POPIÓŁ I DIAMENTKRZYSZTOF ŚWIREK
Powrót „Popiołu...” na ekrany to nie tylko lekcja historii kina, ale i nowe otwarcie problemu interpretacyjnego: jak czytać arcydzieło Andrzeja Wajdy, czy film ten przystaje do współczesnych wyobrażeń o wydarzeniach tamtego czasu? Od momentu premiery w 1958 roku nikt nie kwestionuje artystycznej wagi filmu; nie ustają równocześnie spory o jego ideologiczną wymowę.
Powieść Jerzego Andrzejewskiego o polskim społeczeństwie okresu końca wojny chciało zekranizować kilku reżyserów. Kolejne projekty nie dochodziły do skutku, aż do pomysłu adaptacji przekonał pisarza Andrzej Wajda. Andrzejewski zgodził się, napisał także scenariusz w formie zaproponowanej przez Wajdę.
Akcja filmu rozgrywa się w ciągu jednego popołudnia i nocy. Żołnierz podziemia, Maciek Chełmicki ma wykonać wyrok na wojewódzkim sekretarzu PPR – Szczuce. Aby wykonać zadanie zatrzymuje się w hotelu, w którym odbywa się bankiet z okazji zakończenia wojny. Tam poznaje dziewczynę, rozważa rezygnację z zadania. Nie potrafi jednak „zdezerterować” i nad ranem wypełnia rozkaz, po czym zostaje zabity.
Podczas kolaudacji film wywołał protesty, mógł zostać zatrzymany na półce. Wtedy Jerzy Andrzejewski zorganizował specjalny pokaz dla pisarzy należących do partii. To dzięki ich poparciu film wszedł na ekrany. Jeszcze w dniu premiery do reżysera dzwonił cenzor, żądając usunięcia finałowej sceny, w której główny bohater umiera na wysypisku śmieci. Wajda jednak nic nie zmienił, przewidując, że oficjalny pokaz przypieczętuje zamierzony kształt filmu.
Film Wajdy miał status wydarzenia jeszcze przed premierą, a po premierze powszechnie przyznano mu wielką wartość artystyczną. Przede wszystkim zauważano grę Zbigniewa Cybulskiego, odtwarzającego Maćka Chełmickiego, a także Adama Pawlikowskiego w roli Andrzeja – przełożonego Maćka. Pawlikowski nie był aktorem, ale muzykologiem znanym w środowisku „Księstwa Warszawskiego”; dla Cybulskiego była to pierwsza duża ekranowa rola. To po namowach aktora Andrzej Wajda zgodził się, by Maciek Chełmicki nosił anachroniczne, ale uwspółcześniające postać ciemne okulary i wąskie spodnie. Film był nie tylko w nowatorski sposób zagrany, ale i sfilmowany. W swoim operatorskim debiucie, Jerzy Wójcik zastosował rozwiązania inscenizacyjne wzorowane na „Obywatelu Kane”. Nagromadzenie wyrazistych efektów, cytatów malarskich i symboli postrzegano jako główną cechę stylu filmu. Zwracano też uwagę na inspiracje surrealizmem, choć bliżej pewnie Wajdzie do polskiego symbolizmu.
Równocześnie z jednoznaczną oceną artystyczną zaczął się spór o wymowę filmu. Pisał Wiktor Woroszylski: „akowcy obdarzeni zostali tak wyraźnym poczuciem absurdalności swoich postępków, tak krzyczącym brakiem jakichkolwiek, niechby subiektywnych, motywów (...) tak rozpaczliwą wreszcie niechęcią do własnego życia, że ręce opadają!” (Film, 1958 nr 42). Zbigniew Florczak odpowiadał w swoim tekście, że podczas seansu „Popiołu i diamentu” miał wrażenie domykania się „świadomościowej luki” między dwiema, silnie zarysowanymi grupami widzów – z jednej strony ludzi „nieznających swoich prawdziwych korzeni”, z drugiej – tych „historycznie świadomych”. Podczas seansu miało dochodzić do chwilowego choćby godzenia sprzeczności, które od końca wojny dzieliły społeczeństwo, w którym nierówno podzielono wiedzę na temat historii i polityczną świadomość (pisano o tym w „Filmie”, 1958, nr 43). Stanisław Grochowiak zaś nie chciał widzieć w filmie lepszej lub gorszej rekonstrukcji historycznej, ale dzieło uniwersalne, wynikłe z „pasji moralizatora” i dotyczące spraw „najpierwszych: życia i śmierci, urody, miłości i koszmaru mordowania” („Ekran”, 1958 nr 42).
Z jednej strony można więc myśleć o filmie Wajdy jako dziele konsensualnym, które ma godzić ludzi „dobrej woli” z obu stron najważniejszego powojennego konfliktu, kontynuującym myślenie z okresu polskiego Października zarówno w twardej ocenie rzeczywistości nowego państwa, jak i w nadziei na lepszą politykę. Można też widzieć w „Popiele...” jedynie dokument myślenia charakterystyczny dla pewnej epoki i świadectwo koncesji na rzecz partyjnej wersji historii. Można wreszcie powtórzyć, że „Popiół i diament” to po prostu film wybitny, niezależnie od historycznej wymowy, i sławny w świecie jako definicyjne dzieło „szkoły polskiej”. Wszystkie te odczytania pozostają jednak, jak chyba widać z wcześniejszych przytoczeń, zanurzone w dyskusji mającej z górą pięćdziesiąt lat. Być może najważniejsze obecnie pytanie brzmiałoby tak: czy można poza tę dyskusję wyjść? Słowem, czy film Wajdy wystarczy pamiętać jako dzieło historyczne, czy też w powracającym do kin „Popiele i diamencie” można szukać nowego przesłania?
Aby sformułować odpowiedź na to pytanie warto zacząć od oczywistości: „Popiół i diament” to film polityczny. Nie przedstawia doniosłych historycznie wydarzeń, nie jest filmem odwołującym się do konkretnych realiów, ale gorzką parabolą tragedii politycznego działania.
Choć osią filmu jest pytanie o wyrok, który ma wykonać Maciek Chełmicki to przebieg opowieści splata się z wydarzeniem, które stanowi tło dla filmowej akcji i jest fabularnym kośćcem przedstawianych zdarzeń. Owo wydarzenie - czyli bankiet w hotelu Monopol – nosi wszelkie znamiona politycznego pamfletu. Jest tutaj prezydent wojewódzkiego miasta, nagle awansowany na ministra; jest jego pijany sekretarz, marzący o wielkiej karierze; jest redaktor wywołujący skandal, by tym łatwiej wywalczyć sobie miejsce przy stole i darmowy napitek; są przedstawiciele przedwojennego ustroju w osobie pułkownikowej Staniewiczowej i hrabiego; jest wreszcie przedstawiciel UB i delegacja sowieckich oficerów. Dla domknięcia portretu, najważniejsza grupa zaproszonych gości odtańczy nad ranem widmowego poloneza, który krytykom filmowym przywodził na myśl finał „Wesela”. Ów bankiet to oczywiście akt założycielski nowego porządku społecznego, w którym część starych elit spotyka się z nowymi, a razem obie zaczynają powoli przyzwyczajać się do ról, które mają odtwarzać na społecznej scenie przez następne dekady. Nie można mieć wątpliwości, jak owo państwo jest w „Popiele i diamencie” ukazane. Równocześnie jednak nie oszczędza się tutaj dawnego społeczeństwa, które odeszło razem z wojną. Pomiędzy tymi dwiema politycznymi formami – starą i nową, zatrzymuje się Maciek Chełmicki jako człowiek „znikąd”. W dorosłość wszedł wraz z wojną (dosłownie jako rocznik 1921); w czasie wojny i po jej zakończeniu wymaga się od niego tylko jednego – by zginął, kiedy będzie trzeba. Przywykł do życia z bronią, opartego na jasnych celach, lecz kiedy ma wykonać ostatnie zadanie, dopadają go wątpliwości. Sprawa nie jest tak oczywista, jak w czasie wojny. Coś się jednak zmieniło, a miłość do dziewczyny, stojącej za hotelowym barem, jest znakiem możliwości innego życia prywatnego. Poza obowiązkiem, poza braniem odpowiedzialności za życie i śmierć innych. Decyzję: jednak wykonać wyrok, Chełmicki podejmuje nagle, gdy uświadamia sobie, że nie może oddać broni. Broń jest tu jednak wyłącznie znakiem okupacyjnej namiastki suwerenności; na właściwą decyzję w istocie składa się wiele przyczyn. Nie tylko wspomnienia lat wojny (okrzyk: „A jednak to było życie!”). To także portrety Stalina i Bieruta, już czekające na ulicach, to sowieckie czołgi i żołnierze, to wreszcie – bal w hotelu Monopol. Być może groza najwyraźniej zaznaczona jest w dialogu, którego Maciek nie słyszy. Znaczące słowa w odpowiedzi na maksymę pijanego redaktora Pieniążka („Gówno zawsze wypłynie”) wypowiada młody karierowicz: „Poczekaj jeszcze pięć lat!”. Wszystko to składa się na ostateczne, rozpaczliwe działanie.
