W tej chwili, społeczeństwo ma wyjątkowo słaby dostęp do informacji prawniczych. Ustawy pisane są mało przystępnym językiem a ich właściwa interpretacja wymaga znajomości teorii i orzecznictwa. Jak jednak Kowalski ma sięgać po orzecznictwo, skoro dostęp do wersji cyfrowej orzeczeń jest zwykle płatny? Zresztą, kto bez studiów prawniczych wie czym jest „orzecznictwo” i jak doprecyzowywać przepisy prawne?
Wykształceni ludzie nie do końca rozróżniają prawo cywilne, karne i administracyjne, a co dopiero w jakich ustawach uregulowane są poszczególne kwestie prawne. Dziwię się, że w ramach WOSu zamiast nauki o Konstytucji, nie robi się trzech zajęć „Prawo w internecie”, gdzie uczyłoby się dzieci choćby jak wyszukiwać ustawy w przeglądarce. Do tego dochodzi oczywiście jakość informacji podawanych w internecie.
Jeśli Kowalski już nawet wie w jakiej ustawie jest odpowiedź na jego pytanie, to po wygooglowaniu jej wyskakuje mu nie strona rządowa, ale portal z nieaktualnym stanem prawnym ale za to dobrze wypozycjonowanym.
Mam nadzieję, że kiedyś w polskich domach obok „Medycznego poradnika domowego” stać będzie na półce również „Zwyczajnie o prawie”.
grafika udostępniona dzięki uprzejmości Fila Dunskiego