DLibra System Zbiorów Zdigitalizowanych

Opis kolekcji
Kolekcje tematyczne >  Juliusz Słowacki > 
Juliusz Słowacki


Człowiek   Życie   Twórczość   Maski Słowackiego


W kolekcji poświęconej Juliuszowi Słowackiemu odnaleźć można najcenniejsze zbiory Biblioteki Narodowej, takie jak rękopis Balladiny z 1834 roku, czy Krak – niedokończony dramat z poprawkami naniesionymi ręką Antoniego Małeckiego. W zbiorze autografów znajduje się też Odpowiedź na psalmy przyszłości nazywana „rękopisem warszawskim” i różniąca się od pierwodruku z 1848 r. Ciekawym źródłem wiedzy o Słowackim są także autografy listów do Joanny Bobrowej i Antoniego Hłuszniewicza.


Listę prezentowanych w kolekcji pierwodruków dzieł Słowackiego można zacząć od Kordiana: części pierwszej trilogji… wydanego w 1834 roku nakładem własnym autora. Nieznany wydawca opublikował w 1839 roku Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle. Wydawaniem innych dzieł zajęła się Księgarnia i Drukarnia Polska w Paryżu. I tak powędrowały do rąk czytelników: Anhelli (1838), Balladyna (1839), Trzy poemata (1839), Mazepa: tragedya w 5ciu aktach (1840), Lilla Weneda: tragedija w 5 aktach (1840). W zbiorach CBN Polona znajduje się też pierwsze wydanie Genezis z ducha (Warszawa 1884), opublikowane z rękopisów po śmierci autora.


Znaczącą pozycję w kolekcji zajmują wydania zbiorowe dzieł Słowackiego. Najstarsze to Poezye Juliusza Słowackiego (T. 1, T. 2, T. 3, 1832) wydane w Paryżu przez Teofila Barrois i Hektora Bossange. Wymienić można również wydania lwowskie: Antoniego Małeckiego Pisma Juliusza Słowackiego (T. 1, T. 2, T. 3, T. 4, 1880) oraz Henryka Biegeleisena Dzieła Juljusza Słowackiego (T. 1, T. 2, T. 3, T. 4, 1894). Warto dodać jeszcze warszawskie wydanie Pism Juliusza Słowackiego z 1899 roku, których cztery tomy z przedmową Piotra Chmielowskiego opublikował Gebethner i Wolff (T. 1, T. 2, T. 3, T. 4, 1899).


Na stronie biblioteki cyfrowej Polona można śledzić historię krytyki literackiej poświeconej Juliuszowi Słowackiemu. Sprawdzić, co o wieszczu pisali współcześni (Cyprian Kamil Norwid O Juliuszu Słowackim w sześciu publicznych posiedzeniach…, Paryż 1861) i potomni (Bronisław Chlebowski Słowacki i Szekspir, Warszawa 1909). Kolekcja daje możliwość skupienia się na wybranym motywie twórczości. O kobietach w utworach Słowackiego dowiemy się sięgając do książek: Michał Bałucki Kobiety dramatów Słowackiego (Kraków 1867) i Piotr Chmielowski Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego (Warszawa 1873).


O tym, jak Słowacki funkcjonuje w zbiorowej pamięci, mówią wiele fotografie Edwarda Hartwiga. Autor zdjęć dokumentował spektakle wystawiane m.in.: w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie, w Teatrze Nowym w Warszawie. Na zdjęciach Edwarda Hartwiga obejrzeć można na przykład Emila Karewicza i Włodzimierza Bednarskiego w Horsztyńskim (fot. 1, fot. 2) w reż. Mariusza Dmochowskiego. Ciekawą propozycją dla miłośników teatru są zdjęcia spektakli gościnnych, chociażby Lilly Wenedy ( fot. 1, fot. 2, fot. 3, fot. 4) w reż. Arnolda Szyfmana wystawionej na scenie Teatru Kameralnego w Moskwie.


By przejść do przeglądania dokumentów cyfrowych należących do kolekcji kliknij "Lista publikacji" w menu po lewej stronie


Prezentacja sylwetki autora i panorama twórczości: Jarosław Ławski


Człowiek


Juliusz Słowacki – jeden z trójcy narodowych wieszczów, stawiany tuż obok Mickiewicza i Krasińskiego, a zarazem enfant terrible polskiej literatury romantycznej. Poeta-prowokator i zarazem artysta, który sam sobie przepowiedział tonem zupełnej pewności:

I moje będzie za grobem zwycięstwo!...[1]

Trudno nam dziś zrozumieć, dlaczego twórca, którego uznajemy za prekursora nurtu ironicznego czy groteskowego w literaturze XX-wiecznej, przyjmowany był z taką obojętnością, a częściej jeszcze niechęcią przez swych współczesnych. Nie był typem skandalisty, lecz także obca mu była postawa pisarza-wyrobnika realizującego zamówienia czytającej publiczności na poczytne i lekkie dzieła, bądź rola krzepiciela narodowego ducha w chwilach rozbiorowej klęski. W żaden też sposób nie potrafił podporządkować się autorytetowi Mickiewicza, który w oczach emigrantów wyznaczał kierunki narodowej literatury, jej poetykę i ideologię, przesiąkniętą mesjanizmem. Słowacki był gorącym patriotą, ale na polskość i Polaków, na historię Rzeczypospolitej potrafił patrzeć oczami Europejczyka, ironisty i wizjonera. Może właśnie dlatego – jako pisarz nie schlebiający nawykom polskiego odbiorcy, rywal Mickiewicza, a także jako twórca o przebogatej wyobraźni i niesłychanej erudycji, którą z ostentacją eksponował – został niemal zupełnie pominięty przez współczesnych mu Polaków.

W Europie XIX-wiecznej, mimo iż próbował sił jako autor pisanych po francusku dzieł (Król Ladawy, Beatrix Cenci), nie był znany. Nie tłumaczono go chętnie także w XX wieku na języki obce” [2]. W istocie dla tłumacza jego wyrafinowana formalnie, gęsta od symboli i mitów liryka lub niesłychanie wieloznaczne dramaty stanowiły nie lada wyzwanie. Jak na ironię, utwory dramatyczne nie doczekały się też za życia pisarza obecności na scenach: jedynie Mazepę wystawiono 13 grudnia 1847 roku w Budapeszcie w... przekładzie na węgierski dokonanym z języka niemieckiego[3].

Współcześni nie szczędzili Słowackiemu głosów krytycznych. W licznych opiniach o nim wydobywano przede wszystkim egotyzm poety, jego niemal narcystyczny sposób widzenia świata. Słowackiego postrzegano także, nie bez pewnej słuszności, jako człowieka o zmiennych nastrojach, z łatwością przechodzącego od czułości, a nawet czułostkowości do postawy wyniosłej, wypełnionej to ironią i sarkazmem, to znów wzniosłością i patosem. Na tym tle kontrastowo odbijała się fizyczna sylwetka pisarza, którą w wymowny sposób ujął późniejszy arcybiskup warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński (1822-1895), kanonizowany w 2009 roku. Poznał on poetę w grudniu 1847 roku w Paryżu i stał się jednym z jego najbliższych przyjaciół. W Pamiętnikach zanotował on: „Powierzchowność miał [Słowacki] bardzo niepospolitą: budowa ciała wątła, mało rozwinięta, z jednym ramieniem nieco podniesionym, z piersią zapadłą i wychudłymi rękami, ukoronowana była głową kształtną o wyniosłym czole, spod którego świeciły ogromne czarne oczy, patrzące tak głęboko i wyraziście, iż wzrokiem jednym mógłby całe poemata wypowiadać”[4].

Opinie wyrażone przez Felińskiego należą do dość nielicznych tak pozytywnych wypowiedzi o poecie. Słowackiego widziano jako człowieka chorowitego i o słabym charakterze, zgorzkniałego i stale poirytowanego z powodu słabego lub niechętnego odbioru jego dzieł. Przy tym ponad miarę ambitnego, bo pragnącego rywalizować w słowie poetyckim z samym Mickiewiczem. I taki krzywdzący stereotyp utrwalił się na długo w pamięci zbiorowej.

Tymczasem odbył on długą i wyczerpującą podróż do Włoch, Grecji, Egiptu, Syrii, Libanu, wymagającą wytrwałości, siły fizycznej i psychicznej odporności. Również słabość charakteru trudno przypisać poecie, który, jak to odnotował pamiętnikarz, potrafił niemal zabić ironicznym spojrzeniem: „Mały, czarny wąsik zaledwie ocieniał wąskie, lecz bardzo ruchome wargi, na których każde odbijało się uczucie, tak iż na przemian już to drżały one rzewnym wzruszeniem, już zaciskały się gniewem, już wreszcie wykwitał na nich wyraz takiego szyderstwa, iż biada, temu, kto ten ironiczny uśmiech wywołał: żadna zniewaga nie zabolałaby go tyle, co ta lekceważąca wzgarda. Ze wszystkich wieszczów naszych, nie wyłączając nawet Mickiewicza, który w chwilach natchnienia przeistaczał się nie do poznania, żaden nie miał oblicza tak uduchowionego w życiu codziennym jak Słowacki” (Feliński)[5].

Przy tym wszystkim był Słowacki człowiekiem, którego w pierwszym rzędzie interesowały świat i człowiek. W świecie i w ludzkim podmiocie szukał zasady, która jest ich podstawą. Być może wpływ na to miało zagrożenie śmiertelną chorobą, jaką wówczas była gruźlica, na którą umarł jego ojciec. Słowacki nigdy nie był również człowiekiem obojętnym w sprawach wiary oraz religii. I choć w młodości, jak sam napisał, utracił wiarę, to obce mu były postawa agnostyka, indyferentyzm czy jakiś programowy ateizm. W 1832 roku tak wspominał okoliczności swego chrztu, dokonanego 22 kwietnia 1827 roku na 17-letnim młodzieńcu przez ks. Andrzeja Kłągiewicza w kościele św. Jana w Wilnie: „Chrzciłem się razem z Hersylią z oleju, bo dotąd z wody tylko byłem chrzczony; dziwna jest, że ten chrzest otrzymywałem wtenczas, kiedy już zaczynałem tracić wiarę…”[6]. Całe życie pisarz, mimo wszystko, poszukiwał Boga. To właśnie w czasie podróży na Wschód zapoczątkował się przełom religijny Słowackiego, który doprowadził go aż do Koła Sprawy Bożej założonego w 1842 roku w Paryżu przez Andrzeja Towiańskiego. Koło towiańczyków wielu określa mianem „sekty religijnej”. Trzeba jednak podkreślić, że był Towiański osobowością charyzmatyczną. Słowacki po okresie towianistycznym przeżył swój własny „przełom mistyczny” bądź religijny, który jeszcze bardziej odizolował go od polskich emigrantów. Postrzegali go oni jako byłego towiańczyka, heretyka, który popadał w coraz cięższe błędy doktrynalne, wiódł jałowy, jeśli nie szaleńczy spór z Kościołem. Towiańczycy z kolei widzieli w nim odstępcę, który dla miłości własnej wyrzekł się nauki Mistrza Towiańskiego[7].

W latach 40-tych pogorszył się gwałtownie stan zdrowia poety, cierpiącego już wtedy na gruźlicę, chorobę podówczas nieuleczalną. Słabnięciu sił ciała towarzyszyła przemiana wewnętrzna, duchowa. Dawny ironista stał się teraz wyznawcą wiary w Ducha, w spirytualną zasadę całego kosmosu, która ma charakter dynamiczny, ewoluuje ku wciąż wyższym formom, formom ponadczłowieczym, anielskim, a w końcu Boskim[8]. Przyjaciele poety tacy jak Feliński zauważyli też, iż dokonała się zmiana w zachowaniach Słowackiego: „A nie tylko wyraz twarzy, lecz i mowa jego nie schodziła nigdy z wyżyn poetycznego nastroju. W epoce, w której go poznałem, tj. na parę lat przed śmiercią, nie widziałem go ani razu w usposobieniu nie mówię już trywialnym, ale pospolitym nawet. Czuć w nim było zawsze mędrca i poetę, zajętego wyłącznie kwestiami ducha i wieczności albo opatrznościowego posłannictwa narodów”[9]. Temu pięknemu świadectwu należy jednak przeciwstawić inne, relacje i opinie tych, którzy widzieli w nim, jak Konstanty Gaszyński, wciąż egocentryka, a nawet opiumistę, który narkotyczne wizje przedstawia jako widzenia mistyczne: „Był już wówczas bardzo mizerny, w ciągłej gorączce, gdyż jak mówiono, zażywał opium, aby sprowadzić widzenia, które nieraz mi opowiadał. Nerwy jego były kompletnie roztrzaskane, organizm złamany”[10].

Nie mniej złośliwe sądy wygłaszał o Słowackim niedawny jeszcze przyjaciel, Zygmunt Krasiński. Przyjaźń Słowackiego i Krasińskiego, zawiązana w Italii w 1837 roku, rozpadła się ostatecznie po upublicznieniu, raczej nieprzeznaczonej do druku, Odpowiedzi na „Psalmy przyszłości”. Krasiński z zainteresowaniem śledził dzieje towianizmu, krytykował ten nurt religijnej myśli emigracyjnej. Był też bardzo krytycznie nastawiony do „mistycznych”, „genezyjskich” objawień Słowackiego. W liście do Augusta Cieszkowskiego z gorzką satysfakcją skwitował relację ze spotkania Gaszyńskiego ze Słowackim:

„Nicea, 23 stycz[nia] 1876. – ...Fanatyzm własnej próżności, doszły do szaleństwa. – Cześć samemu sobie oddawana. – Boże mój! że też ta niecna próżność wszystko karli i gubi u nas. – Najznakomitsze Duchy na nią umierają! Szkoda Juliusza! Wybornie Gaszyński opisuje z nim rozmowę: „po długim zbijaniu przeze mnie jego marzeń on rzekł do mnie: »a więc widzę, że mnie masz za wariata«. Odpowiedziałem mu : »za wariata nie, lecz za człowieka, który diabelnie się błąka« i dodałem: »a ty zapewne mnie masz za niskiego głupca?«. »Za głupca nie – odpowiedział – ale za człowieka, który w światło iść nie może«”[11].

Trzeba jednak stwierdzić stanowczo, iż był Krasiński – obok matki i Mickiewicza – jedną z trzech najważniejszych osób w życiu Słowackiego. W pismach takich, jak listy do przyjaciół czy Kilka słów o Juliuszu Słowackim (1841), dał świadectwo znakomitego rozumienia twórczości autora Kordiana, w której dostrzegł pomieszanie „tragiczności i komiczności”, ironię i humor, a także próbę stworzenia własnej, nowoczesnej mitologii: „Dziś inaczej – dziś pojedynczy człowiek, dziś sam poeta musi mit cały ukształcić, a kształtując go, wie o nim”. Taki mit Krasiński dostrzegł w Balladynie.

O tym samym dramacie nieugięty, zdolny i złośliwy krytyk-wróg Słowackiego, Stanisław Ropelewski, wyrokował z kolei bez litości: „W czym te kilkadziesiąt scen bez logicznego związku między sobą, bez względu na czas i miejscowość, bez poezji, bez stylu, bez historycznej prawdy; w czym ten dialog, pełen niedorzeczności i krwi, ma rozjaśnić starożytne dzieje Polski? nie wiem. Kiedyśmy doczytali ostatniego wiersza i zobaczyli ów błogi wyraz k o n i e c, zdjęło nas jakieś zdumienie i powątpiewanie zarazem”[12]. Można dziś recenzję Ropelewskiego, człowieka utalentowanego, uznać za jedną z najstraszniejszych gaf krytycznoliterackich w dziejach naszej literatury.

Słowacki przez całe życie pozostał człowiekiem samotnym, nigdy się nie ożenił. Widzia-no w tym najróżniejsze przyczyny: trudny, introwertyczny charakter, chorowitość, a nawet wypatrzono mizoginię czy skłonności homoerotyczne. Lubił jednak, co trzeba podkreślić, flirtować z kobietami, taki charakter miały jego relacje z Ludwiką Śniadecką, Eglantyną Pattey, Marią Wodzińską, Joanną Bobrową. We Włoszech burzliwą noc miał spędzić z jakąś bliżej nieznaną „Fornariną”, a na Wschodzie interesowały go kobiety arabskie i „ładna Abisynka” zobaczona w Kairze na targu niewolników. Nie mamy jednak – inaczej niż w przypadku Malczewskiego, Mickiewicza, Krasińskiego czy Kraszewskiego – żadnych świadectw jakiejś naprawdę gorącej, zmysłowej miłości Słowackiego. Co zresztą czyni z poety osobowość jeszcze ciekawszą, bardziej przecież tajemniczą.

Głębokie, choć niejednoznaczne relacje wiązały go z matką, Salomeą Słowacką-Bécu. Łączyła go z matką wielka synowska miłość, lecz już w młodości ciążył mu jej wpływ, myślał więc o wydostaniu się spod tej opieki. W pamiętniku tak ocenił swe relacje z rodzicielką: „Matka wymagała ode mnie ciągłej otwartości i zwierzania się…to być nie mogło… Wymagała tego ode mnie wtenczas, gdy się właśnie uczyłem wszystko w sobie zamykać – i łzy pożerać w milczeniu – stąd ciągłe jej skargi – i nudzący mnie płacz. I wychowywany między kobietami, pragnąłem jak najprędzej z rąk ich się wyrwać – i być samotnym. – Matkom trzeba by wmówić tę prawdziwą maksymę, że wszystko, co one starań dają swoim dzieciom, dzieci nie im samym, ale swoim kiedyś dzieciom oddawać powinny”[13].

Jako spełnienie pragnienia o uwolnieniu się od nadopiekuńczej chyba matki potraktował też emigrację, a potem nawet podróż na Wschód. Przez całe emigracyjne życie pisał do matki listy, podpisywane „Twój syn Juliusz”, „Jul.”, a nawet „Twoja Zośka” czy „Twoja Zofija”. Do matki, z którą spotkał się jeszcze tylko raz, pod koniec życia w 1848 roku we Wrocławiu, zwracał się „Najdroższa Matko moja”, czasami zaś „Sally”. Przymiotnik „najdroższa” towarzyszył jednak tej korespondencji do końca, i nie był li tylko konwencjonalnym zwrotem listowym, ale wyrazem prawdziwej miłości. Około 1848 roku, a więc pod koniec życia, zapisał zresztą niezwykłej piękności liryk matce poświęcony, pokazujący głęboki, nierozerwalny związek dziecka i matki:


"W ciemnościach postać mi stoi matczyna –

Niby idąca ku tęczowej bramie.

Jej odwrócona twarz patrzy przez ramię

I w oczach widać, że patrzy na syna"[14].


Syn prowadził mimo wszystko z matką skomplikowaną grę uczuciową: koloryzował swe dokonania literackie oraz sukcesy towarzyskie, autokreował się, zapewniał stale o tęsknocie i świetnym stanie zdrowia, choć musiało być ono czasem gorsze, czasem lepsze. W okresie twórczości zwanym genezyjskim („mistycznym”) przedstawiał matce swą wizję świata jako „wielkiej fabryki ducha”, co wywoływało u niej niemałe zdumienie, a nawet troskę o zdrowie psychiczne syna. To bez wątpienia na cześć matki, o czym jej donosił w listach, bohaterki Horsztyńskiego i Snu srebrnego Salomei, Księdza Marka (przemiana Żydówki Judyty w Salomeę) nazywał imieniem Salomea, mimo że były to kreacje bardzo niejednoznaczne, takie, które nie mogły przypaść do gustu pani Słowackiej-Bécu. Jej rysy nosi także postać Matki Wdowy w Balladynie. Ze swej strony matka nieustannie mitygowała syna, okazując uczucia, równocześnie starała się na niego wpływać. Znamy dziś tylko jeden zachowany list Salomei Słowackiej do syna z 5/17 maja 1839 roku. Natomiast blok listów syna do matki stanowi trudne do rozwikłania arcydzieło epistolografii, w którym prawda i zmyślenie, historia świata i życie wewnętrzne, fakty i autokreacja, tęsknota i pragnienie samotności mieszają się ze sobą. Nie można o tym zapominać, powołując się zresztą na jakiekolwiek listy Słowackiego jako na świadectwa życia i historii, epoki i egzystencji.

Zupełnie inny charakter miały relacje poety z Mickiewiczem. Trudno tu mówić o wzajemnym uznaniu. Słowackiego poznał Mickiewicz w salonie Salomei Słowackiej-Bécu w Wilnie w 1822 roku. Urodzony w 1809 roku Julek liczył więc około 13 lat. Starszemu o wiele Mickiewiczowi pokazywać miał wtedy swe pierwociny poetyckie, które ten podobno chwalił. Ta wzajemna relacja niemal jeszcze dziecka i sławnego debiutanta, a zaraz potem poety narodowego Mickiewicza, zapewne zaważyła negatywnie na późniejszych stosunkach obu wieszczów. Słowacki miał prawo czuć się urażony nieco paternalistycznym stosunkiem Mickiewicza do niego. Po debiucie Słowackiego to Mickiewicz wyrzekł o jego powieściach poetyckich sławetne słowa, że jest to piękny kościół, ale bez Boga. Twórcę Pana Tadeusza mogły z kolei razić i talent mistrzowsko władającego słowem Juliusza, i jego wybujały egocentryzm.

Wyjeżdżając do Rosji w październiku 1824 roku wpisał Mickiewicz do sztambucha Salomei Słowackiej piękny i niezdawkowy wiersz [W imionniku S. B.] [Jaśniały chwile szczęśliwe] (1824). Nie zmieniło to faktu, że po latach, pod wpływem wydanej bezimiennie broszury Joachima Lelewela Nowosilcow w Wilnie (1831), Mickiewicz sportretował ojczyma Słowackiego, profesora Augusta Bécu, w Dziadach cz. III, jako zdrajcę i moralnego potwora, co na długie lata zerwało stosunki między poetami. Do niechęci Mickiewicza wobec rodziny Słowackiego miał się przyczynić incydent w salonie wileńskim w czerwcu 1827 roku, gdzie klasyk Jan Śniadecki wyszydził debiut Mickiewicza w obecności gospodarzy: „Otóż na lat parę przed sprawą filaretów Mickiewicz, który nie był znajomy osobiście ze Śniadeckim, znalazł się w salonie Bécu w chwili, kiedy przybył doń Śniadecki. Gospodarz, nie wiedząc, czy to będzie przyjemne dostojnemu gościowi, nie przedstawił mu młodego wieszcza, który upokorzony takim lekceważeniem usunął się w ciemny kąt salonu, nie biorąc udziału w rozmowie. Prawdopodobnie Śniadecki poznał Mickiewicza, udając jednak, że się nie domyśla, kogo ma przed sobą, począł swym zwyczajem wyszydzać romantyzm, a zwłaszcza jego utwory i to w sposób tak mało delikatny, że Mickiewicz blady i drżący opuścił bez pożegnania salon. Rola doktora w Dziadach, zdaniem Juliusza, była zemstą za tę scenę, w której gospodarz był niezaprzeczenie winien, nic nie uczyniwszy ze swej strony, by zasłonić gościa od zniewagi.[15]

Z kolei Słowacki od 1832 roku pisał konsekwentnie swe ironiczne – tak je nazwijmy – „antymickiewicziady”, w których przewrotnie wykorzystywał elementy obrazowania, idei, i poetyki Mickiewicza. Dramaty Kordian i Horsztyński były więc odpowiedzią na Dziady, poemat Anhelli na Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, a w sławnym Beniowskim Słowacki podsumował ów spór, a raczej „antagonizm wieszczów”, jak go potem nazwał Manfred Kridl, wizją „dwóch na słońcach swych przeciwnych – Bogów”. Musiała to być dla zwolenników Mickiewicza wyjątkowo ciężka próba cierpliwości, gdy czytać musieli o pierwszym wieszczu jako dawnym bogu, w którego duszy Słowacki dostrzegł próchno. Jakże hardy był Słowacki, równając się jako poeta bez fałszywej skromności z Adamem:


"A sąd zostawię wiekom. – Bądź zdrów, wieszczu!

