Kup wydanie »

Ewangelia karaoke

Monika Rębała

01-03-2009 , ostatnia aktualizacja 26-03-2009 14:13

To nie islam, ale Kościół zielonoświątkowy podbija świat. Należy do niego już co dziesiąty mieszkaniec Ziemi.

Karnawałowe rytmy ucichły. Momo, król karnawału w Rio de Janeiro, w Środę Popielcową musiał pokornie zwrócić burmistrzowi władzę w mieście. Ale dla Momo nadchodzą ciężkie chwile nie tylko dlatego, że nastał post. Coraz więcej burmistrzów w Ameryce Łacińskiej decyduje się na rezygnację z usług wesołego króla i oddaje symboliczne klucze do bram miasta Jezusowi.

To efekt żądań rosnących w siłę wyznawców Kościoła zielonoświątkowego, którzy nie chcą oddać opieki nad swoim dobytkiem diabłu, czyli rozpustnemu Momo. Brazylia, państwo o najludniejszej wspólnocie katolickiej na świecie, jest dziś sceną triumfalnego pochodu zielonoświątkowców. W 2000 roku około 10 proc. populacji kraju deklarowało przynależność do Kościoła zielonoświątkowego, dzisiaj to już ponad 15 proc.

Współczesny ruch zielonoświątkowy narodził się w Ameryce Północnej na początku XX wieku. Jego ekspansja rozpoczęła się na ulicy Azusa w Los Angeles. Czarnoskóry kaznodzieja William J. Seymour prowadził tam nabożeństwa, podczas których – według świadków – wierni mówili nigdy wcześniej nieznanymi im językami i lewitowali na dwa metry.

Do domu przy Azusa Street przychodzili zarówno biali, jak i czarni. To był prawdziwy fenomen w kraju, w którym obowiązywała jeszcze segregacja rasowa. Ruch szybko rozprzestrzenił się na całe Stany Zjednoczone, a wkrótce także na inne kontynenty. Dziś Kościół zielonoświątkowy jest odłamem chrześcijaństwa najszybciej zwiększającym liczbę wyznawców od czasów reformacji. W 2000 roku na całym świecie było ich 115 mln, obecnie jest ich około 650 mln. Jeśli ekspansja będzie nadal postępować w tak szybkim tempie, w 2025 roku Kościół zielonoświątkowy może stać się najliczniejszym wyznaniem chrześcijańskim i wyprzedzić nawet Kościół katolicki.

– Ludzie przyłączają się do Kościoła zielonoświątkowego głównie z tego powodu, że odnajdują w tym ruchu bliskie doświadczenie Boga – tłumaczy „Newsweekowi” Luis E. Lugo, dyrektor Pew Forum, prestiżowego waszyngtońskiego instytutu zajmującego się badaniem religii. Zielonoświątkowcy wierzą, że Duch Święty nieustannie wypełnia ich życie. Niektórzy dostępują jego łask: przemawiają językami, których wcześniej się nie uczyli, uzdrawiają dotykiem, mają moc wypędzania demonów, a nawet potrafią przepowiadać przyszłość niczym starotestamentowi prorocy. Aż 54 proc. zielonoświątkowców w Stanach Zjednoczonych, biorących udział w sondażu Pew Forum, utrzymuje, że doświadczyło boskiego objawienia.
Zielonoświątkowcy nazywani są często ewangelikami z turbodoładowaniem. Trudno się dziwić takiemu porównaniu, szczególnie jeśli przyjrzeć się tradycyjnym mszom w Kościele katolickim. Nabożeństwa w największych zielonoświątkowych świątyniach bardziej przypominają koncerty gwiazd muzyki pop: imponujące efekty świetlne, wielkie ekrany, na których pojawiają się słowa pieśni, i tłum wiernych rytmicznie klaszczący w takt skocznej pieśni sławiącej Stwórcę. Kaznodzieje nie boją się wykorzystywać do głoszenia Dobrej Nowiny nowinek technologicznych. Propagatorzy wiary (i często także założyciele nowych zborów) są też właścicielami stacji telewizyjnych i radiowych, wydają gazety i rejestrują się na internetowych serwisach społecznościowych. Kaznodzieje w ramach mszy prowadzą nawet aerobik w takt muzyki gospel.

Zielonoświątkowcy starają się też jak najczęściej wychodzić poza mury świątyni: organizują wielotysięczne koncerty rockowe, marsze i happeningi. – Bardziej niż inne grupy wyznaniowe zachęcają wiernych do ewangelizacji. Według sondażu Pew Forum większość aktywnie szuka nowych konwertytów – wyjaśnia Luis Lugo. Nie wstydzą się zaczepiać ludzi w centrach handlowych i na dworcach. Statystyczny członek Yoido Full Gospel Church, największego zboru zielonoświątkowego w Korei Południowej, odwiedza średnio aż 35 domów w tygodniu, głosząc Dobrą Nowinę i poszukując nowych dusz.

