Wielkanocne „siwki” (aut. Piotr Zalewski)
Od końca lutego realizujemy projekt „Rok obrzędowy z Wikipedią” – muzealnicy i wikipedyści połączyli siły, by poprawić merytoryczną jakość etnograficznych zasobów najbardziej znanej internetowej encyklopedii! Projekt otrzymał dotację Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Również na naszym blogu pojawią się artykuły związane z wyjazdem.
Link do strony projektu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wikiprojekt:GLAM/Projekty/Rok_obrz%C4%99dowy_z_Wikipedi%C4%85
Na początek przedstawiamy Wam relację z wyjazdu wielkanocnego naszego wolontariusza, Piotra Zalewskiego, studenta Etnologii na UAM:
Całą ekipą (autor niniejszego wpisu, pracownicy muzeum i wikipedyści) dotarliśmy do Chobienic już w Wielką Sobotę (04.04.15). Zatrzymaliśmy się w hotelu „Podzamcze” w Zbąszyniu, zlokalizowanym na skraju parku, przy rozległym Jeziorze Zbąszyńskim, które mieniło się różem w zachodzącym słońcu. Po wrzuceniu naszych bagaży do pokoi hotelowych, pojechaliśmy obserwować oraz nagrać połączone obrzędy religijne Wielkiej Soboty oraz Niedzieli Wielkanocnej w Chobienicach.
Była godzina 22:00 kiedy niebo zrobiło się ciemno granatowe, a na nim zaświecił gigantyczny księżyc. Wierni wchodzili do świątyni ze świecami od chrztu. Ksiądz okazał się być bardzo charyzmatyczny, śpiewał niemal solo pieśni, które przygotował specjalnie na tę uroczystość. W środku grała orkiestra dęta, a kościół był wypełniony tak szczelnie, iż nie mogliśmy wejść do środka. Postanowiliśmy dostać się do zakrystii, by przywitać się z kimś z lokalnej społeczności i przy okazji nagrać trochę wnętrza. Ten pomysł spodobał się nam wszystkim, już po paru minutach byliśmy w środku. Dwie i pół godziny zleciały nam bardzo szybko, obserwując rozbiegane zaplecze ołtarza. Ze środka dobiegały nas jedynie niektóre słowa i pieśni. Oczy łzawiły nam od kłębów dymu wypluwanych przez wahające się na uchwycie kadzidło. Mariusz miał okazję nagrać nietypowe ujęcia zza ministrantów, uganiających się przy obchodach. Wszyscy byliśmy zaciekawieni postacią kościelnego, który trzymał wszystkie sznurki w swoich rękach; był on bez wątpienia postacią, która każdemu zapadła w pamięć. Bardzo nerwowo chodził i rozglądał się niby bez powodu po ciasnym pomieszczeniu. W jednej ręce trzymał pilota sterującego dzwonami, jego wzrok wędrował od kadzidła w stronę ołtarza, nogą pilnował, by drzwi do kościoła się nie zatrzasnęły, czasem łapał je w ostatniej chwili końcem spiczastego buta. Uciszał wszystkich zgromadzonych tam strażaków z OSP, którzy oczekiwali na spełnienie swojej funkcji — niesienie baldachimu — podczas procesji, poza tym dawał wskazówki ministrantom. Po części kościelnej, nastąpiła procesja, którą udało nam się zarejestrować. Msza zakończyła się długimi podziękowaniami i pozdrowieniami księdza skierowanymi do nas — gości z Warszawy, którzy mają oglądać Siwki.
Jednak prawdziwe atrakcje tego dnia miały dopiero się rozpocząć. Od razu po wyjściu z zakrystii otoczyła nas grupa obcych osób: Pani Sołtys, ksiądz, pani radna, oraz Pani Dorota — lokalna nauczycielka muzyki. Panie od razu przeszły z nami „na ty” i rzuciły: „To dalej, gdzie stoicie, jedziemy do sołtysowej!”. Już w samochodzie nauczycielka przedstawiła nam bardzo dużo ciekawych i zabawnych informacji dotyczących Siwków. To ona zajmuje się ich organizacją razem z sołtysową. W domu tej drugiej już po chwili poczuliśmy, na czym polegają polskie święta — na stole pojawił się poczęstunek. Przedstawiono nam bardzo ciekawe dokumenty, zdjęcia, opowiedziano wiele historii, które nagraliśmy, jednym słowem zafundowano nam wspaniały etnograficzny wieczór. Z domu Pani Sołtys wyszliśmy już po północy.
Następnego dnia spotkaliśmy się rano ze słynnym koźlarzem, Janem Prządką, w ramach badań Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie nad muzyką ludową. Od razu przeszliśmy do nagrania, gdzie wypytaliśmy o miejscowe zwyczaje oraz szkołę muzyczną. Rozmowę musieliśmy zakończyć w pośpiechu, ponieważ o 11:00 byliśmy umówieni z Panią Sołtys w chobienickiej sali wiejskiej, która jest corocznym miejscem spotkań przebierańców. Pani Dorota oraz Pani Sołtys pojawiły się parę minut po nas. Kiedy zwiedzaliśmy salę udało nam się nagrać parę wypowiedzi organizatorek. Jeszcze w trakcie rozmowy w holu pojawiali się uczestnicy pochodu. Większość z nich przyszła już w przebraniu, szukali rekwizytów i przygotowywali się do wyjścia. Była to dla nas niepowtarzalna okazja, żeby nagrać „setki” do naszego filmu. Ja z Klarą z muzeum staliśmy z boku kamery Mariusza (PME), wypytując poszczególne postacie o ich funkcje i odczucia. W tym czasie nasi znajomi z Wikipedii, Borys i Dorota, dokumentowali wszystko kamerą i aparatami. Zgodnie z planem o 12:00 pojawił się główny prowodyr pochodu – wspomniany już Pan Kościelny, tylko że tym razem w stroju policjanta. Gwizdał i zachowywał się równie energicznie jak dzień wcześniej.
W pochodzie szło w sumie 2 policjantów, niedźwiedź, siwki, kominiarze, chłop z babą trzymający koszyk na dary. Oprócz nich byli również grajkowie (akordeon oraz saksofon). Pochód na samym początku nie był tak dynamiczny jak nas zapewniano. Uczestnicy szli raczej powoli, tylko czasem kominiarze wybiegali naprzeciw dzieci, które biegały po wsi. Wizyta w domu gospodarza jest bardzo typowa dla tego typu pochodów. Policjant puka, dzwoni i gwiżdże, po otwarciu kominiarze smarują domowników sadzą, życząc wesołych świąt, a baba z dziadem podstawiają kosz na ewentualne dary. Ciekawym i nowym dla mnie elementem jest wypisywanie mandatów przez policjantów. Są to przygotowane wcześniej kartki, z napisem „mandat świąteczny”, które podpisuje się określoną żartobliwie kwotą. Kwit taki mobilizuje ludzi do podzielenia się z policjantem drobnymi, choć Pani Sołtys wspomniała, że wolą zbierać „ciche”, niż „dźwięczące”. Przez długi czas to ona szła z nami w pochodzie, a za nią w samochodzie jechał jej krewny. Powiedziała też nam, iż uczestnicy pochodu często „czytają płynnie” w domu gospodarza. Korowód idzie dość powoli, nie widać tam typowych dla pochodów poganiaczy, którzy pilnują zwartości grupy i ją popędzają. Część tych funkcji przejął policjant, jednak nie jest on w stanie im podołać, ponieważ idzie na przedzie, pokazuje kierunek, wypisuje mandaty i rozmawia z domownikami. Oprócz tego, zatrzymuje wszystkie przejeżdżające samochody w celu „murzenia” (usmarowania na czarno) i wlepienia mandatu. Mieszkańcy często z nami rozmawiali, nie byli zaskoczeni naszą obecnością, zapraszali na kawę. My jednak musieliśmy wrócić do domu Pani Sołtys po resztę cennych informacji. Po przekroczeniu progu, w którym jak zwykle przywitał nas pies, na stoły zaczęto wnosić jedzenie. Tym razem, w ilościach prawdziwie „świątecznych”. Musieliśmy zostać tam na przynajmniej półtorej godziny, w tym czasie pochód miał nas „dogonić”. Mieliśmy jeszcze okazję zobaczyć ostatni etap pochodu, który zdominował dom Pani Sołtys, przeszedł przez starszą część wsi, po czym w wielkim zmęczeniu, ponownie zgromadził się w sali wiejskiej, by podzielić zebrane pieniądze i łupy. Wyjazd był bardzo udany, pogoda, mimo niskiej temperatury raczej nas nie zawiodła.
Zdjęcia z wyjazdu można zobaczyć tutaj: https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Rok_obrz%C4%99dowy_z_Wikipedi%C4%85_w_Chobienicach
Dwujęzyczny artykuł w Wikipedii powstanie w ciągu najbliższych 2 miesięcy.
Autor: Piotr Zalewski
Kategorie: Tradycja