Tobą się kończy ta pieśń, dawny boże.

Obmyłem twój laur w słów ognistych deszczu

I pokazałem, ze na twojej korze

Pęknięcia serca znać – a w liści dreszczu

Widać, że ci coś próchno duszy porze.

Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi,

Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi"[16].


W okresie mistycznym Słowacki już bez ogródek „pisał Mickiewiczem”. Nie powinniśmy się więc od razu oburzać, gdy ktoś wspomina o Dziadach, Konradzie Wallenrodzie czy Panu Tadeuszu Juliusza Słowackiego. Istotnie napisał Słowacki fragmenty takich utworów – o wielkiej zresztą piękności[17]. Krótkie pojednanie między Słowackim a Mickiewiczem nastąpiło jednak w okresie, gdy obaj ulegli charyzmie Andrzeja Towiańskiego. I tu, w Kole Sprawy Bożej, Słowacki nie mógł jednak podporządkować się autorytetowi Mickiewicza, faworyzowanego przez Mistrza i jego żonę Karolinę. Świadectwem rozstania tak z towianizmem, jak i ostatecznie z Mickiewiczem są takie wiersze Słowackiego – pełne furii, jadu, sarkazmu – jak Mój Adamito – widzisz, jak to trudno…, Matecznik, czy też Chór duchów izraelskich ze złośliwym, pamfletowym fragmentem:


"A Adam,

Do nóg upadam,

On co rok

Jak prorok

Na kursie

Z Panem Bogiem w dyskursie”[18].


Słowacki był pamiętliwy. Jeszcze w 1845 roku w ostrym liście skierowanym do matki, która nie rozumiała ani nowych, genezyjskich pism, ani duchowej metamorfozy syna, wyrzucał jej przypomnienie opinii Mickiewicza: „Drugi gorszy grzech popełniłaś cytując mi zdanie Adama, które on, umiejący dobrodusznie a głęboko urągać, rzucił przed piętnastu laty, przeczuwszy że ta plotka, gorsza stokroć, niż artykuł dowodami wsparty, będzie biegała po kraju – ludzie leniwi wzięli ją i przyjęli za zdanie powszechne; przez piętnaście lat stanowiła ona w niejednym niby szacunek mojej osoby – niejeden, już na słowo Ad[ama], nigdy nie zajrzał do pustego kościoła poezyi moich – jam to wszystko przełamał, upornie idąc krok za krokiem — nie artykułami gazetowymi, ale samem wnętrzem pism moich – ta plotka jak nietoperz czarny gdzieś ulatywała w kąt niebios – a Ty mi ją, z całą świeżością nową oddałaś w liście. Cóż następuje? Oto rada, abym się nie spieszył z drukowaniem, a ochłonąwszy z gorączki odczytał utwór mój, jak gdyby był utworem innego pisarza. Pomyśl, droga, jak ta rada jest złą i fałszywą... Więc Ty chcesz, abym ja przez pryncypium zwyczajne świata, to jest emulacyjną zazdrość, postępował i tę brał za podstawę i duszę moich czynów – to jest: jeżeli przeczytałbym jaki własny poemat a pomyślał: ach! teraz Adam pęknie z zazdrości, albo Szekspir wróciwszy z grobu omdleje... to w takim razie... powinien bym być kontent z siebie?...”[19]

Rozważając sprawę animozji obu poetów, trzeba też pamiętać, że to chorowity Słowacki wprawdzie epizodycznie, ale wziął udział w dwu powstaniach narodowych: listopadowym i wielkopolskim. Mickiewiczowi z niejasnych do dziś powodów nie udało się dotrzeć do uczestników listopadowego zrywu, chociaż sam miał się do jego wybuchu przyczynić publikując Konrada Wallenroda (Petersburg 1828). Według znanej sentencji wypowiedzianej podobno przez Ludwika Nabielaka: „Słowo stało się Ciałem, a Wallenrod – Belwederem”. Mickiewicz przecież jednak tym samym nie stał się powstańcą i żołnierzem, lecz dotarłszy do granic Królestwa Polskiego, zatrzymał się dłuższe miesiące w Wielkim Księstwie Poznańskim[20]. Być może i dlatego był nieustępliwy i nie mniej uparty, gdy idzie o relacje ze Słowackim. W paryskich wykładach w Collége de France o Słowackim nie mówił, a jeśli wspomniał o nim omawiając postać księdza Marka Jandołowicza, to anonimowo jako o potwarcy i judaszu: „Są pisarze, co wyszydzają szlachetną ideę, której ów człowiek był apostołem i męczennikiem, śmieją jeszcze poświęcać poematy na jego pochwałę. Ten rodzaj pochwał jest bardziej świętokradzki niż potępienie, jakie na męża tak sławnego rzucali jego współcześni. Tacy pisarze niechaj się obawiają, aby ich nie policzono między faryzeuszów” (kurs II, wykład XV)[21]. To miażdżący moralnie przekaz o Słowackim jako autorze pierwszych V pieśni Beniowskiego.

Wśród nielicznych, którzy żegnali Słowackiego na cmentarzu, Mickiewicza nie było.


Powrót na początek strony >>>


Życie


Słowacki urodził się podług kalendarza juliańskiego 23 sierpnia 1809 roku w Krzemieńcu (zgodnie z kalendarzem gregoriańskim dziś obowiązującym: 4 września)[22]. Ojciec poety, Euzebiusz Słowacki, był profesorem literatury w liceum krzemienieckim, a następnie na Uniwersytecie Wileńskim. Był także literatem, autorem dzieł z zakresu poetyki, jak też dwóch tragedii (Wanda, Mendog). Matka wieszcza, Salomea z domu Januszewska, była osobą dobrze wykształconą i świetnie oczytaną w literaturze klasycystycznej i sentymentalnej. W jej żyłach płynęła zapewne także ormiańska krew. Atmosferę domu Słowackich można nazwać intelektualną, kulturalną. Ojciec, którego poeta wspominał potem często w listach, którego jednak dobrze nie poznał, umarł na gruźlicę w 1814 roku, gdy Julek miał pięć lat; nagrobek Euzebiusza Słowackiego znajduje się do dziś na wileńskim cmentarzu Rossa[23]. Do jego sylwetki i twórczości Słowacki często nawiązywał, ale, co oczywiste u romantyka, nie kontynuował tej linii estetycznej, jaką reprezentował zwolennik klasycyzmu Euzebiusz Słowacki. Po śmierci męża Salomea wyszła w roku 1818 za mąż za dra Augusta Bécu, profesora medycyny w Wilnie, z pochodzenia Francuza. To jego traktował Słowacki emocjonalnie jako swego ojca, trzeba powiedzieć, że kochał doktora Becu i jego dwie córki, swe przyrodnie siostry, Aleksandrę (1804-1832) i Hersylię (1808-1872), z którymi się w cieplarnianych warunkach wychowywał. A jednak konflikty rodzice – dzieci, relacje między rodzeństwem, komplikacje uczuciowe staną się jednym z wielkich tematów jego twórczości.

Słowacki studiował prawo na Uniwersytecie Wileńskim. Nieotrzymanie w sierpniu 1828 roku wyróżnienia za pracę końcową zraziło go do Wilna i uczelni. Zawód ten zbiegł się z końcem młodzieńczego uczucia do Ludwiki Śniadeckiej: „Lecz może dobrze, że to drugie nieszczęście uwagę moją nieco od pierwszego [miłosnego] odwróciło… inaczej… może bym był nie został na świecie – ale myśl, że śmierć moją przypisywano by zawiedzionej nadziei szkolnej, wstrzymała mnie…”[24]. Oczywiście, jest w tych słowach niemało z romantycznej pozy, autokreacji na niedoszłego (jednak!) kochanka-nieszczęśnika czy w końcu samobójcę. W roku 1829, po wyjeździe do Warszawy (w lutym), z którym wiązał wielkie nadzieje, młody pisarz podjął pracę jako aplikant w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. To właśnie tutaj debiutował anonimowo w roczniku „Melitele” powieścią poetycką Hugo (IV 1830), będącą echem lektury Mickiewiczowskiego Konrada Wallenroda[25]. Pisać wiersze zaczął już wcześnie w dzieciństwie, choć nie zachowały się one do dziś. Pierwsze znane nam jego utwory pochodzą z początku 1825 roku i lat 1826 – 1827. To: Elegia. Tłomaczenie z Lamartina, Księżyc, Melodia przez Tomasza Moora. Pożegnanie, Melodia Moora, Melodia 1, Melodia 2, Dumka ukraińska, Nowy Rok, Sonet, Wiersz w sztambuchu Ludwika Szpitznagla wyjeżdżającego do Egiptu (luty 1827).

W Warszawie przeżył Słowacki powstanie listopadowe. Stał się wtedy jedyny raz za życia znanym i cenionym poetą jako autor wierszy przepojonych treściami narodowymi, patriotycznymi i religijnymi. Owe utwory to: Hymn, Oda do wolności, Kulik, Pieśń legionu litewskiego. Podobnego uznania, jak po opublikowaniu Hymnu [„Bogarodzica! Dziewico!”] w „Polaku Sumiennym” (4 XII 1830), który przedrukowywano kilkanaście razy, Słowacki nigdy już nie zaznał. W styczniu 1831 roku poeta podjął pracę w biurze dyplomatycznym Rządu Tymczasowego, a potem Rządu Narodowego. 8 marca, gdy powstanie najwyraźniej traciło szansę powodzenia, Słowacki przez Wrocław i Drezno wyjechał do Paryża, a następnie do Londynu, gdzie zawiózł depesze Rządu Narodowego do reprezentantów w stolicach Francji i Anglii. Była to misja kurierska, a nie dyplomatyczna, jak kiedyś sądzono. Z Londynu poeta powrócił do Paryża, gdzie 15 września 1831 roku zastała go wieść o kapitulacji Warszawy.

W Paryżu pozostał do 1832 roku. To tu w kwietniu 1832 roku wydał dwa tomiki poezji, zawierające napisane wcześniej, w Wilnie i Warszawie, powieści poetyckie (a także dwa pierwsze dramaty Mindowe, Maria Stuart). Tomik trzeci ukazał się także w Paryżu w roku 1833 i zawierał m. in. Lambra, Godzinę myśli oraz blok liryków pisanych w okresie insurekcji listopadowej. W Paryżu w czasie pierwszego pobytu Słowacki spotkał Mickiewicza na wieczorze u Platerów. Mickiewicz pierwszy podszedł do Słowackiego i uścisnął mu dłoń.

26 grudnia 1832 roku poeta opuścił Paryż i udał się do Szwajcarii. Przyczyną wyjazdu były sprawy związane oficjalnie z wybiciem przez Towarzystwo Literackie i Ziem Ruskich medalu upamiętniającego powstanie listopadowe. Był to jednak tylko jeden z powodów wyjazdu. Być może Słowacki czuł się źle już w Paryżu, gdzie ukazały się III Cz. Dziadów Mickiewicza, a potem Księgi narodu. Zapewne poeta chciał też dokonać jakiejś bliżej nieokreślonej zmiany w swoim życiu. W Genewie oraz w pensjonacie pani Pattey w Veytoux, położonym na południowym krańcu Jeziora Lemańskiego, spędził Słowacki trzy lata życia[26]. W okresie szwajcarskim powstały tak znane dzieła poety jak dramaty Kordian, Horsztyński, poemat W Szwajcarii, pierwsza wersja Balladyny, drukowana jednak dopiero w 1839 roku, a także garść liryków. Przez trzy lata powstało tylko sześć wierszy, w tym słynne Rozłączenie, Stokrótki, Chmury. Napisaną w tym czasie pierwszą wersję Mazepy Słowacki miał spalić pod wrażeniem lektury Pana Tadeusza: „Zakończyłem moje zimowe prace i z dwóch tragedii jedna mi tylko została, bo jedną spaliłem w moim kominku. Mazepę taki smutny los spotkał. Druga zaś, pod tytułem Balladina, jest moją faworytką – i będzie czekała, aż będę miał czym posmarować prasy drukarskie”[27].

