w karczmie zęby i krzepka karczmarka z twardym zadem. Kochają się w tym i fantaści, i filmowcy.

Parowski po swojemu interpretuje atak na ekipę robiącą film: tak się zawsze dzieje przy postaciach ważkich gatunkowo. Gdy Olbrychski miał grać Kmicica, była narodowa tragedia. Film czyni zamach na postać mitologiczną, jaką jest wiedźmin i jaką był Kmicic. A nikt nie kocha, gdy mu rujnują dzieło jego wyobraźni.

Podobnie jak Polch uważa, że film inspirował się komiksem.

Co sprawiło, że ktoś taki jak wiedźmin stał się bohaterem młodzieży naszych czasów?

– Sprawa jest prosta – ocenia Polch – młodzi ludzie chcą się utożsamiać z kimś, kto jest groźny, ma konkretny system wartości i potrafi stanąć w jego obronie. A przecież rozpatrując rzecz na zimno Geralt to tylko hycel. Zajmuje się eliminacją różnych potworów, które zagrażają ludziom, ale przyczynia się w ten sposób do zubożenia ekologicznego swego świata.

– Wiedźmin jest jak bohater Chandlera Philip Marlowe – uważa Dominika Materska, krytyk tego typu literatury. – Na początku nie było wiadomo, że wiedźmin będzie najważniejszy, potem Sapkowski poszedł w powieść łotrzykowską, dodał mu barda Jaskra, z którym utworzyli parę. Wiedźmin zawsze uważał się za najgorszego, takiego co zamiata i sprząta. Nawet gdy pojawia się Yennefer, dalej tkwi w cieniu. Jest to chwyt tak stary jak sama literatura. Opowieści te funkcjonowały poniekąd jak serial TV, ich odbiór był wzmacniany przez pewne typowe dla Sapkowskiego gadżety i odzywki.

Parowski: – Wszystko to kwestia konwencji. Chandler powiedział, że taki facet jak Marlowe nie szlifowałby bruków wielkiego miasta. Więc i mnie się zdaje, że ktoś taki jak wiedźmin nie poniewierałby się po gościńcach.

Ja jeszcze pamiętam, jak wiedźmin się rodził – wspomina Materska. – Dla studentów, których uczę, wiedźmin był zawsze.

Marek Oramus

Wiedźmin Geralt

Wiedźmin Geralt z Rivii to bohater opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, drukowanych od 1986 r. w „Nowej Fantastyce”, potem zebranych w tomach „Ostatnie życzenie” i „Miecz przeznaczenia”. Główny bohater pięciotomowej sagi, zakończonej podobno definitywnie w 1999 r. tomem „Pani Jeziora”, gdzie wiedźmin zostaje uśmiercony. I opowiadania, i saga należą do gatunku fantasy (literatura magii i miecza), która stanowi jedną z odmian fantastyki.

Zarówno wymienione utwory jak i ich bohater osiągnęli wkrótce niebywałą popularność, a Sapkowski stał się jednym z najpopularniejszych pisarzy polskich lat 90. Jego książki sprzedawały się w nakładach osiągających po kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy.

„Nieznajomy nie był stary, ale włosy miał zupełnie białe. Pod płaszczem nosił wytarty skórzany kubrak, sznurowany pod szyją i na ramionach. Kiedy ściągnął swój płaszcz, wszyscy zauważyli, że na pasie za plecami miał miecz”. Ten pierwszy opis Geralta pochodzi z opowiadania „Wiedźmin”. Zajmował się Geralt trzebieniem potworów, jakich bezlik zamieszkiwał jego świat, nie tykając jedynie smoków. Z czasem przeszedł także do eliminacji ludzi, którzy bywają od potworów gorsi.