Na początku zielonoświątkowcy nawracali głównie biednych, przekonując, że Bóg wynagrodzi ich cierpienia na ziemskim padole bogactwem w niebie. Do dzisiaj szeregi wyznawców nowej wspólnoty zasilają przede wszystkim osoby, którym wcześniej nie układało się w życiu: narkomani, prostytutki, złodzieje. Mówią, że są jak nowo narodzeni. Tutaj nie czują się gorsi, bo nikt ich nie ocenia. – Nowi wyznawcy szybko stają się częścią wspólnoty, zapraszani są na wspólną modlitwę i studiowanie Biblii, mogą liczyć na pomoc w znalezieniu mieszkania i pracy – tłumaczy Luis Lugo.
Nie trzeba mieć żadnego wykształcenia teologicznego, by zostać pastorem, a większość kaznodziejów nie ma nad sobą żadnej formalnej władzy ani hierarchii kościelnej. Mogą więc mówić co chcą, tłumacząc, że przemawia przez nich Duch Święty. Marcos Lourenço kiedyś był przywódcą gangu dilerów narkotykowych w fawelach, slumsach, które wyrosły na zboczach gór okalających Rio de Janeiro. W więzieniu namiętnie czytał Biblię i postanowił odmienić swe życie. Po wyjściu na wolność został pastorem zielonoświątkowców.

Chętniej niż obietnicą raju zielonoświątkowcy posługują się hasłem: „Bóg nie chce, by ktokolwiek był biedny”. Zgodnie z nim pastorzy uczą biedaków, jak prowadzić biznes, i pomagają im założyć własną firmę. Kaznodzieje znają lokalną specyfikę, bo często wywodzą się ze środowiska, które próbują ewangelizować. To daje im przewagę nad Kościołem katolickim. Członkowie organizacji zielonoświątkowej Rybacy Nocy mieszkają i nauczają w slumsach Rio de Janeiro. Pojawiają się tam, gdzie boi się wejść nawet policja.

Teologia bogacenia się podoba się również przedstawicielom klasy średniej. Nic dziwnego, że zielonoświątkowcy robią karierę w konfucjańskiej Azji. Pięć z dziesięciu największych zborów zielonoświątkowych działa w Korei Południowej. Mimo utrudnień piętrzonych przez władze w Pekinie ich działalność jest także coraz bardziej widoczna w Chinach. Według nieoficjalnych danych w Państwie Środka jest już ponad 80 mln chrześcijan. Chiny ze względu na ekspansję chrześcijaństwa nazywane są nawet Afryką XXI wieku.

Kaznodzieje przekonują, że Bóg nie chce, by sami założyciele byli biedni. Edir Macedo, założyciel Powszechnego Kościoła Królestwa Bożego w Brazylii, ma m.in. ogólnokrajowy dziennik „Folha Universal”, sieć rozgłośni radiowych i stację telewizyjną Rede Record, drugą co do znaczenia w Brazylii. Z kolei główna siedziba Yoido Full Gospel Church w Seulu może pomieścić nawet 26 tys. osób. Kościół jest też właścicielem czwartej co do wielkości gazety w Korei Południowej.

Dzięki tak potężnemu zapleczu zielonoświątkowcy zaczynają powoli wkraczać do świata polityki. Macedo w 2005 roku założył Republikańską Partię Brazylii, która wystawiła kandydata na urząd wiceprezydenta kraju. W Gwatemali zielonoświątkowcami byli dwaj ostatni prezydenci. Nawet do Kongresu USA weszło dwóch zielonoświątkowców.

Enoch Adejare Adeboye, pastor pozyskującego miliony wyznawców Bożego Kościoła Chrześcijańskiego Zbawienia w Nigerii, znalazł się na 49. miejscu tegorocznego rankingu „Newsweeka” najbardziej wpływowych osób na świecie. Nigeryjscy przywódcy często proszą go o pomoc w rozwiązywaniu trudnych problemów społecznych, włączył się na przykład w kampanię przeciwko dyskryminacji osób zarażonych wirusem HIV.
Oczywiście nie brakuje też krytyków zielonoświątkowców. Edir Macedo oskarżany jest o zbudowanie imperium za pieniądze biednych. Obiecywał im cuda, jeśli tylko złożą odpowiednio wysoki datek (nazywany duchową inwestycją) na kościół. Zdarzały się też przypadki nieoczekiwanego zniknięcia kaznodziejów po zebraniu sporej sumy pieniędzy od wiernych.

Rosnąca aktywność zielonoświątkowców niepokoi zarówno katolików, jak i protestantów. Kościół katolicki traci swoich wiernych, a na dodatek ci, którzy w nim pozostają, przejmują część praktyk zielonoświątkowców, nazywając siebie tak zwanymi charyzmatycznymi katolikami.
Dla hierarchów najstarszej instytucji świata mocno niepokojąca musi być myśl, że być może dla zatrzymania odpływu wiernych trzeba będzie kiedyś zezwolić na przerywanie liturgii np. karaoke z pieśniami religijnymi albo gospel aerobikiem.