Kolejny etap życia Słowackiego rozpoczął się około 10 lutego 1836 roku, kiedy wyjechał ze Szwajcarii do Włoch. Tu poznał, zapewne w maju, Zygmunta Krasińskiego, któremu dedykować będzie wkrótce Balladynę i Lillę Wenedę jako „Kochanemu Poecie Ruin” i „Autorowi Irydiona”. Zwiedził Rzym, Neapol, wyspę Capri. Odbył także wycieczkę na szczyt Wezuwiusza i do Pompei oraz Herculanum. W Italii podjął decyzję o wyjeździe na Wschód, o czym tak donosił matce: „Droga moja! Zdziwisz się zapewne odebrawszy ten list, na wsiadaniu prawie pisany. Wyjeżdżam na wschód do Grecji, do Egiptu i do Jerozolimy – projekt ten, od dawna zrobiony i kilka razy odrzucony ode mnie jako nadto straszne przedsięwzięcie, przyszedł na koniec do skutku. Odbędę sześciomiesięczną wędrówkę w towarzystwie Zenona Brzozowskiego i w Aleksandrii połączę się z dwóma moimi współtowarzyszami podróży. Będzie więc nas czterech, żeglujących po Nilu aż do pierwszej katarakty. Nie lękaj się o mnie, moja droga, ani frasuj się o sposoby dosyłania mi czego”[28].

Wschodnia podróż Słowackiego, rozpoczęta w Neapolu 24 sierpnia 1836 roku – doskonale wpisująca się w romantyczną modę na tego typu wojaże – wiodła przez Grecję, której echa powracać będą do końca życia w twórczości Słowackiego (słynny Grób Agamemnona, dramat Agezylausz, Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu)[29]. Następnie z wyspy Syra (Siros) pisarz udał się statkiem do Aleksandrii i Kairu. Stąd wyruszył w podróż wzdłuż Nilu na południe Egiptu, gdzie dotarł aż do Asuanu, po czym tą samą trasą wrócił do Kairu. Stąd skierował się do Ziemi Świętej. W czasie słynnej kwarantanny w El Arish przeżył burzę, wysłuchał opowieści, która natchnęła go pomysłem głośnego potem poematu Ojciec zadżumionych. Trasa wiodła przez: Gazę, Jaffę, Jerozolimę, Betlejem, Betanię, Jerycho, Nablus, Dżanin, Nazaret, Kanę Galilejską, Tyberiadę, Damaszek, Baalbek, Bejrut, klasztor Betcheszban i libański port Trypolis. Noc spędzona u Grobu Chrystusa w Jerozolimie, pobyt w Betlejem i nad Morzem Martwym, w Jerychu i Kanie Galilejskiej, Nazarecie i Damaszku, w Bejrucie i ponad-miesięczny „odpoczynek” w ormiańskim klasztorze Betcheszban, gdzie poeta po latach przystąpił do spowiedzi[30] – wszystko to przyczyniło się do ugruntowania religijnej przemiany Słowackiego, której początek należy widzieć jednak już w czasie egipskiej podróży, podczas zwiedzania piramid. Cały wschodni wojaż pełen był niezwykłych wrażeń, przygód, takich jak wizyta u szczytów piramid w Gizie i na targach niewolników funkcjonujących w Egipcie jeszczew XIX wieku, zwiedzanie egipskich zabytków w Asiut, Denderze, Tebach, Luksorze, Karnaku, Edfu, świątyni Izydy na wyspie Philae, podróżowanie na osiołku, wielbłądzie i łódce po Nilu, a nawet oglądanie krokodyli i palenie fajki wodnej (sziszy), przeżycie burzy piaskowej i trzęsienia ziemi, czy wreszcie nocowanie w grobowcu „świętego tureckiego”: „Była to mała, biała kapliczka kopułką; święty nieboszczyk leżał po jednej stronie, my po drugiej. Cienki mur nas przedzielał, w którym były dwa okienka, i przez te mieliśmy ze śp. komunikacją”[31]. Po 40-dniowej podróży morskiej poeta 16 czerwca 1837 roku wrócił do Włoch, do Livorno. Podróż przyniosła też ogromny plon literacki i zmieniła sposób patrzenia Słowackiego na świat (Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu, Anhelli, listy, Ojciec zadżumionych, Listy poetyckie z Egiptu). W Italii, we Florencji, poeta przystąpił do intensywnej pracy twórczej[32].

W połowie grudnia 1838 roku Słowacki opuścił Włochy. W ten sposób rozpoczął się 10-letni pobyt poety w Paryżu. Zaznaczył się on w swej pierwszej części przede wszystkim licznymi publikacjami (Anhelli, Balladyna, Lilla Weneda, Mazepa, Beatryks Cenci, Trzy poemata, Poema Pasta Dantyszka, Beniowski), a następnie ożywioną aktywnością wśród polskich emigrantów. Najgłośniejszym wydarzeniem tego czasu była słynna uczta u Januszkiewicza wydana na cześć Mickiewicza, który zainaugurował 22 grudnia 1840 swe wykłady w Collége de France jako profesor literatur słowiańskich. W czasie uczty (24/25 XII 1840) doszło do głośnych wśród emigrantów improwizacji Słowackiego i Mickiewicza. Liczne relacje na ten temat, intrygi emigracyjne i plotki przedstawiały jednak Mickiewicza jako wielki autorytet narodowy i poetycki, a Słowackiego jako poetę o mniejszym talencie i czasem zawistnika[33].

Najpewniej już jesienią 1841 roku, przed spotkaniem z Mistrzem, poeta zaznajomił się z nauką Tobiańskiego. Przybył on do Paryża 15 grudnia 1840 roku na uroczystości sprowadzenia zwłok Napoleona. Słowacki powziął szybko pozytywne wyobrażenia o naukach Towiańskiego. Informował o tym Krasińskiego. 12 lipca 1842 roku spotkał po raz pierwszy Towiańskiego, w wyniku czego przystąpił do Koła Sprawy Bożej, którą to decyzję skwitował wierszem Tak mi, Boże, dopomóż, rozpoczynającym się jasnym i zdecydowanym wyznaniem: „Idea wiary nowa rozwnięta, /W błyśnieniu jednym zmartwychwstała we mnie/ Cała, gotowa do czynu i święta”[34]. W tym czasie na krótko Słowacki pogodził się z Mickiewiczem, u którego bawił na grzybobraniu w jego letnim mieszkaniu w St. Germain we wrześniu 1842 roku. W liście pisanym 24 września Słowacki donosił matce o pogodzeniu się z „wielkim swoim przeciwnikiem”. Towianizm nie tylko zmienił Słowackiego wewnętrznie, ale też nadał nowy, „mistyczny” kierunek jego twórczości – Pieśni VI-VIII i fragmenty następnych Beniowskiego, dramaty Ksiądz Marek, a zapewne też Sen srebrny Salomei pisane są pod jego wpływem. Słowacki przez jakiś czas gorliwie uczestniczył we wszystkich obrządkach Koła: ślubach nowego zakonu, spowiedziach, komuniach. Odprawił „post nowego zakonu – to jest post ducha, zależący na wstrzymaniu się od wszelkich myśli, rozmów i prac umysłowych, nie będących z związku ze Sprawą Bożą” (notatka Słowackiego)[35]. Poeta brał nawet udział w towianistycznych mszach, spotkaniach i ucztach. O wszystkim pisał matce, przyjmującej te rewelacje z niepokojem i zdumieniem. Rozgoryczony niezrozumieniem, wyrzucał jej: „Zasmuciłaś mnie bardzo pisząc mi na mój dawny list z trwogą i niedowierzaniem – myśląc, żem ja się jasnowidzom oddał i w sny ich uwierzył. Nigdy nie byłem tak nisko, aby mnie lada kto mógł wziąć za głowę… ale drgnięciu wewnętrznemu ducha Bożego uwierzyłem i słowom prostym a Bożym dałem się przekonać…”[36].

Do pierwszego konfliktu z Kołem doszło w czasie rozdania medalionów z wizerunkiem Matki Boskiej, nadesłanych przez wydalonego z Francji Towiańskiego. Medaliony rozdawał Mickiewicz, którego bracia towiańczycy musieli o nie prosić. Słowacki nie poprosił i nie poddał się ogólnemu nastrojowi egzaltacji, opisanemu w relacji Seweryna Goszczyńskiego: „Z płaczem całowaliśmy ręce i nogi Adama”[37]. Ostatecznie zerwał z Kołem 1 listopada 1843 roku, kładąc już wcześniej „veto z ducha polskiego przeciwko dążności rosyjskiej” towiańczyków. W tym czasie napisał poeta Odezwę do braci w Kole, wystosował list do Towiańskiego, ale też ukończył dramat Sen srebrny Salomei (28 XI 1843). Praca „duchowa” w Kole odbywała się w siedmioosobowych kółkach, którym przewodzili „stróże”. Opiekunem siódemki, do której należał Słowacki, był Adam Kołysko. Poeta wystosował do niego ostry w tonie list, gdzie oznajmiał: „wolność ducha zachować pragnę, pod żaden indywidualny wpływ nie poddam się […]. W nieomylność bowiem Koła nie wierzę i formom przepisanym przezeń dla ducha nie dam się strupić, albowiem pragnę być żyw, abym jeszcze dla Boga mógł pracować ostatkiem tchu mojego”. Gorliwy towiańczyk, jakim był Goszczyński, z okrutną surowością ocenił tę postawę: „W zarzutach i dążeniu ciemność, sprzeczność, ciągnienie Koła ku temu, co przez brata Słowackiego jest potępione. Ukryta zawiść, niezaspokojona duma”[38].

Po wystąpieniu z Koła pracuje Słowacki nad przekładem Księcia niezłomnego Calderona, być może nad Fantazym i dramatem Zawisza Czarny. Coraz częściej jednak nie kończy dzieł lub zostawia nam ich fragmenty, pomysły, plany. W latach 1843-1844 jeździ Słowacki także do nadatlantyckiego uzdrowiska w Pornic. Pobyty te nie tylko wpływają na jego zdrowie, ale inspirują też twórczość (Do Pastereczki siedzącej na druidów kamieniach w Pornic nad Oceanem; Patrz, nad grotą; Genezis z Ducha). Poeta tworzy też liczne dzieła o treści religijno-filozoficznej, niedokończony dramat o tematyce greckiej Agezylausz, Samuela Zborowskiego, a także publikuje I Rapsod Króla-Ducha w 1847 roku[39].

W nocy z 20 na 21 kwietnia 1845 roku Słowacki przeżył najsławniejszą ze swych wizji, wizję ognistą: „– Widzenie na jawie ognia ogromnego nad głową – kopuły niby niebios całych ogniami napełnionej – tak że w okropnym przestrachu mówiłem: Boże Ojców moich, zmiłuj się nade mną – i niby z chęcią widzenia Chrystusa przeszywałem wzrokiem te ognie, które się odsłaniały – i coś niby miesiąc biały ukazało się w górze – nic więcej. Boże Ojców moich, bądź mi litośny!”[40]. Od lat toczy się między badaczami spór o naturę doświadczeń wewnętrznych, jakie miewał Słowacki. Padają odpowiedzi różne i sprzeczne: od hipotez doświadczenia jaźni, przeżycia mistycznego po dopatrywanie się w życiu poety stanów spowodowanych postępującą chorobą i przyjmowaniem substancji wywołujących wizje (opium)[41].

W owym okresie Słowacki pisuje takie niezwykłe utwory jak: kazania, modlitwy, własną wersję Credo, projekt kalendarza świąt narodowych. Prowadzi swój niezwykły Raptularz, w którym notuje myśli, sny, fragmenty dzieł, lektury, wydatki, przeżycia, adresy... Równocześnie staje się coraz bardziej samotny. Jeszcze w 1845 roku ukazują się utwory piętnujące go jako towiańczyka (Dwa akty Michała Chodźki). Ostatecznie i w sposób niemal kuriozalny rwie się przyjaźń z Krasińskim, który przebywając w Paryżu incognito w lipcu roku 1845, udał na ulicy, że nie poznaje Słowackiego: „[...] gdy się tak raz chyłkiem przesuwał przez jakąś ulicę, spostrzega na swe nieszczęście Słowackiego, wprost idącego ku niemu. Nastroił więc buńczuczną minę, nasunął kapelusz jeszcze bardziej na bakier, lecz nic nie pomogło, tamten coraz śmielej zbliża się i już wyciąga rękę. Wtedy Z. wpada do jakiejś kamienicy, S. biegnie za nim i woła: Zygmuncie. Ten się odwraca i powiada po francusku, że nie rozumie. Od tej to przygody Z. wywołał urazę i niechęć Słowackiego”[42].

Słowacki jest już w tym czasie chory. O dolegliwościach zdrowotnych jesienią 1845 roku pisał jednak matce bez szczegółów: „ lekko będąc słaby przed trzema tygodniami, zawołałem był kochanego mi Hłusz[niewicza], a to dlatego, żem go kiedyś – dawno już – widział idącego do Ciebie na konsylium... a pamięć ta uczyniła mi go drogim i świętym [...]. Uczciwy więc mój Hłu[szniewicz] kazał mi za jedyne lekarstwo pić wodę Bussang, której samo nazwisko powie Ci, że to jest niby krew wypita; to jest wzmocnienie i razem ochłoda. Woda wcale niewinna, mająca w sobie nieco żelaza, trawiąca i miła do picia. Długo Ci piszę o tej niewinnej słabości, aby wszelką ciemność rojąca się po myślach odpędzić…”[43].

Poeta z entuzjazmem reaguje na wydarzenia rewolucyjnej Wiosny Ludów w 1848 roku, w tym upadek monarchii we Francji i powołanie Rządu Tymczasowego. Na wieść o wybuchu powstania w Poznaniu i utworzeniu Komitetu Narodowego (20/22 marca) podejmuje decyzję o podróży do Poznania i Wrocławia. 9 kwietnia rusza z Paryża, do celu dociera 11 kwietnia. Bierze tu udział w posiedzeniu Komitetu Narodowego, gdzie wygłasza przemówienie, opowiadając się zdecydowanie za prowadzeniem walki.

Końcowy etap tej ostatniej podróży Słowackiego stanowił Wrocław, gdzie wieszcz przybył 9 maja 1848 roku. Tego samego dnia skapitulowało powstanie poznańskie. We Wrocławiu, około 20 czerwca, doszło po 18 latach rozłąki do ostatniego spotkania poety z matką, Salomeą Słowacką-Bécu. Trwało ledwie 16 dni. Niewątpliwie dla obojga było wstrząsem emocjonalnym. Wracając do Paryża wyznawał matce z Ostendy: „Nie uwierzysz, droga, ile Ty teraz zajmujesz miejsca w myślach i w uczuciach moich codziennych. Wierzę w słowa Twoje ostatnie – wiem, że mnie czujesz i kochasz mnie takiego, jak jestem, a to mi zdjęło z serca najboleśniejszy kamień… Zawsze się lękałem, aby Ci na oczach stanąwszy nie być boleścią i dni Twoich nie zatruć. – Ale Tyś się zgodziła z wolą Boga – oddałaś mię Jemu. Wszystko największe spełniłaś. Zwycięstwo Twojej miłości nade mną jest zupełne”[44]. Matka wyjechała z miasta ok. 6 lipca, tuż po niej, 8 lipca, w kierunku Drezna wyjechał Słowacki, który już 17 dnia tegoż miesiąca dotarł do Paryża.

Słowacki pozostał w Paryżu już do końca, otoczony niewielką grupą entuzjastów swej twórczości, do której należeli miedzy innymi: Z. Sz. Feliński, Józef Reitzenheim z rodziną oraz Józef Komierowski. Na wieść o ucieczce papieża Piusa IX z Rzymu napisał w grudniu 1848 roku wiersz, któremu ostatecznie sławę przyniósł wybór na papieża Karola Wojtyły w 1978 roku. Utwór Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza… zapowiadał nadejście papieża Słowianina: „A trzebaż mocy, byśmy ten Pański/ Dźwignęli świat…/ Więc oto idzie – papież słowiański,/ Ludowy brat…”[45]. Do końca życia Słowacki pisał też kolejne rapsody Króla-Ducha. W lutym 1849 roku sporządził ostateczny testament, co zbiegło się ze znacznym pogorszeniem stanu zdrowia. Wersja ostateczna testamentu zaginęła, ale w zachowanej wersji pierwotnej rozporządzał poeta: „Nie mam w sprzętach, do czego bym przywykł, a samotność w ostatku chorowitego żywota wszystko mi niemiłym uczyniła, dlatego nic nie widzę, co bym mógł posłać matce mojej, oprócz czarnej oprawnej Ewangelii, która przez kilka lat ostatnich ciągle przy łóżku leżała, a często przebudzonego w nocy uspokajała; tę Ewangelię, którą teraz całuję, ukochanej matce mojej posyłam”[46]. W marcu 1849 roku trzykrotnie coraz słabszego poetę odwiedzał Cyprian Norwid, który ostatnią z tych wizyt uwiecznił w Czarnych kwiatach. Z końcem marca zmieniony już także fizycznie Słowacki przestał opuszczać paryskie mieszkanie. Pisał o swym stanie w liście (też ostatnim!) do Joanny Bobrowej: „Jeżeli wyszedłem kilka razy, to w istocie tak jak upiór, zdolny tylko szklanne rzucać wejrzenie na to słońce, które wkrótce przestanie świecić memu snowi”[47].

2 kwietnia poeta poprosił w ostatnim dłuższym liście, jaki znamy, o pomoc doktora Antoniego Hłuszniewicz[48]. Relację, jak się wydaje bardzo wiarygodną, o śmierci pisarza pozostawił między innymi Feliński, któremu jeszcze dzień przed śmiercią Słowacki dyktował fragmenty drugiego rapsodu Króla-Ducha oraz z którym porządkował prace literackie: „Kiedy w roku 1849 w początkach wiosny przybyłem z Monachium do Paryża, znalazłem Słowackiego w nierównie gorszym stanie zdrowia, niż był ostatniej jesieni. Gardlane suchoty, których od dawna nosił zarodek, zrobiły tak wyraźny postęp, iż nie podobna było nie przewidywać bliskiej katastrofy. Zaledwieśmy się uścisnęli, rzekł do mnie swym poważnym, uroczystym głosem: – Dobrze, żeś przyjechał. Byłem bardzo osamotniony, a czuję, iż szybkim krokiem zbliżam się do końca. Postaraj mi się o jakiego młodego, ubogiego chłopca, co by zechciał ze mną zamieszkać i pilnować mnie w chorobie, bo już sam wystarczyć sobie nie mogę. Zaproponowałem mu, że sam najchętniej się do niego przeniosę, ale nie zgodził się na to, przez wzgląd na własne moje obowiązki, które musiałbym zaniedbać. Przyrzekłem więc postarać się o kogo innego, tymczasem zaś przepędzałem przy nim wszystkie wolne od obowiązkowych zajęć chwile. Tak upłynęło kilka dni, w ciągu których chciał uporządkować swe literackie prace, zwłaszcza zaś wykończyć drugi rapsod Króla Ducha; a że sam nie był już w stanie pisać, dyktował mi więc z rękopisu, a ja pisałem na czysto. W wigilię śmierci zaniechał już dyktowania mówiąc: – Wszystko to marność! Duch mój czuje, iż zakończył swą ziemską robotę i musi już opuścić to zużyte narzędzie, co mu już powolnym być nie może. Dzieci mego ducha mnie przeżyją, ale gdybym mógł, zniszczyłbym z nich niektóre, bo nie z ducha Bożego były poczęte”[49].

3 kwietnia poeta zażądał sprowadzenia kapłana. Był nim ks. Tomasz Praniewicz. Przyjąwszy komunię, modlił się, a następnie rozmawiał z obecnymi. Relacjonuje Feliński: „Wtem odźwierny przyniósł list świeżo przyniesiony z poczty. Spojrzawszy na kopertę, chory poznał wnet rękę swej matki, a nie mogąc już sam czytać, polecił mi głośne przeczytanie listu. Po wysłuchaniu go rzekł do mnie wzruszony: – Dzięki Bogu za tę ostatnią a tak miłą sercu mojemu ziemską pociechę. Kiedy zobaczysz moją matkę, to powiedz jej, że gdyby mi było wolno oddać dusze mą w jej ręce, nie oddawałbym jej z taką ufnością, z jaką powierzam ją obecnie w ręce Boga mojego. W kilka minut później oddech chorego począł się stawać coraz trudniejszym i rzadszym: widocznie zbliżało się konanie. Podtrzymywana na mym ręku głowa jego stawała się coraz bezwładniejszą, śmiertelna bladość pokryła oblicze, ale dziwna pogoda opromieniła w chwili zgonu twarz konającego, i jakby zadatek wiekuistego pokoju, pozostała na niej i po śmierci. Ciężka walka żywota zakończyła się tryumfem prawdy i miłości”[50].

Pogrzeb wieszcza był nader skromny. Według relacji Zygmunta Krasińskiego:

„Na pogrzebie 30 było ziomków – nikt głosu nie zabrał, nikt nie uczcił choćby słowem jednym pamięci największego mistrza rymów polskich”[51].


Powrót na początek strony >>>


Twórczość


Słowacki pisał z pasją, choć nieregularnie. Po okresach wzmożonej aktywności twórczej następowały u niego okresy zastoju, kiedy odkładał pióro: „Mamo – tłumaczył pani Salomei syn – to dziwne, że imaginacja moja jest jedynym źródłem wszystkich moich nieszczęść – i wszelkiego szczęścia na ziemi… bo prawdziwie, że jestem szczęśliwy często tą władzą twórczą urojonych wypadków – szczęśliwy jestem każdego wieczora, kiedy piszę – każdego ranka, kiedy chodzę po suchych liściach w ogrodowej alei”[52]. Pisał też dużo. Całą jego spuściznę zawiera wydanie Dzieł wszystkich w XVII tomach przygotowane pod redakcją Juliusza Kleinera. Zaczął pisać jeszcze jako dziecko, a ostatnie oktawy Króla-Ducha dyktował już dzień przed śmiercią. Z biegiem lat coraz częściej, szczególnie gdy dotyczyło to utworów wyjątkowo ironicznych, śmiałych (Horsztyński, Fantazy) lub w latach czterdziestych utworów religijno-filozoficznych, coraz częściej pozostawiał swoje utwory w szufladzie. Sposób wydawania dzieł poety jest do dziś przedmiotem sporów edytorskich[53].

Opublikowanym po śmierci tekstom nadawano więc potem arbitralnie tytuły. Na przykład Horsztyński winien nosić raczej tytuł Szczęsny, zaś Fantazego moglibyśmy czytać jako Nową Dejanirę. Właściwie nierozstrzygalne są problemy związane z twórczością okresu nazywanego towianistycznym, genezyjskim, a częściej mistycznym. Liczne rękopiśmienne teksty łączą się wtedy u Słowackiego w jedno Wielkie Dzieło, w Wielki Tekst o niejasnym, złożonym charakterze gatunkowym. Prace z tego okresu (1842–1849) w intencji samego poety wychodzą już poza granice nawet najszerzej rozumianej literatury. Są po prostu świadectwem życia wewnętrznego, religijnego przełomu, objawienia. W pisanym do ostatnich dni Królu-Duchu kolejne oktawy mają po kilka czasem wariantów rękopiśmiennych, a pojedyncze wersy i słowa także po kilka odmian. Takież kłopoty edytorskie sprawiają Raptularz i luźne notatki[54].

Słowacki, gdy chodzi o typ wyobraźni, może być nazwany kreacjonistą. Tendencji do naśladowania (mimesis) rzeczywistości, natury, historii już w Prologu do Kordiana (1834) przeciwstawił wiarę w potęgę imaginacji, która w prawidła świata, czy historii potrafi wniknąć głębiej niźli dziejopisarstwo i nauka. Świadectwem tej „kreacjonistycznej” strategii twórczej są nawet imiona bohaterów jego dzieł: Kordiana, Fon Kostryna, Balladyny, Fantazego.

Drugą cechą tej wyobraźni jest jej zakorzenienie w erudycji. O Słowackim mówiono, że to poeta „bluszczowatej” imaginacji. Jak bluszcz miała ona wzrastać, oplatając się wokół wątków, motywów, postaci i symboli zaczerpniętych z cudzych dzieł. To prawda. Poeta z ostentacją, najczęściej z wielką finezją eksponował literacką grę z cudzymi tekstami. A czytał i fascynował się niemal wszystkimi wielkimi nazwiskami ówczesnej i dawnej literatury: od Woltera i Rousseau po Lamartine’a, Byrona, George Sand, Szekspira, Ariosta, Homera (bardzo ważnego dla romantyków), jak też mistyków, przyrodników czy uczonych angielskich i francuskich. Pochłaniał także dzieła filozoficzne, przetwarzał mity różnych kultur: od greckiej po skandynawską, celtycką i egipską[55]. Te wszystkie lektury, ich elementy, trafiały potem w zmienionej postaci na karty jego dzieł. Fascynacja Marią Malczewskiego przyniosła na przykład poemat narodowy o zdradzie Jan Bielecki czy Wacława, będącego kontynuacją losów bohatera Marii. Słowacki – co należy uwydatnić z całą mocą – parafrazował motywy czerpane z lektur, ale nigdy nie były to ani ślepe naśladownictwo, ani tym bardziej plagiat pomysłów, np. Mickiewicza z Dziadów, Goethego z Fausta czy Garczyńskiego z Wacława dziejów, co zarzucono pisarzowi po opublikowaniu Kordiana.

Słowackiego wyróżniało także to, że posiadał dla swej twórczości stały punkt odniesienia: twórczość Mickiewicza, z którą prowadził nieustającą, jak dziś byśmy rzekli, intertekstualną grę. Najczęściej była to wyrafinowana polemika, polegająca na ironiczno-groteskowej parafrazie kolejnych utworów, a w okresie mistycznym na tworzeniu jak gdyby uzupełnień, będących kontr- czy anty-wersjami Pana Tadeusza lub Dziadów.

Pisarza trzeba widzieć jako prekursora tych wszystkich tendencji estetycznych, które w literaturze zwyciężą dopiero w XX wieku. Był nade wszystko ironistą. Przy czym ironia była u niego nie tylko żywiołem niszczącej przeciwników polemiki, ale wizją świata, oglądanego z wielkiego dystansu przez absolutnie samoświadomy podmiot. To właśnie ironia i samoświadomość, potem zaś wiara, która daje wewnętrzną pewność w obliczu choroby, sprawiły, że zachował niezależność i niewzruszoną pewność, gdy szło o ponadczasową wartość swojej twórczości. Po przełomie religijnym nigdy też nie opuściło go przekonanie o sensie ziemskiej misji jako „ducha wiodącego”, zaawansowanego w wewnętrznym samodoskonaleniu.

Stosował zresztą rozmaite strategie ironizowania. Była to ironia kreacyjna, gdy świadomie uprawiał grę z tekstami, chociażby Szekspira w Balladynie. Znał doskonale, czym jest ironia tragiczna, gdy pisał Mazepę lub Kordiana. Ironizował nawet z samej ironii (tzw. ironia ironii), a także z siebie i własnej twórczości (autoironia). Estetyczna paleta Słowackiego była ogromna. Niemal w każdym większym dziele potrafił on łączyć ironię z wzniosłością, komizm z tragizmem, absurd z groteską, symbol z metaforą. Znamionowało jego wyobraźnię upodobanie do efektów malarskich, kolorystycznych. Silnie wpłynęły na niego Barok, malarstwo zachodnie czy ikona wschodniochrześcijańska, do której często nawiązywał w poezji[56].

Był osobowością otwartą na wartości różnych kultur: w kręgu europejskim przede wszystkim kultur łacińskiej, ale i wysoko ocenianego dziedzictwa grecko-bizantyjskiego. Choć pozostał do końca związany z łacińską tradycją kultury polskiej, miał odwagę napisać: „Element łaciński zgubił nas – trzeba koniecznie grecki świat mieć podstawą”[57]. Można go nazwać z pełnym przekonaniem przyjacielem wizji świat wielokulturowego i wieloreligijnego, w tym także młodych kultur, nowych emancypujących się narodów takich, jak Ukraińcy, Białorusini, Litwini. W jego dziełach znajdziemy liczne świadectwa zainteresowania kulturą żydowską, Orientem, ale i historią Rosji, na którą patrzał trzeźwo, lecz i bez nienawiści. Można rzec, iż był – podobnie jak Mickiewicz – wyznawcą jagiellońskiej wizji przyszłej Polski, opartej jednakże również na dziedzictwie sarmatyzmu[58].

Miał odwagę głosić myśl religijną pełną wątków heterodoksyjnych, widzieć wartość tradycji duchowości prawosławnej i religii niechrześcijańskich, a przy tym pozostać rzymskim katolikiem. Można go nazywać już to romantycznym herezjarchą, już to spadkobiercą tradycji chrześcijańskiej Europy, naraz mistykiem i racjonalistą o usposobieniu ironisty…

Kultury, a literatury polskiej w szczególności, nie postrzegał w kategoriach zaścianka, lecz widział w niej nieodzowną i oryginalną część światowego dziedzictwa. A zatem: myślał o polskości i Polakach bez kompleksu niższości oraz cierpiętniczej maniery wyrzutka historii!

Swe dramaty nazywał czasem tragediami, ale były to w istocie tragedie romantyczne, takie jak Balladyna, gdzie ku uciesze czytelnika pijany Grabiec kocha się w „galaretowatej” Goplanie, lecz także córka wydaje na tortury swą matkę, a przy tym morduje przeciwnika po przeciwniku. Wszystko jednakowoż poprzedza wzniosły list dedykacyjny, zaś puentuje kpiarski i ironiczny Epilog[59]. Najważniejsze dzieła z obszernego dorobku dramatopisarskiego w porządku alfabetycznym; pierwsza data oznacza: rok powstania, druga: rok pierwodruku: Agezylausz (1844; 1884), Balladyna (1834; 1839), Beatryks Cenci (1840; 1866), Fantazy (między 1841 a 1845; 1866), Horsztyński (1835; 1866), Kordian (1833; 1834), Ksiądz Marek (1843; 1843), Książę Niezłomny (1843, 1844), Lilla Weneda (1839; 1840), Maria Stuart (1830; 1832), Mazepa (1839; 1840), Mindow (1829; 1832), Samuel Zborowski (1845, 1884), Sens srebrny Salomei (1843; 1844), Zawisza Czarny (1844-1845; od 1879 roku we fragmentach), Złota czaszka (1842; 1866).

Słowacki pozostawił też pomysły dzieł, które nie powstały. Już w młodości planował tragedię o Mahomecie (pod wpływem lektury Woltera) oraz dramat o powstaniu greckim, zaginął dramat pt. Wallas. Podróż na Wschód wydała Plan Ramzesa, szkic zamierzonej tragedii. Z okresu późniejszego trzeba przypomnieć zachowane często w niewielkich fragmentach dramaty: Beniowski, Krak, fragmenty dramatów Słowackiego (sic!) Konrad Wallenrod i Dziady, następnie: Jan Kazimierz, Walter Stadion, Książę Michał Twerski, Syn ziemi.

Najważniejsza część wczesnego dorobku poety to powieści poetyckie opublikowane – prócz obu wersji Szanfarego – w III pierwszych tomikach poetyckich w latach 1832-1833:

Szanfary (red. I, 1828; 1866), Szanfary (red. II, 1829 ; 1949), Hugo (1829; 1830), Mnich (1830; 1832), Jan Bielecki (1830; 1832), Arab (1830; 1832), Żmija (1831; 1832), Lambro (1832; 1833), Godzina myśli (1833; 1833).

Z publikowanymi w tomikach poezji powieściami łączą się też w dalszej kolejności dłuższe utwory poetyckie Słowackiego, posiadające formę poematu: Poema Piasta Dantyszka o Piekle (1838; 1839), W Szwajcarii (1838; 1839), Ojciec zadżumionych (1838; 1839), Wacław (1838; 1839), Anhelli (1837-1838; 1838).

Z okresu religijnej przemiany pochodzą takie większe fragmenty wierszowane i prozą, które w Dziełach wszystkich pod red. Kleinera wydano jako Dzieła filozoficznego ciąg dalszy, dzieląc na sześć części: Dialog troisty z Helionem, Helois i przeciwnikami; Dialog referowany; Listy do Heliona; Dialog jednolity z Helionem i Helois; List do J. N. Rembowskiego; Szkice i urywki o przynależności wątpliwej. Teksty te, będące rozwinięciem i kontynuacją nauk genezyjskich zawartych w Genezis z Ducha, powstawały w latach 1844-1848. Osobno wymieńmy: Genezis z Ducha (1843-1846;1871), Poeta i natchnienie (1843-1847; 1856), Kazanie na dzień Wniebowstąpienia Boskiego (1845; 1889), Rozmowa z matką Makryną Mieczysławską (1846-1848; 1861), Próby poematu filozoficznego (1844-1849; 1884), Przypowieści i epigramaty (1847-1848; 1883-1884), Do Ludwika Norwida (1848-1849).

Słowacki jest też twórcą niespotykanej wcześniej w naszej literaturze formy poetyckiej: poematu dygresyjnego. Pierwszą jego realizacją była Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu (1840). Następnie wydał poeta V pierwszych pieśni Beniowskiego (1841). Pieśni kolejne, ich rękopiśmienne fragmenty i odmiany powstawały już w atmosferze religijnego przełomu, miały zupełnie inny charakter niż te opublikowane.

Słowacki wykazywał ambicje na wielu polach w dziedzinie prozy jako autor dwu fragmentów powieści: francuskiej Le roi de Ladawa (Król Ladawy 1837) i polskiej Pan Alfons (1842). Z utworów prozą na uwagę zasługują Preliminaria peregrynacji do Ziemi Świętej J. O. Księcia Radziwiłła Sierotki (1839;1866). Podejmował pisarz też próby, jak dziś byśmy rzekli, publicystyczne. Jeszcze w 1831 roku napisał w Anglii zaginioną dziś broszurę polityczną. Twórczość tego typu, z silnymi akcentami polemicznymi i religijnymi, nasiliła się po wystąpieniu z koła towiańczyków. Napisał wtedy: Odezwę do braci w Kole (1843), Do Koła całego tak nazwanych Towiańsczyków (1845), Do Emigracji o potrzebie idei (1845/1846) oraz dwa Listy do księcia Adama Czartoryskiego (1846). Podejmował także próby w dziedzinie krytyki literackiej, czego świadectwem są artykuły: Noc letnia (1841), Krytyka krytyki i literatury (1841), O poezjach Bohdana Zeleskiego (1848). Próbował sił jako translator, przekładając ułamki Makbeta Szekspira i Iliady Homera.

