Anna Szulc

Anna Szulc

Dziennikarka działu Społeczeństwo
Więcej artykułów »

Jacek Rońda: Profesor od blefu

05-11-2013 , ostatnia aktualizacja 05-11-2013 11:56
Zobacz zdjęcia » wrak tu154 smoleńsk
Wrak Tu154. Fot.: PAP

W PRL zapisał się do partii, by rozsadzić ją od środka. Teraz nieomal rozsadził komisję Antoniego Macierewicza zajmującą się katastrofą smoleńską.

Jeszcze niedawno prof. Jacek Rońda lubił sobie pochodzić po krakowskim rynku. Ale kiedy w Telewizji Trwam wyznał, że blefował jako ekspert zespołu Macierewicza, został nazwany kłamcą smoleńskim. I teraz nawet do banku boi się wstąpić. Bo jak go ktoś rozpozna, to od razu dziwnie patrzy, jak na zbira.

Nie czuje się też bezpiecznie na swojej uczelni, Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie jest wykładowcą w Katedrze Informatyki Stosowanej i Modelowania Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej. Kilka tygodni temu odkrył, że go podsłuchują, a teraz jeszcze zawirusowano mu komputer. I nawet nie ma się komu poskarżyć. Koledzy, którzy jeszcze niedawno klepali po plecach, teraz uciekają na jego widok.

Prof. Rońda wie, kto go podsłuchuje i dlaczego. Już się przyzwyczaił, że w Polsce depcze mu po piętach współczesna ubecja. W tym bandyckim kraju – jak lubi powtarzać – spokoju nie zazna nawet naukowiec.

Warszawa, 18.09.2013. Prof. Jacek Rońda w trakcie posiedzenia zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej w Sejmie. Posiedzenie dotyczyło publikacji
Warszawa, 18.09.2013. Prof. Jacek Rońda w trakcie posiedzenia zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej w Sejmie. Posiedzenie dotyczyło publikacji "Gazety Wyborczej", która napisała o zeznaniach "ekspertów Macierewicza" w prokuraturze.
Tomasz Gzell, PAP

Rozsadzić partię

Jacek Rońda, do niedawna doradca naukowy zespołu parlamentarnego ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, urodził się 65 lat temu w Warszawie, w rodzinie z tradycjami kolejarskimi. Wśród jego przodków byli maszyniści i zawiadowcy. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy 9-letni zaledwie Jacek podczas zajęć w Pałacu Kultury i Nauki do spółki z kolegą skonstruował rakietę. Już wtedy wiedział, że zrobi coś ważnego dla Polski.

Od początku wiedziałem, że prof. Rońda o katastrofach lotniczych, o lotnictwie w ogóle, nie ma zielonego pojęcia – mówi prof. Paweł Artymowicz, lotnik i fizyk z uniwersytetu w Toronto.

Czasy łatwe jednak nie były, dlatego po studiach na Politechnice Warszawskiej zapisał się do partii. Zrobił to tylko po to – zapewnia dziś – żeby rozsadzić ją od środka. To dlatego na wiecu poparcia dla Edwarda Gierka, odbywającym się tuż po protestach radomskich robotników w czerwcu 1976 r., głośno powiedział, że widział w Radomiu straszne rzeczy. Na przykład to, że protestujący szli ulicami miasta i na wyjętych z zawiasów drzwiach nieśli jednego z zabitych kolegów.

Problem w tym, że w czerwcu 1976 r. w Radomiu żadnego z zabitych wówczas robotników nie niesiono na drzwiach. Badacze wydarzeń radomskich nie znają też ani jednego przypadku, by podczas ówczesnych wieców poparcia dla I sekretarza KC PZPR ktokolwiek publicznie skrytykował władzę.

Dziś profesor Rońda przyznaje, że nie zdołał rozsadzić partii od środka. Niestety.

Dokument, którego nie było

Prawie mu się udało – choć tego już nie przyzna – rozsadzić zespół ekspertów Macierewicza. Wszystko z powodu zaskakującej wypowiedzi w Telewizji Trwam w połowie października. Rońda przyznał wtedy, że pół roku wcześniej w telewizji publicznej blefował, mówiąc, iż ma dokument, z którego wynika, że piloci samolotu Tu-154M przed katastrofą nie zeszli poniżej wysokości 100 metrów. Bo takiego dokumentu w rzeczywistości nie było. Wybuchła afera, a spora część komentatorów uznała, że eksperci Macierewicza ostatecznie się ośmieszyli.

– Od początku wiedziałem, że prof. Rońda o katastrofach lotniczych, o lotnictwie w ogóle, nie ma zielonego pojęcia – mówi prof. Paweł Artymowicz, lotnik i fizyk z uniwersytetu w Toronto, który też brał udział w tamtym programie. – Dość powiedzieć, że w czasie przerwy uraczył nas rewelacją o tym, że zespół Macierewicza ujawni za chwilę tajemne dane z rejestratora o nazwie MSL. Problem w tym, o czym wie średnio rozgarnięty amator lotnictwa, że MSL, właściwie AMSL, to nie urządzenie. Ten skrót oznacza jedynie wysokość bezwzględną nad poziomem morza, od angielskiego above mean sea level.

Podczas tamtej debaty w TVP prof. Rońda miał ze sobą w studiu wiele różnych papierów. – Nie problem jednak w papierach – uważa gospodarz programu Piotr Kraśko. – Ale w tym, że profesor powiedział nam i milionom Polaków nieprawdę. Wiedział, że jego dokument jest bezwartościowy, a usiłował przekonać wszystkich, że ma znaczenie.

Dowody na targu

Prof. Jacek Rońda bagatelizuje sprawę. Twierdzi, że są ważniejsze rzeczy niż to, na jaką wysokość zeszli piloci. Na przykład wybuch. Bo że wybuch był, to pewne. Poza tym jego zdaniem dziennikarze bywają chamscy, nie pozwalają dokończyć myśli. Stąd pewne niezręczności i niedopowiedzenia. No i musi się przecież jakoś bronić przed ciągłymi atakami. Pewna dziennikarka z Krakowa zapytała go niedawno, skąd wie, że w samolocie prezydenckim doszło do wybuchu. Więc jej oznajmił, że wie z Nowego Kleparza (to znany krakowski targ). To tam, na straganach u przekupek, odpowiedni ludzie w odpowiednim czasie zostawiają dla niego cenne mikrofilmy.

Swoją niefortunną wypowiedź dla Telewizji Trwam prof. Rońda zrzuca na karb zmęczenia: był wtedy po całym dniu pracy, z Krakowa wyjechał o czwartej rano. A w ogóle męczy go to, że ciągle musi się z czegoś publicznie tłumaczyć. Na przykład z tego, że w prokuraturze wojskowej zeznał, że ten dokument z programu Kraśki dostał od Antoniego Macierewicza. I że nigdy nie badał, a nawet nie widział żadnego wypadku lotniczego. A do teorii wybuchu w Smoleńsku doszedł na podstawie „myślowych eksperymentów mechanika”. A już kompletnie nie wie, dlaczego ma się tłumaczyć z tego, że 15 lat temu ktoś podpisujący się jego imieniem i nazwiskiem wysłał z RPA list do tygodnika „Nie”?

Ekscentryczny

„Uprzejmie pragnę zachęcić »Nie« do podjęcia inicjatywy zorganizowania Wszech-Polskiej konferencji naukowej na temat: Przyczyny Nieśmiertelności Głupoty Polskiej Prawicy” – napisał wtedy Rońda nie Rońda.

Brzoza ścięta przez Tu-154
Brzoza ścięta przez Tu-154
Wojtek Pacewicz, PAP

– Do dziś mamy w skrzynce ten list – przyznaje Przemysław Ćwikliński, zastępca redaktora naczelnego „Nie”. – Czy ktoś się mógł podszyć pod profesora Rońdę? Trudno sobie wyobrazić, że jakiś współpracownik profesora włamał się do jego komputera i napisał list. Podszywanie się pod kogoś ma sens tylko wtedy, gdy jest to znana osoba. A nazwisko Rońda nikomu nic wówczas nie mówiło.

Sonda
Czy ludzie związani z Macierewiczem naprawdę wierzą w teorię o zamachu?
Komentarz
Komentarze: Wszystkie | Popularne | Data: Rosnąco | Malejąco
  • ZWIŃ
    0 3
    ~stefan gryniewicz bereza, 08-11-2013 14:32 katastrofa czy zamach?

    Problem prof.Rondy jest jego problemem ale ze względu na wiele nie wyjaśnionych pytan,zachowanie Rosjan,wiele bledow,wrak dalej w Rosji ,smierc paru osob w jakiś sposób związanych ze sprawa umacnia mnie w przekonaniu,ze to rosyjska reka.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    4 1
    ~jenom, 07-11-2013 14:12 profesor ronda

    dzieki takim "profesorom" jak ronda,pawlowicz czy techniczny glinski az dziw bierze ze polskie uczelnie stoja tak wysoko w rankingach, szosta setka

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    5 0
    ~Erre, 06-11-2013 14:14 Typowy profesor

    Wyglada na typowego profesora - nieszablonowe podejscie do studentow, ma duza wiedze w swojej dziedzinie, ktora probuje uzywac do rozumienia wszystkiego innego co sie dzieje w okol niego, ale niestety nie ma prawa to dzialac. Szkoda, ze tacy ludzie angazuja sie w polityke, wlasciwie tylko na wlasna szkode.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    10 0
    ~Głęboka Myśl, 06-11-2013 10:55 Objawienia smoleńskie - czkawka

    "Bo że wybuch był, to pewne. Poza tym jego zdaniem dziennikarze bywają chamscy, nie pozwalają dokończyć myśli." Dobrze, ze chociaż w TV Trwam dali mu dokończyć jakże ważką wypowiedź. "Na przykład z tego, że w prokuraturze wojskowej zeznał, że ten dokument z programu Kraśki dostał od Antoniego Macierewicza." to był ważny dokument posabatowy. Wręczył go sam prorok Antoni mesjasza Jarosława wieszczący... znaczy godzien najwyższego zaufania w kwestii objawień smoleńskich zamachowych.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    1 13
    ~t54gb, 06-11-2013 03:40 A zapomnieli dziennikarki z newsweeka że ten samolot był świerzo po remoncie w

    Samarze i nawet Macierewicz może sie mylić i Bienienda i jego profesorzy też.Są takie systemy w samochodach które same np .same parkują albo utrzymują jakieś tempo jazdy a nawet kontrolują wszystko same przez komputer.Gdyby założyli takie coś w Samarze na Tutke a ruskie mają dobrych inżynierów to nawet przy przeglądzie technicznym nasi inżynierowie nie zorientowali by sie że jest jakiś system który potrafi automatycznie wyłączyć kontrole i ją przejąc.I to nie są bzdury np. hakerzy włąmali sie do hondy Civic i ona robiła wszystko co chciał haker a nie ten kierowca jest nawet o tym filmik w internecie.Skoro tak nie jest to ciekawe czemu tą Tutką drugą która stoi w Mińsku boją sie latać ... bo sie pewnie boją że ktoś ich rozłączy sterowanie i doprowadzi do katastrofy.Oczywiście to tylko spekulacje ale mogło tak być mimo że żadnych dowodów na to nie ma i już prawdopodobnie nie będzie bo wrak został tak zniszczony i zdekompletowany że nawet gdyby coś takiego istaniało nie dało by sie ustalić istnienia takiego systemu.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    3 0
    ~Głęboka Myśl, 06-11-2013 11:04 RE: A zapomnieli dziennikarki z newsweeka że ten samolot był świerzo po remoncie w

    Śfiesz lubić, nieśfiesz nie lubić...

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    1 10
    ~bemkaher, 06-11-2013 02:55 Przecież to jest niemożliwe żeby oni tak latali takimi samolotami na wysokości 5m

    ktoś musiał im kazać zejść na taką wysokość a co na tym lotnisku radarów nie mają i nie wiedzą na jakiej wysokości jest samolot? pomijając niechlujność polskiej strony to napewno tamci z wieży kontrolnej też swoje do tego dołożyli.Jk to jest możliwe że samolot zwalnia prawie do przeciągniecia lata po lesie a kontrolerzy niby nic nie wiedzą... przecież takie samoloty to latają normalnie 900 kmh a nie 279 i na wysokości kilku tys metrów a nie 5m to wszystko jest do bólu takie zamotane zakręcone że chyba naprawde ktoś coś kombinuje przy tej sprawie żeby prawda nie wyszła na wierzch.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    6 24
    ~piotr, 05-11-2013 19:54 Gest Kozakiewicza dla Was

    Rońda to Rońda. Niech mi ktoś wytłumaczy jak na wyskosci 6m 66 cm można obrócić skrzydło o wymiarach w przybieżeniu 15 m>??????? Rozpiętość skrzydeł tutki to 38m a kadłub to 4m. To bardzo zmniejszone wymiary a i tak sie nie mieści. NOOOOOO POPAPRANI MATEMATYCY. Bez iwektyw tylko obliczenia. :) gest Kozakiewicza dla Was.

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    7 1
    ~Marek z Tych, 05-11-2013 20:17 RE: Gest Kozakiewicza dla Was

    Przybieżeli to posterze do Betlejem

    Zgłoś Odpowiedz
  • ZWIŃ
    12 1
    ~Luc Jan, 05-11-2013 22:52 RE: Gest Kozakiewicza dla Was

    A uwzględniłeś fakt, że już kilkaset metrów przed brzozą Tupolew leciał niemal równolegle do wznoszącego się terenu? Czyli wznosił się. Bo gdyby się nie wznosił to sprowadzony na dno jaru przez ruskich kontrolerów uderzyłby w ziemię dużo wcześniej. A za brzozą teren zaczął się wyrównywać. I samolot nawet lecąc w lini prostej zwiększył swoją odległość od ziemi. A przecież jeszcze piloci próbowali odejść na większa wysokość bo zwiększyli obroty silników (co słyszał Wosztyl). A tak nawiasem mówiąc, to gdzie wyczytałeś, że te pół beczki samolot zrobił na wysokości ściętej brzozy?

    Zgłoś Odpowiedz
Komentarze: Wszystkie | Popularne | Data: Rosnąco | Malejąco