Czwartek, 5 lutego 2009, Nr 30 (3351)
wersja do druku bez polskich znakow

Ukraińcy chcą wymienić Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, na osobę, która pozwoli im stawiać memoriały ku chwale UPA

Berdychowska zamiast Przewoźnika?

fot. R. Sobkowicz Poprawność polityczna doprowadziła do tego, że podczas warszawskich obchodów 65. rocznicy ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich na polskich Kresach Wschodnich zabrakło prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a w jego liście do zgromadzonych nie padło słowo

Wydawany za pieniądze polskich podatników organ Związku Ukraińców w Polsce "Nasze Słowo" wziął na muszkę sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ministra Andrzeja Przewoźnika, którego za pomocą kampanii oszczerstw i pomówień usiłuje skompromitować i pozbawić urzędu. Najnowszy zarzut wobec Przewoźnika dotyczy rzekomo nielegalnie postawionych upamiętnień w czterech tarnopolskich wsiach: Ihrowicy, Płotyczy, Szlachcińcach i Berezowicy Małej, gdzie Ukraińcy wymordowali w 1944 r. polskich mieszkańców. Sekretarza Rady oskarża się ponadto o "polski nacjonalizm, tendencyjność, pogardliwy stosunek do ukraińskiego ruchu narodowego w okresie II wojny światowej, szczególnie do UPA"...

Oskarżenia o niezgodne z prawem działanie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pojawiły się w ostatnim styczniowym numerze "Naszego Słowa" w artykule Bogdana Huka pt. "Nielegalne upamiętnienia polskie na Ukrainie". Wyjątkowo tendencyjny i pokrętny tekst tego autora, znanego zresztą z antypolskich publikacji, nie byłby może wart szczególnej uwagi, gdyby nie zawierał wypowiedzi wysokiego rangą przedstawiciela administracji ukraińskiej Światosława Szeremety, sekretarza ukraińskiej Państwowej Komisji Międzyresortowej ds. upamiętniania ofiar wojny i represji politycznych przy Gabinecie Ministrów Ukrainy. Szeremeta, który w administracji ukraińskiej kieruje urzędem odpowiadającym polskiej ROPWiM, zarzuca kierowanej przez Przewoźnika instytucji postawienie Ukrainy "przed faktem dokonanym zrealizowania nielegalnych prac związanych z budową upamiętnień polskich na terytorium Ukrainy".
Szeremeta formułuje wobec strony polskiej zarzut postawienia upamiętnień w czterech tarnopolskich miejscowościach bez uzgodnień z samorządem lokalnym oraz zamieszczenia na obiektach inskrypcji niezaakceptowanych przez ukraińską Państwową Komisję Resortową. Chodzi o to, że na zbiorowych mogiłach widnieje zgodny z prawdą napis "zamordowani", a tymczasem "napisy inskrypcyjne na tych obiektach powinny być zgodne z formułą przyjętą dla Polaków, którzy zginęli na Ukrainie i Ukraińców, którzy zginęli w Polsce". Formuła ta, zdaniem Szeremety, brzmi: "poległym śmiercią tragiczną" albo "tragicznie zginęli".
Jak ustaliliśmy, na stanowisku szefa Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa organizacje ukraińskie w Polsce najchętniej widziałyby Bogumiłę Berdychowską, publicystkę specjalizującą się w najnowszej historii Ukrainy i stosunkach polsko-ukraińskich. Berdychowska jest sekretarzem Forum Polsko-Ukraińskiego, współpracuje z Fundacją Stefana Batorego. Znana jest ze swoich proukraińskich sympatii. Zasłynęła chociażby jako inicjatorka zbierania podpisów pod apelem do Rady Miasta Warszawy w sprawie niedopuszczenia do budowy pomnika pamięci ofiar ludobójstwa OUN-UPA w Warszawie.
Zarzuty Ukraińców odpiera zdecydowanie Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Twierdzi, że kierowany przez niego urząd otrzymał od swojego odpowiednika na Ukrainie wszystkie uzgodnienia niezbędne do postawienia pomników, w tym również uzgodnienia dotyczące napisów, które miały się na nich znaleźć. Przewoźnik zdecydowanie zaprzecza, że istnieje jedna formuła przyjęta przez stronę polską i ukraińską, określająca dopuszczalne napisy na grobach. - Nie istnieje żadna tego rodzaju generalna zasada, nie ma żadnego protokołu, który przyjąłby takie sformułowania - twierdzi. - Rzeczywiście, strona ukraińska chciała zawrzeć tego rodzaju porozumienie. My uważamy, że nie możemy go zawrzeć, bo po pierwsze nie ma tutaj symetrii, a po drugie - każda ze spraw wymaga specjalnej analizy i specjalnego podejścia - dodaje.
Zdaniem sekretarza Rady, nie ma sensu wprowadzać eufemizmów do określenia rzeczy, które należy nazwać konkretnie. - Tragicznie zginąć to może ktoś w wypadku samochodowym, lotniczym itp. Ale jeżeli kogoś zamordowano w wyjątkowo okrutny sposób, gdy była to zorganizowana akcja, a w większości przypadków takie rzeczy miały miejsce, to jak można pisać "zginął tragicznie"? - pyta Przewoźnik.
Rzeczywiście, w czterech podolskich wsiach, podobnie zresztą jak w setkach innych, działy się rzeczy straszne. W Berezowicy Małej nacjonaliści ukraińscy zamordowali ok. 130 osób, w Płotyczy 43, w Łozowej 120 Polaków, których pochowano w Szlachcińcach.
Szczególnie okrutny, a zarazem dobrze udokumentowany, był mord dokonany w Ihrowicy w samą Wigilię 1944 roku. Bestialsko zabito tam 90 Polaków, a jednym z ocalonych jest płk Jan Białowąs, późniejszy lotnik i wykładowca w Szkole Orląt w Dęblinie. To jego nieustępliwości i determinacji, oprócz oczywiście organizacyjnego wsparcia ROPWiM, możemy zawdzięczać pierwsze i jak dotąd jedyne upamiętnienia ofiar OUN-UPA na Podolu, gdzie według historyków zostało zamordowanych co najmniej 60 tys. Polaków.
- Miałem szczególny obowiązek upominać się o upamiętnienie zbiorowej mogiły, ponieważ dosłownie uciekłem spod upowskiego topora - opowiada kombatant. - Właśnie mieliśmy dzielić się opłatkiem, gdy usłyszeliśmy dźwięk dzwonka alarmowego z plebanii. Jak rozbijano nasze drzwi wejściowe od południa, ja z rodziną uciekałem przez okno na północ. Ukryliśmy się na strychu obory sąsiada Ukraińca. Miałem wówczas 17 lat i bardzo pragnąłem przeżyć. Rzezi w Ihrowicy dokonał Kurinia UPA pod dowództwem "Bystroho". Ksiądz Stanisław Szczepankiewicz, który zawiadamiał parafian o napadzie, został zamordowany siekierą wraz z matką, siostrą i bratem. - Napis, jakoby "zginął tragicznie", zafałszowałby historię - uważa płk Białowąs. - I tak istniejąca inskrypcja nie oddaje całej prawdy, gdyż nie wspomina, kto tego dokonał - dodaje.
Historia starań Jana Białowąsa o upamiętnienie zbiorowej mogiły w rodzinnej wsi dokładnie ilustruje stosunek władz ukraińskich do tego problemu. W 1992 r. pułkownik został przyjęty przez pierwszego sekretarza ambasady ukraińskiej Oleksandra Urbana, który zapewnił go, że Ukraina jest już państwem niepodległym i otwartym na ludzkie sprawy. Zgodnie z jego sugestią przesłał na adres ambasady oficjalną prośbę w sprawie upamiętnienia. Jedyną odpowiedzią były telefoniczne zapewnienia, że "sprawa jest w toku".
W 1993 r. za pośrednictwem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Białowąs otrzymał pismo od ukraińskiego ministra Iwana Dziuby, który co prawda zezwolił na upamiętnienie mogiły w Ihrowicy, jednak z dalszym załatwianiem sprawy skierował do Rady Narodowej w Tarnopolu. - Zacząłem słać na ten adres listy z prośbą o wyznaczenie terminu spotkania, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi - twierdzi płk Białowąs.
W 1995 r. Białowąs dowiedział się od konsula polskiego we Lwowie Marka Krajewskiego, że Rada Narodowa w Tarnopolu uzależniła wydanie zezwolenia od decyzji Rady Najwyższej w Kijowie. W 1996 r. znów zwrócił się do ambasadora Ukrainy w Warszawie z prośbą o przyspieszenie sprawy, ale nie otrzymał odpowiedzi. W 2004 r. pojechał osobiście do Ihrowicy, przekonując i prosząc jej mieszkańców, żeby się zgodzili na upamiętnienie.
Gdy w 2007 r. ukraińska Państwowa Komisja Międzyresortowa ds. upamiętnień wydała wreszcie zgodę na postawienie pomników i w maju 2008 r. w czterech podolskich wioskach odbyły się skromne uroczystości ich odsłonięcia i poświęcenia, wydawało się, że sprawa po 16 latach doczekała się szczęśliwego finału. Tymczasem już w sierpniu 2008 r. Tarnopolska Obwodowa Administracja Państwowa powołała grupę roboczą do zbadania zgodności z prawem tych upamiętnień, a w grudniu ubiegłego roku w projekcie uchwały uznała, że "wzniesienie znaków memoriałowych odbyło się z naruszeniem przepisów normatywno-prawnych".
Pułkownika Białowąsa szczególnie irytują cytowane w "Naszym Słowie" słowa sekretarza ukraińskiej komisji ds. upamiętnień na temat rzekomej otwartości władz ukraińskich na polskie upamiętnienia. "Ukraina jako kraj europejski ma bardzo odpowiedzialny i życzliwy stosunek do upamiętnień i my absolutnie chcielibyśmy, aby taki sam stosunek miała Rzeczpospolita Polska, w szczególności ROPWiM, odnośnie do działalności Państwowej Komisji Międzyresortowej na terytorium Polski" - powiedział Szeremeta "Naszemu Słowu".
Tyle deklaracje. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej.
MSZ w piśmie z 12 grudnia ub.r. przesłanym do rzecznika praw obywatelskich stwierdza, że "sytuacja związana z upamiętnieniem tysięcy pochówków Polaków zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich jest nadal niezwykle trudna. Strona polska w tej materii napotyka na zdecydowaną niechęć władz ukraińskich do rozwiązania tego problemu, zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym". Resort zapewnia Janusza Kochanowskiego, że kwestie te włączono "do pakietu tematów omawianych na szczeblu politycznym ze stroną ukraińską". - Niestety, z takich deklaracji nic nie wynika, bo wystarczy, żeby pani Ludmiła Bedychowska przyszła i tupnęła nogą, a polscy politycy znów zamilkną, żeby nie drażnić naszego "strategicznego sojusznika" - mówi z goryczą pragnący zachować anonimowość znany działacz środowisk kresowych.
Adam Kruczek