Beta

Bądź na bieżąco - RSS

Wielkanocne „siwki” (aut. Piotr Zalewski)

18 czerwca 2015 |

Od końca lutego reali­zu­jemy pro­jekt „Rok obrzę­dowy z Wiki­pe­dią” – muze­al­nicy i wiki­pe­dy­ści połą­czyli siły, by popra­wić mery­to­ryczną jakość etno­gra­ficz­nych zaso­bów naj­bar­dziej zna­nej inter­ne­to­wej ency­klo­pe­dii! Pro­jekt otrzy­mał dota­cję Mini­ster­stwa Kul­tury i Dzie­dzic­twa Naro­do­wego oraz Urzędu Mar­szał­kow­skiego Woje­wódz­twa Mazo­wiec­kiego. Rów­nież na naszym blogu poja­wią się arty­kuły zwią­zane z wyjazdem.

Link do strony pro­jektu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wikiprojekt:GLAM/Projekty/Rok_obrz%C4%99dowy_z_Wikipedi%C4%85

Na począ­tek przed­sta­wiamy Wam rela­cję z wyjazdu wiel­ka­noc­nego naszego wolon­ta­riu­sza, Pio­tra Zalew­skiego, stu­denta Etno­lo­gii na UAM:

Całą ekipą  (autor niniej­szego wpisu, pra­cow­nicy muzeum i wiki­pe­dy­ści) dotar­li­śmy do Cho­bie­nic już w Wielką Sobotę (04.04.15). Zatrzy­ma­li­śmy się w hotelu „Pod­zam­cze” w Zbą­szy­niu, zlo­ka­li­zo­wa­nym na skraju parku, przy roz­le­głym Jezio­rze Zbą­szyń­skim, które mie­niło się różem w zacho­dzą­cym słońcu. Po wrzu­ce­niu naszych bagaży do pokoi hote­lo­wych, poje­cha­li­śmy obser­wo­wać oraz nagrać połą­czone obrzędy reli­gijne Wiel­kiej Soboty oraz Nie­dzieli Wiel­ka­noc­nej w Chobienicach.

Była godzina 22:00 kiedy niebo zro­biło się ciemno gra­na­towe, a na nim zaświe­cił gigan­tyczny księ­życ. Wierni wcho­dzili do świą­tyni ze świe­cami od chrztu. Ksiądz oka­zał się być bar­dzo cha­ry­zma­tyczny, śpie­wał nie­mal solo pie­śni, które przy­go­to­wał spe­cjal­nie na tę uro­czy­stość. W środku grała orkie­stra dęta, a kościół był wypeł­niony tak szczel­nie, iż nie mogli­śmy wejść do środka. Posta­no­wi­li­śmy dostać się do zakry­stii, by przy­wi­tać się z kimś z lokal­nej spo­łecz­no­ści i przy oka­zji nagrać tro­chę wnę­trza. Ten pomysł spodo­bał się nam wszyst­kim, już po paru minu­tach byli­śmy w środku. Dwie i pół godziny zle­ciały nam bar­dzo szybko, obser­wu­jąc roz­bie­gane zaple­cze ołta­rza. Ze środka dobie­gały nas jedy­nie nie­które słowa i pie­śni. Oczy łza­wiły nam od kłę­bów dymu wyplu­wa­nych przez waha­jące się na uchwy­cie kadzi­dło. Mariusz miał oka­zję nagrać nie­ty­powe uję­cia zza mini­stran­tów, uga­nia­ją­cych się przy obcho­dach. Wszy­scy byli­śmy zacie­ka­wieni posta­cią kościel­nego, który trzy­mał wszyst­kie sznurki w swo­ich rękach; był on bez wąt­pie­nia posta­cią, która każ­demu zapa­dła w pamięć. Bar­dzo ner­wowo cho­dził i roz­glą­dał się niby bez powodu po cia­snym pomiesz­cze­niu. W jed­nej ręce trzy­mał pilota ste­ru­ją­cego dzwo­nami, jego wzrok wędro­wał od kadzi­dła w stronę ołta­rza, nogą pil­no­wał, by drzwi do kościoła się nie zatrza­snęły, cza­sem łapał je w ostat­niej chwili koń­cem spi­cza­stego buta. Uci­szał wszyst­kich zgro­ma­dzo­nych tam stra­ża­ków z OSP, któ­rzy ocze­ki­wali na speł­nie­nie swo­jej funk­cji — nie­sie­nie bal­da­chimu — pod­czas pro­ce­sji, poza tym dawał wska­zówki mini­stran­tom. Po czę­ści kościel­nej, nastą­piła pro­ce­sja, którą udało nam się zare­je­stro­wać. Msza zakoń­czyła się dłu­gimi podzię­ko­wa­niami i pozdro­wie­niami księ­dza skie­ro­wa­nymi do nas — gości z War­szawy, któ­rzy mają oglą­dać Siwki.

