wersja polska                 version francaise

Na tej stronie będziemy publikowaś bądź przedrukowywaś (podajac zrodlo) rozne artykuły dotyczące stosunków francusko - polskich i historii obu krajow. Planujemy również otworzyś specjalną rubrykę zatytułowaną: "Znalezione w antykwariacie" w której prezentowaś będziemy różne zapomniane lub mniej znane publikacje na temat relacji francusko - polskich, zarówno najnowszych jak i tych bardzo dawnych.


Marcin Kula

Paryż polskich historyków

Tekst referatu wygłoszonego podczas konferencji naukowej na Uniwersytecie Warszawskim 05.06.2002

Tekst ukazał się w sierpniowym numerze miesięcznika "Więź"

O historii nawiązanych na większą skalę po 1956 r. kontaktów historyków polskich i francuskich mówił Jacques Le Goff w swoim wywiadzie-rzece1. Była ona przedmiotem sesji "35 lat współpracy w dziedzinie nauk społecznych. 1956 - 1991", zorganizowanej przez PAN i EHESS w dniach 18-20 listopada 1993 r. w Warszawie (częściowo w Jabłonnej), oraz sesji pod takim samym tytułem, zorganizowanej przez tych samych partnerów, w paryskiej Stacji Naukowej PAN w dniach 18-20 listopada 1993 r. Roli Francji dla polskiego środowiska historycznego po 1956 r. poświęcono dwa artykuły2. W sumie trochę materiału na ten temat już więc istnieje. Zagadnienie jest jednak na tyle ważne, iż warto je zgłębiać. Stąd pomysł niniejszego artykułu. Oprę go na wspomnieniach własnych oraz na zapamiętanych wrażeniach Rodziców, wspomaganych wyrywkową lekturą domowej korespondencji. Nie jest to może najmocniejsza podstawa wnioskowań, ale wzmacnia ją okoliczność, że znaczna część współpracy historyków polskich i francuskich zawiązywała się w moim domu rodzinnym. Zwłaszcza Ojciec był istotnym kółkiem w mechanizmie oraz treści tych kontaktów.

*

Tę opowieść muszę jednak zacząć w czasach znacznie wcześniejszych niż PRL - od okresu międzywojennego, kiedy polska inteligencja, a wśród niej naukowcy-humaniści, byli silnie zorientowani ku Paryżowi. To była ówczesna stolica humanistyki, swoista Mekka3. Czy to Marceli Handelsman, czy Stefan Czarnowski, mieli tam swoje kontakty. Książka Stefana Czarnowskiego o kulcie św. Patryka została wydana we Francji. Do dziś jest tam notabene pamiętana4. Ci, a zapewne także inni profesorowie przekazali paryską tradycję swoim uczniom. Niedawno koledzy pokazali mi kserokopie znalezionych w archiwach paryskich listów polecających do paryskich humanistów, jakie Matka otrzymała od swych nauczycieli w Warszawie. W legendzie rodzinnej zachowało się jej zaproszenie w Paryżu do restauracji przez Stefana Czarnowskiego. Nawiasem mówiąc, staram się tę tradycję kontynuować. Gdy znajduję się w Paryżu, kiedy jest tam któryś z moich studentów lub doktorantów, też zapraszam go na obiad (niestety zapewne do gorszej restauracji niż Czarnowski!).

Po wojnie w naturalny sposób starano się nawiązać do przedwojennych związków. Dawało to szansę odtworzenia zniszczonych warsztatów, chociażby przez kupno książek. Dawało też możliwość odetchnięcia ludziom, którzy w Polsce przeżyli okupację i często wojenne nieszczęścia, a potem cienko przędli wśród zniszczeń. Prawda, że nawet w przypadku wyjazdu oderwanie nie mogło być całkowite. W jednym z listów Ojca pojawia się np. wątek, że męczą go okupacyjne sny.

Okres stalinowski jeszcze raz przerwał kontakt. Sytuacja poprawiła się w 1956 r. Wówczas kilku naukowców francuskich zwróciło uwagę na Polskę. Na przełomie września i października 1956 r. UNESCO zaprosiło 30 naszych naukowców na seminarium nt. postępu w dziejach. Ze strony francuskiej w przedsięwzięciu uczestniczyli Fernand Braudel, Georges Friedmann, Claude Levi-Strauss, Charles Morazé, Ernest Labrousse…, a więc elita tamtejszej humanistyki. Z Polski, z grupy zaproszonych młodych oraz spośród starszych profesorów uczestniczyli m.in. Nina Assorodobraj-Kula (moja Matka), Bronisław Baczko, Jan Baszkiewicz, Paweł Beylin, Edmund Cieślak, Henryk Hinz, Aleksander Gieysztor, Konstanty Grzybowski, Maria Janion, Jerzy Jedlicki, Ryszard Kiersnowski, Witold Kula (mój Ojciec), Edward Lipiński, Jan Lutyński, Kazimierz Łaski, Tadeusz Łepkowski, Tadeusz Łychowski, Stefan Nowak, Józef Pajestka, Antoni Rajkiewicz, Emanuel Rostworowski, Franciszek Ryszka, Władysław Sadowski, Jan Strzelecki, Bogdan Suchodolski, Adam Szeworski, Andrzej Wyczański, Maria Żmigrodzka…, a więc podobnie ówczesna bądź przyszła elita polskiej humanistyki5. Nawiasem mówiąc, elementem programu młodszej części tej grupy była podróż po Francji, która miała pewne nieoczekiwane skutki. To chyba wtedy, na śródziemnomorskiej plaży, jej uczestnicy w żartach rozdzielali pomiędzy siebie funkcje rządowe (październik 1956!). Kołakowskiego "desygnowano" na Ministra Bezpieczeństwa. Skutek był taki, że przez lata wracał potem w Warszawie polityczno-policyjny motyw, jakoby nasi koledzy chcieli wówczas wziąć władzę w PRL.

Chyba to podczas tego pierwszego po paru latach spotkania polscy humaniści "podbili" znaczących humanistów francuskich. W 1958 r. Fernand Braudel, poparty przez francuskie ministerstwa spraw zagranicznych i oświaty, przyjechał do Polski, gdzie, w zamiarze okazania pomocy polskim intelektualistom, nawiązał oficjalne kontakty pomiędzy VI Sekcją Ecole Pratique des Hautes Etudes (dziś Ecole des Hautes Etudes en Sciences Sociales) oraz Polską Akademią Nauk, zwłaszcza zaś jej Instytutem Historii.

Le Goff mówi o wyjątkowej sympatii Braudela dla Polski oraz dla polskich historyków (cela était pour lui le coup de foudre et il avait su reconnaître l'existence d'une véritable école historique polonaise6). Potem sam Le Goff przyjechał do Polski. Braudel mu powiedział, że lubi Polskę i lubi jego, więc zdecydował, że to on pojedzie7. Przypadek sprawił, iż opiekunem Le Goffa z ramienia Instytutu Historii PAN stał się Bronisław Geremek, z którym się zaprzyjaźnili. Również kontakty z moim Ojcem szybko rozwinęły się w przyjaźń, a Jacques Le Goff stał się człowiekiem bliskim mojej rodzinie. Co zapewne nie najmniej ważne, Le Goff doznał tu też un coup de foudre - zakochał się mianowicie i ożenił. Stało się to w 1962 r., w kościele św. Marcina; świadkami byli Ojciec i Bronisław Geremek. W sumie kontakty historyków polskich i francuskich zyskiwały więc coraz solidniejsze podstawy.

Obok ludzkiego i zawodowego zainteresowania Fernanda Braudela i jego środowiska polską humanistyką, w tym samym kierunku zadziałały najpewniej jeszcze dwa czynniki. Jeden to odczuwana przez szeroko rozumianą lewicę francuską potrzeba znalezienia przykładu socjalizmu z twarzą lepszą niż odmalowana w tzw. tajnym referacie Chruszczowa oraz marksizmu lepszego niż dogmatyczny. Polska 1956 roku pozwalała się wiele spodziewać w tym względzie. Historycy polscy z pewnością przedstawiali się lepiej niż radzieccy urzędnicy nauki obsadzeni w roli historyków. Drugi powód był też uwarunkowany polskim Październikiem. W wielu sprawach Zachód zdecydował się wówczas przestrzegać klucza geopolitycznego, a często wolał mieć kontakt z Polakami niż z Rosjanami. Nastawiał się chyba też na długofalowe oddziaływanie rozmiękczające obóz socjalizmu, co można było realizować jedynie wchodząc z nim w kontakt. Niejeden polski uczony nabierał się na złudzenie, że jest naprawdę ceniony - podczas gdy był ceniony jedynie jako relatywnie przytomny uczony z Polski. Nawiasem mówiąc, ta polityka Zachodu dała rezultaty. Dziś można żartować, że inwestycja w stypendium dane swego czasu Geremkowi była najlepszą inwestycją Francji w Polsce.

Odnoszę wrażenie, że czynniki polityczne francuskie i amerykańskie dokonały pewnego podziału polskiej humanistyki w nadziei długofalowej ewolucji sytuacji. Francuzi chyba nastawili się na współpracę z historykami, Amerykanie zaś - za pośrednictwem Fundacji Forda - z socjologami. W konsekwencji do dziś historycy są bardziej związani z Francją niż socjologowie. Później niż socjologowie doszli też historycy do posiadania samochodów - stypendia francuskie były bowiem znacząco niższe od amerykańskich.

Na fali Października władze PRL dały zgodę na współpracę polsko-francuską. Oczywiście starały się ją kontrolować - jak wszystko, a zwłaszcza kontakty zagraniczne. Notorycznie podejrzewały, że VI Sekcja realizuje niecne plany CIA - najpewniej z Clemensem Hellerem jako domniemanym rezydentem Agencji w Ecole na czele. Kontakty i wymiana niezachwianie jednak szły naprzód - w czym ogromna zasługa nie tylko samych historyków, ale także profesorów ze ścisłego komunistycznego establishmentu: Adama Schaffa i Stefana Żółkiewskiego. Oni rozciągnęli nad sprawą swój parasol. Jeszcze jeden to argument za tym, że polski komunizm, choć bardzo niemiły, był jednak mniej niewolący i głupi niż inne znane jego przypadki.

W latach 1957-1961 Francja przyjęła 116 stypendystów polskich (jeśli dobrze rozumiem dane, mowa o humanistyce). W latach sześćdziesiątych Francja przyjmowała ponad 50 polskich stypendystów z różnych dziedzin humanistyki rocznie8. Polscy profesorowie jeździli na dłuższe pobyty z wykładami do Ecole. W 1962 r. założono Ośrodek Kultury Polskiej na Sorbonie. Paryż stał się miejscem "naturalnym" dla polskich historyków - wówczas jedynym takim miejscem dla polskich historyków. W żadnym innym ośrodku zagranicznym polscy historycy nie czuli się w tym stopniu jak u siebie w domu.

*

Analizując własne wspomnienia i przejrzawszy rodzinne listy jestem jednak zaskoczony nikłością wagi naszego uczestnictwa nawet w najlepszych seminariach. Ważne było dla nas nie to, czego tam uczyliśmy się - prawdę mówiąc, nie uczyliśmy się bowiem wiele - lecz praca własna oraz korzyści środowiskowe. Powodem nie była nasza krnąbrność jako potencjalnych uczniów, lecz dwa inne czynniki. Pierwszy to okoliczność, że polska historiografia czasu PRL nie była zła. Wyjąwszy, rzecz jasna, obszary dużej presji politycznej, z pewnością nie była ona taka zła, jak to się dziś często sądzi w Polsce. Przyjeżdżając do Paryża, nie byliśmy w pozycji adeptów historii, którzy muszą się uczyć wszystkiego od początku - jak dziś historycy z niektórych krajów pokomunistycznych. Druga przyczyna była intelektualnie trudniejsza. W moim przekonaniu historycy od momentu, gdy kończą studia, w ogóle mało się dalej uczą. Wykonują swój zawód i ewentualnie stają się mądrzejsi przez uzyskiwanie nowych doświadczeń badawczych. Nawiasem mówiąc, nawet sensowny program studiów doktoranckich trudno nam wymyślić. Po prostu w historiografii rzadko pojawiają się nowe metody, a stabilność nabytych przez nas jeszcze w trakcie studiów specjalizacji też nie tworzy potrzeby uczenia się nowych rzeczy. Jedyne, czego naprawdę musimy teraz na bieżąco się uczyć, to nowe programy komputerowe - ale to też wielu z nas robi opornie.

W konsekwencji chyba nie wchłonęliśmy z Francji tyle w sensie zawodowym, ile mogliśmy. Był to np. wielki czas etnologii francuskiej, wielki czas rozwoju badań nad historią społeczną, wielki czas "szkoły Annales" itd. W moim przekonaniu zbyt mało z tego skorzystaliśmy. By nie było wątpliwości: również sobie wyrzucam, iż zbyt mało skorzystałem z nauki francuskiej, a - jak inni - za dużo czasu spędziłem w bibliotece.

Biblioteki i archiwa usiłowaliśmy wręcz wchłonąć. Zwłaszcza w przypadku niektórych specjalizacji, gdzie zaopatrzenie materiałowe wyraźnie w Polsce kulało, byliśmy gotowi całe dnie spędzać w wśród książek i papierów. Legendarne stało się zwrócenie uwagi komuś przez prof. Manteuffla - w więc człowieka bez nadzwyczajnej fantazji - iż Francja nie ogranicza się do Bibliothčque Nationale (wówczas jeszcze położonej przy rue Richelieu).

Francuskie zasoby z pewnością przyczyniły się do rozwoju w Polsce refleksji historycznej nad krajami trzecimi, w tym także dalekimi. Historia potocznie, acz niesłusznie, zwana powszechną, po wojnie nie była w Polsce mocna. Bez lektur francuskich byłaby jeszcze słabsza. Inna sprawa, że w świetle własnego doświadczenia nie jestem ex post pewien, czy warto było inwestować w badania krajów tak odległych, że refleksja nad ich przeszłością w Polsce zawsze będzie ułomna. Muszę jednocześnie uznać wszakże za pozytywne, że historiografia polska nie ogranicza się dziś do dziejów własnego kraju.

Pobyty w Paryżu pozwalały śledzić źle napływające do Polski wydawnictwa, a więc utrzymywać się au courant tendencji nauki światowej. Pozwalały je kupować, co w niektórych dziedzinach było fundamentalne. Umożliwiały zobaczenie, a nawet poznanie sław nauki światowej. To, że mogliśmy tych ludzi zobaczyć, a nieraz poznać, zmniejszało naszą prowincjonalizację. Mój Ojciec mawiał, że korzystaliśmy w tym z przywileju przyjezdnych: mogliśmy mianowicie utrzymywać kontakt ze wszystkimi kolegami francuskimi, nawet jeśli oni sami między sobą bywali skłóceni. Ze względu na specyfikę VI Sekcji Ecole Pratique des Hautes Etudes i samego Paryża pobyt tam ułatwiał również kontakty pozafrancuskie.

Nasze spotkania ułatwiał oczywiście Fernand Braudel, który lubił młodych ludzi i pragnął otaczać się przyjezdnymi. Nie tylko pamiętał, kogo do kogo skierować, ale "po prostu" skupiał ludzi wokół siebie. Po wykładach w Collčge de France zagarniał cześć słuchaczy na kawę do Brasserie Balzar. Wprost lubił pomagać przyjezdnym. Podrzucił mi na przykład kiedyś do przejrzenia walizkę wycinków prasowych, jakie sam poczynił podczas pobytu w Brazylii przed wojną. Nie wiem, czy jako młody człowiek, widząc może za dużo śmiesznostek wielkiego mistrza, doceniłem wówczas ten gest - ale dziś go doceniam.

Niektóre z zawartych we Francji przyjaźni stały się trwałe - ze wszystkimi tego korzyściami dla nauki i nie tylko dla niej. Jeśli mój Ojciec stał się w jakimś stopniu znany w świecie, to nastąpiło to dzięki współpracy z kolegami francuskimi. Niejeden z nas cieszył się, a nieraz wciąż szczęśliwie cieszy się przyjaźnią Fernanda Braudela, Jacques'a Le Goffa, Ernesta Labrousse'a, Pierre'a Villara, Gentila da Silvy, Ruggiero Romano. Serdecznie tę przyjaźń odwzajemniamy.

Fernanda Braudela, Jacques'a Le Goffa, Josepha Goy, Clemensa Hellera, Maurice'a Aymarda i wielu innych historyków francuskich poznaliśmy jako prawdziwych przyjaciół, zwłaszcza gdy przyszły dla nas trudne czasy w latach 1968 i 1981. Bez uprzednich kontaktów Francja nie przyjęłaby po 1968 r. tych humanistów polskich, których przyjęła. W 1981 r. koledzy francuscy związani z Polską, z Jacques'em Le Goffem na dobrym miejscu, byli wśród pierwszych osób, które protestowały przeciw wprowadzeniu stanu wojennego oraz organizowały pomoc dla różnych ludzi, znanych im i nieznanych. Także w tym wypadku wypada stwierdzić, że nie rozwinąłby się we Francji taki ruch pomocy dla Polaków, jaki się wówczas rozwinął, gdyby wpierw nie zostały solidnie rozwinięte kontakty polsko-francuskie w zakresie humanistyki9.

Pośrednim refleksem kontaktów nawiązanych przez lata z historykami francuskimi była też gościnność i pomoc, okazana po 1981 r. wielu historykom polskim przez Ambasadę Francji w Warszawie. Tak się złożyło, że jej radcą kulturalnym był wówczas Jacques Fauve, a jego żoną nasza koleżanka - historyczka z EHESS - Antoinette Fauve-Chamoux.

*

Paryż miał jednak też inny, bardziej pośredni wpływ na środowisko polskich historyków - w moim przekonaniu ważniejszy niż wpływ w zakresie ściśle zawodowym. Nazwałbym go wpływem ogólnocywilizacyjnym.

Pobyty w Paryżu umożliwiały nam zwiedzanie samego miasta, Francji oraz nieraz, nawet jeśli z trudnościami, także innych krajów. Umożliwiały zwiedzenie wielu muzeów. Brzmi to banalnie, ale trzeba pamiętać, że dla historyków zwiedzanie zabytków jest nie tylko przyjemnością turystyczną. W końcu niejeden z kolegów dzięki stypendialnemu pobytowi we Francji zobaczył gotyckie katedry, o których uczył studentów.

To, że bywaliśmy na Zachodzie, pozwoliło nam być mądrzejszymi i mniej prowincjonalnymi. Warto pamiętać, że wtedy nawet warszawskie zachodnie ośrodki kultury, takie jak British Council, Czytelnia Francuska, potem Instytut Francuski, pachniały jakoś inaczej, sympatyczniej niż nasze placówki - przy ich sprzątaniu używano bowiem środków czystościowych o przyjemnym zapachu, a nie lizolu. My mieliśmy szanse wąchać ten lepszy zapach z bliska. Widzieliśmy zachodnie życie i kupowaliśmy produkty w normalnie zaopatrzonych sklepach - nawet jeśli możliwości wyboru doprowadzały do bólu głowy niejednego z nas, nieprzyzwyczajonych.

Kupowaliśmy sobie i rodzinom koszule non-iron, swetry, płaszcze ortalionowe, skarpetki, okulary słoneczne i ewentualnie optyczne. Kobiety kupowały torebki, pantofle, kurtki zamszowe i pończochy (rajstopy pojawiły się później). Niewielu z nas było dandysami, niewiele naszych koleżanek, żon, córek czy matek było wielkimi elegantkami, ale te nowe wówczas bądź po prostu łatwiej osiągalne niż w Warszawie produkty były przyjemne i poświadczały związek z lepszym światem. Wielu z nas, w tym także mężczyzn, kupowało w Paryżu nawet bieliznę - gdyż wydawała nam się jakby normalniejsza niż barchanowe kalesony na troczki ŕ la MHD (znajomy Polak z Paryża dziwił się: "Kobiety zawsze kupowały bieliznę w Paryżu, to normalne. Żeby jednak mężczyźni?!" Myśmy zaś odpowiadali: "U nas majtki są okropne, bo towarzysz Gomułka najpewniej nosi długie kalesony na troczki").

Kupowaliśmy w Paryżu drobne artykuły gospodarstwa domowego, które po prostu ułatwiały życie. Przywożone przez nas zielone, szorstkie szmatki do zmywania garnków, gąbki, ściereczki do kuchni, pozwalały nam przyjemniej i wygodniej żyć - zwłaszcza że ówczesne garnki domywały się trudniej niż dziś. Co jednak ważne, nawet te ściereczki pozwalały nam zmniejszyć nasz prowincjonalizm. Nabycie choćby przedmiotów kuchennych czasem pozwalało też załatwić jakąś sprawę bytową. W listach Matki do Ojca do Paryża pojawia się np. prośba o kupienie ekspresu do kawy (to były czasy!) - ażeby móc go dać w prezencie lekarzowi na zakończenie odbywanej kuracji. Liczba listów, w której poruszono sprawę tej maszynki do kawy wskazuje, że wówczas w Polsce jej kupno musiało być dużą sprawą.

Kupowaliśmy artykuły piśmienne od Josepha Giberta, za pomocą których było nam wygodniej pracować. Francuskie BICi nie ciekły jak polskie pióra kulkowe, francuskie fiszki (epoka przedkomputerowa!) były przyjemne, pudełka do nich wygodne. Francuskie notesy miały dobry papier, francuskie spinacze trzymały kartki, a kalendarzyki z jedną kartką na cały dzień były wygodniejsze nawet niż jedyny sensowny w tych latach w Polsce kalendarzyk "Orbisu". Warto pamiętać, że były to czasy, w których prawie nic nie kupowało się w Polsce "normalnie". Nawet zdobycie "orbisowskiego" kalendarzyka bywało problemem. Pamiętam moment, kiedy Żona wyrysowała mi w jakimś zeszycie kalendarz na cały, właśnie zaczynający się rok. W ostatniej chwili udało mi się zdobyć jakiś kalendarzyk fabryczny, ale ten zrobiony przez Żonę zachowuję jako cenną pamiątkę.

Choć dziś trudno w to uwierzyć, przywoziliśmy z Paryża papier do pisania, kalkę maszynową, taśmy do maszyny, koperty lotnicze i przebitki (czy młodsze pokolenie w ogóle jeszcze wie, co to były przebitki?).

Nie ukrywajmy, że pozytywnym aspektem pobytów we Francji nieraz były też dla nas otrzymywane tam pieniądze. Mieliśmy ich mało. Często oszczędzaliśmy na przyjazd rodzin. Przy naszych zarobkach i przy ówczesnym czarnorynkowym kursie walut zachodnich nawet małe sumy przywiezione we frankach były jednak dla wielu z nas poważną pomocą. Nawiasem mówiąc, ten czarnorynkowy kurs powodował, że kupiona za franki choćby mała kawa, przeliczana na bieżąco na złotówki, niekiedy stawała nam w gardle.

Żyjąc we Francji, dowiadywaliśmy się, że można kupić pomarańcze na targu i to nie tylko w przeddzień świąt. Że pójście do restauracji może nie być przykrością i nie musi oznaczać klęski finansowej. Że mogą być restauracje o różnych cenach. Że istnieją restauracje chińskie (chodziliśmy do nich, na francuskie bowiem najczęściej nie było nas stać).

Nawet stołówki studenckie wydawały się nam niezłe w porównaniu z polskimi - podobnie jak różne bary szybkiej obsługi w porównaniu z "karaluchem" przy Uniwersytecie Warszawskim. Stołówka w Cité Universitaire wydawała się wręcz wspaniała. Nie rozumieliśmy narzekań na nią francuskich kolegów. Prawda, że po roku jedzenia tam też byliśmy gotowi już pluć.

Nawet wizyty w tej cholernej Prefekturze, gdzie się załatwiało karty pobytu, przedłużało wizy, brało wizy wyjazdowe itd., były istotne dla naszego ogólnego rozwoju. Mimo stale panującego tam tłoku prefektura robiła lepsze wrażenie niż nasze Wydziały Paszportów i komisariaty. Na pierwszy rzut oka widać było, że panowała tam lepsza niż u nas organizacja.

Podczas pobytów we Francji widzieliśmy, że komunistyczna mania tajności jest rzeczywiście manią. Że można, jak ja uczyniłem, zwiedzić ośrodek atomowy w Saclay czy fabrykę samochodów Renault, wtedy jeszcze w Boulogne Billancourt. U Renaulta dostawało się na zakończenie robiące wówczas wrażenie na Polakach prospekty reklamowe (niestety nie samochody!). O tym, że w swoim czasie robiło na nas wrażenie, iż przeciętni Francuzi często mieli samochody, nie warto mówić. Deux chevaux bardzo nam się podobały, Citroëny DS zresztą też (sic!).

*

Pobyt we Francji umożliwiał poznanie stylu życia francuskich uczelni oraz instytucji naukowych. Zauważaliśmy - bo trudno było nie zauważyć - że koledzy francuscy lepiej zarabiają, a nie podpisują głupich list obecności i nie wypełniają jeszcze głupszych "płacht" planów naukowych. Robiło na nas wrażenie nawet to, że tam wszyscy mogliśmy się posługiwać papierem firmowym - podczas gdy np. w Instytucie Historii PAN jego użycie było zastrzeżone dla dyrekcji (prawda, że nasza sytuacja w Polsce w tym zakresie, podobnie jak w innych, nie była jeszcze najgorsza: w ZSRR firmówki były numerowane jako druki ścisłego zarachowania).

Warunki studiowania we Francji były fatalne w czasie, gdy ja się tam znalazłem jako student na uczelni. Mogłem jednak oglądać rzecz na początku lat sześćdziesiątych niespotykaną w PRL: zamieszki studenckie. To też było coś warte. Prawda, że czasem trudno było nam się wczuć w motywy studentów francuskich, którzy demonstrowali przeciw jakości stołówek czy przeciw brakowi demokracji. Jak wspomniałem, nam te stołówki wydawały się znacznie lepsze od naszych. Co zaś tyczy się demokracji, to wiedzieliśmy, że nie jest z nią jeszcze tak źle, jeśli wolno krzyczeć w jej obronie. Mogliśmy we Francji obejrzeć elementy życia politycznego - poczynając od różnych szczebli wyborów, którymi tam, w odróżnieniu od Polski, ktoś się przejmował. Nawet "walce klasowej", o której tyle nam mówiono u nas, mogliśmy się przyjrzeć naocznie. Dla mnie przeżywane strajki były może nawet bardziej ciekawe niż dokuczliwe. Nie powiem, że od razu nasuwało mi się pytanie, dlaczego w Polsce nie ma strajków, skoro nieraz by się też przydały. Byłoby po prostu nieprawdą, gdybym takie myśli sobie wtedy przypisywał. Nawet bez nich zyskiwałem wszakże pewien obraz niezależny od "Trybuny Ludu".

Z prostej ciekawości poszedłem na pogrzeb Thoreza. Poszedłem nawet na święto "L'Humanité". Nie zrobiłem tego z zamiarem patrzenia na komunistyczne święto złośliwie, jak na jakieś curiosum. Przynajmniej dla mnie to nie były jeszcze wówczas czasy takiego nastawienia. Chciałem po prostu zobaczyć tych francuskich komunistów. Zobaczyłem zaś coś na kształt wiejskiego odpustu, gdzie można było wygrać gęś. Później zrozumiałem, że siła francuskiego ruchu komunistycznego wynikała nie tyle z walki klasowej, ile z funkcjonowania KPF w charakterze narzędzia społecznej reintegracji robotników. Owa partia tworzyła świat dla siebie, gdzie wszyscy byli równi i wszyscy czuli się u siebie. Czuli się dowartościowani, a jednocześnie np. poprzez miejscowego deputowanego-komunistę wchodzili w kontakt z wielkim światem.

Robiła na nas wrażenie stabilizacja życia we Francji. Rządy mogły się zmieniać - ale codzienne życie było stabilne, zupełnie inaczej niż u nas. Paryż nieustająco stał na swoim miejscu. To, że swojemu zaskoczeniu ową stabilnością dała wyraz Matka w liście pisanym podczas pierwszego powojennego pobytu, w 1947 r., nie zaskakuje. Analogiczne były jednak nasze odczucia również później, przy kolejnych pobytach. Pamiętam moje wrażenie, gdy w 25 lat po kupieniu wiecznego pióra wszedłem do tego samego sklepu na Boulevard Saint Michel, by wymienić stalówkę. Sprzedawca potraktował to jako rzecz całkowicie normalną. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie za następne ćwierć wieku. Jeśli nie przyjdę na nie, to zdarzy się tak nie z winy Paryża, lecz dlatego, że w międzyczasie ukradziono mi owo pióro.

*

Dla wielu z nas pobyty we Francji były okazją do czytania bieżącej literatury politycznej o sprawach współczesnych, w tym także polskiej literatury emigracyjnej. W porównaniu z innymi krajami "demokracji ludowej" była ona w Polsce stosunkowo łatwo dostępna po 1956 r. - ale w Paryżu była dostępna tout court i bezpieczniej. Pamiętam, że książki Sołżenicyna po raz pierwszy przeczytałem po francusku. Nieraz z Paryża przywoziliśmy "trefne" książki do Polski - czasem legalnie (w wypadku książek mających cechy publikacji zawodowych), częściej nielegalnie.

Bywając w Paryżu, mogliśmy nawiązać czy podtrzymać znajomość z żyjącymi tam Polakami. Nawet gdy nie byli to ludzie znaczący politycznie - bo z takimi przecież nie wszyscy się kontaktowaliśmy - to owe spotkania miały swoje znaczenie dla rozluźniania zamknięcia kraju.

Nie lubię słowa "normalność", gdyż bardzo trudno je zdefiniować. Po prostu w każdej sytuacji i dla każdego co innego jest "normalne". Trudno mi jednak powstrzymać się przed obserwacją, że bywając we Francji mogliśmy czytać normalną prasę, spotykać się z kim chcieliśmy, chodzić na nowe filmy, normalnie czytać książki, których do Polski nie dopuszczano. Wręcz wyprawy nawet nieśmiałych historyków polskich na Place Pigalle, które przeszły do legendy, były oglądaniem (bo raczej chyba jednak nie zaznawaniem!) normalnego - w jakimś sensie - życia.

W swoich listach z Paryża utrwaliłem wrażenia z Moulin Rouge. Ten show musiał zrobić na mnie wrażenie (może również na mojej kieszeni?). Pamiętam jednak także cichy, ale jakże urokliwy, do dziś istniejący kabaret Lapin Agile na Montmartrze. Takich instytucji wówczas w Polsce nie było lub było ich mało.

Widzieliśmy w końcu w Paryżu, że w codziennym życiu może występować mniej chamskich zachowań niż u nas - zarówno w obsłudze petentów w urzędach, jak w komunikacji czy po prostu w kontaktach między ludźmi. Po każdym powrocie trzeba było mocno uważać, by nie dać się sprowokować np. czyimś chamskim zachowaniem w autobusie.

Wrażenia doznawane we Francji pozwoliły nam mniej zgłupieć niż byśmy, być może, zgłupieli, gdybyśmy siedzieli jedynie w domu. Jest prawdą, że w porównaniu z resztą komunistycznego świata PRL nie była najgorsza. Po 1956 r. najczęściej nie była też już straszna. Była jednak głupia. Rzeczywiście, ten nasz socjalizm to już wyjątkowo jest głupi - grozy można w nim już nie dostrzegać, za to głupoty mnóstwo - pisał w swoim dzienniku Kisielewski pod datą 6 czerwca 1973 r.10.

Przejście wielu z nas przez Paryż było wielką korzyścią cywilizacyjną dla każdego z nas i dla całego środowiska historyków. Utrudniło zamknięcie nas w narzucanej nam zagrodzie. W moim przekonaniu to było ważniejsze niż przeczytanie jeszcze jednej książki lub (i) wysłuchanie jeszcze jednego referatu.

Moje postawienie sprawy zaskoczy z pewnością wielu kolegów polskich i francuskich. Niektórzy z kolegów polskich wolą, być może, pamiętać jedynie o korzyściach zawodowych z pobytów we Francji. Niektórzy spośród kolegów francuskich poczują się z kolei zdeprecjonowani niedostatecznym, być może, docenieniem przeze mnie wagi ich wpływu naukowego na nas. Historyk nie jest wszakże jedynie maszyną do pisania opracowań historiograficznych. Jest przede wszystkim człowiekiem. Tworzy tym lepiej i ciekawiej, im jest nim w pełniejszym wymiarze oraz im sam jest ciekawszy. Podtrzymuję więc, że to przede wszystkim za nasz ogólny rozwój, za nasze niezgłupienie, powinniśmy być wdzięczni kolegom francuskim, którzy nas zapraszali.

Marcin Kula

Marcin Kula - ur. 1943. Historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Autor publikacji prasowych i wielu książek, m.in. "Początki czarnego niewolnictwa w Brazylii", "Narodowe i rewolucyjne" (wyd. "Aneks" i Biblioteka "Więzi"), "Zupełnie normalna historia" (Biblioteka "Więzi" 2000), współwydawca kilkakrotnie nagradzanej pracy "Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych 1890-1891". Mieszka w Warszawie.

1 Jacques Le Goff, "Une vie pour l'histoire. Entretiens avec Marc Heurgon", Editions La Découverte, Paris 1996, s. 130 i n.

2 Michał Tymowski, "Współpraca naukowa Polski z uczelniami paryskimi w zakresie nauk historycznych", "Roczniki Stacji Naukowej PAN w Paryżu", t. II, Paryż 2000, s. 119-125; Andrzej Wyczański, "Odnowienie stosunków naukowych z Francją w 1956 roku", "Kwartalnik Historyczny" 1993, nr 4, s. 265-268. Z niedawnych pozycji o stosunkach polsko-francuskich por. Dariusz Jarosz, Maria Pasztor, Robineau, Bassaler i inni, "Z dziejów stosunków polsko-francuskich w latach 1948-1953", Adam Marszałek, Toruń 2001. Por. także dwie prace niepublikowane: napisaną przez Barbarę Le Goff w 1989 r. w celu uzyskania maîtrise pod kierunkiem Pierre'a Melandri i Roberta Franka w Uniwersytecie Paris X pracę pt. "Les relations diplomatiques Franco-Polonaises (1944-1948)" oraz napisaną przez Tomasza Kędziorę w 1997 r., w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, pod moim kierunkiem, pracę magisterską nt. "Polska dyplomacja we Francji w latach 1944 -1953". Mimo starań nie udało mi się znaleźć wydawcy dla obu tych prac.

3 Małgorzata Willaume, "Polska obecność w nauce i sztuce francuskiej w latach 1919-1939", w: Wiesław Śladkowski, Małgorzata Willaume, Stanisław Wiśniewski, "Polska obecność w kulturze Francji. XVIII-XX wiek (do 1939 r.)", red. Wiesław Śladkowski, UMCS, Lublin 1991, s. 110-161.

4 Stefan Czarnowski, "Le culte des héros et ses conditions sociales. Saint Patrick, héros national de l'Irlande", Alcan, Paris 1919 (wydanie polskie 1956). Por. dziś Daniel Fabre: La question des héros nationaux en Europe ne peut que se placer aujourd'hui sous l'égide de Stefan Czarnowski. Non seulement ŕ cause de son livre sur Saint Patrick, héros national de l'Irlande - qu'il termina dčs 1911 et qu'on oublia ŕ Paris, juste aprčs la guerre, comme un hommage ŕ un savant que l'on craignait disparu - mais surtout parce que sa pensée, ses engagements et sa vie présentent comme un raccourci des questions que l'anthropologie de l'héroďsme réveillé… (Daniel Fabre, "L'atelier des héros", w: "La Fabrique des héros", textes réunis par Claudie Voisenat et Eva Julien sous la direction de Pierre Centlivres, Daniel Fabre et Françopise Zonabend, Editions de la Maison des Sciences de l'Homme, Paris 1999, s. 233).

5 Andrzej Wyczański, op. cit., s. 266-267.

6 Jacques Le Goff, op. cit., s. 132.

7 Ibidem.

8 Andrzej Wyczański, op. cit., s. 268.

9 Por. m.in. Andrzej Chwalba, "Czasy ŤSolidarnościť. Francuscy związkowcy i NSZZ ŤSolidarnośćť. 1980-1990", Księgarnia Akademicka. Wydawnictwo Naukowe, Kraków 1997; Marcin Frybes, "Une expérience de dialogue Est - Ouest. Les dimensions de l'engagement de la CFDT en faveur de mouvement Solidarność", CADIS - EHESS, CFDT - IRES, Paris 1997; tenże, "Rencontre ou malentendu autour de Solidarité?", "CFDT aujourd'hui", nr 100, mars 1991, s. 104-110; Marcin Kula, "Niespodziewani przyjaciele, czyli rzecz o zwykłej, ludzkiej solidarności", przedmowa Jacques Le Goff, posłowie Karol Sachs, Maison des Sciences de l'Homme, Szkoła Nauk Społecznych przy IFiS PAN, Association "Solidarité France - Pologne", Wydawnictwo Trio, Warszawa 1995. Staraniem "Rzeczpospolitej", która w 2001 r. poświęciła sprawie nieco miejsca na swoich łamach, założono witrynę internetową o zagranicznej, w tym francuskiej, pomocy okazanej Polakom w 1981 r.: http:\\www.rp.pl\dziękujemy

10 Stefan Kisielewski, "Dzienniki", Iskry, Warszawa 1996, s. 777.


15.07.2002 - prezentujemy ciekawy tekst omawiający nieznane aspekty relacji między tymi dwoma krajami w latach pięśdziesiątych. Na stronie francuskiej umiescilismy inny tekst, poswiecony "koloniom dla polskich dzieci z Francji" w latach Zimnej Wojny. Pragniemy goraco podziekowac Pani Marii Pasztor i Panu Dariuszowi Jaroszowi za udostepnienie nam obu tesktow. W najblizszym czasie postaramy sie przedstawic Panstwu ich ostatnio wydana ksiazke na temat relacji francusko-polskich w tych trudnych latach

Pierwodruk: "Wiadomości Historyczne" 2001, nr 2, s. 67-78
Dariusz Jarosz
Maria Pasztor

Paryż - Warszawa w apogeum zimnej wojny 1948-1953

Stosunki polsko-francuskie w apogeum zimnej wojny jak dotąd nie wzbudzały zbytniego zainteresowania historyków. Jeżeli już stawały się przedmiotem rozważań, to tylko w aspekcie politycznym ograniczonym czasowo w zasadzie do 1947 r. Cezurę końcową stanowiło fiasko prób zawarcia politycznego sojuszu polsko-francuskiego. Następny chronologicznie okres, który zaczyna byś naukowo opracowywany związany jest z osobą de Gaulle'a i jego koncepcjami polityki wobec Europy Wschodniej.

Zainteresowanie budzi przede wszystkim postępująca od 1958 r. poprawa wzajemnych stosunków, czego spektakularnym efektem była wizyta premiera rządu PRL Józefa Cyrankiewicza we Francji (wrzesień 1965 r.) i de Gaulle'a w Polsce (wrzesień 1967) . Tymczasem w relacjach między Paryżem a Warszawą w latach 1948-1953 nastąpiło spiętrzenie konfliktów, które doprowadziło tego, że osiągnęły one stan najgorszy w całej ich powojennej historii. Odpowiedź na pytanie jak do tego doszło i jak przebiegało wzajemne eskalowanie napięcia wydaje się zadaniem ciekawym i co najmniej równie pasjonującym jak poszukiwanie przejawów współpracy międzypaństwowej i sympatii obu narodów.

I. Preludium (1944-1947)

Analiza relacji między Paryżem a Warszawą byłaby niezrozumiała bez uprzedniego wyjaśnienia kilku kwestii wstępnych związanych z funkcjonowaniem Polonii we Francji i kolonii francuskiej w Polsce. Druga wojna światowa miała dla tych stosunków ważne skutki demograficzne. Wystarczy wskazaś, iż według spisu powszechnego z 10 marca 1946 r. liczba obywateli polskich we Francji wynosiła ponad 420 tys., włącznie z emigracją wojenną, szacowaną na około 100 tys. Polacy stanowili wówczas około 25% ogółu emigrantów we Francji. Emigracja miała charakter robotniczy, głównie górniczy. Pod względem geograficznym w 1946 r. najwięcej Polaków zamieszkiwało w departamentach: Pas de Calais (blisko 89 tys.), Nord (ponad 56 tys.) i Seine (ponad 34 tys., z tego w Paryżu ponad 25 tys.) . Polonia francuska była podzielona politycznie, głównie ze względu na stosunek do rządu na uchodźstwie w Londynie i krajowych struktur władzy, ale różnice między głównymi organizacjami polonijnymi miały swe korzenie w okresie wojny. W środowisku robotników - imigrantów od lat dwudziestych stosunkowo silne wpływy posiadała Francuska Partia Komunistyczna (FPK); w jej strukturze istniały tzw. Polskie Grupy. W 1943 r. powstały pierwsze trójki powiązanej z FPK organizacji młodzieżowej - Związek Młodzieży Polskiej "Grunwald". Rok póżniej zainaugurował dzialalnośś Związek Polskich Kobiet we Francji im. M. Konopnickiej. Od lutego 1944 r., na wzór Francuskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego zaczęły powstawaś Polskie Komitety Wyzwolenia Narodowego (PKWN) . II Zjazd PKWN we Francji obradujący w dniach 28-30 lipca 1945 r. zmienił nazwę organizacji na Rada Narodowa Polaków we Francji (RNPwF). W przededniu tego zjazdu do PKWN należało do niego 26 organizacji, w tym m.in. OMTUR, Stowarzysznie Przyjaciół Młodzieży, Organizacja Pomocy Ojczyśnie (OPO), jak również francuskie oddziały głównych partii politycznych działających w kraju, w tym PPR . Na przeciwstawnym biegunie politycznym znalazły się organizacje skupione w Centralnym Związku Polaków we Francji (CZP), utworzonym na zjeździe paryskim w dniach 27-28 maja 1945 r. CZP wypowiadał się za granicami wschodnimi Polski sprzed II wojny, krytykował władze krajowe (PKWN i Rząd Tymczasowy) za podległośś "obcemu mocarstwu". Wreszcie trzecią centralą organizacji polonijnych było Polskie Zjednoczenie Katolickie (PZK), zachowujące odrębnośś organizacyjną zarówno wobec CZP jak RNPwF. Próby nawiązania ściślejszej współpracy między CZP i PZK napotykały na opory . Różnice dzielące wzmiankowane organizacje znalazy konkretny wyraz w stosunku do najważniejszej dla Polonii francuskiej kwestii - reemigracji. Wezwania do powrotu do kraju płynęły do Polaków od najwyższych przedstawicieli władz krajowych. Najprzychylniej ustosunkowała się do nich RNPwF, wysuwając nawet nierealne hasło powrotu "całej emigracji". Nieprzychylny, a często wrogi stosunek do powrotów deklarowały CZP i PZK. Władze francuskie, w przeciwieństwie do warszawskich, od początku nie były zainteresowane reemigracją cenionej polskiej siły roboczej, a zwłaszcza górników.

Mimo to zorganizowana reemigracja do Polski odbywała się, na podstawie polsko-francuskich umów podpisanych 20 lutego 1946 r. , 28 listopada 1946 r. i 24 lutego 1948 r. W rezultacie liczba rodzin, które wróciły do kraju w ramach zorganizowanej akcji reemigracyjnej wyniosła około 24,5 - 25,6 tys. zamiast planowanych 40 tys. Oznaczało to, iz wraz z indywidualnymi powrotami w roku 1945 można szacowaś liczbę reemigrantów przybyłych z Francji do Polski w latach 1945-1948 na 64-70 tys. osób . O tym, że nie wszyscy z reemigrantów byli zadowoleni z podjętej decyzji świadczy najlepiej coraz silniej manifestowana przez część z nich chęć poworotu do Francji, co znalazło m.in. wyraz w masowo napływających prośbach w tej sprawie do konsulatów Francji w Polsce . Problemy związane z pobytem Francuzów w tużpowojennej Polsce były bez porównania mniejszej wagi. Władze francuskie były zainteresowane przede wszystkim odnalezieniem i repatriacją tych swych rodaków, którzy w wyniku wojny znaleźli się w Polsce. Byli to zarówno jeńcy wojenni, jak i więźniowie obozów koncentracyjnych. Poszukiwania rodaków absorbowały zarówno przedstawiciela Francji przy PKWN i Rządzie Tymczasowym Christiana Foucheta, jak i jego następcę - RogerŐa Garreau . Dla ułatwienia ich repatriacji działały w Polsce: francuski Czerwony Krzyż i Francuska Misja Poszukiwań. W relacjach politycznych między Warszawą a Paryżem w tym okresie kwestią kluczową były dyskusje wokół możliwości zawarcia dwustronnego sojuszu. Perspektywy wzajmenego zbliżenia wynikały ze sceptycznego stosunku Francji wobec uchwał poczdamskich, jak również poparcia Paryża dla osłabiającego Niemcy ustalenia polskiej granicy zachodniej na Odrze i Nysie Łużyckiej. Te względy stały się powodem pojawienia się na jesieni 1945 r. koncepcji paktu politycznego, którego podstawą byłaby wzajemna gwarancja granicy z Niemcami oraz obowiązek konsultacji i koordynacji we wszystkich kwestiach polityki zagranicznej . Brak akceptacji mocarstw dla wysuwanych systematycznie przez Francję rewindykacji w Niemczech (co pokazała konferencja w Londynie w dniach 11 września Đ 2 paździenika 1945 r. ) i związana z tym niechęś Paryża do definitywnego zerwania z Moskwą, kwestia odszkodowań za mienie francuskie w obliczu spodziewanej w Polsce nacjonalizacji - to najważniejsze czynniki, które sprawiały, iż Quai dŐOrsay nie zdecydowała się na odrzucenie propozycji aliansu, podejmując grę na zwłokę. Idea sojuszu wpisywała się w ówczesne koncepcje geopolityczne Charles'a de Gaulle'a, które kontynuował (po jego odejściu z czynnej polityki w styczniu 1946 r.) minister spraw zagranicznych Francji Georges Bidault . Zarówno obawy przed wciągnięciem Francji w orbitę wpływów ZSRR, jak też narastające wątpliwości, czy wiązanie się z Polską zapewni poparcie Stalina dla rewindykacji kosztem Niemiec skłaniały Paryż do coraz większej ostrożności w kontaktach z Warszawą. Stąd kolejne warianty paktu, który od początku 1946 r. miał już byś tylko deklaracją przyjaśni. Idea paktu (deklaracji) odżywała wówczas, gdy Francuzi natrafiali na trudności w forsowaniu swego stanowiska w kwestii niemieckiej. Nieprzypadkowo nastąpiło to po mowie amerykańskiego sekretarza stanu Jamesa Byrnesa z 6 września 1946 r. w Stuttgarcie, w której zakwestionował on nie tylko polską granicę zachodnią, ale również przeciwstawił się roszczeniom Francji wobec zagłębia Ruhry i Nadrenii. Traktat francusko Đ brytyjski przewidujący wzajemną pomoc przeciwko agresji niemieckiej podpisany 4 marca 1947 r. w Dunkierce ograniczał co prawda swobodę manewru strony francuskiej w tym względzie, lecz nie przesądzał jeszcze o ostatecznym zwrocie w polityce Francji. W obliczu konferencji moskiewskiej i spodziewanego poparcia ZSRR dla żądań wobec Ruhry Francuzi podjęli negocjacje z Polakami, pozostawiając ostateczne decyzje w sprawie paktu do jej zakończenia. Fiasko konferencji z punktu widzenia francuskich planów oderwania Nadrenii i negatywna postawa ZSRR w kwestii przynależności Saary oraz dostaw węgla, jak również zaostrzenie konfliktu radziecko - anglosaskiego zadecydowały o ostatecznym zwrocie we francuskiej polityce zagranicznej. Ostatczny cios tym pomysłom zadały amerykańskie decyzje w kwestii integracji zachodnioeuropejskiej (plan Marshalla). W listopadzie 1947 r. Quai dŐOrsay podjęło decyzję o przerwaniu rozmów na temat paktów z Warszawą i Pragą . W ówczesnych stosunkach Francji z Europą Środkowowschodnią szczególne miejsce zajmowała współpraca naukowo-kulturalna, traktowana przez Paryż jako istotny element odbudowywania wpływów Paryża w tym regionie. O wadze jaką nad Sekwaną przywiązywano do tego obszaru aktywności świadczy chociażby fakt, iż w latach 1945-1947 połowa stypendiów rządu francuskiego przeznaczonych dla gości zagranicznych przypadła osobom z tej części Europy.

W tym sensie obiektem zainteresowania Francuzów była również Polska. Zgodnie z sugestiami przebywającej w Polsce w dniach 24 września - 3 paśdziernika 1945 r. misji francuskich profesorów, wysłanej przez Quai dŐOrsay, postanowiono wznowiś pracę Instytutu Francuskiego. Jego oficjalne otwarcie (znacznie póśniejsze niż rzeczywiste podjęcie działalności) w Warszawie i Krakowie nastąpiło w czerwcu 1947 r. Wkrótce zaczęły funkcjonowaś filie w Szczecinie, Gdańsku, Lublinie, Łodzi, Poznaniu i na Śląsku. W Polsce w latach 1945-1947 odbyło się kilka ważnych prezentacji kultury francuskiej (wystawy rysunku, malarstwa, książek), władze lokalne sprzyjały tworzeniu towarzystw przyjaśni polsko-francuskiej. Innym ważnym polem wzajemnych stosunków była wymiana naukowa. W maju 1946 r. w Polskę odwiedziły dwie delegacje francuskich profesorów, w czerwcu 1946 r. w Paryżu przebywała polska delegacja naukowa na czele prof. Stanisławem Wędkiewiczem. Nawiązywały się nici współpracy między uniwersytetami obu państw. We wzajemnych kontaktach problemem ważnym były stypendia na pobyt we Francji. Polska była traktowana szczególnie przyjaśnie przy przydziale stypendiów rządowych: w 1946 r. otrzymała ich 60, nie licząc 8 zaproponowanych dla młodych naukowców przez Centre National des Recherches Scientifiques, 20 dla nauczycieli i 24 wakacyjnych dla studentów . Stpendia na pobyt w Polsce były znacznie mniej liczne i skromniejsze. Już w latach 1945-1947 skomplikowanym problemem wzajemnych stosunków była sytuacja polskiego szkolnictwa we Francji. Największe komplikacje w tym zakresie wywołała nacjonalizacja francuskich kopalń; prywatne szkoły polskie przy nich działające z dniem 1 paśdziernika 1945 r. stawały się szkołami państwowymi. Na początku roku szkolnego 1946/47 w szkołach kopalnianych zaprzestano nauki j. polskiego. Władze warszawskie stopniowo rozszerzały sieś tzw. szkolnictwa konsularnego, zasilanego z budżetu państwa, co budziło opory części emigracji, skupionej wokół CZP i PZK i rozwijającej własną sieć nauczania (tzw. niezależnego). Przed dylematami politycznymi stanęli polscy nauczyciele, zwłaszcza po uznaniu przez Francję Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (29 czerwca 1945) . Sytuację komplikowało stanowisko władz francuskich, niechętnych polskiemu nauczaniu w ogóle, jako utrudniającemu asymilację licznej mniejszości narodowej, ale zmuszonych ze względów taktycznych do jego tolerowania dla uniknięcia ewentualnego konfliktu z polskimi górnikami na tym tle. Najważniejsze kwestie sporne w zakresie kultury, nauki i oświaty regulowała konwencja "dotycząca współpracy intelektualnej", podpisana 19 lutego 1947 r. w Paryżu . Oba rządy zapewniały w niej, iż aby "zachowaś i pogłębiś spuściznę kulturalną oraz dążenia intelektualne" będą organizowaś katedry i lektoraty języka i literatury francuskiej w Polsce i polskiej we Francji oraz instytuty do popierania studiów nad stosunkami obu narodów. Zapowiadano stworzenie stypendiów dla studentów i badaczy naukowych, wspomaganie wymiany profesorów, studentów i uczniów, członków organizacji sportowych i młodzieżowych. Strony miały popierać wzajemną wymianę książek i periodyków, prasy codziennej i innych wydawnictw, organizację wystaw sztuki, wystawianie sztuk teatralnych i filmów oraz zachęcaś radiowe stacje nadawcze obu państw do wymiany programów. Dla realizacji tych celów miała być powołana Komisja Mieszana Polsko-Francuska. Pierwsze jej posiedzenie odbyło się w Paryżu w dniach 3-4 listopada 1947 r. Wśród problemów ekonomicznych wpływających na stosunki polsko-francuskie w omawianym okresie największe kontrowersje wzbudzała tzw. nacjonalizacja przemysłu w Polsce i związane z nią spory o odszkodowanie za upaństwowione mienie francuskie. Mimo trudności i uprzedzeń wzajemne obroty handlowe rosły. W 1946 r. wyniosły 6,27 mln dolarów, w 1947 - 19,8 mln. .

II. Lata przełomu 1948-1949

Istotne zaostrzenie kursu Paryża wobec Warszawy nastapiło w związku z narastaniem przejawów zimnej wojny. Nie wdając się w szczegóły warto przypomnieś symboliczne wydarzenia uznane za symptomy podziału Europy na zwalczające się bloki polityczne: mowa Churchila w Fulton (5 marca 1946 r.), mowa Byrnesa w Stutgarcie (6 września 1946 r.), przemówienie prezydenta USA HarryŐego Trumana przed obiema izbami Kongresu USA 12 marca 1947 r. (ogłoszenie doktryny "powstrzymywania" komunizmu), początki integracji zachodnioeuropejskiej (plan Marschalla - czerwiec - lipiec 1947 r. ) i "zwarcie szeregów" w bloku wschodnim (utworzenie Kominformu - wrzesień 1947 r.). Od połowy 1947 r., jako ważny element tego procesu, rozpoczyna się mocny kurs walki z wpływami komunistycznymi we Francji. Jego głównymi realizatorami są socjaliści (szczególnie minister spraw wewnętrznych Jules Moch), a rozpoczęło go wyjście komunistów z rządu w maju 1947 r. Pierwsze objawy "twardego kursu" władz francuskich wobec Polski i Polaków pojawiły się już na przełomie 1947 i 1948 r. Uderzenie skierowano przeciwko wspieranym przez władze warszawskie organizacjom polonijnym i ich działaczom, w rzeczywistości w większości członkom PPR. Paryż szczególnie irytował aktywny udział komunistów polskich w strajkach, jakie przybrały na sile we Francji w końcu 1947 r. Pierwsze represje dotknęły polskich komunistów we wschodnich departamentach w listopadzie 1947 r. Było to preludium do czynionych przygotowań do delegalizacji PPR na terenie Francji, co nastąpiło w styczniu 1948 r. Kolejna akcja policyjna w departamencie Mozeli nastąpiła 11 lutego. Jej ofiarami byli aktywiści PPR, prokomunistyczni działacze organizacji polskich i przedstawiciele redakcji subwencjonowanej z Warszawy "Gazety Polskiej". Większośś z nich została wkrótce zwolniona. Z relacji składanych przez nich w polskich konsulatach po odzyskaniu wolności wynika, że we francuskich aresztach traktowano ich z niezwykłą brutalnością . Uderzenia policyjne były dotkliwe. Według oceny ambasadora Polski w Paryżu Jerzego Putramenta w wyniku przeprowdzonych aresztowań francuskie MSW było w posiadaniu dokumentów potwierdziających, iż wiele organizacji "demokratycznych" (szczególnie harcerstwo) było subsydiowanych i to "dośś wysoko" przez Ambasadę Polski w Paryżu oraz opanowanych przez członków PPR . Kolejną okazją do uderzenia w polskie środowisko robotnicze był trwający w paśdzierniku i listopadzie 1948 r. strajk górników. Ogółem, według informacji Direction Generale de la Surete Nationale (francuska policja polityczna) z 9 grudnia 1948 r. z powodu udziału w strajkach wydalono (ekspulsowano) 44 Polaków, z tego czterech w trybie natychmiastowym . W styczniu 1949 r. nakaz ekspulsji otrzymało siedmiu Polaków, w tym działacz komunistycznej centrali związkowej CGT Stanisław Napieracz . Nie był to jedyny przejaw narastania napięcia we wzajemnych stosunkach. W końcu 1947 r. między Polską i Francją rozpoczęła się "wojna wizowa". W rezultacie mnożonych trudności i przedłużających się procedur udzielania wiz w praktyce uniemożliwono nawiązywanie kontaktów międzynarodowych uczonym, twórcom kultury, dziennikarzom i politykom.Narastały problemy związane ze statusem osób posiadających podwójne obywatelstwo polskie i francuskie, Francuzek, które poślubiły obywateli polskich (traktowanie ich jako obywatelek Polski i uniemożliwianie powrotu do Francji) itp. Wobec tego, iż strona polska nie wydawała wiz powrotnych dla Francuzów na stałe mieszkających w Polsce, władze francuskie nie udzielały ich również Polakom mieszkającym we Francji . Rok 1948 był ostatnim, w którym wzmiankowana wcześniej akcja reemigracyjna odbywała się na podstawie umowy międzypaństwowej. W omawianym okresie, mimo wzrastających trudności dwustronnego dialogu próbowano jednak rozwiązaś kwestie dotyczące ubezpieczeń społecznych Polaków we Francji. 9 czerwca 1948 r. została podpisana polsko-francuska konwencja generalna o zabezpieczeniu społecznym wraz z układami dodatkowymi i protokołem ogólnym. Zastępowała ona wiele prowizorycznych rozwiązań przyjętych w lutym 1947 r. W zakresie współpracy naukowej i kulturalnej lata 1948-1949 nie dają podstaw do jednoznacznej oceny. Mimo pojawiających się zagrożeń stosunkowo nieśle rozwijał swe prace Instytut Francuski w Polsce. Profesorowie Instytutu nie tylko pracowali w jego licznych oddziałch i filiach, ale również wykładali lub prowadzili lektoraty na polskich uczelniach wyższych. Do stycznia 1950 r. Instytut skupił około 3 tys. studentów zarówno w Warszawie, jak w Krakowie, Poznaniu, Łodzi i Gdańsku. Około 2 tys. studentów korzystało z nauczania prowadzonego przez kadrę francuską na uniwersytetach . O ile rozwój aktywności Instytutu i jego profesorów w Polsce był znaczny, o tyle polskie instytucje naukowe we Francji napotykały na liczne trudności. Mimo złożonych obietnic w Paryżu w przyrzeczonym terminie (luty 1948 r.) nie znaleziono do dyspozycji Polskiej Akademii Umiejętności lokalu odpowiedniego dla umieszczenia tam Stacji Naukowej. 1 czerwca 1949 r. dzięki zabiegom Ambasady Polski, stacja uzyskała siedzibę w domu przy ul. Lauriston nr 74 . Na podobne trudności natrafiało uruchomienie katedry polskiej na Uniwersytecie Paryskim. Zmniejszała się również pula stypendiów, jakie rząd francuski przeznaczał dla stypendystów z Polski. Francuzi protestowali ponadto przeciwko arbitralnemu doborowi kandydatów na wyjazdy naukowe do Francji, praktykowanemu przez kierownictwo polskiego Ministerstwa Oświaty. Do sukcesów w dziedzinie wymiany kulturalnej należy bez wątpienia zaliczyś entuzjastycznie przyjęte w Polsce występy teatru Louisa Jouveta, który w maju 1948 r. przedstawił inscenizację "Szkoły żon" Moliera w Warszawie i Krakowie . Regres zanotowano natomiast w zakresie wymiany radiowej W marcu 1949 r. wypowiedziane zostało przez stronę francuską odpowiednie porozumienie w tej sprawie. Bezpośrednią przyczyną były ataki polskiej prasy emigracyjnej obozu londyńskiego na audycje szkolne nadawane na fali radia Lille . Nie udało się również nadać dużej rangi obchodom 150 rocznicy śmierci Adama Mickiewicza, szwankowała współpraca w organizacji obchodów Roku Chopinowskiego. Przedmiotem narastającego sporu był problem udzielania zezwoleń (autoryzacji) dla nauczycieli zajmujących się polskim nauczaniem we Francji oraz ograniczania nauczania polskiego w szkołach francuskich, do których uczęszczały dzieci polskie . W stosunkach ekonomicznych polsko-francuskich w roku 1948 r. najważniejszym wydarzeniem były rozmowy prowadzone w Paryżu w marcu, które doprowadziły do podpisania "umowy dotyczącej udzielenia przez Polskę odszkodowania dla interesów francuskich, dotkniętych przez ustawę polską z dnia 3 stycznia roku o nacjonalizacji". Owo odszkodowanie miało być dokonane za pomocą dostaw węgla o łącznej wielkości 3 800 tys. ton . Lata 1948-1949 kończyły okres, w którym współpraca gospodarcza polsko-francuska, mimo coraz bardziej dusznego klimatu politycznego rozwijała się. Na potwierdzenie tej opinii można przytoczyć dane dotyczące bilansu wzajemnej wymiany handlowej. W 1948 r. wyniósł on 44,65 mln dolarów, by w 1949 r. osiągnąś rekord - 82,45 mln dolarów, pobity dopiero w 1967 r. Nowy okres, najbardziej napięty w stosunkach polsko-francuskich rozpoczął się wraz z aresztowaniami obywateli francuskich w Polsce, którym postawiono zarzut szpiegostwa.

III. Na dnie (listopad 1949-grudzień 1953)

Atmosfera szpiegomanii, która stanowiła scenerię dla tych aresztowań nie była wymysłem polskim. "Polowanie" na "wrogów" zewnętrznych i wewnętrznych spotęgowało się wraz z narastaniem podziału Europy na dwa przeciwstawne bloki polityczne. W Polsce ideologiczne uzasadnienie dla tej akcji sformułowano w trakcie III plenum KC PPR w listopadzie 1949 r. nie bez powodu nazwanego "czujnościowym". Owa czujnośś wobec wrogów, szpiegujących, dokonujących aktów dywersji i sabotażu, stała się odtąd jednym z najważniejszych cech wizerunku obywatela Polski Ludowej w ogóle, a członka partii komunistycznej w szczególności.

Tendencję tę odzwierciedla wzrastająca liczba skazań za działalnośś szpiegowską prowadzoną w Polsce. O ile w 1945 było ich 5, to w 1946 - 34, 1947 - 106, 1948-152, 1949-172, 1950-208, 1951-195, 1952-213, a w 1953 - aż 307 . Pierwsze mocne uderzenie w obywateli Francji, oskarżonych o dzialalnośś szpiegowską w Polsce nastąpiło 13 marca 1949. To wówczas wydane zostało postanowienie o tymczasowym aresztowaniu Yvonne Bassaler, sekretarki w Konsulacie Francji we Wrocławiu. Wkrótce aresztowano inne osoby, którym tak jak jej zarzucano prowadzenie działalności wywiadowczej. Proces sądowy Yvonne Bassaler i pozostałych pięciu oskarżonych (obywateli francuskich: Bazylego Bukisowa, Józefa Feldeisena, Alberta Hoffmana, obywatela niemieckiego Wilhelma Hilda i polskiego Jana Kubisiaka) toczył się przed Wojskowym Sądem Rejonowym we Wrocławiu w dniach od 16 do 23 grudnia 1949 r. Poszczególni oskarżeni zostali skazani na kary więzienia: Bassaler, Bukisow, Kubisiak - po 9 lat, Feldeisen - na 8 lat, Hoffman - na 7 lat, Hild - na 6 lat . Z ust oskarżonych padło szereg nazwisk przedstawicieli francuskiej misji dyplomatycznej w Polsce, rzekomo zaangażowanych w działalnośś szpiegowską. Najczęściej w tym kontekście wymieniani byli m.in.: Guy Monge, wicekonsul Francji we Wrocławiu, mjr. Alfred Humm, zastępca attache wojskowego Francji, Aymar de Brossin de Mere, m.in. sekretarz - archiwista Ambasady Francji w Polsce, Witold Jaloszynski, sekretarz konuslatu Francji we Wrocławiu, Antoine Martial Boitte - wicekonsul Francji w Warszawie. Aresztowanie a potem proces Bassaler bynajmniej nie był jedynym przejawem narastającego napięcia w stosunkach polsko-francuskich. W tym samym okresie władze francuskie zostały zaalarmowane zniknięciem stypendysty rządu polskiego, slawisty Etienne Decaux. Według ustaleń Francuzów został on aresztowany 23 kwietnia 1949 r. Władze polskie mimo interwencji dyplomatów francuskich w polskim MSZ ukrywały ten fakt aż do 10 września, kiedy to oświadczono, iż został on zatrzymany w trakcie nielegalnego przekraczania granicy polsko-czechosłowackiej . Kolejna fala aresztowań osób podejrzanych o działalnośś na szkodę Polski w powiązaniu z wywiadem francuskim nastąpiła w listopadzie 1949 r. Najważniejszą wśród nich osobą, której aresztowanie i proces doprowadziły konflikt polsko-francuski do zenitu był Andre Simon Gustave Robineau. Ten wówczas młody Francuz (ur. 16 grudnia 1924 r. w Paryżu) był synem Andre Robineau i Eugenii z domu Ciechanowskiej. Do Polski przyjechał po raz pierwszy jeszcze przed II wojną. Jego ojciec otrzymał w Warszawie posadę najpierw profesora, a następnie zastępcy dyrektora w Liceum francuskim. Po epizodzie wojennym (walki w siłach Wolnej Francji) w lipcu 1947 r. powrócił do Warszawy, gdzie jego ojciec objął stanowisko sekretarza generalnego Instytutu Francuskiego. W czerwcu 1948 r. został zaangażowany jako urzędnik (auxilliare) w konsulacie Francji w Szczecinie. Jego aresztowanie nastapiło 18 listopada na Okęciu w momencie, gdy udawał się do samoltu PPL Lot lecącego do Paryża . Obok Robineau do śledztwa w jego sprawie włączono kilka innych osób (Gastona Drueta, Bronisława Sokoła Klimczaka, Zbigniewa Blausztajna vel Borkowskiego, Stefana Pielackiego i Kazimierza Rachtana). Wszyscy oni byli sądzeni w jednym procesie i oskarżeni o szpiegostwo na rzecz Francji. Zachowane materiały wskazują, iż głównym kierunkiem śledztwa było stwierdzenie prowadzenia przez oficjalnych przedstawicieli Francji w Polsce działalności szpiegowskiej względnie jej tolerowania. Obok nazwisk cytowanych już wcześniej przy okazji sprawy Bassaler pojawiły się nowe. Szpiegostwem mieli się trudnić m.in.: do chwili swego wyjazdu do Francji (lipiec 1949) Rene Bardet, wicekonsul Francji najpierw w Szczecinie, a potem (od lipca 1948) w Gdańsku, Ferdinand Renaux - tłumacz attachatu wojskowego Francji w Polsce, Jerzy Trufanow, sekretarz - tłumacz konsulatu w Szczecinie, Ada Coller - sekretarka Bardeta. Działalność szpiegowską mieli tolerować konsulowie Francji w Szczecinie - Jacques Leguebe i Maurice Rivoire. Proces Robineau i pozostałych oskarżonych rozpoczął się przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Szczecinie 6 lutego 1950 r. Wyrok został orzeczony 14 lutego. Oskarżeni zostali uznani winnymi zarzucanych im czynów, w wyniku czego zostali skazani: Robineau na 12 lat więzienia, Druet - na 10 lat więzienia, Sokół-Klimczak - na karę śmierci (wykonana 12 grdunia 1950 r.), Blaustein - na karę 6 lat więzienia, Pielacki - na dożywocie, Rachtan - na karę 8 lat więzienia . Aresztowania Bassaler, Decaux i - szczególnie - Robineau rozpoczynały najbardziej napięty etap w stosunkach polsko-francuskich po II wojnie światowej. Jego cechą charakterystyczną było to, iż o ich kształcie coraz bardziej decydowały resorty spraw wewnętrznych obu państw, w tym ich służby specjalne, a coraz mniej służby dyplomatyczne. Odpowiedś francuska na aresztowania w Polsce była mocna. W dniu 23 listopada 1949 r. rozpoczęły się przeszukania w lokalach polskich organizacji powiązanych z Ambasadą Polski w Paryżu. Władze francuskie aresztowały m.in.: Szczepana Steca, prezesa RNPwF, Artura Kowalskiego - redaktora naczelnego dziennika "Gazeta Polska", Józefa Szczerbińskiego - wicekonsula RP w Lille . Zwłaszcza aresztowanie tego ostatniego wywołało irytację władz polskich. Odpowiedziały na nią w nocy z 25 na 26 listopada: w polskim areszcie znalazł się wicekonsul Francji w Warszawie Boitte. Ponadto kilka dni póśniej ekspulsowano z Polski 9 obywateli francuskich. Repersyjna wymiana ciosów między Polską a Francją trwała nadal. W dniach 10-13 grudnia francuskie MSW aresztowało i wydaliło grupę nauczycieli i inspektorów szkolnictwa konsularnego. Ponadto pozbawiono 30 nauczycieli polskich autoryzacji na nauczanie w szkołach francuskich . Władze warszawskie odpowiedziały na to 13 grudnia żadając opuszczenia Polski przez 11 profesorów Instytutu Frnacuskiego . O kolejnym represyjnym posunięciu władz francuskich polski MSZ dowiedział się 12 stycznia 1950 r. o godz. 10.20. Tego samego dnia wczesnym rankiem policja przy udziale agentów DST dokonała licznych aresztowań. Zostało nimi objętych 50 Polaków (już 13 stycznia osiemnastu ekspulsowano), w tym m.in. publicyści "Gazety Polskiej" oraz Mieczysław Bibrowski, przedstawiciel PAP w Paryżu. 13 stycznia zostały ogłoszone podpisane przez Mocha dwa dni wcześniej akty prawne o zakazie działalności na terenie Francji prowarszawskich organizacji: RNPwF, OPO, Związku Nauczycielstwa Polskiego we Francji, ZMP "Grunwald", TUR, Związku Kobiet Polskich im. Marii Konopnickiej, Związku Polaków b. Uczestników Ruchu Oporu (ZPBURO), Związku des Invalides de Guerre Polonaise en France i Federacji Polskich Towarzystw Muzycznych i Teatralnych . Kryzys w stosunkach polsko-francuskich był na tyle nabrzmiały, że zajęły się nim naczelne władze PZPR. Najbardziej istotne decyzje zapadły na posiedzeniu Sekretariatu w dniu 12 stycznia 1950 r. Postanowiono kontynuować "twardy kurs" wobec Paryża. Zdecydowano bowiem: "1. Przejśś do ofensywy w stosunku do Rządu Francuskiego po linii gospodarczej. W tym celu wysłaś notę, w której Rząd Polski stwierdza, że w obecnych warunkach nie może uplasowaś zamówień na 17 mil. dolarów (samochody). 2. Rozwinąś szeroką akcję propagandową po przez prasę codzienną, masówki i wiece robotnicze. 3. Porozumieś się z towarzyszami z KC KPF w sprawie wzmocnienia propagandy masowej i zmobilizowania opinii mas francuskich w sprawach stosunków z Polską. 4. Przygotowaś nie póśniej jak w końcu stycznia proces Robineau [...]. 5. Zamknąś Instytut Francuski, opieczętowaś lokale, wystosowaś w tej sprawie notę, że w związku z obecna sytuacją Rząd Polski nie widzi możliwości działania Instytutu" . Ten krótki dokument ma wręcz kapitalne znaczenie dla analizy dalszych wydarzeń na linii Paryż-Warszawa. To, co się działo w najbliższych tygodniach było dokładną realizacją ustalonego wówczas scenariusza. 13 stycznia polski MSZ przekazał Ambasadzie Francji lakoniczną notę, w której komunikował decyzję rządu o zawieszeniu działalności na terytorium Polski Instytutu Francuskiego i jego filii. Decyzję uzasadniano narastaniem nieprzyjaznej atomosfery wynikającej z polityki rządu francuskiego i pogwałceniem przezeń konwencji kulturalnej . Do siedziby Instytutu Warszawie i filii terenowych weszli funkcjonariusze bezpieczeństwa, dokonując przeszukań i zabierając dokumentację. Niemal nazajutrz po uchwale Sekretariatu KC rozpoczęła się akcja przedsięwzięś propagandowych realizowanych zarówno w Polsce jak i Francji. Jednym z jej fragmentów były organizowane z polecenia Centralnej Rady Związków Zawodowych masówki i wiece robotnicze. W 1950 r. uchwalono na nich prawie 1700 depesz i rezolucji potepiających postępowanie władz francuskich . Robotnikom szli w sukurs intelektualiści. W dniu 23 stycznia Ogólnopolski Komitet Obrońców Pokoju zorganizował na Politechnice Warszawskiej wiec z udziałem gości z Francji: członka Biura Politycznego Komunistycznej Partii Francji (KPF) Charles Tillon, przewodniczącego francuskiego Związku Bojowników o Wolnośś i Pokój i byłego ministra Yves FargeŐa z małżonką, byłego ministra sprawiedliwości i przewodniczącego Francuskiego Komitetu Obrony Immigrantów Justin GodartŐa oraz komunistycznej dziennikarki Dominique Desanti. Francuscy komuniści odcięli się na nim od antypolskich działań Paryża . Ponadto w prasie znalazły się również głosy oburzenia wybitnych polskich twórców. Julian Tuwin ogłosił swój list otwarty do Louis Aragona, w którym pytał: "Poeto! Co się stało z Twoją ojczyzną [...] Jak się to staś mogło, że po mieście światłości ugania się na czele żandarmów minister spraw wewnętrznych Francji, poluje na ludzi, jak cowboy w prerii na bawoły, aresztuje ,więzi, deportuje moich rodaków i na całego używa sobie swojej <> władzy, ku uciesze całej międzynarodowej kanalii reakcyjnej i za jej aprobatą , a kto wie czy nie rozkazem".

Podobną akcję protestacyjną próbowano rozwijaś na terenie Francji. 14 stycznia prasa polska poinformowała o przyjęciu przez Biuro Polityczne KC KPF odpowiedniej rezolucji potępiającej akcję policji francuskiej przeciwko polskim organizacjom . Do kampanii włączyła się również CGT. Zgodnie z planem opracowanym w KC PZPR rząd polski wstrzymał plasowania zamówień w przemyśle samochodowym do czasu unormowania wzajemnej wymiany handlowej. Rząd francuski w odpowiedzi odroczył rokowania, które miały na celu odnowienie umowy o wymianie towarów (clearingowej) na rok 1950 i odrzucił polską propozycję ustanowienia prowizorium w tej sprawie. Stan napięcia w stosunkach wzajemnych, zapoczątkowany wydarzeniami opisanymi wcześniej utrwalił się na kilka następnych lat. Francuzi, dla których los więzionych w Polsce był kwestią najważniejszą próbowali badaś możliwości ich zwolnienia. Obie strony miały w swych więzieniach zakładników, którzy mogli byś przedmiotem "handlu wymiennego". Najpierw Warszawa musiała zdobyś się na gest, który by umożliwił nawiązanie rozmów w sprawie uwolnienia Szczerbińskiego. Gest ten wykonano: 10 czerwca 1950 r. został ekspulsowany z Polski Etienne Decaux . Jednak to nie wystarczyło: Francuzi zażądali, aby Polacy "zapłacili" za zwolnienie polskiego wicekonsula - uwolnieniem jego francuskiego odpowiednika. Obie strony doszły do porozumienia. W dniu 30 czerwca 1950 r. więzionemu w Metzu Szczerbińskiemu wręczono akt ekspulsji z Francji. W dniu 12 lipca terytorium Polski opuścił Boitte . Podobny charakter miały decyzje podjęte na najwyższym szczeblu w Warszawie i Paryżu pod koniec tego roku. W rezultacie podjętych konsultacji prezydent Vincent Auriol ułaskawił skazanego na śmierś Polaka Jana Kabacińskiego, a prezydent Bolesław Bierut 29 grudnia 1950 r. skorzystał z takiego samego prawa w stosunku do Bassaler . Te spektakularne posunięcia, mające świadczyś o poszukiwaniu detente we wzajemnych stosunkach przeplatały się jednak z aktami represji, bynajmniej nie jednostkowymi. Dośś powiedzieś, że w wyniku tylko jednej akcji policynej w dniu 7 września 1950 r. ekspulsowano z Francji do Polski 70 osób . W 1952 r. liczba osób wydalonych wyniosła 45 . To wówczas policja francuska zastosowała po raz pierwszy deportację ekspulsowanych na Korsykę, do czasu uzgodnienia sposobu przetrasportowania ich do Polski . Nadal ściśle inwigilowano działalnośś polskich organizacji budzących podejrzenia o kontakty z polską Ambasadą i konsulatami. Z tego powodu nie oszczędzono nawet organizacji sportowych, czego widomym efektem było rozwiązanie Polskiego Związku Piłki Nożnej we Francji w dniu 29 listopada 1950 r. Stan napięcia na linii Paryż-Warszawa umacniała podjęta w końcu 1952 r. decyzja władz francuskich o zamknięciu "Gazety Polskiej" i czasopisma "Polska i Świat" . Raporty polonijne konsulów zdają się świadczyś, iż stały nacisk i inwigilacja policyjna środowisk polskich odniosły skutek nie tylko w postaci zaniku szerokiego zaangażowania w imprezy i pracę organizacji powiązanych z oficjalnymi przedstawicielstwami polskimi we Francji, ale również we francuskie życie polityczne. Coraz większa częśś starej emigracji naturalizowała się i nie chciała ryzykowaś pozbawienia obywatelstwa francuskiego ze względu na ewentualnie śle widziane przez władze zaangażowanie polityczne. Ten sam mechanizm miał wpływ na postawy młodzieży . Polonia we Francji miała coraz trudniejszy dostęp do nauczania w języku polskim. Władze francuskie w ramach represji od 1951 nie udzieliły autoryzacji żadnemu z ubiegających się polskich nauczycieli konsularnych . Ograniczeniu uległo nauczanie polskie w szkołach francuskich. Prowadzenie takiej nauki tzw. systemem chałupniczym, w domach Polaków było przez władze francuskie traktowane jako nielegalne i wywoływało represje wobec nauczycieli, zagrożonych z tego powodu ekspulsją. Klimat napięcia w stosunkach bilateralnych negatywnie odbijał się również na współpracy ekonomicznej. Embargo nałożone na sprzedaż do Polski artykułów strategicznych (Polska zabiegała o aluminium) skutecznie ograniczyło saldo wzajemnych obrotów. Osiągnęły one dno w 1953 r. - wyniosły wówczas 28,54 mln dolarów . Błędne koło wzajemnych represji, które zaczęło się kręciś w zawrotnym tempie od końca 1949 r. stopniowo jednak zwalniało swój bieg. Bez wątpienia najważniejszym czynnikiem owych zmian była stopniowa odwilż w sytuacji międzynarodowej, zapoczątkowana śmiercią Stalina w marcu 1953 r. Już w końcu 1952 r. dyplomaci obu państw sondowali możliwości otwarcia dwóch bibliotek francuskich w Polsce w zamian za osiągnięcie modus vivendi w sprawie statusu polskich nauczycieli we Francji. W 1953 r. podejmowane były dyskusje w sprawie unormowania sytuacji Biblioteki Polskiej w Paryżu i ewentualnego wznowienia zwiniętych w 1952 r. polskich tytułów prasowych we Francji oraz odrodzenia zlikwidowanych organizacji społecznych. Już w 1952 r. zrodził się projekt wyjazdu Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze do Paryża. Dla Francuzów jednak sprawdzianem intencji władz warszawskich był stosunek do kwestii uwolnienia obywateli francuskich przebywających w polskich więzieniach. Oczekiwały na polski ruch w tej sprawie. I doczekały się: 21 grudnia 1953 r. Rada Państwa skorzystała z prawa łaski w stosunku do Andre Simona Robineau i Gaston'a Drueta. Obaj zostali zwolnieni z więzienia i wydaleni z terytorium PRL.W stosunkach polsko-francuskich rozpoczął się okres ocieplenia.


Rzeczpospolita | Fundacja Polska - Francja 2004 | Association "La Pologne en France 2004" | E-mail