Młody akowiec, przez Cybulskiego zagrany raczej jako młody mężczyzna z czasu powstania filmu, decyduje się zabić nie w imię jasnego zestawu wartości (wcześniej zapyta Andrzeja: „czy ty w to w ogóle wierzysz?”), ale bardziej chyba – by wyrazić sprzeciw wobec tego, co ma nadejść, co już można przeczuć, czyli przeciwko beznadziei stabilizacji i uwięzienia w prywatnym życiu, coraz silniej przytłoczonym przez kompromisy, w końcu – wydanym na pastwę decyzji nowej władzy. Chełmicki wybiera więc radykalne działanie, choć oznacza ono spojrzenie zabijanej ofierze w twarz i podpisanie wyroku śmierci na siebie. Przyjmowanego w imię sprzeciwu wobec tego, co właśnie ustanawia się jako nowy porządek. Zamachowiec mógłby przecież wtopić się w tłum, nierozpoznany jako morderca Szczuki. Jednak kiedy przypadkowo wpada na patrol żołnierzy, nie umie zgodzić się na to, by go wylegitymowano, odruchowo szuka broni i to za ten odruch – nieprzystający do nowej sytuacji odgórnie zadekretowanej „społecznej zgody” – zostaje zastrzelony.
Niesłusznym byłoby odczytywać „Popiół i diament” jako pochwałę terrorystycznego aktu. Postać Szczuki to w końcu jedyny pozytywny przedstawiciel „nowego” w filmie Wajdy; nie jest karierowiczem, który gładko wszedłby w struktury nowego porządku. Jest w filmie symbolem możliwości innej polityki (symbolem, powtórzmy, biorącym się z październikowej rewizji politycznych podstaw ustroju, widzącej w powojennym państwie raczej odstępstwo od „prawdziwego socjalizmu”, niż jego realizację), jednak owa możliwość znika, gdy Maciek pociąga za spust. Pozostaje tylko ten porządek, od którego uciekał Chełmicki, a który „dobry komunista” chciał zmieniać.
Tragiczne działanie Chełmickiego jest oczywiście koniecznością. W „Popiele i diamencie” zawarta jest więc wewnętrzna sprzeczność, która cały film czyni tym trudniejszym. Zarazem gwarantuje, że zachował swoją siłę jako dzieło polityczne właśnie, ukazujące dramat decyzji podejmowanych w imię prawdy, której nie sposób oddać poprzez racjonalną kalkulację. Maciek Chełmicki cały jest nie tyle z określonej etyki czy formacji, co ze świata radykalnego działania, które nie godzi się na upokarzającą bezsilność. Równocześnie jest ofiarą owego działania, które w tych okolicznościach nie może przynieść mu wyzwolenia.
Powracający do kin film Andrzeja Wajdy trafia na czas bogaty w oczywistości. Patriotyzm jawi się w tym czasie nierzadko jako prosty i „naturalny”, polityka – techniczna i gładka. „Popiół i diament” nie potwierdza tych wygodnych przeświadczeń. Zamiast tego pokazuje komplikację, kryjącą się w środku pojęć, które tylko z lenistwa można by postrzegać jako bez reszty wyjaśnione.
Krzysztof Świrek, Popiół i diament, „Kino" 2009, nr 12
© Fundacja KINO 2009
Film „Popiół i diament" w zaprzyjaźnionym serwisie Filmaster.pl: