Hongkong liczy, ile już stracił na protestach. Prognoza wzrostu PKB dąży do zera

Sekretarz finansów Hongkongu Paul Chan zapowiedział w czwartek plan pomocowy dla miasta.
Foto: China News Service / Contributor / Getty Images Sekretarz finansów Hongkongu Paul Chan zapowiedział w czwartek plan pomocowy dla miasta.

Protesty w Hongkongu trwają dziesiąty tydzień i po tak długim czasie nie mogły nie odbić się na stanie tamtejszej gospodarki. Trudno jednoznacznie oszacować straty, jakie demonstracje przyniosą miastu, jednak lokalne władze podają pierwsze szacunki o stanie ekonomii, a największe koncerny zabierają głos w tej sprawie. Według szacunków Bloomberga z hongkońskiej giełdy dziesięć tygodni protestów wymazały akcje warte 600 mld dolarów.

Sekretarz finansów Hongkongu Paul Chan w czwartek poinformował o nowej prognozie wzrostu gospodarczego, która dosłownie zrównała z ziemią PKB miasta. Ze spodziewanych w 2019 roku 2-3 proc. PKB na plusie, Hongkong zdaniem Chana może liczyć już jedynie na maksymalny wzrost do 1 proc. To i tak ocena optymistyczna, ponieważ analitycy międzynarodowych banków spodziewają się, że 2019 rok zakończy się dla Hongkongu bez żadnych przyrostów.

Każdy traci

Między 9 i 13 sierpnia lotnisko Chek Lap Kok w Hongkongu było centrum kolejnej fali protestów. Szczególnie dwa ostatnie dni, 12 i 13 sierpnia przyniosły zmianę zachowania demonstrantów, którym puściły nerwy po brutalnych działaniach policji w centrum miasta dzień wcześniej. Lotnisko przez dwa dni pod rząd było skutecznie zablokowane i jedynie w poniedziałek trzeba było odwołać 200 lotów. 13 sierpnia z Chek Lap Kok nie można było odlecieć, jednak przyloty trwały, a przyjezdni wychodzili po odprawie z bagażami wprost na starcia demonstrantów z policją. Władze Hongkongu obawiają się, że protesty odbiją się niekorzystnie na branży turystycznej i miasta uchodzące za jeden z największych węzłów przesiadkowych nie tylko Azji, ale i świata oraz będące jednym z ważniejszych celów turystów całego globu zniechęci do siebie i przestraszy protestami wszystkich potencjalnych turystów.

Demonstranci zapewniają, że do kolejnej eskalacji agresji z ich strony nie dojdzie i przepraszają wszystkich, których te kilka dni blokad lotniska mogło przerazić lub pokrzyżować plany. Proszą jednak o zrozumienie, ponieważ walczą o przyszłość swojego miasta i jeżeli poddadzą się teraz, nie będzie mowy o żadnych ustępstwach ze strony władzy.

Bloomberg twierdzi, że skutki protestów czują już sprzedawcy luksusowych marek. W Hongkongu od czerwca, czyli od początku protestów, sprzedało się o ponad jedną czwartą mniej szwajcarskich zegarków (dokładnie 27 proc.). Liczba klientów drogich butików spadła od tego czasu od 30 proc. do połowy.

Spadki odczuwa także hongkońska giełda. Od czerwca w debiutach zebrano na niej blisko trzy czwarte mniej kapitału niż rok wcześniej - 5,15 mld dolarów wobec 19,63 mld dolarów w 2018 roku. Problem z Hongkongiem ma też Alibaba, chiński gigant e-handlu. Koncern od września 2014 roku jest notowany na giełdzie, ale w Nowym Jorku i ze względu na zwiększanie możliwości chińskich parkietów i nową strategię wspierania przedsiębiorczości ze strony państwa, nosił się z zamiarem kolejnego IPO właśnie w Hongkongu. Pierwotnie debiut miał przynieść co najmniej 20 mld dolarów, jednak obecnie oczekiwania są znacznie studzone do poziomu od 10 do 15 mld dolarów. Alibaba na początku sierpnia chwaliła się zaskakująco dobrymi wynikami finansowymi, które świadczą o stabilności firmy nawet podczas trwania wojny handlowej między Chinami a USA. Wejście na parkiet w Hongkongu może okazać się jednak trudniejsze od poradzenia sobie w obliczu konfliktu między Pekinem i Waszyngtonem.

Plan pomocowy

Władze Hongkongu w czwartek ogłosiły plan pomocowy dla sektora MŚP oraz dla gospodarstw domowych, którego wartość wynosi 2,4 mld dolarów. Wspominany sekretarz finansów, Chan, poinformował o planie wprowadzenia wyższej kwoty wolnej od podatku, z której skorzysta 1,4 mln mieszkańców miasta.

Legislatywa planuje również wypłatę świadczeń socjalnych dla seniorów i niepełnosprawnych oraz dodatki dla osób wynajmujących mieszkania należące do państwa. Dofinansowaniem mają zostać także objęte opłaty za prąd oraz czesne w przedszkolach i gimnazjach.

W piątek hongkońskie linie lotnicze Cathay Pacific poinformowały o zmianach w ścisłym kierownictwie. Rupert Hogg, CEO podał się do dymisji. Wraz z nim z pracy odszedł Paul Loo, dyrektor wykonawczy i ds. handlowych. Szef rady Cathay Pacific, John Slosar, oświadczył, że ostatnie wydarzenia podważają zaangażowanie przewoźnika w bezpieczeństwo i ochronę lotów oraz wywierają presję na jego reputację i markę. W mediach społecznościowych decyzja firmy opisywana jest przez internautów oraz analityków regionu jako wymuszona przez Pekin, który rozpoczyna ofensywę wobec biznesu, żeby wywrzeć nacisk na środowisko demonstrantów. 

Po chińsku takie działanie określa się jako 杀鸡吓猴 (w oryginale: shaji xiahou), "zabijanie kurczaka, żeby przestraszyć małpę". Zmiana kierownictwa Cathay Pacific ma być ostrzeżeniem, że jeżeli jakiś koncern zadeklaruje poparcie dla protestów, "większe" Chiny wywrą odpowiedni wpływ na jego szefów. Piątkowe oświadczenie przewoźnika zakończono nie pozostawiającym wątpliwości podsumowaniem: "Cathay Pacific jest w pełni zaangażowane w działanie Hongkongu w ramach zasady "jeden kraj, dwa systemy" zapisanej w konstytucji. Firma jest pewna, że Hongkong czeka wspaniała przyszłość".

WARTO WIEDZIEĆ: