Historia

Nie odnalazł swojego miejsca

Powikłane losy Mariana Jurczyka

Marian Jurczyk podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność, Gdańsk, 10 stycznia 1981 r. Marian Jurczyk podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność, Gdańsk, 10 stycznia 1981 r. Stefan Kraszewski/CAF / PAP
Zmarły 30 grudnia 2014 r. Marian Jurczyk, legendarny przywódca strajku w Szczecinie, sygnatariusz pierwszego z historycznych porozumień sierpniowych, był człowiekiem o niezwykle powikłanych losach.
3 listopada 1984 r., pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki, pierwszy z lewej Marian Jurczyk.Wojciech Łaski/EAST NEWS 3 listopada 1984 r., pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki, pierwszy z lewej Marian Jurczyk.
Marian Jurczyk ze współtowarzyszami internowania w Wierzchowie Pomorskim.Ze zbiorów Józefa Kalemby/Archiwum prywatne Marian Jurczyk ze współtowarzyszami internowania w Wierzchowie Pomorskim.
Jako prezydent Szczecina, 2004 r.Robert Stachnik/Reporter Jako prezydent Szczecina, 2004 r.

Urodził się w 1935 r. we wsi Karczewice, niedaleko Częstochowy. Bardzo szybko, w wieku niespełna 16 lat, po ukończeniu siedmioklasowej wiejskiej szkoły powszechnej, podjął pierwszą pracę. Pracował jako niewykwalifikowany robotnik, m.in. przy budowie Huty Częstochowa. Rodzinne strony opuścił w poszukiwaniu lepszego życia w 1954 r., kiedy szwagier załatwił mu etat w Stoczni Szczecińskiej (od 1959 r. im. Adolfa Warskiego).

Wyjazd na tzw. Ziemie Odzyskane był dla młodego chłopaka z prowincji wypłynięciem na szerokie wody. Musiał się odnaleźć w zupełnie nowym środowisku. W zakładzie pracy, w którym miał przepracować kolejnych kilkadziesiąt lat, początkowo czuł się obco. W 1955 r. został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. W wojsku doczekał zmian związanych z wydarzeniami Października ’56. Wspominał, że to właśnie wówczas zaczęło się u niego „bardziej polityczne myślenie”. Po powrocie do cywila powoli przystosowywał się do stoczniowych realiów – po ukończeniu trzymiesięcznego kursu został operatorem dźwigu. Założył także rodzinę – w 1957 r. po raz pierwszy się ożenił, rok później przyszedł na świat jego syn Adam. Lata 60. to przede wszystkim czas, kiedy starał się zapewnić bliskim byt materialny. W poszukiwaniu lepszego zarobku przekwalifikował się na spawacza, ale szkodliwe warunki pracy na tym stanowisku szybko dały o sobie znać. Z zalecenia lekarza przesunięto go do lżejszego zajęcia – został magazynierem.

Grudzień, Czerwiec, Sierpień

W 1970 r. losy Jurczyka po raz pierwszy splotły się z wydarzeniami wielkiej historii, choć nie odegrał w niej jeszcze znaczącej roli. Był uczestnikiem strajków w grudniu 1970 r. i styczniu 1971 r., kiedy wszedł w skład stoczniowego komitetu strajkowego. Brał udział w pamiętnym spotkaniu robotników z Edwardem Gierkiem, który kilka tygodni wcześniej zastąpił Władysława Gomułkę na stanowisku I sekretarza KC PZPR. Nowy I sekretarz zrobił na Jurczyku duże wrażenie. „Do tego dochodziło – mówił po latach Małgorzacie Szejnert i Tomaszowi Zalewskiemu – że jak przez pierwszy rok Gierek występował w telewizji, to w domu musiała być idealna cisza. Ja słuchałem każdego jego słowa, wierzyłem”. Wiara w nową ekipę doprowadziła Jurczyka do aktywności w oficjalnych związkach zawodowych. Jak większość Polaków, na początku lat 70. dostrzegał zmiany na lepsze.

W drugiej połowie gierkowskiej dekady nastroje były już zgoła inne. Po odwołanej naprędce pod wpływem wystąpień robotniczych podwyżce cen w czerwcu 1976 r. w zakładach pracy w całym kraju urządzano „spontaniczne” masówki, na których kazano robotnikom potępiać kolegów – uczestników protestów. Jurczyka bolało wówczas nazywanie robotników, którzy uczestniczyli w strajkach, warchołami. Na jednym z zebrań zdecydował się na wystąpienie z krytyką pod adresem władz, co sprawiło, że znalazł się na celowniku Służby Bezpieczeństwa. Uległ naciskom i w czerwcu 1977 r. podpisał zobowiązanie do współpracy. Do 1979 r. kilkanaście razy spotkał się z funkcjonariuszami. Po latach, przyznając, że miał kontakty z tajną policją polityczną, wspominał, że po raz ostatni próbowano go nakłonić do spotkania latem 1980 r. Odmówił.

Nękający go funkcjonariusz SB miał już wtedy do czynienia z zupełnie innym Jurczykiem – nie z szeregowym pracownikiem wielkiego zakładu, którego łatwo można było zastraszyć, ale przywódcą ogromnego społecznego protestu. Na pozycję lidera wyniesiony został nieco przypadkowo. Pomogła mu karta uczestnictwa w wydarzeniach sprzed blisko dziesięciu lat, o których pamięć była wśród robotników wciąż bardzo żywa. Kiedy 18 sierpnia na zebraniu, na którym stoczniowcy wybierali komitet strajkowy, Krzysztof Kubicki wysunął jego kandydaturę, trafił do zebranych swoim przemówieniem. „Nie zgrywał jakiegoś bohatera, polityka […]. Taki jeden z nas, skromny człowiek. Czuło się, że on jest uczciwy” – wspominała Maria Chmielewska. Dzień później Jurczyk stał już na czele Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Jako przywódca strajku był spokojny i wyważony, sprawdzał się w negocjacjach z komisją rządową. Musiał przy tym działać pod ogromną presją, podsuwano mu np. informacje, że władze szykują siłową pacyfikację strajkujących zakładów.

Zderzenie z Wałęsą

Strajkujący szczecinianie nawiązali kontakt z gdańskim MKS. Ustalono, że oba ośrodki, prowadząc odrębne negocjacje, będą strajkowały solidarnie aż do uzyskania zgody na utworzenie niezależnych od partii i rządu związków zawodowych. Szczeciński strajk znacząco różnił się jednak od gdańskiego. O ile w Gdańsku kluczową rolę w organizacji protestu odgrywali działacze Wolnych Związków Zawodowych, o tyle w Szczecinie odnoszono się do opozycji przedsierpniowej z dystansem i nieufnością. Na późniejszy odbiór i ocenę obu protestów rzutowała jednak przede wszystkim podjęta przez kierowany przez Jurczyka MKS decyzja o niewpuszczaniu na teren stoczni zachodnich dziennikarzy. Podczas gdy korespondenci zachodnich mediów na bieżąco relacjonowali na cały świat sytuację Gdańska, w „Warskim” straż robotnicza zatrzymała i oddała w ręce milicji ekipę BBC, wielu innych w ogóle nie wpuszczono. Po latach Jurczyk przyznawał, że takie zachowanie było błędem. O kontakty z mediami szczecinianie zadbali dopiero w dziewiątym dniu strajku, 27 sierpnia, kiedy zorganizowano swoiste biuro prasowe. Podpisanie porozumienia 30 sierpnia odbywało się już w świetle fleszy i przy dziennikarskich mikrofonach.

Fakt, że Szczecin zakończył strajk dzień przed Gdańskiem, położył się cieniem na późniejszych relacjach Jurczyka z Wałęsą. 4 września, podczas pierwszej wizyty w Gdańsku przewodniczącego Międzyzakładowej Komisji Robotniczej, w którą przekształcił się szczeciński MKS po zakończeniu strajku, przyszły przewodniczący Solidarności miał mu rzucić na przywitanie: „wbiłeś mi nóż w plecy”. Obu liderom udało się jednak, przynajmniej na pewien czas, ułożyć poprawne stosunki. Do konfrontacji doszło dopiero na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ Solidarność, kiedy obaj ubiegali się o stanowisko przewodniczącego związku. Rywalizację wygrał Wałęsa, ale Jurczyka poparło przeszło 24 proc. głosujących, co potwierdzało jego silną pozycję. Pozostając niekwestionowanym przewodniczącym jednej z największych struktur regionalnych, wszedł też w skład Komisji Krajowej Solidarności.

W latach 1980–81 postawa szczecińskiego lidera uległa wyraźnemu zaostrzeniu. Z przywódcy strajku, który był przedstawiany przez władze jako przykład zdrowego robotniczego protestu (w odróżnieniu od skażonego wpływami korowskich doradców Gdańska), stał się dla władz przykładem radykalizacji Solidarności, a jego wystąpienie w październiku 1981 r. w Fabryce Mebli w Trzebiatowie pomogło uzasadniać wprowadzenie stanu wojennego. Mówił wówczas m.in., że rząd PRL to „moskiewska delegatura”, poniesiony emocjami zapowiadał utworzenie trybunału społecznego dla odpowiedzialnych za kryzys gospodarczy w Polsce, twierdząc, że być może „dla niektórych osób trzeba będzie zbudować szubienice i powiesić”. Dając wyraz antysemickim fobiom, stwierdził również, że jedną z przyczyn kryzysu jest skład władz, w których „jest trzy czwarte Żydów, zdrajców”.