Jed­nak praw­dziwe atrak­cje tego dnia miały dopiero się roz­po­cząć. Od razu po wyj­ściu z zakry­stii oto­czyła nas grupa obcych osób: Pani Soł­tys, ksiądz, pani radna, oraz Pani Dorota — lokalna nauczy­cielka muzyki. Panie od razu prze­szły z nami „na ty” i rzu­ciły: „To dalej, gdzie sto­icie, jedziemy do soł­ty­so­wej!”. Już w samo­cho­dzie nauczy­cielka przed­sta­wiła nam bar­dzo dużo cie­ka­wych i zabaw­nych infor­ma­cji doty­czą­cych Siw­ków. To ona zaj­muje się ich orga­ni­za­cją razem z soł­ty­sową. W domu tej dru­giej już po chwili poczu­li­śmy, na czym pole­gają pol­skie święta — na stole  poja­wił się poczę­stu­nek. Przed­sta­wiono nam bar­dzo cie­kawe doku­menty, zdję­cia, opo­wie­dziano wiele histo­rii, które nagra­li­śmy, jed­nym sło­wem zafun­do­wano nam wspa­niały etno­gra­ficzny wie­czór. Z domu Pani Soł­tys wyszli­śmy już po północy.

Następ­nego dnia  spo­tka­li­śmy się rano ze słyn­nym koź­la­rzem, Janem Prządką, w ramach badań Pań­stwo­wego Muzeum Etno­gra­ficz­nego w War­sza­wie nad muzyką ludową. Od razu prze­szli­śmy do nagra­nia, gdzie wypy­ta­li­śmy o miej­scowe zwy­czaje oraz szkołę muzyczną. Roz­mowę musie­li­śmy zakoń­czyć w pośpie­chu, ponie­waż o 11:00 byli­śmy umó­wieni z Panią Soł­tys w cho­bie­nic­kiej sali wiej­skiej, która jest corocz­nym miej­scem spo­tkań prze­bie­rań­ców. Pani Dorota oraz Pani Soł­tys poja­wiły się parę minut po nas. Kiedy zwie­dza­li­śmy salę udało nam się nagrać parę wypo­wie­dzi orga­ni­za­to­rek. Jesz­cze w trak­cie roz­mowy w holu poja­wiali się uczest­nicy pochodu. Więk­szość z nich przy­szła już w prze­bra­niu, szu­kali rekwi­zy­tów i przy­go­to­wy­wali się do wyj­ścia. Była to dla nas nie­po­wta­rzalna oka­zja, żeby nagrać „setki” do naszego filmu. Ja z Klarą z muzeum sta­li­śmy z boku kamery Mariu­sza (PME), wypy­tu­jąc poszcze­gólne posta­cie o ich funk­cje i odczu­cia. W tym cza­sie nasi zna­jomi z Wiki­pe­dii, Borys i Dorota, doku­men­to­wali wszystko kamerą i apa­ra­tami. Zgod­nie z pla­nem o 12:00 poja­wił się główny pro­wo­dyr pochodu – wspo­mniany już Pan Kościelny, tylko że tym razem w stroju poli­cjanta. Gwiz­dał i zacho­wy­wał się rów­nie ener­gicz­nie jak dzień wcześniej.

W pocho­dzie szło w sumie 2 poli­cjan­tów, niedź­wiedź, siwki, komi­nia­rze, chłop z babą trzy­ma­jący koszyk na dary. Oprócz nich byli rów­nież graj­ko­wie (akor­deon oraz sak­so­fon). Pochód na samym początku nie był tak dyna­miczny jak nas zapew­niano. Uczest­nicy szli raczej powoli, tylko cza­sem komi­nia­rze wybie­gali naprze­ciw dzieci, które bie­gały po wsi. Wizyta w domu gospo­da­rza jest bar­dzo typowa dla tego typu pocho­dów. Poli­cjant puka, dzwoni i gwiż­dże, po otwar­ciu komi­nia­rze sma­rują domow­ni­ków sadzą, życząc weso­łych świąt, a baba z dzia­dem pod­sta­wiają kosz na ewen­tu­alne dary. Cie­ka­wym i nowym dla mnie ele­men­tem jest wypi­sy­wa­nie man­da­tów przez poli­cjan­tów. Są to przy­go­to­wane wcze­śniej kartki, z napi­sem „man­dat świą­teczny”, które pod­pi­suje się okre­śloną żar­to­bli­wie kwotą. Kwit taki mobi­li­zuje ludzi do podzie­le­nia się z poli­cjan­tem drob­nymi, choć Pani Soł­tys wspo­mniała, że wolą zbie­rać „ciche”, niż „dźwię­czące”. Przez długi czas to ona szła z nami w pocho­dzie, a za nią w samo­cho­dzie jechał jej krewny. Powie­działa też nam, iż uczest­nicy pochodu czę­sto „czy­tają płyn­nie” w domu gospo­da­rza. Koro­wód idzie dość powoli, nie widać tam typo­wych dla pocho­dów poga­nia­czy, któ­rzy pil­nują zwar­to­ści grupy i ją popę­dzają. Część tych funk­cji prze­jął poli­cjant, jed­nak nie jest on w sta­nie im podo­łać, ponie­waż idzie na prze­dzie, poka­zuje kie­ru­nek, wypi­suje man­daty i roz­ma­wia z domow­ni­kami. Oprócz tego, zatrzy­muje wszyst­kie prze­jeż­dża­jące samo­chody w celu „murze­nia” (usma­ro­wa­nia na czarno) i wle­pie­nia man­datu. Miesz­kańcy czę­sto z nami roz­ma­wiali, nie byli zasko­czeni naszą obec­no­ścią, zapra­szali na kawę. My jed­nak musie­li­śmy wró­cić do domu Pani Soł­tys po resztę cen­nych infor­ma­cji. Po prze­kro­cze­niu progu, w któ­rym jak zwy­kle przy­wi­tał nas pies, na stoły zaczęto wno­sić jedze­nie. Tym razem, w ilo­ściach praw­dzi­wie „świą­tecz­nych”. Musie­li­śmy zostać tam na przy­naj­mniej pół­to­rej godziny, w tym cza­sie pochód miał nas „dogo­nić”. Mie­li­śmy jesz­cze oka­zję zoba­czyć ostatni etap pochodu, który zdo­mi­no­wał dom Pani Soł­tys, prze­szedł przez star­szą część wsi, po czym w wiel­kim zmę­cze­niu, ponow­nie zgro­ma­dził się w sali wiej­skiej, by podzie­lić zebrane pie­nią­dze i łupy. Wyjazd był bar­dzo udany, pogoda, mimo niskiej tem­pe­ra­tury raczej nas nie zawiodła.

Zdję­cia z wyjazdu można zoba­czyć tutaj: https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Rok_obrz%C4%99dowy_z_Wikipedi%C4%85_w_Chobienicach

 

Dwu­ję­zyczny arty­kuł w Wiki­pe­dii powsta­nie w ciągu naj­bliż­szych 2 miesięcy.

Autor: Piotr Zalewski

Kategorie: Tradycja

Napisz komentarz