ENGLISH

Alternative content

Get Adobe Flash player

 

Sopot Festival '02


XXXIX Międzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot
23-24 sierpnia 200
2

 
ORGANIZATORZY I REALIZATORZY 39. SOPOT FESTIVAL 2002

Organizacja TELEWIZJA POLSKA S.A.

Producent MIROSŁAW ŁĘKOWSKI

Dyrektor Artystyczny MAREK SIEROCKI

Reżyseria LESZEK KUMAŃSKI

Scenografia ANNA MIODUSZEWSKA

Kierownictwo Produkcji KRYSTYNA BYSTROSZ

Rzecznik Prasowy MACIEJ ORŁOŚ

Dyrektor Biura Prasowego MAGDALENA SZCZAWIŃSKA

Produkcja AGENCJA PRODUKCJI AUDYCJI TELEWIZYJNYCH
DLA PROGRAMU 1 TELEWIZJI POLSKIEJ S
.A.

Współorganizacja Sopot Festival 2002
BAŁTYCKA AGENCJA ARTYSTYCZNA BART
Dyrektor Naczelny EUGENIUSZ TERLECKI
 

 

PROGRAM 39. SOPOT FESTIVAL 2002
PIĄTEK 23 sierpnia 2002 r. godz. 20.00


reżyseria:

LESZEK KUMAŃSKI


koncert prowadzi:

MAGDA MOŁEK i ARTUR ORZECH



„MUZYKA ŚWIATA”

 

występują:

GOLEC uORKIESTRA i goście

gość specjalny IRENA SANTOR

CHICO & THE GYPSIES

I MUVRINI



SOBOTA 24 sierpnia 2002 r. godz. 20.00


koncert prowadzi:

MAGDA MOŁEK i TOMASZ KAMEL

występują:
ZUCCHERO (WŁOCHY)

GAROU (KANADA)


WYKONAWCY 39. SOPOT FESTIVAL 2002


 

GOLEC uORKIESTRA

Bliźniacy Łukasz i Paweł Golec urodzili się 19.02.1975 w Żywcu. Na stałe mieszkają w Milówce. Już od najmłodszych lat mieli kontakt z muzyką, która była zawsze obecna w ich domu. Mama jest gawędziarką ludową, a tata grał na klarnecie w orkiestrach dętych. Muzycznego "bakcyla" zaszczepił w bliźniakach ich starszy brat, Rafał, który założył w Milówce pierwszą rock-and-roll'ową kapelę.

Od trzeciej klasy szkoły podstawowej Łukasz uczył się grać na trąbce w klasie Romana Pękali, a Paweł na perkusji w klasie Czesława Koniora - w Szkole Muzycznej I stopnia w Żywcu. Od tej chwili razem z Rafałem rokrocznie jeździli na warszawski festiwal Jazz Jamboree. Po trzech latach nauki w Żywcu zdali egzaminy do Szkoły Muzycznej II stopnia im. St. Moniuszki w Bielsku-Białej, gdzie Łukasz kontynuował grę na trąbce w klasie Antoniego Adamusa (I trębacza WOSPiR w Katowicach), a Paweł zaczął grać na puzonie w klasie Zdzisława Stolarczyka (puzonisty basowego WOSPiR w Katowicach).

W czasie nauki bracia uczestniczyli w warsztatach jazzowych w Chodzierzy oraz Puławach, gdzie Łukasz w 1990/91 roku otrzymał stypendium do Berklee College of Music w Bostonie (USA). W tym czasie jeździli często na konkursy instrumentów dętych blaszanych (Jastrzębie Zdrój, Wrocław, Bytom, itd.), gdzie zawsze zajmowali czołowe miejsca. W szkole muzycznej, gdy mięli po 15 lat, założyli z kolegami swój pierwszy zespół jazzowy o nazwie "Straight Ahead", z którym często występowali na popisach klasowych, imprezach szkolnych. Był to septet, grający muzykę acid-jazzową. W składzie zespołu byli Krzysztof Dziedzic (dr), Krzysztof Maciejowski (viol), Marek Olma (vibes), Eugeniusz Kubat (b), Marcin Żupański (fl). W szkole w Bielsku-Białej zdali egzamin dojrzałości z wynikiem bardzo dobrym. Egzamin praktyczny składał się z dwu części: z klasycznej (wykonywanie repertuaru muzyki klasycznej) oraz jazzowej.

Kolejnym etapem rozwoju muzycznego były studia na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Akademii Muzycznej w Katowicach: Łukasz w klasie Piotra Wojtasika, a Paweł w klasie Bronka Dużego. Podczas studiów grali w zespole funk-acid-jazzowym "Head Up" (Robert Luty (dr), Wiesław Sałata (b), Tomasz Szymuś (p, kbd) Bartłomiej Jakubiec (guit), Grzegorz Piotrowski (saxes), a następnie utworzyli wspólnie z kolegami ze studiów grupę "Acoustic Jazz Sextet - Alchemik".

"Golec uOrkiestra" jest kolejnym etapem w rozwoju muzycznym braci Golec. Pomysł łączenia muzyki góralskiej (Karpat) z muzyką jazzową, popową, rock-and-roll'ową zrodził się podczas spotkań i wspólnego muzykowania z przyjaciółmi. "Golec uOrkiestra - beskidzcy górale XXI wieku" - wg. słów Janusza Stokłosy - "z jednakową maestrią obsługują skrzypce, cymbały, akordeon, jak i flugelhorn, puzon czy perkusję: wesoło, kolorowo, z "jajem" i po swojemu. Argentyna ma Piazzolę, Serbia Gorana. Beskidy mają już Golców [...]"

W zespole grają: Jarosław Zawada (skrzypce prym I), Zbigniew Michałek "Baja" (skrzypce prym II), Edyta Mędrzak (altówka), Grzegorz Juroszek (altówka), Andrzej Małyjurek "Juri" (kontrabas), Maciej Rosenberg (skrzypce sekund, syrena beskidzka), Krzysztof Puszyński (akordeon), Jarosław Grzybowski "Grzyb" (perkusja). Wszyscy członkowie zespołu są góralami "z krwi i kości" i oczywiście doskonale śpiewają. Bracia są wziętymi muzykami sesyjnymi - nagrali ponad 50 płyt z czołówka polskiej muzyki rozrywkowej, jazzowej, popowej, etc.

Zespół powstał w maju 1998 roku. Pomysł założenia grupy zrodził się jednak dużo wcześniej, przy okazji wspólnego muzykowania na różnych imprezach okolicznościowych. Bardzo szybko bracia Golcowie znaleźli wspólny muzyczny 'mianownik', ponieważ muzyka góralska ma wiele elementów wspólnych z muzyką jazzową, czy blusową. Zawsze mają tu do czynienia z ukazaniem podstawowego tematu (głównej melodii), który jest następnie na różne sposoby 'obgrywany'. Kolejne wykonania utworu różnią się artykulacją, interpretacją, prowadzeniem linii melodycznej.

Możliwość połączenia muzyki góralskiej z innymi gatunkami była dla nich inspiracją do tworzenia własnej muzyki. Zestawienie instrumentarium typowego dla muzyki góralskiej z trąbką, puzonem, skrzydłówką, tubą i perkusją pozwoliło im znaleźć nowe brzmienia i ciekawe rozwiązania muzyczne. To, co robią, jest połączeniem współczesnego myślenia z tradycją.

Wszyscy są góralami, a w dodatku mieszkają niedaleko siebie. Dzięki temu mogli często spotykać się na wspólnym muzykowaniu. Sekcja góralska - to dżentelmeni grający już ze sobą od prawie sześciu lat w zespole 'Baciary'. Dla Golec uOrkiestry, którą zasilili muzycy Baciarów, stało się niezmiernie ważne tworzenie nowych, świeżych utworów (nowe teksty, aranż, muzyka) - ze smakiem i w stylu współczesnych górali, górali XXI wieku.

W pierwszym składzie Golec uOrkiestry grali:
Jarek Zawada (skrzypce, śpiew)
Edyta Mędrzak (altówka, śpiew)
Grzegorz Juroszek (altówka)
Maciek Rosenberg (skrzypce sekund)
Andrzej 'Juri' Małyjurek (kontrabas)
Krzysztof Puszyński (akordeon, śpiew)
Łukasz Golec (trąbka, flugelhorn, śpiew)
Paweł Golec (puzon, tuba, śpiew)

Pierwsze koncerty zespołu miały miejsce na przeróżnych imprezach: od świąt kościelnych, państwowych po granie w klubach, galeriach, etc. (np. 'Bal Góralski' w Koniakowie, 'Dni Milówki' w Milówce, koncerty w: Węgierskiej Górce, Bielsku-Białej, Wiśle, Brennej). Zespół grał również za granicą: w Solnok (Węgry) - na International Ethno-Jazz Festival oraz w Czechach (Jablonkov).

Podczas koncertów publiczność zawsze przyjmowała Golec uOrkiestrę żywiołowo i entuzjastycznie, co dla zespołu było bodźcem do dalszej, twórczej pracy. Fani bez przerwy dopytywali się o nową płytę. W pierwszej wersji 'demo' znalazły się utwory: "Na holi", Chałpa sie poliła", "UFO". Te trzy utwory miały już w sobie ducha świeżej, pełnej energii, kreatywnej muzyki Golec uOrkiestry. "Panowie, nagrywamy płytę! Bez konserwantów! Na bazie składników naturalnych! Wartość energetyczna dodatnia." - to słowa, które wówczas stały się motorem całego przedsięwzięcia.

W lutym 1999 roku do zespołu dołączyły dwie osoby: Jarek Grzybowski (perkusja) oraz Zbigniew 'Baja' Michałek (II prym). W tym momencie Golec uOrkiestra liczy dziesięć osób, które koncertują razem do dziś.

W marcu 1999 w studiu w Bielsku-Białej Golec uOrkiestra rozpoczęła pracę nad materiałem, który następnie znalazł się na płycie "1" (13 utworów), wydanej we wrześniu. Bardzo, ale to bardzo, miło wspominamy okres pięciu miesięcy nagrań płyty! Wiele pomysłów z muzykami o tak wielkich temperamentach muzycznych na poczekaniu, w studiu, wychodziło "z czapki", bez uprzedniego zapisu w nutach. Od początku było wiadomo, co chcemy nagrywać i jak to ma brzmieć (wszystko, co znajduje się na tej płycie jest "celowe i zamierzone"). Płyta została wydana własnym sumptem za pieniądze zarobione m.in. na koncertach.

Do nagrania płyty zaprosili swoich przyjaciół - muzyków: Marka Podkowę (saksofon - trzeci utwór na płycie), Ulę Niedobę (śpiew - czwarty i ósmy utwór), Jana Kaczmarzyka (gajdy beskidzkie - ósmy utwór), Czesława Węglarza (dudy żywieckie - trzeci utwór), Gienka Kubata (gitara basowa - pierwszy i trzeci utwór), Marka 'Maję' Łabunowicza (cymbały - piąty utwór), Grzegorza Kapołkę (gitara akustyczna - pierwszy utwór), Darka Sprawkę (puzon basowy - utwór dziesiąty i trzynasty). Każdy z zaproszonych muzyków wniósł element świeżości, charakterystyczną osobowość, jak i mnóstwo 'pięknych dźwięków'.


Nieoceniony wpływ na charakter zespołu mieli w tamtym okresie - jak również obecnie - Rafał Golec oraz jego żona, Olga. To oni byli pomysłodawcami okładki i szaty graficznej płyty. Oni są też autorami - obok Pawła i Łukasza - większości tekstów utworów.

W czasie, gdy powstawał materiał na płytę, Golec uOrkiestra dawała wiele koncertów (między innymi: na Podbeskidziu, Górnym i Dolnym Śląsku - Ząbkowicach Śląskich "Folk-Fiesta Festiwal", Cieszynie "Bracki Jazz Festiwal").

Koncert promocyjny nowego krążka odbył się w Bielsku-Białej, w Teatrze Polskim 15 września 1999 roku. Na dwa tygodnie przed koncertem bilety zostały wyprzedane. Zarejestrowany przez TV Polonia obszerny reportaż z tej imprezy promocyjnej był kilkakrotnie emitowany na życzenie telewidzów.

W listopadzie 1999r. Skontaktował się z zespłem Michał Urbaniak z propozycją nagrania utworu na sylwestra 2000. Na początku grudnia w studio w Łodzi nagrali wspólnie "New York Baca Millenium Song" utwór ten wykonali w Warszawie na Placu Zamkowym podczas koncertu Sylwestrowego, który emitowany był na cały świat poprzez łącza BBC. Golec uOrkiestrze i Michałowi Urbaniakowi towarzyszyli : Urszula Dudziak, Mika Urbaniak, Marcin Pospieszalski i Michał Sęk .

Owocem dalszej współpracy Michała Urbaniaka i golec uOrkiestry był projekt muzyczny, którego premiera odbyła się w lutym 2000r na Festiwalu "Beskidzka Zadymka Jazzowa" w Bielsku -Białej. Artyści wystąpili razem w Poznaniu na Jazz Fair (maj 2000)

* W maju 2000r rozpoczęły się prace przy nagraniu kolejne płyty: Golec uOrkiestra 2
* Ważny moment to występ na Festiwalu w Sopocie (2000r)
* 18 maja 2000r w Wadowicach zespół zagrał dwie piosenki ("Kuku" i "Ej Janicku...")
z okazji 80 urodzin Jana Pawła II
* We wrześniu 2000r ukazała się druga płyta "Golec uOrkiestra" która w pierwszym dniu sprzedaży osiągnęła status złotej płyty.
* 22 listopada ukazała się płyta "Święta z Golec uOrkiestra"
* Golec uOrkiestra tworzy muzykę do filmu "Pieniądze to nie wszystko”
* W maju 2000 Wojtek Golec dołączył do zespołu

Fryderyki 2000
18 marca 2001 w Sali Kongresowej w Warszawie rozdano FRYDERYKI 2000. Nagrodzono 28 laureatów w różnych kategoriach. Zespół Golec uOrkiestra nagrodzony został za "Album Roku - Muzyka Tradycji i Źródeł".
Wiktor 2000
Golec uOrkiestrze przyznano nagrodę telewizyjną Wiktor 2000 w kategorii "Odkrycie roku" .
Superjedynka 2001
9 czerwca zespół Golec uOrkiestra otrzymał na Festiwalu w Opolu "Superjedynke" w kategorii "Zespół Roku".
Genius Loci - Poloniae
16 lutego 2002 zespół Golec uOrkiestra uhonorowany został nagrodą za "Świadome Kształtowanie Krajobrazu i Ochronę Krajobrazu Historycznego".
Wiktory 2001
18 marca 2002 odbyło się wręczenie Wiktorów. Zespół Golec uOrkiestra otrzymał statuetkę w kategorii "najpopularniejszy artysta". Podczas rozdania nagród zespół zaprezentował utwory "Pędzą konie" i "Zwycięstwo" pochodzące z nowej płyty.

W Sopocie Golec uOrkiestra zagra największe przeboje z trzech płyt, m.in.: „Lornetkę”, „Pędzą konie” i „Ściernisko”.
 

CHICO & THE GYPSIES

Chico – Djeloul Bouchikhi, jest założycielem niezwykle popularnego zespołu Gipsy Kings, a także grupy Chico and the Gypsies. Dziś jest specjalnym ambasadorem UNESCO na rzecz pokoju arabsko – izraelskiego. W rzeczywistości Chico nie jest Cyganem; urodził się we Francji, zaś jego rodzice z pochodzenia byli Afrykanami z północy kontynentu.

Kiedy był jeszcze młody, jego rodzina przeprowadziła się niedaleko Griffeuille. Zamieszkali na osiedlu, gdzie Djeloul pierwszy raz nawiązał kontakt z najsłynniejszym w Arles Cyganem – Jose Reyes. Jak większość Cyganów mieszkał on w wozie. Dzięki swojemu niezwykłemu głosowi stał się z czasem jednym z najsłynniejszych Cyganów we Francji i na całym świecie. Chico, którego niezbyt interesowała szkoła i nad którą przekładał zabawy i towarzystwo Cyganów wkrótce został zaakceptowany i „przyjęty” do rodziny Jose. Spędzał z nimi swój cały wolny czas wrastając w obyczajowość, tradycję, kulturę cygańską, lecz przede wszystkim w ich muzykę. Gitara towarzyszyła Cyganom podczas wszystkich zajęć dnia, gra na niej była więc dla członków obozu czymś tak naturalnym, że kiedy Chico w wieku 17 lat wziął ją pierwszy raz do ręki po prostu zaczął grać. Muzykowanie stało się jego drugą naturą. Niedługo trwało, kiedy zorientował się, że dar jaki posiada on i Reyes jest czymś szczególnym, czymś z czego mogliby żyć. Jednocześnie chciał udowodnić swoim rodzicom, że szkoła, której właściwie nie ukończył nie była jedyną drogą do sukcesu i wartościowego życia. Jose na łożu śmierci uczynił go spadkobiercą swojej tradycji i nową głową rodziny. Chico miał go zastąpić nie tylko w rodzinie, ale też na scenie.

Powołał do życia zespół Los Reyes, w hołdzie Jose, i co roku sześciu muzyków podróżowało na plaże Saint Tropez, gdzie największe gwiazdy i sławy spędzały swój wolny czas. Szybko podbili serca wszystkich lubiących dobrą muzykę. Zaprzyjaźnili się z Brigitte Bardot i wieloma innymi sławnymi osobistościami. Same przyjaźnie nie zapewniały im jednak sukcesu i muzycy co roku wracali do Arles bez obietnic na przyszłość. Wkrótce posypały się zaproszenia na prywatne przyjęcia do królów, księżniczek i gwiazd światowego formatu. Chico był jednak jedynym, który wierzył, że w końcu zespół osiągnie sukces na światowych scenach muzycznych. Wiarę w sens tego co robili podtrzymywały w nim reakcje słuchaczy, który niezależnie od zajmowanych pozycji i statusu nieodmiennie reagowali na ich muzykę żywiołowo: tańcząc a nawet płacząc. Najciekawsze było spotkanie Chico z Charlie Chaplinem. Zdarzyło się, że zespół zagrał w lokalu, w którym akurat był sławny aktor. Zaśpiewali specjalnie dla niego i gdy Chico przypatrzył się uważniej dostrzegł łzę spływającą po policzku komika. Udało mu się sprowokować do płaczu człowieka, który rozśmieszał cały świat – niezwykłe potwierdzenie słuszności obranej drogi.

Chico był jednocześnie muzykiem, kompozytorem i menedżerem zespołu wskazując kierunek w którym powinni podążać. Jego troska o wszystkich spowodowała, że wkrótce został nazwany Małym Wielkim Człowiekiem.

W 1983 grupa została przemianowana na The Gipsy Kings. Nowa nazwa miała pomóc w podbijaniu światowych rynków muzycznych. Producenci jednak nie podzielali optymizmu Chico. Po trzech latach zastoju część członków wróciła do swojego poprzedniego życia. Sam Chico zamieszkał zaś na powrót w wozie pod mostem w Arles, później nazwanego jego imieniem. Nie przestawał jednak marzyć i wymyślać nowych projektów.

Jego życie zmieniło bieg ponownie w 1988 roku, kiedy to przebywający w okolicy francuski Minister Kultury Jack Lang, przybył aby przywitać się i porozmawiać z Chico. Spotkanie zaowocowało długoletnią przyjaźnią, a także projektem zorganizowania festiwalu mającego promować muzykę cygańską (Gypsy and Romany Mosaic Festival). Po tygodniu od spotkania Chico był już głównym organizatorem festiwalu. Festiwal okazał się wielkim sukcesem i zdobył uznanie wśród Cyganów, którzy docenili wysiłki Chico.

Po dziesięciu latach zmagań z przeciwnościami The Gipsy Kings ostatecznie zatriumfowali. Opuścili prywatne domy gwiazd i ruszyli w trasę przez Stany Zjednoczone – pierwszą taką „francuskiego” zespołu. Później przyszła kolej na Meksyk, Japonię, Wielką Brytanię, Australię i wiele innych krajów. W 1989 sprzedali trzy miliony albumów, otrzymali 15 złotych płyt. Nadeszły jednak kłopoty. Chico poróżnił się w kwestiach finansowych z menedżerem grupy Claude Martinezem, który zdołał przekonać pozostałych członków zespołu, że nie potrzebują już Chico. Muzyk opuścił więc The Gipsy Kings. Jako urodzony optymista nie załamał się jednak. Rok 1991 był dla niego rokiem próby: stracił zespół, umarł jego ojciec Mohammed Bouchikhi, jednak jak wiele razy wcześniej udało mu się podźwignąć. Stworzył grupę Chico and the Gypsies, w skład której weszli młodzi muzycy cygańscy z Arles i Montpellier. Jako producent, dyrektor artystyczny i muzyk odtwarza międzynarodowe hity z wczesnych lat. Nie spoczywa jednak tylko na laurach cały czas komponując nowe utwory przyprawione cygańskim smaczkiem inspirowane różnorodną muzyką romską z całego świata. Podczas gdy w przypadku hitów the Gipsy Kings ulegał bardziej środkowowschodnim klimatom, teraz w muzyce zaczęły dominować elementy orientalne. Singiel z albumu Vagabundo został sprzedany w rekordowej ilości 200 000 egzemplarzy.

Jego związek z UNESCO był, jak wiele innych ważnych wydarzeń w życiu Chico, kwestią przypadku. We wrześniu 1994, w samym środku nagrań do Vagabundo, dostał telefon z UNESCO z prośbą wystąpienia na gali w Oslo wyprawianej z okazji pierwszej rocznicy podpisania traktatu pokojowego arabsko-izraelskiego. Wydarzenie to miało charakter polityczno-kulturalny i wzięły w nim udział największe osobistości światowe. Po występie na scenę wyszli Shimon Peres oraz Yasser Arafat aby pogratulować artystom występu. Całe to wydarzenie ożywiło w Chico wspomnienia z młodości, kiedy to jego brat Ahmed zginął przez przypadek w Norwegii z rąk Mossadu. Jednocześnie pomógł mu znaleźć wewnętrzny spokój i pogodzić się z wydarzeniami sprzed lat. W 1995 roku Chico został pokojowym ambasadorem UNESCO głoszącym hasła przebaczenia i pokoju. Między innymi zorganizował 50-tą rocznicę UNESCO. Jego celem jest stworzenie „muzycznego łańcucha pokoju łączącego najróżniejsze miasta z całego świata” – pierwszym ogniwem stało się Arles.

W programie występu Cicho w Sopocie znajdą się najsłynniejsze przeboje Gipsy King takie jak: „Bamboleo”, Djobi Djoba” i „Baila Me” oraz solowe hity Chico: „Nomade” i „A Mi Manera”
 

I MUVRINI

Ozdobiony pracami katalońskiego malarza Antoniego Tapiesa, najnowszy album ‘Umani’, zespołu I Muvrini to zaproszenie do kolejnej podróży. Utwór otwierający album ‘Aspettami’ jest jakby przypomnieniem, że oto wyruszamy ze stacji "Korsyka", której towarzyszą śródziemnomorskie zapachy i dźwięki. Wyruszamy w kierunku całego mnóstwa horyzontów, gdzie pierwszym etapem podróży są utwory takie jak ‘Jalalabad’ (Pada na Jalalabad/ Wolność jest kobietą), a pierwszym spotkaniem na muzycznym szlaku jest spotkanie z MC Solaarem, który wraz z Zariną i Manilą Fazel, dwoma Afgańskimi piosenkarkami, prowadzi nas dalej.

Języki świata, kultury i kolory zawsze odgrywały ogromną rolę w zmaganiach I Muvrini z muzyką. Ojczysty język jakiejkolwiek nacji jest według I Muvrini dziełem sztuki, a śpiewanie w danym języku jest niczym innym, jak śpiewaniem wszystkimi językami świata, głosami wszystkich lądów. W subtelnej mieszance francuskiego, korsykańskiego, bretońskiego, katalońskiego i baskijskiego I Muvrini śpiewa ‘Erein Eta Joan – Je seme et je m’en vais’ podkreślając swój związek z ziemią i podróżą (Znam najpiękniejszą piosenkę / spaja wszechświat z naszymi domami).

I Muvrini to jak głos łączący wszystkie lądy świata, wioski i przedmieścia, to wszystko co oznacza wspólne korzenie i wspólne zbiory plonów, a na ‘E U Tempu Va’ I Muvrini nieomal czyta z "Wielkiej Księgi Chłopów". Wszyscy podróżnicy, czy to z Algierii w 1962 (‘Baia’) czy z Korsyki, przemawiają tym samym językiem i wypowiadając te same słowa - opowieści o podróży i miłości.

Dzisiaj zespół I Muvrini to muzycy dojrzali, którzy stworzyli swoja markę dzięki muzyce wydobywającej się z małego zakątka kuli ziemskiej i kierowanej do całego świata. Dźwięk głosów i słów I Muvrini to pamięć i tradycja. Korsykańskie polifonie obecne w ich muzyce są jak język w którym się porozumiewają, mówiąc o walce i dumie, to składnik symfonii kulturowej, łącznik między wszystkim co jest akustyczne, jak dudy, katarynka czy akordeon - czy współczesna elektronika może to zaoferować?

I Muvrini śpiewa o świecie (‘Fifa Lu Mondu’), o nadziei (‘I Belli Ghorni’) i o ludzkości (‘Umani’): Jeśli człowiek upadnie, inni muszą mieć siłę, żeby go podnieść.

Od dwudziestu lat zespół I Muvrini tworzy z wiarą, która przenosi góry. Do dziś jednak muzycy pamiętają trudności jakie ich spotykały tylko dlatego, że po prostu chcieli tworzyć. W tym tworzeniu nieustannie towarzyszyły im cenzura i zakazy koncertowania - niektóre z ich występów na Korsyce zostały zabronione przez władze lokalne aż do 1984 roku, z powodu "prowokowania publicznych zakłóceń". Naśladując nieustannie swojego ojca, wokalistę i poetę, wciąż będąc otwartym na kulturę śpiewania na Korsyce, Jean-Francis i jego brat Alain, ich znajomi i towarzysze podróży, uparcie podążali za swoim przesłaniem. Dzisiaj muzycy I Muvrini są wolni. Od kiedy przekroczyli morze śródziemne na początku lat 90 i osiągnęli sukces we Francji, stali się silniejsi, a przede wszystkim ich muzyka została bezwarunkowo zaakceptowana.

20 lat to tylko początek opowieści o muzyce malowanej emocjami I Muvrini. Najnowsza płyta I Muvrini zatytułowana ‘Umani’ to bez wątpienia przepełniony wrażliwością muzyczną album.
 

IRENA SANTOR

Jej śpiewanie zaczęło się w szkolnych chórach, w podstawówce, potem w Technikum Szklarskim. Ale o artystycznej karierze zdecydował przypadek. Rekomendowana Tadeuszowi Sygietyńskiemu przez poznańskiego dyrygenta Zdzisława Górzyńskiego została w 1951 roku przyjęta do Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze. Spędziła w nim osiem lat. Objechała z nim cały niemal świat, z nieznanej nikomu chórzystki stała się znaną solistką, której popularności przydała piosenka „Ej, przeleciał ptaszek”.
W 1959 roku odeszła z Mazowsza, właściwie bez powodu. I wtedy znowu przypadek zdecydował o jej dalszych losach. W grudniu tegoż 1959 roku popularny program estradowy "Zgaduj - Zgadula" obchodził jubileusz 50. wydania. W nim właśnie wystąpiła Irena Santor po raz pierwszy publicznie jako solistka. Debiut w nowej roli nie należał wprawdzie do nazbyt udanych, lecz jego radosnym finałem okazała się propozycja nagrań dla Polskiego Radia. Nagrała wówczas piosenkę Straciłam twe serce (muz. W. Szpilman, sł. L. Starski) z filmu Wrzos.
Od tamtej pory jej nazwisko nie schodziło z plakatów, okładek płytowych, szpalt i okładek gazet codziennych i periodyków. Obwołana Pierwszą Damą Polskiej Piosenki zaśpiewała i nagrała ponad tysiąc piosenek. Współpracowała z kabaretami Wagabunda, U Kierdziołka i Karuzela Warszawska. Koncertowała w wielu krajach Europy, obu Ameryk, Azji i Australii. Dokonała licznych nagrań archiwalnych dla PR, płytowych oraz do filmów Przygoda na Mariensztacie, Klub kawalerów, Gangsterzy i filantropi, Przygoda z piosenką.

Zrealizowała recitale TV, m.in. „Powrócisz tu”, „Ja jestem twoja, czyli śpiewa I. Santor”, „Malowanki polskie”, „Bez próby - I. Santor”, „Dzisiaj śpiewa się inaczej”, „Pieśni S. Moniuszki”, cz. 1 – „Błyszczą krople rosy”, cz. 2 – „Płyń dźwięczny głosie”, „Chęć na życie i Benefis I. Santor”. Jest m.in. laureatką I nagrody na MFP Sopot '61 za interpretację piosenek „Embarras” i „Walczyk na cztery ręce”, III nagrody na festiwalu w Tokio (Japonia) w 1971 roku za interpretację piosenki „Może już jutro”, nagrody miasta stołecznego Warszawy w 1970 i 1999 roku, I nagrody na KFPP'64 za „Powrócisz tu”, nagrody publiczności na KFPP Opole '74 za „Nalej mi wina” (muz. W. Korcz, sł. A. Osiecka), nagrody publiczności na KFPP Opole '75 za „Idzie miłość”, nagrody Przewodniczącego Komitetu ds. RiTV w 1979 roku, Grand Prix na KFPP Opole '79, Grand Prix na KFPP Opole '91 za wybitne osiągnięcia w sztuce interpretacji piosenki, Nagrody Artystycznej Polskiej Estrady Prometeusz '94, oraz licznych nagród honorowych i prestiżowych, m.in. Najpopularniejszej Piosenkarki Roku wśród Polonii amerykańskiej (dwukrotnie), Złotego Mikrofonu miasta Chicago, Złotych Kluczy miasta Buffalo, Złotej Honorowej Odznaki Legionu Kanadyjskiego. Od 1994 roku jest przewodniczącą Stowarzyszenia Polskich Artystów Wykonawców Muzyki Rozrywkowej.
W 1995 roku ukazały się pamiętniki I. Santor: Miło wspomnieć w opracowaniu Violetty Lewandowskiej, wydane przez Grupę Image.

Podczas 39. Sopot Festiwalu Irena Santor z towarzyszeniem orkiestry Kukla Band zaśpiewa największe przeboje, a także utwory z najnowszego albumu.
 

ZUCCHERO

Przed rokiem ukazał się najnowszy album Zucchero zatytułowany „Shake”. To z niego pochodzi fantastyczny przebój „Baila”. Zucchero nagrywał ten krążek w: USA, Wielkiej Brytanii i Włoszech. Pracę nad podkładami zaczął w San Francisco, wraz z Corrado Rusticim (producent), Devonem Ritvieldem (inżynier dźwięku) oraz Johnem O`Brianem (DJ, programowanie). Cztery tygodnie lutego spędzili w sercu Doliny Napa, rejestrując utwory, ale też włączając się w tamtejsze życie towarzyskie: w najlepszych winiarniach...

Potem artysta przeniósł się ze swoją ekipą do Sausalito w przepięknym okręgu Marin. W Plant Studios dołączyli do niego muzycy: klawiszowiec David Sancious (z jego usług korzystali Bruce Springsteen, Eric Clapton, Phil Collins), perkusista Zack Alford (David Bowie) oraz mistrz gitary slide Roy Rogers (Bonnie Raitt, John Lee Hooker). John Lee Hooker zaśpiewał gościnnie w utworze I Lay Down - sesja z Zucchero była ostatnią w jego karierze.

W marcu 2001 roku wrócili do Włoch, gdzie po krótkiej przerwie rozpoczęli rejestrację partii wokalnych w studiu Umbi. Do zaśpiewania chórków artysta zaprosił divę disco, Chance.

W maju Zucchero udał się do Anglii, do studia Real World Petera Gabriela. Materiał nabrał tam ostatecznych szlifów i został zmiksowany. Za konsoletą stanął Richard Rainey, najbardziej znany ze swojej pracy z U2. Mastering dokończono w londyńskich Metropolis Studios.

Baila (Sexy Thing) wyróżnia się nawiedzonym wideoklipem. Reżyserował Kevin Godley (ma na koncie m.in. Sweetest Thing i Stuck In A Moment U2 oraz After The Rain Has Fallen Stinga). Zdjęcia kręcono w Black Island Studios w Zachodnim Londynie. Obrazek pokazuje magiczną ceremonię "voodoo" - Zucchero przekazuje ducha swojej piosenki od jednej osoby do drugiej... Najpierw kogoś zniewala, potem go uwalnia, dostarczając ekstatycznych wrażeń.

Artysta ma za sobą sesję fotograficzną z Terrym O`Neilem, fotografem, który współpracował z większością legend biznesu muzycznego i Hollywood, nie mówiąc o najpotężniejszych politykach świata.

Płyta "Shake", która ukazała się w Polsce 1 października 2001 roku, to wyjątkowa kolekcja wspaniałych piosenek, zmysłowych rytmów, nowych brzmień... Nad wszystkim króluje magiczny, wyjątkowy, pełen pasji głos Zucchero. Jedno z najlepszych dzieł w jego karierze.

Zucchero swą muzyczną karierę zaczynał pod koniec lat siedemdziesiątych. Sławę przyniósł mu utwór „Senza una Donna” zaśpiewany w duecie z Paulem Youngiem. Artysta nagrywał również m.in.: Z Erickiem Claptonem, Randy Crawford i Andrea Bocellim.

W roku ubiegłym Zucchero był gościem programu „Tour de Maryla” wyróżnionego na festiwalu Róże Montreux.
 

GAROU

"Zawsze starałem się uszczęśliwiać ludzi – otworzyć się maksymalnie i dać im z siebie wszystko. Za każdym razem."

Te słowa chyba najlepiej opisują Garou, artystę i wykonawcę, który podczas każdego występu dzieli się z publicznością swoją duszą. Posiada niespotykaną wrażliwość. Szczodrość w obdarowywaniu uczuciami innych jest esencją jego sposobu bycia. Wśród tych, którzy mieli okazję słychać jego wstępu, nie znajdziecie rozczarowanych. Wszystkim udzielają się jego emocje: "Publiczność na moich koncertach czuje, że przychodzi dla mnie, ale tak naprawdę to ja jestem tam dla nich!". Garou jest prawdziwy w tym co robi i działa z nieukrywaną pasją. Śpiewając na scenie przed swoją publiką czuje się jak w domu. Teraz po wydaniu swojej debiutanckiej płyty zatytułowanej "Seul" stawia sobie za cel jeszcze jedno: żeby utwory, które powstawały w hermetycznej – bądź co bądź – atmosferze studia, zaczęły żyć swoim własnym życiem na koncertach.

Urodził się 26 czerwca 1972 roku w Sherbrooke, Quebeck. Wychowywał się razem ze starszą o 8 lat siostrą w otoczeniu muzyki, która ukształtowała jego gust muzyczny i rozwinęła w nim niezwykłe poczucie rytmu. Zamiłowanie do muzyki zdradzał już od wczesnych lat, w wieku trzech lat otrzymał od rodziców pierwszą gitarę. Ojciec nauczył go kilku akordów i od tego wszystko się zaczęło. Niedługo później kilkuletni Garou grał już na fortepianie i organach. I choć wydaje się, że muzyka była pierwszym i najważniejszym celem jego życia, marzeniem Garou było na początku... zostanie archeologiem. Fascynował się wykopami. Teraz uważa, że archeologia jest z dużym stopniu związana z muzyką: obie łączy dziecięca ciekawość w odkrywaniu czegoś nowego. „Będąc artystą, cały czas masz kontakt ze swoimi fascynacjami z dzieciństwa. Fascynacjami życiem, wszystkim co z tym związane. Między innymi dlatego tak kocham robić to, co robię”. Już jako 14 letni student Sherbrooke Seminary zaczął się buntować przecie narzuconej nad nim władzy i konformizmowi. Rodzice i nauczyciele nie wierzyli własnym oczom. Garou grał wówczas w szkole muzycznej na trąbce, ale nie pozwolił nauczycielowi mówić sobie jak ma grać. Podczas tamtej pamiętnej lekcji nauczyciel po prostu wyrzucił go z klasy. Nie minęło wiele czasu, kiedy stworzył wraz z kolegami zespół The Windows and Doors , grający covery Beatlesów. Był tam wokalistą i grał tam na gitarze. Teraz opowiada, że spotkali się wtedy z lepszą reakcją, niż na to zasługiwali. Podczas pierwszego występu w szkolnej sali gimnastycznej, Garou wzorował się na swoim idolu Paulu McCartney’u. „Na każdym naszym koncercie było około 300 dzieciaków, które przychodziły specjalnie żeby nas usłyszeć. Sami organizowaliśmy nasze występy – od drukowania biletów, po malowanie plakatów – robiliśmy wszystko! Wtedy złapałem bakcyla na pracę w przemyśle rozrywkowym!”
Już po ukończeniu szkoły, dzięki swojej miłości do grania na trąbce trafił w wojsku do Orkiestry Wojskowej w kanadyjskiej Armii. Cały czas był jednak bardziej muzykiem, niż żołnierzem. Wystarczy powiedzieć, że przełożeni mieli ciągły problem z poskromieniem nieustannego buntownika...
W 1993 roku, po zakończeniu służby wojskowej, Garou imał się wielu różnych, dziwnych zajęć. Przeprowadzki mebli, zbiory winogron, przedstawiciel handlowy i inne zajęcia powodowały, że czas na granie znajdował tylko nocą. I tak przyzwyczaił mieszkańców Quebec, że po zamknięciu ostatnich barów, w których występował, wychodził na ulice i śpiewał, akompaniując sobie na gitarze. Często nocni przechodnie przystawali i wsłuchiwali się w jego piosenki, klaskali i tańczyli do nich tak, że nocne zgromadzenia musiały być nieraz przerywane nawet przez policję.

W końcu obowiązywała cisza nocna... Nieraz można było tez usłyszeć Garou grającego na stacjach metra. Grał tam - zależnie od nastroju - albo buntowniczych Sex Pistols, albo romantyczne kawałki Charlesa Aznavoura. Czuł, że swoją grą uszczęśliwia innych. O to chodziło.
W marcu tamtego roku przyjaciel zabrał go na występ lokalnej gwiazdy - piosenkarza Louisa Alaryego. Podczas występu Garou dopchał się na chwilę do mikrofonu, zaśpiewał jeden utwór, po czym dowiedział się, że właśnie zaangażowano go na pełen etat do występowania przed publicznością w tym właśnie barze. „Następnego dnia pobiegłem do sklepu i kupiłem sprzęt do grania. W ciągu trzech dnia musiałem się nauczyć go obsługiwać i napisać parę piosenek, żeby w ogóle mieć co grać!” Jego sława artysty estradowego szybko rozniosła się po całym mieście. Występował w coraz większej ilości barów, trafiając ostatecznie na imprezę dla Młodych Talentów w Shelbrooke’s Liquor Store. Jego występ okazał się fenomenalny - wystarczy dodać, że dostał kolejny angaż: został gospodarzem cotygodniowej serii tych imprez.
W roku 1995 założył zespół The Untouchables, wykonujący muzykę R&B... oczywiście z towarzyszeniem trąbki! Grupa już na samym początku zwróciła sobą uwagę publiczności. Po występach otrzymywał bardzo wiele propozycji kontraktów, ale cała czas wahał się nad podpisaniem któregoś z nich. „Prawdziwa muzyka pochodzi z serca, z życiowych doświadczeń - i jej tworzenie nie może być niczym wymuszone”. W lecie ’97 na jednym z występów The Untouchables pojawił się Luc Plamondon. Wtedy to Garou zaproponowano rolę Quasimodo w musicalu Notre-Dame de Paris. Bynajmniej nie z powodu wyglądu artysty, ale smutku, jaki zawierały jego kompozycje. Rola Quasimodo przyniosła ze sobą sławę i możliwość wystąpienia przed publicznością takich miast, jak Paryż, Montreal, Lyon i Londyn. „Każdej nocy najpierw wcielałem się w rolę odrzuconego, samotnego dzwonnika, a zaraz po wyjściu z teatru stykałem się z prawdziwym uwielbieniem fanów! To było wybitnie dezorientujące...”
Musical osiągnął największe sukcesy we Francji. W tamtym czasie posypały się liczne propozycje ról filmowych i kontraktów, ale Garou cały czas czekał na zaproponowanie mu warunków, które idealnie by mu odpowiadały. W 1998 roku pojawił się na płycie Ensemble contre le side śpiewając w duecie z Helene Segarą kompozycję Plamondona i Cocciantego (CelienDion) : L’amour existe encore, a także na Enfoires (zawierającej nagrania z występów dla Telewizji Francuskiej).
"Nigdy nie zabiegałem o popularność. Nigdy mnie to po prostu nie kręciło" wyznaje Garou. Ale łut szczęścia wcale się dla niego jeszcze nie skończył. W tym samym roku poznał bowiem człowieka, od którego wiele zależało. Był nim Rene Angelil, mąż i manager Celine Dion. "Nasze pierwsze spotkanie trwało niewiele ponad 20 sekund. Podszedł do mnie, uścisnął mi rękę i wtedy coś ‘zaiskrzyło’. Kiedy spotkaliśmy się następnym razem, powiedział, że to nie mój głos zaimponował mu najbardziej – był to mój uścisk ręki". Garou wtedy nie wiedział jeszcze ile może zmienić w życiu człowieka właśnie jeden taki uścisk ręki.

W grudniu '99 Garou został zaproszony razem z Bryanem Adamsem i kilkoma muzykami z Notre Dame de Paris do wzięcia udziału w gigantycznym koncercie na cześć nowego milenium. Cały show był tez pożegnaniem Celine Dion ze sceną przed jaj od dawna planowaną i bardzo zasłużoną przerwą w występach. Któregoś dnia Rene i Celine zaprosili Garou obiad: "Opowiadali mi, jak cieszą się z tego, że mogą pracować z tak wspaniałym zespołem. Celine zastanawiała się, co stanie się z nim wtedy kiedy zrobi sobie kilkuletni urlop i nagle... poprosiła mnie, żebym spróbował występować z jej zespołem! Natychmiast jedzenie stanęło mi w gardle i zacząłem się krztusić. Największa wokalistka świata POPROSIŁA MNIE O ZASTĘPSTWO! W najśmielszych marzeniach nie spodziewałem się takiej oferty."

W 2001 Garou nagrywał płytę „Seul”. Pracowały nad nią takie sławy, jak Bryan Adams, Luc Plamondon, Richard Cocciante i Aldo Nowa.

Choć wszystko mogłoby na to wskazywać, praca z Wielkimi Tego Świata ani na chwilę nie przyćmiła artyście wizji nowej płyty. Jego celem było zebranie na jednym krążku efektów pracy różnych kompozytorów, producentów i wszystkich otaczających go pomysłów tak, aby stworzyć dzieło unikalne, wyróżniające się swoim eklektyzmem i wizyjnością. "Planowałem że powstanie wielokolorowy album. W którymś momencie zacząłem się tylko zastanawiać, jak powiążę utwory takich indywidualności jak David Foster, Bryan Adams i Dieder Barbelivien. Ostatecznie okazało się, że to, czego dokonali było bardzo bliskie mojej wizji. Może dlatego, że sami są w jakimś stopniu podobni do mnie..." Nie oznacza to wcale, że Garou nie pisze i nie komponuje. W tym przypadku zdecydował się tylko koncentrować na rozwijaniu pomysłów kolegów. "Fascynuje mnie odkrywanie ich wyobraźni. Podoba mi się, że piszą dla mnie. Wykonując ich piosenki, robię coś nowego, wkraczam w świat zupełnie innej osoby".

Na „Seul” znajduje się 14 piosenek, wybranych z większej ilości materiału i zupełnie różnych biegunów muzycznych przez Garou i Vito Luprano. Pod wodzą producenta Humberto Gaticy każdy utwór został dopracowany pod każdym względem, w najmniejszych szczegółach. Autorem większości materiału na płytę jest ‘duchowy ojciec’ Garou - Luc Plamandon.
Jedną z najbardziej przemawiających kompozycji na płycie jest La moitie du ciel (Elisabeth Anais/Richard Cocciante) opowiadająca o pozycji kobiety we współczesnym świecie. Powodem do napisania była tragiczna historia przyjaciółki Garou, która kilka lat wcześniej została bestialsko zamordowana. "Kobiety są esencją czystości. Naszym celem jest chronienie ich przed złem świata".
Inny utwór Criminel opowiada o zakazanej miłości i niezdrowym pożądaniu. "Ta piosenka opowiada o moich doświadczeniach z przeszłości. Utwór stawia w wątpliwość cel takiego uczucia i każdy musi sam rozwiązać ten problem. Podobnie robił Sokrates – zadawał swoim uczniom do przemyślenia jakaś kwestię, nigdy nie sugerując żadnego rozwiązania. Radził im tylko kierować się swoimi własnymi przeżyciami i wiedzą, jaką dotychczas zdobyli. Musisz uświadomić sobie czym jest zło, żeby zauważać dobro."

Garou chce dawać ludziom szczęście. "Już dawno porzuciłem protest-songi, buntujące się przeciw wszystkiemu i każdemu. Szerzę miłość, radość, szczęście. Tylko te wartości są godne propagowania."
Dowodem na te słowa jest właśnie płyta „Seul”. Napisana, nagrana i zaśpiewana z prawdziwą miłością i pasją.