 

Smutna rzeczywistość

13 grudnia 1981 r. Jurczyk został internowany wraz z większością czołowych działaczy Solidarności. Przez kolejne miesiące był przetrzymywany w Wierzchowie Pomorskim i Strzebielinku. Nie utrata wolności sprawiła jednak, że okres ten był dla niego szczególnie trudny. 5 sierpnia 1982 r. tragicznie zmarli jego syn z żoną. W pogrzebie uczestniczył w obstawie milicjantów i funkcjonariuszy SB. Podupadł wówczas na zdrowiu. Na kilka tygodni trafił do szpitala w Wejherowie. Późniejsze śledztwa, oficjalne i przeprowadzone przez podziemną Solidarność, wykazały, że Adam i Dorota Jurczykowie popełnili samobójstwo. Do takiego samego wniosku doszli w 2007 r. prokuratorzy IPN. On sam do końca był przekonany, że śmierć jego bliskich miała charakter morderstwa politycznego i była karą za jego działalność. Jego przekonanie do dzisiaj jest podzielane przez wielu, stanowiąc swoisty komponent legendy Jurczyka.

Kiedy większość internowanych jesienią 1981 r. wychodziła na wolność, Jurczyk został przewieziony do aresztu śledczego przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Usłyszał tam zarzut „próby obalenia przemocą ustroju PRL”. Do procesu jednak ostatecznie nie doszło. Więzienne mury opuścił na mocy amnestii w lipcu 1984 r. „Po pierwszych uniesieniach – wspominał po latach swoje uwolnienie – zaatakowała mnie smutna rzeczywistość. Przede wszystkim znalazłem się bez pracy. I nikt mnie nie chciał zatrudnić”. Dopiero pod koniec roku umożliwiono mu powrót do stoczni, jednak niecałe dwa lata później, ze względu na zły stan zdrowia, przeszedł na rentę.

Konflikty w podziemiu

W drugiej połowie lat 80. Jurczykowi nie udało się już odzyskać utraconej pozycji lidera. Charakterystyczną cechą ówczesnego podziemia politycznego było narastające zróżnicowanie, które z czasem zaczęło przybierać formę konfliktów. Jedną z zasadniczych kwestii, które dzieliły działaczy, była rzecz jasna sprawa przywództwa podziemnej Solidarności. Jurczyk stanął wówczas po stronie legalistów, którzy twierdzili, że związkiem powinny kierować jego władze wybrane w 1981 r., do których należał. Innego zdania był Lech Wałęsa. Angażując się w powoływanie nowych solidarnościowych struktur, przewodniczący Solidarności arbitralnie dobierał sobie współpracowników. Na Pomorzu Zachodnim większym zaufaniem niż Jurczyka darzył Andrzeja Milczanowskiego. To stronnicy późniejszego ministra spraw wewnętrznych, skupieni wokół kierowanej przez niego Rady Koordynacyjnej Solidarności Regionu Pomorze Zachodnie, wspierani przez Wałęsę, odgrywali kluczową rolę w szczecińskiej opozycji w schyłkowym okresie PRL, od strajków sierpniowych w 1988 r., przez udział w obradach Okrągłego Stołu, aż po wybory 4 czerwca 1989 r. Przywódca wielkiego strajku z 1980 r. odsunięty został na boczny tor.

Od 1987 r. Jurczyk współtworzył opozycyjną wobec Wałęsy Grupę Roboczą Komisji Krajowej Solidarności. Był również przeciwnikiem Okrągłego Stołu i tzw. wyborów kontraktowych. Kiedy w czerwcu 1989 r. większość działaczy opozycji demokratycznej czasów PRL świętowała zwycięstwo wyborcze, stanął na czele Porozumienia na rzecz Przeprowadzenia Demokratycznych Wyborów w NSZZ Solidarność. W 1990 r. z inicjatywy tej wyłoniła się Solidarność ’80, której został przewodniczącym.