Poeta miał też potrzebę zapisywania swych wrażeń i wspomnień. Kilkakrotnie podejmował próby tego typu w Pamiętniku, obejmującym lata 1817-1829 i 1832, Dzienniku podróży na Wschód, Raptularzu z okresu 1843–1849 czy tzw. Dzienniku pisanym w latach 1847-1849

Zupełnie osobne miejsce w twórczości Słowackiego zajmuje jego epistolografia. Listy poety wydano w dwutomowej edycji Korespondencja Juliusza Słowackiego w roku 1962, opracowanej przez Eugeniusza Sawrymowicza.

Należy podkreślić, że wbrew potocznym wyobrażeniom polscy poeci romantyczni wielkiej klasy nie są autorami niezliczonych liryków. Dotyczy to trójcy wieszczów, w tym Słowackiego. Wiersze i fragmenty liryczne Słowackiego zebrano w jednym tomie w nowym opracowaniu, wydanym w Poznaniu w 2005 roku: Wiersze. Nowe wydanie krytyczne[60].

Szczytem poetyckich dokonań Słowackiego miał być zapewne Król-Duch, którego pisanie przerwała śmierć[61]. Z tego wielkiego, wizyjno-symbolicznego poematu opublikował poeta tylko Rapsod I w 1847 roku. To jedno z najtrudniejszych i zarazem najgenialniejszych dokonań poety, stanowiące także mimo fragmentarycznej formy swego rodzaju – prócz prelekcji paryskich Mickiewicza czy korespondencji Krasińskiego – podsumowanie, summę całej kultury romantycznej.


Powrót na początek strony >>>


Maski Słowackiego


Współcześni obeszli się ze Słowackim na ogół chłodno. Dopiero po jego śmierci pojawił się klimat, w którym można było wydać jego dzieła pozostające w rękopisach. Już wkrótce po powstaniu styczniowym w swej Literaturze polskiej (1868) Lucjan Tomasz Rycharski odnotował znamienny sąd o poecie:

„Ma on potężne uczucie, podniosłe myśli, burzące namiętności, wylewa nieraz okrutną gorycz serca swojego na świat, ale przede wszystkim jest u niego czynną fantazja, ta która wiecznie tworzy tak, że ledwie uczucie i myśl wydołać mogą, idąc za jej pochodem. – Nie bez przyczyny przypada Słowacki tak do serca młodzieży polskiej. Jej śpiewakiem, jej przywódcą duchowym był on w całym znaczeniu tego słowa. Duch młodzieńczy i wiośniany wieje z każdej pieśni jego; wiek marzeń, wiek burz wewnętrznych i gwałtownych afektów przebija się w każdym jego utworze.”[62]

To osiągnięciem najpierw pozytywistów, twórców takich, jak Felicjan Faliński, Adam Asnyk, Maria Konopnicka, pozostaje wprowadzenie osoby i całego dzieła Słowackiego w obieg kultury polskiej. Tak jak zasługą pisarzy Młodej Polski – by wymienić Ignacego Matuszewskiego, Artura Górskiego i Stanisława Przybyszewskiego – jest wskazanie jej nowoczesności oraz pokazanie, jak inspirująco może oddziaływać[63].

W literaturze polskiej pozostanie jako wyprzedzający swoją epokę nowator, prowokujący współczesnych eksperymentami z formą, językiem i znaczeniami tworzonych dzieł. Jako – może przede wszystkim – poeta nieokiełznanej Wyobraźni, zarazem ironista i tragik, jako romantyk rodem z XIX stulecia i człowiek jakiejś wciąż odległej przyszłości, do której dotrzemy, gdy uda nam się zrozumieć na przykład Króla-Ducha...

Kulturze polskiej pozostawił też postawę nieocenioną w XIX stuleciu, zdominowanym przez krwawą historię i, co za tym szło, przez ethos pisarza-patrioty, spełniającego narodowe powinności także w literaturze. Dał jej mianowicie wizję nowoczesnego artysty i inteligenta[64]. Inteligenta w pełni świadomego, że jego osobistym pragnieniem, a nie tylko misją i powołaniem, jest tworzenie arcydzieł, zdobycie sławy, publikowanie i regularne, nie zaś incydentalne lub okolicznościowe, tworzenie dzieł literackich. Była to postawa rzadka naówczas, postawa Polaka, którego interesują nie tylko osiągnięcia kultury europejskiej, ale światowej, który pasjonuje się cywilizacyjnymi nowinkami, takimi jak koleje żelazne, balony czy odkrycia medycyny. Słowacki jawi się jako zupełnie typ umysłu, który zainteresowany jest wszystkimi aspektami życia nowoczesnego człowieka: czyta prasę, chadza nie tylko na premiery tragedii, ale i do bulwarowych teatrów i oper, gdzie rodzi się sztuka popularna i masowa. To artysta w drodze, zwiedzający świat, dandys i mizantrop, a jednocześnie człowiek otwarty na ludzi innych religii, kultur, narodowości, przy tym chłoszczący bezlitośnie przywary własnej nacji. Podobnie zresztą potrafiący na te elementy jej dziedzictwa, które określano jako zgubne, choćby liberum veto, przewrotnie spojrzeć okiem wyobraźni tak, by dostrzec w nich wartość i swoistość polskiego losu. Dziedzic zarówno Oświecenia, jak i Romantyzmu, Baroku i Klasycyzmu, Polak i Europejczyk, wątpiciel i poszukiwacz Boga, daleko przekraczał Słowacki nie tylko XIX-wieczne, ale i współczesne schematy myślenia o sztuce, artyście i świecie. Tylko on o Stwórcy mógł powiedzieć:


"Widzę, że nie jest On tylko robaków

Bogiem i tego stworzenia, co pełza,

On lubi huczny lot olbrzymich ptaków,

A rozhukanych koni On nie kiełza…

On piórem z ognia jest dumnych szyszaków…

Wielki czyn często go ubłaga, nie łza

Próżno stracona przed kościoła progiem:

Przed Nim upadam na twarz – On jest Bogiem!"[65]


Zostało po nim jeszcze coś, co przynależy do legendy tylko największych artystów: Tajemnica Człowieka i jego Dzieła.

Słowackiego nie czytamy już dziś raczej przez pryzmat figury „wieszcza”, aż nadto zmniejszył się jego wpływ na polonistyczną edukację. A mimo wszystko pozostaje on jako człowiek i jako twórca osobowością o tak wielu twarzach i maskach, że długo jeszcze będziemy zafascynowani tą twórczością i zarazem bezradni wobec jej skrajności, eksperymentów estetycznych. W tym sensie Słowacki wciąż uśmiecha się do nas ironicznie i bezlitośnie, mówiąc oktawą Króla-Ducha


"O! wy, którzy się nigdy nie spotkacie

Z prawdziwa twarzą waszego tu stróża!

Dla których żywot widzialny jest w chacie,

A Bóg w błękitach próżnych się zanurza:

Dla was są próżne tych czynów postacie; -

Dla innych… ducha ton i straszna burza,

Owiewające moją pieśń żałobną,

Z twarzy do innych rapsodów podobną"[66].



Powrót na początek strony >>>



[1] J. Słowacki, Beniowska, S. I, nr 13/14, Wrocław 1999, wyd. 4, Piesń V, w. 60.
[2] Zob. Bibliografia Literatury Polskiej „Nowy Korbut”, t. XI, H. Gacowa, Juliusz Słowacki, Wrocław – Warszawa – Kraków MM; Polish romantic literature. An anthology, sel. and transl. by Michael J. Mikoś, Bloomington 2002; O. Płaszczewska, Włoskie przekłady dzieł Juliusza Słowackiego, Kraków 2004.
[3] Zob. Kalendarz życia i twórczości Juliusza Słowackiego, opr. E. Sawrymowicz, współpraca S. Makowski, Z. Sudolski, Wrocław 1960, s. 552: I. spektakl Mazepy, przeł. I. Nagy, reż. G. Egressy, na afiszu nazwisko: Slowacky Gyula, odbyły się dwa spektakle. Kolejne węgierskie realizacje teatralne Mazepy: 26 II 1848, miasto Györ; 17 VI 1848, miasto Koloszvar ; 29 I 1852 Györ ; 2 IX 1854 i 30 VI 1856 Szeged ; 5 V 1856 Debreczyn.
[4] Z. Szczęsny Feliński, Pamiętniki, opr. E. Kozłowski, Warszawa 1986, s. 258.
[5] Tamże, s. 258-259.O poecie zob. też: Z. Sz. Feliński, Ze wspomnień o Słowackim, „Czas” 1895, nr 156 i 158; J. Reitzenheim, Juliusz Słowacki, Paryż 1862.
[6] J. Słowacki, Fragmenty pamiętnika (1817-1832), cyt. za: tegoż, Dzieła, pod red. J. Krzyżanowskiego, wyd. 2, t. XI, Pisma prozą, opr. W. Floryan, Wrocław 1952, s. 156.
[7] O towianizmie: A. Witkowska, Towiańczycy, Warszawa 1989, D. Siwicka, Ton i bicz. Mickiewicz wśród towiańczyków, Wrocław – Warszawa – Kraków 1990; A. Sikora, Towiański i rozterki romantyzmu, Warszawa 1984.
[8] O poecie jako ironiście i mistyku zob. J. Ławski, Ironia i mistyka. Doświadczenia graniczne wyobraźni poetyckiej Juliusza Słowackiego, Białystok 2005; M. Saganiak, Człowiek i doświadczenie wewnętrzne. Późna twórczość Mickiewicza i Słowackiego, Warszawa 2009.
[9] Z. Sz. Feliński, dz. cyt. s. 259.
[10] List K. Gaszyńskiego do Z. Krasińskiego, 13 VII 1851, cyt za: J. Starnawski, Juliusz Słowacki we wspomnieniach współczesnych, Wrocław 1956, s.124; zob. także: J. Zieliński, Słowacki narkotyczny, w: Słowacki współczesny, pod red. M. Troszyńskiego, Warszawa 1999.
[11] Fragment listu K. Gaszyńskiego do Z. Krasińskiego cytowany przez Krasińskiego w liście do A. Cieszkowskiego, 23 I 1846, cyt. za: J. Starnawski, dz. cyt. s. 125.
[12] Recenzja: „Młoda Polska” 1839, nr 29, cyt. za: M. Bizan, P. Hertz, Glosy do „Balladyny”, Warszawa 1970, s. 222-223. O krytyku zob. J. Lyszczyna, Dramat romantyczny w refleksji krytycznej Stanisława Ropelewskiego, w: Problemy tragedii i tragizmu. Studia i szkice, red. H. Krukowska, J. Ławski, Białystok 2005.
[13] J. Słowacki, Fragmenty pamiętnika (1817-1832), dz. cyt., s. 164. Szerzej o relacjach poety z matką: K. Ziemba, Wyobraźnia a biografia. Młody Słowacki i ciągi dalsze, Gdańsk 2006.
[14] J. Słowacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne, opr. J. Brzozowski, Z. Przychodniak, Poznań 2005, s. 567.
[15] Z. Sz. Feliński, dz. cyt. s. 262-263. Zob. M. Kridl, Antagonizm wieszczów. Rzecz o stosunku Słowackiego do Mickiewicza, Warszawa 1925.
[16] J. Słowacki, Beniowski, dz. cyt., Pieśń V, w. 565-572.
[17] Zob. S. Makowski, „Pan Tadeusz” Juliusza Słowackiego, Poezja” 1984, nr 11/12; D. Kulczycka, Natura i przestrzeń. Znaczenia symboliczne w „Panu Tadeuszu” Juliusza Słowackiego, „Almanach Historycznoliteracki”, t. I, Zielona Góra 1998; J. Bachórz, Słowacki w Soplicowie, w: „W krainie pamiątek”. Prace ofiarowane Profesorowi Bogdanowi Zakrzewskiemu w osiemdziesiątą rocznicę urodzin, red. J. Kolbuszewski, Wrocław 1996; K. Korotkich, „Tchnienie boga Boreasza”. O apokaliptycznej wizji zimy w „Panu Tadeuszu” Juliusza Słowackiego, w: Światło w dolinie. Prace ofiarowane Profesor Halinie Krukowskiej, red. K. Korotkich, J. Ławski, D. Zawadzka, Białystok 2007.
[18] J. Słowacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne, dz. cyt., s. 245-246.
[19] J. Słowacki, Listy do matki, opr. Z. Krzyżanowska, w: tegoż, Dzieła wybrane, red. J. Krzyżanowski, t.6, Wrocław – Warszawa – Kraków – Gdańsk – Łódź 1990, s. 392, list pisany: [Paryż, w lutym 1845].
[20] Zob. Z. Trojanowiczowa, „Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?”; J. Fiećko, Dlaczego nie przekroczył tej granicy? Mickiewicz i powstanie listopadowe, w: Mickiewicz daleki i bliski, red. Z. Przychodniak, M. Piotrowska, Poznań 2005.
[21] A. Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs drugi, w: tegoż, Dzieła. Wydanie Rocznicowe 1798-1998, t. IX, opr. J. Maślanka, Warszawa 1997, s. 206.
[22] O dacie narodzin: Kalendarium życia i twórczości…, dz. cyt., s.11-12. Zob. Krzemieniec – Ateny Juliusza Słowackiego, pod red. S. Makowskiego, Warszawa 2004. R. Przybylski, Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych, Warszawa 2003.
[23] Zdobi go inskrypcja nagrobna autorstwa samego Euzebiusza Słowackiego:

„Wędrownik, w trudzie życia mdłą stargawszy siłę,

Wkrótce rzucę, co miłe i co mi niemiłe.

Bez trwogi, nie bez żalu widzę kres zbliżony,

Który nagle w nieznane przeniesie mnie strony,

W tę spokojną uchronę, gdzie wieczność przybywa

I którą chmura pełna tajemnic okrywa.” – Cyt. za: Mały leksykon wileńskiej Rossy, opr. K. Marczyk, Wilno 2009, s. 73-74.

[24] J. Słowacki, Fragmenty pamiętnika (1817-1832), dz. cyt., s. 160.
[25] Zob. J. Brzozowski, O „Hugonie”, w: tegoż, Odczytywanie romantyków. Szkice i notatki o Mickiewiczu i Słowackim, Kraków 2002; J. Maciejewski, Powieści poetyckie Słowackiego, opr. J. Fiećko, Poznań 1991.
[26] Zob. L. Libera, W Szwajcarii. Studium o Juliuszu Słowackim, Kraków 2001.
[27] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s. 188, list pisany: G[enewa], d. 5 lutego 1835 r. [28] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt. , s. 239, list pisany: 24 sierpnia 1836 r., Neapol. O podróży zob. R. Przybylski, Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód, Kraków 1982; L. Libera, Juliusza Słowackiego „Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu”, Poznań 1983; „Hieroglifem pisane dzieje...” Starożytny Wschód w wyobraźni romantyków, pod red. W. Szturca i M. Bizior-Dombrowskiej, Warszawa 2007.
[29] Zob. M. Kalinowska, Grecja romantyków. Studia nad obrazem Grecji w literaturze romantycznej, Toruń 1994. Inspiracje Grecji antycznej w dramacie doby romantyzmu. Rekonesans, red. M. Kalinowska, Toruń 2001.
[30] Por. E. Kiślak, Spotkanie w drodze: Maksymilian Ryłło SJ i Juliusz Słowacki, w: Światło w dolinie…, dz. cyt.
[31] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s. 249, list pisany: Bejrut, 1837 r. 17 lutego.
[32] Zob. J. Maciejewski, Florenckie poematy Słowackiego: „Poema Piasta Dantyszka hebu Leliwa o piekle”, „Ojciec zadżumionych”, „W Szwajcarii”, „Wacław”, Wrocław 1974.
[33] M. Miller, Uczta grudniowa 1840 r., czyli Dwóch na słońcach swych przeciwnych Bogów, Warszawa 2007.
[34] J. Słowacki, Tak mi, Boże, dopomóż, w: tegoż, J. Słowacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne, opr. J. Brzo-zowski, J. Przychodniak, Poznań 2005, s. 231. Zob. o liryce: Juliusza Słowackiego rym błyskawicowy. Analizy i interpretacje, red. S. Makowski, Warszawa 1980.
[35] Kalendarium życia i twórczości Juliusza Słowackiego, dz. cyt., s. 432.
[36] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s. 349, list pisany: Paryż, 18 stycznia 1843.
[37] Tamże, s.444.
[38] Oba cytaty: S. Goszczyński, Dziennik Sprawy Bożej, t. 1, opr. i wstęp Z. Sudolski, współpraca W. Kordaczuk, M. M. Matusiak, Warszawa 1984, s.126-127.
[39] O twórczości Słowackiego zob. nade wszystko klasyczną pracę Juliusza Kleinera: Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości, opr. J. Starnawski, Kraków 1999, t. I-IV. Także: A. Kowalczykowa, Słowacki, Warszawa 1999.
[40] Kalendarium życia i twórczości..., dz. cyt., s. 497.
[41] Zob. Słowacki mistyczny. Propozycje i dyskusje sympozjum Warszawa 10-11 grudnia 1979, pod red. M. Janion, M. Żmigrodzkiej, Warszawa 1981; M. Saganiak, Mistyka i wyobraźnia. Słowackiego romantyczna teoria poezji, Warszawa 2000; M. Bajko, Symbolika ognia w „Śnie srebrnym Salomei” Juliusza Słowackiego, w: Symbolika mistyczna w poezji romantycznej. Słowacki i inni, red. G. Halkiewicz-Sojak, B. Paprocka-Podlasiak, Toruń 2009.
[42] Kalendarium życia i twórczości…, dz. cyt., s. 502-503, relacja S. E. Koźmiana.
[43] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s. 411, list pisany: Paryż, d. 8 listop. 1858.
[44] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s.456, list pisany: Ostenda, d.14 lipca 1848 r.
[45] J. Słowacki, Wiersze. Nowe wydanie krytyczne, dz. cyt., s. 585.
[46] J. Słowacki, [Testament] [Redakcja pierwsza], w: Dzieła, wyd., cyt., t. XI , Pisma prozą, s. 295.
[47] Kalendarium życia i twórczości Juliusza Słowackiego, dz. cyt., s. 614.
[48] Zob. E. Łubieniewska, Ostatni list Słowackiego…, w: List, nowela, opowiadanie. Analizy i interpretacje, red. T. Budrewicz, H. Bursztyńska, Kraków 2001.
[49] Relacja Z. Sz. Felińskiego, cyt. za: Juliusz Słowacki we wspomnieniach współczesnych, dz. cyt., s. 205.
[50] Tamże, s. 206. Zob. też: J. M. Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta o godzinę, Warszawa 1989.
[51] Kalendarium życia i twórczości Juliusza Słowackiego, s. 618, z listu do S. E. Koźmiana.
[52] J. Słowacki, Listy do matki, dz. cyt., s. 134, list pisany: Genewa, d. 27 październ. 1833 r.
[53] Zob. prace Z. Przychodniaka i J. Brzozowskiego w tomie: Z warsztatu edytora dzieł romantyków, Toruń 2008.
[54] Zob. propozycje edytorską: J. Słowacki, Raptularz 1843-1849. Pierwsze całkowite wydanie wraz z podobizną rękopisu, opr. edytorskie, wstęp, indeksy M. Troszyński, Warszawa 1996; O. Krysowski, Nieznane dzieło Słowackiego, „Nowe Książki” 1997, nr 6.
[55] Zob. W. Szturc, Archeologia wyobraźni. Studia o Słowackim i Norwidzie, Kraków 2001; Bizancjum. Prawosławie. Romantyzm. Tradycja wschodnia w kulturze XIX wieku, red. J. Ławski, K. Korotkich, Białystok 2004.
[56] Zob. C. Backvis, Słowacki i barokowe dziedzictwo, w: tegoż, Szkice o kulturze staropolskiej, opr. A. Biernacki, Warszawa 1975; D. Kudelska, Juliusz Słowacki i sztuki plastyczne, Lublin 1997; O. Krysowski, „Słońc ogromnych kręgi…” Malarskie inspiracje Słowackiego, Warszawa 2002; L. Nawarecka, Postać Króla Ducha w kontekście idei przebóstwienia oraz K. Korotkich, Ikony Słowackiego. Wyobrażenia Theotokos w „Żmii”, „Śnie srebrnym Salomei” i „Beniowskim”, obie w: Bizancjum. Prawosławie. Romantyzm …, dz. cyt.
[57] J. Słowacki, Dzieła wszystkie, red. J. Kleiner, t. XV, Wrocław 1955, s. 487.
[58] Zob. M. Kwapiszewski, Późny romantyzm i Ukraina, Warszawa 2006; Juliusz Słowacki. Wielokulturowe źródła twórczości, red. A. Bajcar, Warszawa 1999; Ateny. Rzym. Bizancjum. Mity Śródziemnomorza w kulturze XIX i XX wieku, red. J. Ławski, K. Korotkich, Białystok 2008; Słowacki i Ukraina, red. M. Woźniakiewicz-Dziadosz, Lublin 2003.
[59] Zob. P. Goźliński, Bóg Aktor. Romantyczny teatr świata, Gdańsk 2005. M. Chacko, Dramat i teatr Juliusza Słowackiego. Rekonesans, Wrocław 2006; L. Kaczyńska, Winkelried ożył? Teatralne odczytywanie „Kordiana” (1945-2000), Gdańsk 2006.
[60] Wydanie cytowane, w opr. J. Brzozowskiego i Z. Przychodniaka, ss. 925.
[61] Zob. M. Piwińska, Juliusz Słowacki od duchów, Warszawa 1992; M. Sokołowaki, Król Duch Juliusza Słowackiego a epopeja słowiańska, Warszawa 2004; J. G. Pawlikowski, Mistyka Słowackiego, opr. M. Cieśla-Korytowska, Kraków 2008.
[62] L. T. Rycharski, Literatura polska w historyczno-krytycznym zarysie, t. 2, Kraków 1868, s.156.
[63] Zob. Juliusz Słowacki w literaturze XIX i XX wieku, red. E . Łoch, Lublin 2002; M. Żmigrodzka, „Przez wieki idąca powieść… Wybór pism o literaturze XIX wieku, red. M. Kalinowska, E. Kiślak, Warszawa 2002; A. Brodzka, Maria Konopnicka, Warszawa 1975; Z. Mocarska-Tycowa, Tropy przymierzy. O literaturze dziewiętnastowiecznej i miejscach jej zbliżeń z malarstwem, Toruń 2005; U. Kowalczuk, Felicjan Faliński. Twórczość i obecność, Warszawa 2002; W. Gutowski, Wprowadzenie do Cięgi Tajemnej. Studia o Twórczości Tadeusza Micińskiego, Bydgoszcz 2002; G. Matuszek, Stanisław Przybyszewski – pisarz nowoczesny. Eseje i proza – próba monografii, Kraków 2008; A. Kieżuń, Drogi własne. O twórczości młodopolskiej Artura Górskiego, Białystok 2006; M. Jeżowski, Słownik rymów Juliusza Słowackiego, Lublin 2002.
[64] Zob. Z. Stefanowska, Słowacki jako nowoczesny inteligent; W Szturc, Juliusz Słowacki – Europejczyk i dandys (pomiędzy książka a garderobą); M. Korzeniewicz-Davies, Blake i Słowacki – rekonesans, wszystkie w: Juliusz Słowacki – poeta europejski, red. M. Cieśla-Korytowska, W. Szturc, A .Ziołowicz, Kraków 2000; M. Dybizbański, Futurologia romantyczna, Kraków 2005.
[65] J. Słowacki, Beniowski, dz. cyt., Pieśń V, w. 469-476.
[66] J. Słowacki, Król-Duch, Rapsod I, opr. J. Krzyżanowski, cyt. za: Dzieła, wyd. cyt., t. V, Wrocław 1952, s. 20.


Liczba publikacji w kolekcji:313


liczba osób na stronie: 457
Copyright ® 2006 Biblioteka Narodowa