Gorący fotel prezydencki

Wciąż odwołując się do mandatu, który otrzymał w 1981 r., zdawał się nie dostrzegać zmian, które od tego czasu zaszły w Polsce. Jakby nie pasował do nowej rzeczywistości politycznej. Nigdy nie był członkiem żadnej partii. Kontynuował jednak działalność publiczną. W 1997 r. z sukcesem wystartował w wyborach do Senatu RP. Rok później założył własny Niezależny Ruch Społeczny i jako kompromisowy kandydat wybrany został przez Radę Miasta na prezydenta Szczecina. Zrzekł się tej funkcji, kiedy w styczniu 2000 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie można łączyć jej z mandatem senatora. Po dwóch miesiącach powróciła do niego sprawa sprzed ponad 20 lat.

W marcu 2000 r. sąd lustracyjny uznał Jurczyka za kłamcę lustracyjnego, co stało się przyczyną pozbawienia go również miejsca w Senacie. Jego sprawa była jednak przykładem nieudolności sądownictwa III RP w kwestiach lustracji. Po złożeniu odwołania jeszcze przez ponad dwa lata musiał czekać na wyrok Sądu Najwyższego, który ostatecznie oczyścił go z zarzutu agenturalności, dowodząc, że w latach 70. był zmuszany do kontaktów z SB pod groźbą utraty życia.

W tym samym 2002 r. Jurczyk po raz kolejny stanął do walki o głosy wyborców. Tym razem w wyborach bezpośrednich uzyskał fotel prezydenta Szczecina. Człowiek, który sprawdził się w roli przywódcy wielkiego strajku i lidera Solidarności, czym zapisał się w pamięci szczecinian, nie okazał się jednak równie sprawnym włodarzem miasta. W miarę upływu kadencji narastała krytyka jego rządów. Próbując odwołać go z funkcji, w 2004 r. przeprowadzono nawet referendum. Nie miał przy tym stabilnego zaplecza politycznego, które pomogłoby mu bronić własnych racji. Nieprzychylne media wytykały mu nawet miejsce zamieszkania. Ubiegając się o reelekcję w 2006 r., uzyskał tylko niespełna 3 proc. głosów.

Kiedy kilka lat temu spotkałem się z Jurczykiem, stanął przede mną sympatyczny, bardzo uprzejmy starszy pan. Znając publikacje, w których dziennikarze rozpisywali się o jego „willi” postawionej bez pozwolenia na terenie ogródków działkowych, byłem nieco zaskoczony, kiedy wszedłem do niezbyt dużego, skromnie urządzonego domu, w istocie umiejscowionego na działkach. Przez kilka godzin odpowiadał cierpliwie na moje pytania dotyczące jego działalności. Nie miałem wrażenia, że rozmawiam z legendą. Bardziej z człowiekiem, który nie do końca sam potrafił odnaleźć swoje miejsce w historii, na kartach której na trwałe się zapisał.

Autor jest pracownikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Szczecinie. Jego książka „Bez wątpienia było warto! Z Markiem Adamkiewiczem rozmawia Michał Siedziako” była nominowana do Nagrody Historycznej POLITYKI w 2013 r.

Polityka 3.2015 (2992) z dnia 13.01.2015; Historia; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie odnalazł swojego miejsca"
Więcej na ten temat
Reklama

Codzienny newsletter „Polityki”. Tylko ważne tematy

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość potwierdzającą.
By dokończyć proces sprawdź swoją skrzynkę pocztową i kliknij zawarty w niej link.

Informacja o RODO

Polityka RODO

  • Informujemy, że administratorem danych osobowych jest Polityka Sp. z o.o. SKA z siedzibą w Warszawie 02-309, przy ul. Słupeckiej 6. Przetwarzamy Twoje dane w celu wysyłki newslettera (podstawa przetwarzania danych to konieczność przetwarzania danych w celu realizacji umowy).
  • Twoje dane będą przetwarzane do chwili ew. rezygnacji z otrzymywania newslettera, a po tym czasie mogą być przetwarzane przez okres przedawnienia ewentualnych roszczeń.
  • Podanie przez Ciebie danych jest dobrowolne, ale konieczne do tego, żeby zamówić nasz newsletter.
  • Masz prawo do żądania dostępu do swoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, a także prawo wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania, a także prawo do przenoszenia swoich danych oraz wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Czytaj także

Kraj

Prof. Matczak kontra młoda lewica. Jak fragment tekstu „Polityki” wywołał dyskusję o pracy

Gorący spór liberalnych weteranów z młodą lewicą o to, za jakich czasów ciężej się „harowało” i za ile godzin pracy dziennie należy się dobrobyt, mówi wiele o różnicach nie tylko pokoleniowych, ale też politycznych i ideowych.

Rafał Kalukin
27.10.2021
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną